30 sierpnia 2015

Rozdział VI




Lena obudziła się, sądząc po stanie zegarka na wyświetlaczu starej Nokii, dokładnie sześć minut po siódmej. Rano oczywiście. Nie było już tak ciemno jak wcześniej, ale słońce jeszcze nie zdążyło wzejść. Czuła się tak, jakby wcale nie spała. Sny rozpłynęły się wraz z poczuciem niepokoju, spowodowanym nowym miejscem. Zapamiętała z nich tylko powykręcane drzewa i kłęby dymu unoszące się znad ich spalonych gałęzi.
Jej kołdra w różyczki zwisała smętnie z boku łóżka, częściowo leżąc na wyłożonej kwadratowymi płytkami podłodze. Wyciągnęła dłoń, by po nią sięgnąć i zobaczyła przezroczystą rurkę ciągnącą się skądś z góry aż do jej ramienia. Znów podłączyli jej kroplówkę. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz na samą myśl o igle wbijającej się w jej ciało.
W miarę możliwości rozejrzała się po sali. Zasadniczo wyglądała tak samo, ale zdawała się być większa od poprzedniej. Oprócz jej łóżka, stały tu jeszcze trzy inne. Wszystkie puste. Przy pomalowanej na kremowo ścianie dojrzała ognistą czuprynę. Na jednym z metalowych krzesełek siedział Daniel z głową opartą na rytmicznie opadającej i podnoszącej się klatce piersiowej. Włosy zasłaniały mu połowę twarzy, ale nie miała problemów z rozpoznaniem go. Nosił dokładnie to samo ubranie co wczoraj. Prawa ręka wisiała mu bezwładnie poza krzesłem.
Lena zsunęła się ostrożnie z łóżka. Nie chciała obudzić mężczyzny, ale też nie mogła ruszać się szybciej. Na całym ciele czuła ból. Powoli otworzyła drzwi łazienki i się do niej wśliznęła. Obmyła twarz zimną wodą. Włosy miała splątane i wyglądające jak ptasie gniazdo, a twarz szarą jak papier. Pod oczami widniały sińce, pełne usta były suche i popękane. Gardło miała wyschnięte, jakby całą noc krzyczała. Nabrała wody z kranu w dłoń i wypiła. Kiedy wróciła na salę, Daniel już nie spał. Celowo unikała spojrzenia jego błękitnych oczu. Wdrapała się na łóżko z jękiem.
— Dobrze się czujesz? — zapytał z troską.
— Zajebiście — odparła z sarkazmem, wślizgując się pod kołdrę.
Odwróciła głowę w stronę okna. Słońce powoli wzbijało się na widnokręgu. Nie chciała patrzeć na Daniela, nie chciała powiedzieć mu ostrych słów. Wiedziała, że to co cię stało poprzedniego dnia, nie było jego winą. Po prostu należał do świata z którym nie chciała mieć nic do czynienia. Sama obecność maga ją drażniła. Po co tu właściwie siedzi? Spał tu? — przemknęło jej przez myśl.
— Leno, to nie czas na żarty. Twój stan jest bardzo… niestabilny. Pozwól sobie pomóc. — Ognisty wstał z krzesła i zbliżył się do dziewczyny. Odruchowo się odsunęła, więc dał za wygraną.
— Nie chcę już z panem rozmawiać. Może pan wyjść? — odparła z irytacją, wskazując przy tym drzwi.
— Jestem tu dla ciebie. — W jego głosie usłyszała troskę, ale też odrobinę smutku.
 Jest mu mnie żal? — zdziwiła się, ale zdumienie szybko przeszło w złość. Taki jest pomocny? Pewnie to on smacznie sobie chrapał, kiedy myślałam, że zaraz umrę. Co za bubek.
— Zakładam, że był pan tu w nocy. Wtedy poradziłam sobie bez pana to i teraz dam sobie radę. — odpowiedziała z wyrzutem.
— Co stało się w nocy? — Na owalną twarz ognistego wystąpiło zaniepokojenie. Jego rysy wyostrzyły się, a ślad rudego zarostu na twarzy tylko spotęgował ten efekt.
— Nieważne, niech pan idzie. — Lena próbowała go zbyć. Po co to powiedziałam? Teraz się nie odczepi.
— Pójdę, jeśli mi powiesz. — Poinformował ją zdecydowanym tonem. Usiadł na przeciwległym łóżku i wbił wyczekujący wzrok w nastolatkę.
Bynajmniej nie miał zamiaru wyjść. Trwali tak przez chwilę, mierząc się spojrzeniami, aż Lena w końcu ustąpiła i opowiedziała mu o wszystkim co zaszło w nocy, paraliżu i koszmarach.
— Tak, to mogło się zdarzyć — odparł tonem naukowca. — Twoje ciało było bardzo wyczerpane po tym, co wcześniej zrobiłaś. Czerpanie energii z samego siebie, jeszcze w tak osłabionym stanie jak twój, może po pewnym czasie dać niewyobrażalnie negatywne skutki. Miałaś dużo szczęścia, że nic poważniejszego ci się nie stało.
— Ostatnio często to słyszę. To chyba czyni mnie szczęściarą. Powiedziałam już to, co chciał pan usłyszeć. Pójdzie pan teraz? — spytała twardo.
— Pójdę. Jest coś co mogę dla ciebie zrobić?
— Może pan nigdy nie wracać. Zamierzam zostawić tę waszą magię głęboko w tyle.
— Niczego nie mogę obiecać  — stwierdził i zniknął w korytarzu.
***
Zaraz po południu Lena zadzwoniła do ojca z prośbą o przyjazd. Nie chciała powiedzieć mu niczego konkretnego przez telefon. Pojawił się piętnaście minut później. Szpital znajdował się tylko parę ulic od domu Lwowskich. Na miejscu Cyprian otrzepał czarną kurtkę i włosy ze śniegu. Widząc swoją córkę, zmarszczył krzaczaste brwi. 
— Co się stało, słońce?
— Muszę ci o czymś powiedzieć, tato.
— Mów skarbie. — Przysiadł na krześle i nachylił się do niej.
— Wierzę ci. Wierzę w magów i całą resztę.
— To cudownie. — Ojciec rozpromienił się.
— Nie. — Potrząsnęła głową. — Wczoraj przydarzyło mi się coś okropnego przez tę magię.
Cyprian pobladł i jakby skurczył się w sobie, czekając na ciąg dalszy. Kiedy nie nadchodził, sam zapytał.
— Opowiesz mi o tym?
Lena skinęła głową.
— Zaczęło się od tego, że poszłam do doktora Jabłońskiego… — streściła ojcu wczorajsze wydarzenia.
Czuła się inaczej, niż kiedy opowiadała o wszystkim Koterskiemu. Tam w pośpiechu rzucała suchymi informacjami. Widok zatroskanych złotych oczu ojca sprawił, że szczegóły stały się jeszcze bardziej bolesne. Chciała wyrzucić z siebie wszystko.
— Tak bardzo się bałam. Myślałam, że zostanę już tak na zawsze. — Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się w ramionach ojca. Tulił ją i mówił uspokajające słowa.
— Nie chcę… nie chcę już przez to więcej przechodzić… — mówiła tak cicho, że ledwie mógł rozróżnić poszczególne słowa.
— Pomówię z twoim lekarzem. Znajdziemy sposób. — Ucałował córkę w czoło.
— Tato.
— Tak? — Cyprian odwrócił się w drzwiach.
— Nie chcę mieć nic wspólnego z tą całą magią.
***
Pan Lwowski czuł się bardzo zmartwiony. Nie mógł przypuszczać, że magia może wyrządzić krzywdę jego dziecku. Wcześniej pełen entuzjazmu, teraz zastanawiał się jedynie co byłoby najlepsze dla Leny. Jej historia nim wstrząsnęła i wzdrygał się na samą myśl, że mogłoby przydarzyć się jej coś takiego ponownie.
Zapukał do gabinetu doktora, ale nie zastał tam Jabłońskiego. Usiadł na krzesełku, które zatrzeszczało pod jego nie najmniejszym ciężarem. Co powinien zrobić w takiej sytuacji? Chciał poznać magię, ale to co stało się z Leną sprawiło, że zaczął patrzeć na nią inaczej, bez wcześniejszego zachwytu. Korytarzem przechodził właśnie przyjaciel doktora, popijając kawę z automatu. Wyglądał kiepsko w wymiętych ciuchach i z cieniami pod oczami. Kiedy zobaczył pana Lwowskiego, przysiadł się koło niego.
— Szukał pan doktora? — zapytał Daniel. — Jeszcze nie przyszedł, ma popołudniowy dyżur. Będzie dopiero za godzinę. — Przyjrzał się Lwowskiemu. — Dowiedział się pan o tym, co się wczoraj stało?  
Mężczyzna skinął głową.
— Może mógłbym w czymś panu pomóc? Wiem o przypadku pana córki prawie tyle, co mój przyjaciel. I tak przez tę godzinę nie będzie miał pan nic do roboty.
— No dobrze. — Cyprian nie był przekonany, czy Koterski jakoś mu pomoże, ale nie wydawało mu się, żeby miał w tym momencie inne opcje.
— Może przejdziemy się w jakieś ustronniejsze miejsce? — Zaproponował młodszy.
— Jak pan uważa. — Zgodził się Lwowski i podążył za Danielem.
Przeszli do jednej z nieużytkowanych sal na drugim końcu szpitala. Przez cała drogę milczeli, aż Daniel poczuł się dziwnie z tego powodu. Próby zagadywania pana Lwowskiego spełzały na niczym. Dopiero, gdy usiedli naprzeciwko siebie, sącząc kawę z automatu, rozmowa zaczęła się kleić.
— Kiedy moja córka opowiadała mi o wczorajszych wydarzeniach, aż ciarki mnie przeszły. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Nie chcę, żeby Lena ponownie coś takiego przeżyła. Najpierw wypadek, teraz to. Za dużo tego wszystkiego jak osiemnastoletnią dziewczynę.
— Mogę tylko powiedzieć, że po części pana rozumiem. Widziałem, że pańska córka sobie z tym nie radzi, choć stara się to ukryć — odparł Daniel ze smutkiem. — Magowie władający energią ognia, posiadają zazwyczaj wysoko rozwiniętą intuicję. Ja chcąc nie chcąc, też się do nich zaliczam. To ciekawe, że nawet jeśli potrafimy opanować więcej żywiołów, wciąż przeważają u nas cechy tych, które odkryliśmy jako dzieci. To nas w pewien sposób kształtuje. Przepraszam, rozgadałem się. Nawyk belfra do prowadzenia wykładów. — Poczochrał swoją czuprynę.
— To bardzo interesujące co pan mówi. Proszę się nie krępować, to chyba jedno z ostatnich moich doświadczeń z magią. Lena chce zupełnie się od niej odciąć, a nie ma rzeczy, której nie zrobiłbym dla mojej dziewczynki.
— Wiem, że jej przypadek jest szczególny i nie zaczęła w najdelikatniejszy sposób, ale może dałoby się jakoś na nią wpłynąć, żeby zmieniła zdanie?
— Może kiedyś. Ale najpierw sama będzie musiała to zrozumieć. Jak się na coś uprze, to nie przetłumaczysz. Zawsze taka była, już jako szkrab. — Pan Lwowski spojrzał w okno i uśmiechnął się mimo woli.
— Już nie jest szkrabem — zauważył Koterski.
— Dla mnie zawsze będzie. — Cyprian uśmiechnął się do siebie. — Może mi pan opowiedzieć coś więcej o tych zdarzeniach, których wczoraj doświadczyła?
— Oczywiście. — Daniel odkaszlnął i rozsiadł się na krześle, przyjmując gawędziarską pozę. — Wczorajsze wydarzenia stały się wynikiem tego, że pańska córka zdjęła bransolety blokujące jej magię. W jej stanie było to bardzo niebezpieczne i pod żadnym pozorem nie powinna tego robić. Jej magia jest jeszcze nieodpieczętowana, jak lubimy to nazywać. — Ognisty dopił resztkę kawy i odłożył plastikowy kubek na bok.
Lwowskiego całkowicie pochłonął wywód Daniela i słuchał jak urzeczony.
— Podczas odpowiedniego rytuału, w okresie dziecięcym każdy mag przechodzi przez odpieczętowanie swoich mocy. Wtedy magia stabilizuje się lub u niektórych dzieci, dopiero uwalnia. Sam proces nie jest niebezpieczny ani bolesny. Gorzej jeśli nie zostanie przeprowadzony wcale. Wtedy mogą pojawić się komplikacje i tak właśnie stało się w przypadku Leny. Jej moc została odpieczętowana przez nią samą, ale tylko w połowie. Nie jest w stanie kontrolować swojej energii, nie została do tego przygotowana i jakby to ująć, naładowana. Nie wiem czy mój przyjaciel wcześniej panu mówił, ale my magowie, potrzebujemy czerpać energię z zewnątrz.
— Nie wspominał mi o niczym takim. — Lwowski odparł zaskoczony.
— Dobrze, więc zaraz to panu wyjaśnię. Każdy elementalista, choćby nie wiadomo jak silny, musi od czasu do czasu wchłonąć energię ze specjalnych kamieni, które zwiemy po prostu kamieniami energetycznymi. Tak jak organizm ludzki czerpie wigor z jedzenia, magowie czerpią go z kamieni. Częstotliwość tego procesu jest bardzo indywidualna. Zazwyczaj nosimy ze sobą mniejsze wersje kryształów, o tutaj jest mój — Daniel wyciągnął spod koszuli wisiorek z czerwonym kamieniem.
Cyprian dotknął go przelotnie opuszkami palców.
— Na wszelki wypadek. — Koterski schował go z powrotem i poklepał się w miejscu, gdzie wisiał. — Lena jeszcze nigdy nie czerpała i tak jak w przypadku wygłodzenia organizmu, tak i ona w momencie użycia magii bardzo się osłabiła. Można by powiedzieć, że korzystała ze swojej iskry. To coś, co posiada każdy mag i to różni nas od zwykłych ludzi. Pan też ją ma.
— Naprawdę?
— Tak, z tą jednak różnicą, że jest w panu uśpiona. Pamięta pan, gdy doktor kazał panu potrzymać kryształ i tamten zaświecił? To właśnie sposób na wykrycie iskry w człowieku. Nazywamy te kryształy kamieniami poznania, właśnie ze względu na tę właściwość.
— Niesamowite. Czy Lena będzie mogła żyć normalnie po tym wszystkim? W rozmowie zdradziła mi, że nie chce mieć nic wspólnego z magią.
— Obawiam się, że to niemożliwe. — Elementalista pokręcił głową. — Na wpół przebudzona moc nie zniknie, a bransolety na dłuższą metę nie są rozwiązaniem. Mogą wystąpić skutki uboczne. Zalecam panu jednak namówienie pańskiej córki na przejście rytuału. Wtedy jej magia się uspokoi, a jeśli nie będzie chciała w przyszłości z niej korzystać, może zwyczajnie jej nie „doładowywać”.
— Rozumiem.
— Możemy specjalnie urządzić dla niej i reszty pana rodziny, jeżeli oczywiście wykażecie państwo zainteresowanie, rytuał w odpowiednim miejscu i czasie. A jeżeli magia się wam spodoba, istnieją specjalne szkoły, do których może posłać pan dzieci. Dla starszych też na pewno znalazłby się odpowiedni nauczyciel, gdyby był pan chętny. Rytuał odpieczętowania teoretycznie można przejść w każdym wieku, pod warunkiem, że ma się iskrę. Ten warunek pan spełnia.
— Zastanowię się nad tym. Wszystko będzie zależało od tego, czego dowiem się od Leny w najbliższym czasie. A co z paraliżem sennym? Wiąże się to z tym czerpaniem magii z jej własnego ciała?
— Dokładnie. Jej organizm był skrajnie wycieńczony i to jeden ze skutków ubocznych. Inne są podobne to tych, występujących przy braku snu.
— Rozumiem. Czyli to, co przytrafiło się mojej córce nie jest powszechne?
— W żadnym razie. — Daniel rzekł twardo. — Coś takiego wcale nie powinno się zdarzyć. Od urodzenia nie widziałem czegoś podobnego. Radzę panu przekonać córkę do przejścia rytuału. To co potrafimy robić jest naprawdę magiczne i mówię to panu jako ktoś, kto ogląda tę magię codziennie. — Kątem oka spojrzał na zegarek — O, zaraz minie godzina. Wracamy do gabinetu doktora Jabłońskiego?
— Chodźmy.
— Rozwiałem chociaż trochę pana wątpliwości? — zapytał Daniel, zamykając za sobą drzwi.
— Nawet więcej niż trochę. Chociaż wciąż martwię się o Lenę.
— Jest pan dobrym ojcem, wie pan?  
Cyprian zmieszał się i zaczął poprawiać fałdy na granatowym swetrze. W końcu odpowiedział.
— Staram się być.
***
Cyprian wrócił do sali Leny z doktorem Jabłońskim.
— Długo ci zeszło, tato. Już się bałam, że cię porwali kosmici — rzuciła.
— Gdzie tam. Miałem całkiem miłą pogawędkę z panem Koterskim. Poznałaś chyba Daniela?
— Tak, poznałam. — Dziewczyna odparła sucho.
— Planowałaś porozmawiać z doktorem, więc ci go przyprowadziłem.
— Cieszę się, że chciałaś mnie widzieć. — Jabłoński odezwał pierwszy raz od swojego przyjścia. Wydawał się być zmęczony.
— No właśnie mam nadzieję, że już niedługo. Zależy mi na wydostaniu się stąd. — Lena stwierdziła zdecydowanym tonem.
— Gdyby nie wczorajszy incydent, byłbym skłonny cię wypisać, ale teraz to nie jest najlepszy pomysł. — Filip zamyślił się, czytając coś w jej karcie pacjenta.
— Co pan na to, żebym została jeszcze na noc na obserwacji i jutro po południu wróciła do domu? Mam przecież na sobie te bransoletki, nic mi się nie stanie.
— Prawdą jest, że dalsza rekonwalescencja byłaby dla ciebie przyjemniejsza w warunkach domowych. Jednak jeżeli już się na to zgodzę, tu musisz zgodzić się na wizyty domowe. — Doktor odparł, zaskakująco jak na siebie, mocnym głosem.
— Jeśli na to przystanę, wyjdę jutro?
— Jeżeli nie będzie żadnych przeciwwskazań zdrowotnych. Odwiedzałbym ciebie dwa razy w tygodniu, a w razie gdyby coś się działo, twoi rodzice będą zobowiązani natychmiast mnie wezwać.
— Nie podoba mi się to. Czy to musi być akurat pan?
— Ja prowadziłem twój przypadek od samego początku. Wolałbym zająć się tobą osobiście. — Rzekł twardo. — To jak będzie?
Nastała chwila ciszy. Lena nie planowała kolejnych spotkań z doktorem, ale też bardzo chciała już opuścić szpital. Drugie zwyciężyło.
— Niech panu będzie — powiedziała, patrząc na niego spode łba.
— Dobrze. — Jabłoński rozpromienił się — Jutro zajmiemy się formalnościami. Do widzenia Leno, panie Lwowski. — Doktor pożegnał się i zniknął w korytarzu.
— Mogło być gorzej, słońce. — Ojciec przysiadł na brzegu łóżka.
— Dwa razy. Dwa razy w tygodniu ma mnie odwiedzać. Chciałam się od tego odciąć, a nie z nim zaprzyjaźniać.
— Zobaczysz, jeszcze to nam wyjdzie na dobre.  — Cyprian spróbował pocieszyć córkę.
— Nie jestem tego taka pewna.
***
Kiedy tylko Lena wiedziała już, że na sto procent dziś ją wypuszczą, poszła pożegnać się z przyjaciółką. Gdy przyszła, Ula gawędziła z inną pacjentką, ale na widok Lwowskiej rozpromieniła się i poklepała swoje łóżko. Lena cmoknęła ją w policzek na przywitanie.
— Siema. I jak tam?
— Hej. To już oficjalne, dzisiaj wypuszczają mnie do domu. — Lena napawała się dźwiękiem tych słów.
— Ekstra. Zazdroszczę ci — jęknęła Ulka. — Mnie będą tu trzymać jeszcze przez co najmniej tydzień.
— Będę cię odwiedzać.
— No ja myślę. I przyniesiesz mi puszkę swoich owocowych ciastek.  
Lena zasalutowała.
— Lepiej wyglądasz.
— Chciałabym to samo powiedzieć o tobie.
— Nie narażaj się, wciąż mogę cię walnąć — stwierdziła wojowniczo Ulka. — Dwie z czterech kończyn mam całkiem sprawne.
— Szczerość ponad wszystko, prawda?
— Eh, jesteś koszmarna. — Urszula pokręciła głową. — Moja nowa koleżanka jest o wiele milsza od ciebie. Może powinnam wymienić cię na nowszy model?
— Proszę bardzo — Lena rzuciła lekceważąco — ale nie biegnij do mnie z płaczem, kiedy zabraknie ci deserów.
— Znasz mój czuły punkt, Truskaweczko.
— Oj znam. I nie zawaham się go użyć. — Obie dziewczyny się roześmiały, choć nie tak radośnie jak w przeszłości.
Wszystko zdawało się wracać na dawne tory. Nie wspominały o wydarzeniach z wypadku. Lena podświadomie czuła, że to by wszystko zepsuło. Do tego dochodziła ta cała sprawa z magami. Wcześniej bała się, że mogłoby to rozbić ich przyjaźń, ten sekret. Teraz, kiedy sama zamierzała nie zagłębiać się w tamten świat, nie widziała powodu, by to roztrząsać. Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas, a kiedy nadeszła pora obiadu, Lena wróciła na swoją salę.
***
Lena siedziała na łóżku. Już nie mogła się doczekać powrotu do domu. Spakowała już większość rzeczy i czekała na rodziców. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
— Proszę — zachęciła.
Do sali weszła Sandra. Wyglądała blado w swojej białej kurtce, a jej szeroki nos był czerwony.
— Można? — Spytała nieśmiało.
— Jasne, ładuj się. — Zaprosiła Lena.
Dziewczyna przysiadła na krześle.
— Przepraszam, że wcześniej nie przyszłam. Zachorowałam w poniedziałek, a dopiero wczoraj poczułam się lepiej. Przyniosłam ci krówki, wiem jak bardzo je lubisz.
— Dzięki. — Lena wzięła cukierek i wpakowała do ust. Przymknęła oczy, rozkoszując się płynnym nadzieniem. — Mogłaś siedzieć w domu, do czasu aż całkiem wyzdrowiejesz — mówiła niewyraźnie, cały czas żując krówkę.
— Eh, to nie było nic takiego. Zwykła grypa.
— Sprzedam ci newsa. Dzisiaj wychodzę. Nareszcie. — Lena chciała zatańczyć na łóżku, ale złamana ręka znacznie jej to utrudniała. Zamiast tego, kołysała się na boki z jedną ręką w górze i strzelała głupie miny.
— To wspaniale. Czyli nie stało ci się nic poważnego? Chłopacy mówili, że połamałaś sobie rękę. Teraz widzę, że to prawda. — Spojrzała na zamkniętą w gipsie rękę Leny.
— Na szczęście lewą, no i dwa żebra. Nie mogę przez to spać na boku, ale przeżyję.
Nagle Sandra zbliżyła się do Leny. Miała zaszklony wzrok.
— Lena, tak strasznie cię przepraszam. To wszystko moja wina. — W końcu nie wytrzymała spojrzenia koleżanki i wtuliła twarz w pościel.
— Co ty gadasz? Sandra, spójrz na mnie. To nie była niczyja wina. Po prostu mieliśmy pecha.
— Ale… ale gdybyście nie wyjechali z przyjęcia to… to by się nie stało. — Dziewczyna zaczęła szlochać i pociągać nosem.
— Sandra, hej, przecież nie kazałaś nam wyjść wcześniej. To my okazałyśmy się na tyle głupie, żeby opuścić twoją imprezę. Zadręczałaś się tym przez cały czas?
Koleżanka kiwnęła głową.
— Chodź tu, dziewczyno — Lena rozłożyła przed nią ramię.
Sandra podniosła się i wtuliła w znajomą. Ścisnęła ją trochę za mocno, ale ta tylko zacisnęła mocniej zęby.
Przez drzwi przeszedł pan Lwowski. Córka ruchem głowy wskazała mu, by zaczekał na korytarzu. Mężczyzna wycofał się bezgłośnie.
— Jestem głupia — powiedziała w końcu Sandra.
— Wcale nie jesteś. Masz dobre serce. Musisz mi obiecać, że już nie będziesz o tym myśleć.
— No… no dobrze. — Dziewczyna otarła wierzchem dłoni łzy. — Chyba… chyba powinnam już iść. Nie zajrzałam jeszcze do Uli.
— To leć. I ani mi się waż więcej płakać z tego powodu. — Lena wymierzyła w nią palcem. — Już niedługo nawet nie będzie po nas widać, że coś się stało. Uśmiechnij się, bo inaczej Ulka cię pogoni.  
Sandra rozciągnęła usta w czymś, co mogło przypominać uśmiech.
— Od razu lepiej — skłamała Lena.
— To cześć, do później.
— Cześć.
Zaraz po tym do sali weszli państwo Lwowscy. Ojciec postawił na posadzce torbę podróżną.
— Biedna dziewczyna. Musiała się o was strasznie zamartwiać — stwierdziła Jolanta.
— Tak, masz rację, mamo.
— Załatwiliśmy już wszystkie papiery i przywieźliśmy ci świeże ubrania. — Żwawo wtrącił tato.
— Chcesz się pożegnać z Ulą? Przez jakiś czas się raczej nie zobaczycie.
— Już u niej byłam.
— No to w takim razie przebieraj się i możemy ruszać.
Matka pomogła jej z kozakami i w zapięciu kurtki. Jeden jej rękaw zwisał pusty, co z niewiadomego powodu wydawało się Lenie być czymś niesamowicie zabawnym. Właściwie wszystko nabrało lepszych barw i czuła, jakby miała teraz więcej energii, niż przez cały czas spędzony w murach kliniki.
Stając przed szpitalem, Lena odetchnęła. Pierwszy raz od tygodnia wyszła na zewnątrz. Nie przeszkadzał jej nawet chłód ani wiatr miotający jej kasztanowymi włosami na wszystkie strony. Powoli szła z rodzicami po śliskim chodniku do samochodu. Na szczęście zaparkowali blisko. Mama pomogła jej zapiąć pas i usiadła obok córki. Kombi ruszyło.
Kiedy tylko Lena usłyszała silnik samochodu, poczuła niepokój. Z każdym pokonanym przez auto metrem było gorzej. Nastolatce zaczęło robić się gorąco, miotała się na wszystkie strony. Serce waliło jej jak młotem. Oddech Leny przyspieszył i stał się nieregularny.
— Cyprian, zatrzymaj się! Coś się z nią dzieje — krzyknęła Jolanta.
— Już, chwila. — Mężczyzna zatrąbił na kierowcę z przodu. — Debil zastawił połowę ulicy.
— Córuś, kochanie, wszystko będzie dobrze — powtarzała mama.
Wreszcie zatrzymali się przy samym wyjeździe z parkingu. Lena zaczęła szarpać się z pasem. Jolanta szybko ją odpięła. Dziewczyna wyskoczyła na chodnik jak oparzona. Oparła dłoń na udzie, pochyliła głowę.
Rodzice nie mieli pojęcia co zrobić. W końcu wspólnie zaczęli do niej mówić. Lena nie słyszała co, dalej stała na środku, oddychając głośno. Czuła, jakby tonęła gdzieś w przestrzeni, jakby nabrała w płuca słonej wody. Nagle coś ją złapało. Skupiła swój rozbiegany wzrok. To była jej matka. Powoli Lena zaczynała czuć grunt pod nogami. Ojciec obejmował ją tyłu. Stali tak we trójkę, dopóki całkowicie się nie uspokoiła. Potem przesiedli się na ławkę.
— Słońce, już ci lepiej? Powinniśmy wezwać lekarza? — zapytała zaniepokojona kobieta.
— Już dobrze, mamo. To przez samochód. Chyba nie powinnam nim wracać do domu. — Prostokątna twarz Leny była cała czerwona i mokra od łez.
— To jak? — Zdziwiła się Jolanta. Akurat znalazła w torebce chusteczki i podała córce.
— Na pieszo — odparła Lena, jednocześnie wycierając zadarty nos. — W końcu to nie tak daleko, a świeże powietrze dobrze mi zrobi.
— Jesteś pewna, że to się nie powtórzy?
— O ile nie wsiądę do auta, tak sądzę.
— Pójdę z tobą — zaproponował Cyprian — Jola, odwieziesz kombiaka, dobrze?
— Uważaj na nią — powiedziała kobieta. Posłała córce ostatnie zatroskane spojrzenie i poszła do samochodu.
— Na pewno nie chcesz wrócić do szpitala? Doktor mógłby cię obejrzeć, może coś na to poradzić?
— Nie tato, będzie już w porządku. Chodźmy.
Szli do domu w milczeniu, bo z każdym wypowiedzianym przez nich słowem z ust buchała para. Dziewczynie wydawało się, że nie jest aż tak zimno, na co jej ojciec tylko dziwnie na nią popatrzył. Cyprian stwierdził, że gdyby jego córka dostała jeszcze zapalenia płuc, nie wybaczyłby sobie.
Na miejscu Lena zastała królewskie powitanie. Na stole w salonie stały eklerki i gorąca owocowa herbata. Bliźniaki zrobiły nawet transparent z napisem „witaj w domu”. Zdały jej pełną relację na temat wszystkiego, co działo się pod jej nieobecność. Wszyscy śmiali się z głupich kawałów taty, a później spędzili wieczór na komentowaniu filmów w telewizji. Kiedy zmęczona po całym dniu padła na swoje zaścielone malinową kapą łóżko, Lena pomyślała: nareszcie jestem w domu.
Rodzice zadecydowali, że może zostać w domu przez kolejne dwa tygodnie. Potem zaczynały się ferie zimowe. Miała dużo czasu, żeby nadrobić materiał. Teraz liczyło się dla nich przede wszystkim jej zdrowie. Często odwiedzali ją znajomi z którymi śmiała się i żartowała jak dawniej. Niektórzy jednak patrzyli na nią jakoś inaczej, choć Lena nie potrafiła tego bliżej określić. Raz nawet wpadła Sandra, na szczęście już w lepszym humorze i pomogła Lenie nadrobić notatki z opuszczonych lekcji. Prawie codziennie dzwoniły do siebie z Ulą. Z nią też było coraz lepiej i już pod koniec tygodnia mieli ją wypuścić.
Przez kolejne dni Lena starała się nie myśleć o magii i wszystkim, co się z nią wiązało. Niechętnie rozmawiała z dziadkiem przez telefon, bo on sam był zauroczony tym, co potrafiła robić jego siostra. Okazało się, że całkiem dobrze się dogadują i Franciszek zostanie u niej jeszcze przez tydzień. Cały czas namawiał ich na przyjazd, ale wykręcała się, że jest jeszcze za słaba by gdziekolwiek jechać. Ojciec praktycznie nie poruszał tematu. Czasem tylko napomykał o magii, ale jedynie gdy byli sami, bo Jolanta i bliźniaki wciąż nie mieli o niczym pojęcia.
Sprawa ataku została rozwiązana na spotkaniu z psychologiem. Matka uznała, że po tak traumatycznym przeżyciu Lena powinna porozmawiać z kimś, kto pomoże się jej z tym uporać. Wyszło z tego tyle, że osiemnastolatka obiecała sobie już nigdy nie iść do żadnego specjalisty, bo ten z którym miała sesję, okazał się całkowitą porażką. Jedno co dobre z tego wyszło, to to, że zapisał jej tabletki nasenne w razie gdyby niedługo musieli jechać gdzieś samochodem i parę ćwiczeń, które miałyby pomóc w obliczu podobnych atakami w przyszłości.
Wizyty doktora Jabłońskiego traktowała z najwyższą niechęcią i nie zgodziła się, by leczył ją za pomocą magii. Nie chciała również słuchać o propozycji ojca w sprawie przeprowadzenia rytuału. Wreszcie zdjęli jej bandaż z czoła na dobre. Niestety, pozostała różowa blizna przecinająca brew tuż za łukiem. Miała może z centymetr długości i Lena z powodzeniem zasłaniała ją włosami. Na początku bardzo ją denerwowała, bo przypominała o wypadku, potem starała się nie zwracać na nią uwagi, ale nastolatka często łapała się na tym, że mimowolnie dotyka tamtego miejsca.
Czasem w nocy budziły ją koszmary, ale zazwyczaj nie pamiętała ich treści. Puszczała wtedy muzykę na słuchawkach i starała się zrelaksować. W większości przypadków działało. Zdarzały jej się też natrętne myśli o wypadku. Zaczynała wtedy analizować wszystko, co było z nim związane. Zatrzymała nawet gazetę, w którym został opisany.
Widok przejeżdżających obok niej aut zaczął ją drażnić i nieczęsto opuszczała dom. Raz, kiedy wszyscy pojechali na zakupy, zeszła do garażu. Chciała spróbować czy będzie w stanie znów spokojnie siedzieć w aucie. Wytrzymała niecałą minutę. Więcej nie próbowała i postanowiła dać sobie spokój na pewien czas.
Starała się nie myśleć o nadprzyrodzonej części ostatnich wydarzeń i zdawało jej się, że jest w tym coraz lepsza. Z dnia na dzień coraz mniej o nich rozmyślała i powoli zaczynały stawać się tylko częścią historii. Ona i jej rodzina wracała do normalności.

+++
Rozdział trochę dłuższy niż miał być. Nareszcie mogłam dać parę informacji o magach, yay. Lena była trochę biczowata w stosunku do doktora i Daniela, ale co cię dziwić dziewczynie, która cały czas przeżywa jakieś traumy. Teraz cieszy się jedynie powrotem do domu. 
Trochę pojechałam streszczeniem na końcu, ale inaczej ten rozdział byłby dwa razy dłuższy. Pewien etap w życiu naszej głównej bohaterki został zakończony, jak się z tym czujecie? Mam nadzieje, że rozdział wam się podobał. Pozdrawiam, Maxine.
EDIT: Rozdział został poprawiony według wskazówki Condawiramurs, przez co przekroczyłam swój własny limit wyrazów o 1000 (o.o) ale czego nie robi się, by opowiadane było lepsze, prawda?
 Jeżeli ktoś ma  jakiś inne sugestie co do rozdziałów, np: to, że za mało wyjaśniam, albo nie wiadomo kto jest kim, to nie bać się, komentować, a na pewno wezmę wasze rady do serca. 

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Daniel sporo wytłumaczył, czytałam to pewnie z równa ciekawością, co pan Leowski to słuchał. Aż fascynujące, ze najstarszy z rodu tak bardzo sie zainteresował magia, a najmłodsza nie chce miec z tym nic wspólnego... Ale co, ludzie rożnie reagują na takie rewelacje, a ku sZcEgolnie po wypadkach albo/i kiedy te czary wydają sie byc niebezpieczne... Ciekawe, z jakiego powodu Lena zmieni zdanie ;) z niecierpliwoscią czekam na kolejny rozdział. Z uwag-brakuje mi opisów w dialogach, czasem by się przydało napisać, co kto mówi albo jak reaguje na rożne wypowiedzi rozmówcy, to urozmaica tekst :) zapraszam do mnie na opowiadanie, zapiski-Condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, cieszę się, że ci się spodobał. Cóż najpierw miało być, że Cyprian też nie koniecznie jest za magią, ale imperatyw chciał inaczej. W końcu jakoś musieliśmy dowiedzieć się paru rzeczy, a Lena niekoniecznie była chętna do współpracy. Ostatecznie, uznałam to za ciekawy motyw.
      Twoje pytanie o zmianę zdania Leny dało mi do myślenia. Wcześniej niekoniecznie się nad tym zastanawiałam. Myślę, że nie będzie to jedna rzecz, a seria pewnych zdarzeń i decyzji.
      Co do opisów dialogów - rozdział wydawał mi się u bez tego za długi, ale może rzeczywiście powinnam dodać parę zdań? Przeczytam rozdział jeszcze raz i uzupełnię brakujące luki w najważniejszych miejscach. Dzięki za opinię i pozdrawiam.

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.