9 listopada 2015

Rozdział XIII



Dwunasty opuścił samolot w godzinach szczytu. Zatłoczony terminal oraz ludzie chodzący bez ładu i składu zdawali się denerwować go bardziej niż zazwyczaj. Być może dlatego, że przez połowę lotu odsłuchiwał na słuchawkach rozmówki i audycje po czesku. Przestawienie się na inny język nigdy nie sprawiało mu problemów, ale minęło sporo czasu, od kiedy ostatni raz używał akurat tego. Zaśmiał się w duchu na myśl, że w końcu jego miłość do wszystkiego co związane z kulturą słowiańską w końcu do czegoś się przydała.
Była dopiero pierwsza połowa lutego i powoli zaczynało się ściemniać. Dwunasty wyszedł na ulicę i odetchnął pełną piersią. Powietrze wydawało się zupełnie inne niż w stronach, z których przybył. Co prawda przepełnione zapachem dymu z kominów, ale jednak orzeźwiające w swojej mroźnej aurze. Praga, mimo zalegającego wszędzie już brudnego śniegu, oczarowała Dwunastego tak samo, jak wtedy, gdy zatrzymał się tu po raz pierwszy. Mocniej owinął szkarłatny szal wokół szyi, ukrył w nim połowę twarzy i czym prędzej rozejrzał się w poszukiwaniu postoju taksówek.
Pomyślnie natrafił na zaradnego taksówkarza, który zawiózł go do hotelu bocznymi drogami, tak że nie musieli stać w korkach. Po podaniu kierowcy adresu ten nie odezwał się już ani słowem, a podczas jazdy towarzyszył im tylko czeski program informacyjny puszczany w radiu. Najmłodszemu bratu bardzo to odpowiadało, bo z jednej strony nie musiał prowadzić bezsensownej rozmowy, a z drugiej uaktualnił swoją wiedzę na temat ostatnich wydarzeń z kraju.
Zaraz po zameldowaniu się w hotelu i odnalezieniu właściwego pokoju, Dwunasty poczuł ulgę. Ledwo odstawił swoją walizkę oraz odłożył płaszcz na wieszak, rzucił się na podwójne łóżko i zamknął przemęczone od sztucznego światła oczy. Zmęczenie dało mu się we znaki bardziej niż ostatnimi czasy. Choć lubił podróżować samolotem i oglądać świat z góry, jakby był miniaturowym modelem prawdziwej Ziemi, długie loty go męczyły. Sam aspekt ciśnięcia się w małej przestrzeni z dwustoma innymi osobami skutecznie odbierał mu siły. Postanowił odpocząć, a później zamówić obiad do pokoju, tak, by nie musieć już spędzać czasu w hotelowej restauracji.
Wieczór spędził na wędrówce po uliczkach Pragi. Najmłodszy brat zakonu odzyskał już większość sił i stwierdził, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Uwielbiał podziwiać tamtejszą architekturę, a i od jego ostatniego pobytu całkiem sporo się zmieniło. Tym razem w komplecie do jodełkowego płaszcza dodatkowo włożył rękawiczki i kapelusz. Jeszcze nie przyzwyczaił się do zimowego klimatu Czech i nawet dodatkowe elementy garderoby nie uchroniły go przed zmarznięciem.
Podczas swojej nocnej wędrówki na chwilę przystanął na Moście Karola i wpatrywał w Wełtawę. Strzepnął śnieg z kamiennej balustrady i dotknął nagiego kamienia. Trwająca od wieków konstrukcja w zrozumiały tylko dla niego sposób, wywołała w Dwunastym poczucie bezpieczeństwa. Jeśli ona potrafiła przetrwać tak długo, to i on powinien wytrwać jeszcze przez jakiś czas, a przynajmniej do odnalezienia trzynastego brata.
Swoją przechadzkę zakończył odwiedzinami muzeum Alfonsa Muchy. Patrzenie na wykreowane przez tego artystę obrazy i plakaty zawsze wprawiały Dwunastego w zachwyt. Wiele by dał, aby móc poznać ich autora osobiście. Mnogość szczegółów, kwiatowe motywy i wyraźne kontury postaci. Kobiety pędzla Muchy wręcz promieniowały pięknem. Dwunasty mógł rozprawiać o sztuce godzinami.
Żałował, że od tak dawna nie stworzył niczego własnego. Wypalenie towarzyszyło mu od długiego czasu. Pomimo tego, że świat wciąż potrafił go oczarować swoim pięknem, a zarazem przerazić swoją brutalnością, nie potrafił przenieść żadnego z tych uczuć na płótno.
Podróż po mieście wprawiła go w melancholijny nastrój. Zwieńczeniem tego dnia okazała się długa, gorąca kąpiel, która pomogła Dwunastemu rozgrzać zziębnięte mięśnie przed snem. Przy zasypianiu towarzyszyły mu wspomnienia minionych lat, teraz już odległe niczym inne życia, zbyt obce, by mógł nazywać je własnymi. Wytarte w pamięci szczątki dawnych wydarzeń, niczym pojedyncze puzzle, powracały, by torturować go niepasującymi do niczego fragmentami. Gnieździły się pomiędzy szarością kolejnych dni i nie dawały o sobie zapomnieć. Ostatecznie Dwunasty, zmęczony przewracaniem się na łóżku, łyknął tabletkę nasenną i dopiero wtedy zasnął.
***
Budząc się rankiem, nie pamiętał żadnego ze swoich snów. Po południu miał spotkać się z mężczyzną, który podobno posiadał kluczowe informacje w sprawie odnalezienia trzynastego brata. Dwunasty powoli zaczynał się męczyć kolejnymi fałszywymi tropami, ale nie mógł świadomie zaprzepaścić szansy na dotarcie do choćby najmniejszej wskazówki.
Umówione spotkanie miało odbyć się w następnego dnia o osiemnastej w browarze restauracyjnym U Fleka. Dzięki temu Dwunasty miał praktycznie cały dzień tylko dla siebie. Dobrze go wykorzystał, przechadzając się po mieście i zaglądając do co ciekawszych miejsc.
Kiedy przyszedł na miejsce spotkania pięć minut przed umówionym czasem, jego informator już siedział na miejscu. Przywołał Dwunastego do stolika od razu, jak tylko rozpoznał go w tłumie. Brat przywitał się z Miroslavem Svobodą szybkim uściskiem dłoni i zajął miejsce naprzeciwko niego. Na drewnianym stoliku stał prawie pusty kufel piwa. Dwunasty zamówił dwa kolejne, dla siebie i swojego towarzysza.
— Dziękuję, że zechciałeś się ze mną spotkać — powiedział Dwunasty po czesku, jak tylko kelnerka odeszła od nich z pustą tacą.
W jego słowach wciąż dało się wyczuć cień obcego akcentu, choć starał się brzmieć naturalnie i pewnie. Uważnie przyglądał się swojemu informatorowi. Czech był potężnym mężczyzną w średnim wieku z sumiastym wąsem i pokaźnym piwnym brzuchem.
— To zaszczyt zobaczyć cię osobiście — odparł Miroslav, unikając kontaktu wzrokowego. Obracał swój pełny kufel w grubych dłoniach.
— W takim razie może nie zwlekajmy i od razu przejdziemy do interesów — zaproponował Dwunasty, widząc jego niepewność.
— Oczywiście — odpowiedział natychmiast mężczyzna, po czym odchrząknął. — Już kawałek czasu będzie, jak mój brat Pavel, kierowca ciężarówki, widział na niebie ogromną burzę.
Dwunasty upił łyk ciemnego lagera w czasie opowieści. Przez chwile rozkoszował się jego gorzkim smakiem.
— Kontynuuj — zachęcił Miroslava.
— Mówił, że strasznie błyskało, okropnie po prostu. A wichura to nawet drzewa wtedy połamała. No i właśnie przez takie połamane drzewo musiał zjechać z trasy w jakąś lokalną drogę. Powiedział mi w sekrecie, że jak jechał, to zobaczył z daleka, jak między polami uderza ogromny piorun. Prosto w jeden punkt uderzył, jasność nastąpiła i nagle wszystko zniknęło — ciągnął z przejęciem. — Chciał wyjść z kabiny, zobaczyć z bliska, ale tylko drzwi otworzył i taki prąd go przeszedł, że włosy mu dęba stanęły i czym prędzej z powrotem je zatrzasnął, i odjechał stamtąd jak najdalej.
— Ciekawe rzeczy opowiadasz, ale czy prawdziwe? Nie mogłeś wziąć swojego brata na to spotkanie? — zapytał łagodnie Dwunasty i dopił resztę piwa.
— Nie mogłem. — Miroslav pokręcił bezradnie głową. — Biedak zachorował ze trzy miesiące później, ledwo z łóżka wstaje. Ale, wszystko co mówię, to prawda.
— No dobrze. Powiedz mi w takim razie, gdzie doszło do tego incydentu?
— W Polsce to było. Tak, tu niedaleko, w którymś z przygranicznych terenów. Więcej nie wiem.  Prawdę mówię — powtórzył żarliwie, przyciskając dłoń do szerokiej piersi.
— Dobrze, wierzę ci. — Dwunasty dotknął uspokajająco dłoni mężczyzny. — A teraz poproszę cię, abyś coś dla mnie zrobił.
— Wszystko — powiedział gorliwie Czech.
— Spójrz mi w oczy. — Miroslav podniósł wzrok prosto na Dwunastego.
Momentalnie poczuł dziwny uścisk w skroni i nachylił się nad stolikiem. Kiedy Czech wrócił do wyprostowanej pozycji, okazało się, że jest sam. Zastanawiał się, po co właściwie tu przyszedł. Jego piwo wciąż stało w nienaruszonym stanie, więc wypił je pospiesznie i postanowił wrócić do domu. Sięgnął do kieszeni po telefon, kiedy zobaczył, że w ma tam kopertę. Nie została podpisana. Otworzył ją dyskretnie i odkrył, że jest pełna pieniędzy. Schował ją głęboko i po zapłaceniu rachunku, wyszedł z knajpy zdezorientowany.
Dwunasty obserwował go z drugiego końca ulicy, jak zmierzał do domu i co chwilę łapał się za klapę płaszcza, jakby coś sprawdzał. Najmłodszy brat uśmiechnął się pod nosem i wolnym krokiem udał się w stronę hotelu.
Zastanawiał się, co mogło łączyć opowieść Miroslava Svobody z obecnością trzynastego brata. Czyżby on wywołał tę burzę? Czy możliwe było, żeby posiadał taką moc? A może to po prostu niezwiązane ze sprawą wydarzenia? Zwykły przypadek lub podstępne działanie natury? Dwunastemu nie pozostało nic innego, jak w najbliższym czasie to sprawdzić.
Szedł wąską, ciemną uliczką, kiedy nagle zza kamienicy wyłoniło się trzech mężczyzn. Wyglądali na pijanych, a kiedy minęli go, poczuł od nich smród alkoholu. Jeden z nich, najwyższy z całej trójki, otaksował Dwunastego wzrokiem w czasie popijania trunku ze szklanej butelki. Brat nie zajmował sobie nimi głowy, aż przestał słyszeć ich oddalające się kroki. Jeden z nich niespodziewanie krzyknął.
— Panie, pomóż!
Dwunasty natychmiast się odwrócił i zobaczył, że jeden z mężczyzn leżał na bruku, a dwóch próbowało go podnieść, bezskutecznie.  Mógł odejść, zostawić ich, bandę pijaków. Widział w oddali swój hotel, tylko parę kroków od niego. Po co miał się nimi przejmować? Postąpił jednak krok w ich stronę, a potem kolejny i następny, sam właściwie nie wiedząc, dlaczego to robi. Nachylił się nad mężczyzną i podał mu rękę.
Pijak złapał ją z zadziwiającą siłą i uczepił się jego jak kleszcz. Dwunasty stracił przez to na chwilę równowagę na śliskiej kostce brukowej i zamachnął się wolną ręką. Wtedy drugi z mężczyzn szybko ją pochwycił i we dwóch unieruchomili najmłodszego z braci zakonu.
Dwunasty spróbował się wyrwać, lecz poczuł, jak coś ostrego przebiło jego płaszcz i ukłuło nagą skórę na plecach. Stanął spokojniej i w miarę możliwości bacznie obserwował grupę. Najwyższy, który zdawał się być liderem grupy, zawiązał w tym czasie mu usta jakąś szmatą. To właśnie on dźgnął Dwunastego od tyłu. Szedł teraz przodem, co chwilę odwracając się za siebie i wyszczerzając zęby w okropnej imitacji uśmiechu. Musieli cieszyć się z okazji napadnięcia bezbronnego turysty. Na pewno nieprzypadkowo czatowali w pobliży hotelu.
Zaciągnęli go w głąb ciemnego podwórka kamienicy. Przyszpilili do ściany i jeden z nich zaczął przeszukiwać mu kieszenie. Wyciągnął skórzany portfel, zajrzał do środka i z namaszczeniem schował go w połach własnego płaszcza. Przywódca w tym czasie podciągnął rękaw płaszcza i zdjął Dwunastemu z ręki złoty zegarek. Sprawne ruchy jego kościstych dłoni podpowiedziały bratu zakonu, że napastnik nie ma w swoim organizmie ani grama alkoholu. Chwilę później potwierdził to gardłowy śmiech mężczyzny, skierowany prosto w twarz brata. Jego oddech cuchnął zgnilizną, ale na pewno nie żadnym trunkiem. Na szczęście napastnik odwrócił się na chwilę od swoich towarzyszy. Zainteresowani nim, przestali na moment patrzeć na swoją ofiarę. Brat tylko czekał na taką sposobność. 
Wykorzystując chwilę ich nieuwagi, Dwunasty uwolnił się z uścisku jednego z mężczyzn, a w jego wolnej ręce natychmiast pojawiła się jaśniejąca błyskawica. Skierował ją w stronę najwyższego napastnika i wystrzelił. Mężczyzna upadł od razu na ziemię ze zdławionym krzykiem na ustach.  Pozostali, widząc zaistniałą sytuację, zaczęli uciekać z przerażeniem, upuszczając przy tym swoje łupy. Dwunasty posłał w ich stronę kolejne błyskawice. Padli równie szybko, co ich towarzysz.
Najmłodszy brat nie mógł pozwolić im uciec, by mogli później o tym opowiedzieć. Nieważne, że byli podrzędnymi pijakami czy złodziejami. Nie mógł pozostawić po sobie żadnego śladu. Zakon mógłby mieć z tego powodu problemy. Użycie mocy jednak bardzo nadszarpnęło jego siły. Zatoczył się i tylko oparcie o ścianę uratowało go przed upadkiem. Musiał szybko znaleźć źródło energii, jeśli chciał doprowadzić tę sprawę do końca. Przeklinał się w myślach. Gdyby tylko miał więcej czasu… gdyby tylko stał spokojnie…
Postanowił wziąć się w garść i rozejrzał po okolicy. Na szczęście nie zauważył nikogo w pobliżu, ale obawiał się, że ktoś mógł zobaczyć całe zdarzenie z okna kamienicy. Jedynym pocieszeniem zdawało się to, że na podwórku nie było żadnych włączonych źródeł światła, a najbliższa lampa uliczna znajdowała się w pewnym oddaleniu. Właśnie, lampa — przyszło mu na myśl. Ryzykował, ale czuł, że nie miał innego wyjścia. Nigdy nie próbował czerpać energii prosto ze źródła prądu, ale pozostało mu albo to, albo ucieczka z miejsca zdarzenia. Pozostawienie sparaliżowanych napastników samym sobie i pozwolenie zwykłym ludziom na ich odkrycie nie wchodziło w grę.
Siedząc na przy ścianie, wygrzebał z kieszeni telefon, którego napastnicy nie zdążyli zabrać. Skostniałymi palcami otworzył tylną klapkę i ścisnął w dłoni baterię. Poczuł, jak powoli energia przepływa na niego. Było jej niewiele, ale na razie musiało wystarczyć. 
Wstał i otrzepał się ze śniegu. Zabrał porzucony portfel oraz zegarek i włożył je z do kieszeni. Nie mogły tu zostać żadne ślady jego obecności. Nachylił się nad jednym z mężczyzn i sprawdził jego puls. Został jednak porażony ze zbyt dużą siłą. Dwunasty spojrzał w gwieździste niebo i wypuścił głośno powietrze, po czym zajrzał do pozostałych dwóch. Żyli, jednak leżeli sparaliżowani na skutek porażenia. Musiał się nimi odpowiednio zająć, sprawić, żeby niczego nie pamiętali z tej nocy. Tak też uczynił.
***
Z samego rana uruchomił wszystkie swoje kontakty w Polsce. Nakazał informatorom skupić się na wszystkich niespotykanych wydarzeniach ostatnich miesięcy Nie spodziewał się, że jeszcze tam wróci, po tylu latach.
Na razie nie przekazał reszcie braci wieści o poczynionych postępach. Miał zbyt mało informacji, by wyszło z tego cokolwiek dla nich satysfakcjonującego. Zamiast tego, zrobił krótki wpis w oficjalnym dzienniku na temat spotkania ze Svobodą. Niczym nie wspomniał o wczorajszym incydencie, o którym miał nadzieję niedługo zapomnieć. Opisał go jednak szczegółowo w swoim prywatnym notatniku, starając się tym samym zdystansować od tamtego wydarzenia. Dla dobra zakonu — powtarzał, krążąc niespokojnie po pokoju hotelowym. Dojrzał z okna tamtą uliczkę i natychmiast zaciągnął zasłony.
Praga straciła cały swój urok i Dwunasty czuł, jakby dusił się w smrodzie dymu, który jeszcze przed dwoma dniami wydawał mu się zupełnie nieszkodliwy. Musiał stamtąd wyjechać jak najszybciej.
Jeszcze tego samego dnia kupił bilet na nocny pociąg do Krakowa.

+++
Cześć wszystkim po najdłuższej jak dotąd przerwie. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście do tej pory o tym opowiadaniu.
Tym razem znów towarzyszymy Dwunastemu w jego podróży w poszukiwaniu trzynastego, ale nie martwcie się, wrócimy do Leny i reszty zgrai już za tydzień. 
Chciałabym, żeby ten rozdział wam się spodobał. Według mnie wyszedł całkiem nieźle, ale chciałabym poznać też wasze zdanie na ten temat. Rozwinęłam trochę postać naszego zakonnika i mam przeczucie, że zyskał na tym trochę charakteru.
W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i serdecznie pozdrawiam, Maxine.   
EDIT. Poprawiłam rozdział przy pomocy wskazówek Condawiramurs. Takiej ilości przecinków dawno nie zjadłam. Czyżby obiad mi nie wystarczył? 

5 komentarzy:

  1. Cześć, rozdział mi się podobał, widać, że się naprawdę przyłożyłaś do opisów i stworzenia tła, a nie zabrakło też akcji i kolejnych pytań. Faktycznie, Dwunasty zyskał trochę charakteru. Podobało mi się, że jest miłośnikiem sztuki. Praga to piękne miasto, zdecydowanie. Mam przeczucie, że być może Miroslav faktycznie wpadł na Trzynastego. Chyba byłoby dobrze. Ale nawet jeśli nie, to czuję, że Trzynasty niedługo spotka Lenkę i resztę. Ciekawe, w jakich dokładnie okolicznościach. Trochę zabrakło mi wyjaśnienia, co zrobił Dwunasty z napastnikami. Jakoś tak przeszłaś do ranka i dalszych wydarzeń, że nie załapałam na początku, że postanowiłaś nam tego nie wyjawiać. Może dlatego, że nie do końca dobrze to ujęłaś, dodając między zdania jedno z innym podmiotem: „Musiał się nimi odpowiednio zająć. Nie mogli niczego pamiętać. Tak też uczynił.”.
    Jeśli chodzi o akapity, w tym rozdziale są zapisane bezbłędnie, nie wiem, jak było wcześniej. Wiem jednak, że bardzo zależy Ci na poprawności, więc skorzystawszy z tego, że piszę na komputerze, to postanowiłam wypisać błędy interpunkcyjne i kilka innych, które znalazłam:

    Przestawienie się na inny język nigdy nie sprawiało mu problemów, ale minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz używał akurat tego. – przecinek po „czasu”.

    Powietrze wydawało się zupełnie inne niż w stronach z których przybył. – przecinek po „stronach”

    Jeśli ona potrafiła przetrwać tak długo to i on powinien wytrwać jeszcze przez jakiś czas (…) – przecinek po „długo”.

    Wiele by dał aby móc poznać ich autora osobiście. – Przecinek po „dał”
    i mimo, że świat wciąż potrafił go oczarować swoim pięknem, i zarazem przerazić swoją brutalnością, nie potrafił przenieść żadnego z tych uczuć na płótno. – piszemy „mimo że”, a nie „mimo, że”, to wyjątek. Jeśli już, to przecinek przed „mimo”, choć nie w tym przypadku. No i lepiej brzmiałoby „a zarazem”.

    Wytarte w pamięci szczątki dawnych wydarzeń jak pojedyncze puzzle wracały w najmniej spodziewanych momentach by torturować go niepasującymi do niczego fragmentami . Ostatecznie łyknął tabletkę nasenną i zasnął, rankiem nie pamiętając żadnego ze swoich snów. – przecinek po „momentach” i po „rankiem”. Dodatkowo zmieniłabym kolejność i napisała tak: „(…)wydarzeń wracały do niego jak pojedyncze kawałki puzzli”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. W jego słowach wciąż dało się wyczuć cień obcego akcentu, choć starał się by jego głos brzmiał naturalnie i pewnie – „starał się brzmieć” byłoby najlepiej, gdyż eliminowałabyś powtórzenie „jego”. Ale jak już tak zostawiasz, to przecinek przed „by” jest niezbędny.

      Już kawałek czasu będzie jak mój brat Pavel, kierowca ciężarówki, widział na niebie ogromną burzę. – przecinek po „będzie”. No i najlepiej byłoby „Minęło sporo czasu, odkąd”, ale wiem, że Czech mówił specyficznie, więc niech zostanie, jak jest ;)

      Powiedział mi w sekrecie, że jak jechał, to zobaczył z daleka jak między polami uderza ogromny piorun. – przecinek po „daleka”

      Ale wszystko co mówię to prawda. – przecinek po „wszystko” i „mówię”, bo to zdanie wtrącone

      Dwunasty dotknął uspokajająco dłoni mężczyzny. — A teraz poproszę cię abyś coś dla mnie zrobił. – Przecinek po „cię”.

      Zastanawiał się po co właściwie tu przyszedł. – przecinek po „się”

      Otworzył ją dyskretnie i odkrył, ze jest pełna pieniędzy. – że.

      Zastanawiał się co mogło łączyć opowieść Miroslava Svobody z obecnością trzynastego brata – przecinek po „się”.

      Czy możliwe było żeby posiadał taką moc? A może to po prostu niezwiązane ze sprawą wydarzenie? – Przecinek po „było”. Ponadto „wydarzeniA”.

      Dwunasty spróbował się wyrwać, lecz poczuł jak coś ostrego przebiło jego płaszcz i ukłuło nagą skórę na plecach. – przecinek po „poczuł”

      Dwunasty zobaczył z jego ruchach coś, co powiedziało mu, że jest niebezpieczniejszy niż wygląda. Nie było w nich znać śladu obecności alkoholu. – „W jego ruchach” + przecinek po „niebezpieczniejszy” + powtórzenie słowa „być”.

      Dwoje pozostałych widząc co się stało, zaczęli uciekać z przerażeniem, upuszczając swoje łupy. - Przecinek po „pozostałych” i „widząc”. Ponadto „dwóch pozostałych”, bo to mężczyźni.

      Nie ważne, że byli podrzędnymi pijakami czy złodziejami. – nieważne

      Poczuł jak powoli energia przepływa na niego. – przecinek po „poczuł”.

      Zapraszam serdecznie na nowość na zapiski-condawiramurs.blogspot.com Jestem ciekawa Twojej opinii.

      Usuń
    2. Cieszę się, że zauważyłaś moje starania odnośnie opisów. Szczerze mówiąc nigdy w Pradze nie byłam i bałam się, że zupełnie nie wyjdzie. Dwunasty zawsze wyglądał mi na takiego "konesera", więc postanowiłam to jakoś pokazać.
      Z tymi zdaniami to było tak, że dodałam to środkowe właściwie na niecałe pół godziny przed publikacją i niespecjalnie je przemyślałam, bo bałam się, że akcje Dwunastego mogą zostać inaczej odebrane niż bym to sobie wyobrażała.
      Uspokoiłaś mnie pisząc, że akapity są okej, naprawdę.
      I strasznie dziękuję za wypisanie błędów. Nie spodziewałam się, że narobiłam ich aż tyle. I znowu to kwestia po części modyfikacji pewnych fragmentów na ostatnią chwilę, i też tego że rozdział wciąż jest świeży, bo teoretycznie skończyłam go w sobotę i nie odleżał wystarczająco długo. Czytałam ten rozdział dzisiaj ze trzy razy i za każdym widziałam mniej błędów. Zaraz zajrzę do teksu i je poprawię, żeby kolejni czytelnicy nie musieli się z nimi męczyć.
      Co do twojego opowiadania, to rozdział siódmy przeczytałam już naprawdę dawno temu i bardzo mi się podobał, ale po prostu nie wiedziałam co napisać. Może wezmę się za siebie i sklecę ci później parę zdań.

      Usuń
  2. Wreszcie mam czas! No kiedyś na pewno nadgonię, postaram sie też szczegółowiej niz dzisiaj komentowac rozdziały. Teraz wyszło ciekawiej od tych streszczeń, z którymi leciałas wcześniej.
    Pozdrawiam, Asu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, cieszę się, że teraz bardziej ci się podoba. Wzięłam sobie wcześniejsze rady do serca i postarałam się zrobić tym razem coś ciekawszego.
      Co do nadrabiania przez ciebie rozdziałów. Ostatnio mój blog został oceniony i uznałam, że powinnam napisać parę rzeczy od nowa. Więc, jeśli mogłabyś się wstrzymać z tym jeszcze przez jakiś czas, to byłabym wdzięczna. Chciałabym, żebyś przeczytała już nową, lepszą wersję Zbudzonych. Co do zmian, to będę jeszcze informować na blogu.
      Również pozdrawiam, M.

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.