24 stycznia 2016

Rozdział XX



Po przyjeździe do Krakowa Dwunasty natychmiast zwołał zebranie wszystkich swoich kontaktów w kraju. W ciągu kilku dni dowiedział się o całym postępie podlegających mu ludzi. Nie otrzymał zbyt wiele, ale każda informacja miała dla niego ogromną wartość. Najmłodszy zrewidował wszystkie pozyskane wiadomości i wybrał z nich dwa najbardziej prawdopodobne scenariusze dotyczące możliwej lokalizacji Trzynastego. Jeden z nich potwierdzał zeznanie Czecha i to właśnie jemu Dwunasty postanowił najpierw poświęcić czas.
Miasto opuścił już następnego dnia. Jechał pożyczonym samochodem, kierując się za pomocą urządzenia GPS i przez całą drogę zastanawiał się, na jaki ślad mógłby natrafić. Nie wierzył oczywiście, że na miejscu spotka Trzynastego. Wyznaczona przez jego pomocnika lokalizacja znajdowała się na odludziu, pomiędzy miastami. Dwunasty liczył jednak, że uda mu się znaleźć wystarczająco dużą wskazówkę, żeby mógł zacząć prowadzić bardziej zawężone poszukiwania. Po ponad dwugodzinnej jeździe wreszcie udało mu się dotrzeć na miejsce.
Zatrzymał auto na poboczu i wysiadł. Chmury przybrały szarą barwę i choć dopiero jakiś czas temu mięła piętnasta, powoli zaczynało robić się ciemno. Otoczenie wydawało mu się być dziwnie znajome. Szybko zrozumiał, że właśnie tę okolicę zobaczył w wizji staruszki, choć oczywiście patrzył na nią teraz z zupełnie innej perspektywy. Podświadomie czuł, że nie jest jeszcze dokładnie na miejscu. Kilka kroków dalej, po drugiej stronie jezdni, zauważył zjazd w polną drogę. Ciągnęła się w górę aż po horyzont. Dookoła otaczały go ośnieżone pola.
Wszedł na polną drogę, zasypaną cienką warstewką śniegu. Im wyżej się wspinał, tym mocniejszą czuł pustkę i bezsilność. Sam właściwie nie miał pojęcia dlaczego. Wiatr szarpał poły jego płaszcza, mroził zaczerwienione policzki. Mężczyzna naciągnął czapkę mocniej na uszy. Im dalej zapuszczał się w drogę, tym głębiej zapadał się w śnieg. Mimo to, cały czas brnął przed siebie. Nie miał powodu, by się zatrzymywać. Każdy kolejny krok przybliżał go do celu, aż końcu wdrapał się na najwyższy punkt wzgórza.
Dwunasty poczuł wibrującą energię emanującą z otoczenia. Był zdumiony, że po tak długim czasie mógł jeszcze wyczuć szczątki mocy. Kilkanaście metrów dalej, w głąb pola, dostrzegł pozbawione drobnych krzewów miejsce. Skierował się w jego kierunku. Okazało się, że trafił na ścieżkę zasypaną śniegiem. Kiedy odsunął stamtąd białą pierzynę, odkrył pustą i czarną połać gleby. Spalony okrąg ziemi, całkiem sporych rozmiarów, był dobrze widoczny na ścieżce. Dwunasty miał pewność, że właśnie tutaj dokonało się narodzenie wybawiciela. Praktycznie czuł obecność magii, identycznego rodzaju, jakim on sam dysponował. Poza braćmi nikt nie miał możliwości z niej korzystać.
Jak okiem sięgnąć widział jedynie pola. Niekończące się pola i nic więcej. Dopiero, gdy przyjrzał się bliżej, zauważył majaczące w oddali miasto, częściowo ukryte za lasem. Właśnie tam prowadziła ścieżka. Uznał, że warto to zbadać.
Wrócił do swojego auta i pojechał tam. Niedługo później znalazł się mniej więcej w miejscu, przy którym kończyła się ścieżka. Niestety nie odkrył tam nic wartego uwagi. Droga wychodziła prosto z lasu, lecz dookoła nie zauważył żadnego śladu żadnej cywilizacji. Domy kończyły się parę kilometrów wcześniej. Wszedł do lasu. Okazało się, że dróżka w pewnym miejscu krzyżowała się ze szlakiem dla zwiedzających. Dwunasty poczuł się, jakby trafił na ślepy zaułek. W zadziwiającym tempie zrobiło się zimno i ciemno. Najmłodszy nie miał innego wyjścia, jak znaleźć jakiś nocleg i zacząć ponowne poszukiwania kolejnego dnia z samego rana. Miał przeczucie, że jest na dobrej drodze. Potrzebował po prostu więcej czasu.
Niezbyt długo zajęło mu znalezienie pokoju. Miejscowość miała kilka hoteli i nawet parę ośrodków wczasowych. Dwunasty zatrzymał się w małym hoteliku, niedaleko od lasu. Ostatecznie uznał, że wyszło to jego sprawie na dobre, bo będzie miał okazję podpytać miejscowych. Jeśli burza była wtedy tak ogromna, jak opowiadał Czech, ludzie nie mogli tak szybko o niej zapomnieć.   
Po dwupiętrowym hotelu kręciło się pełno ludzi, w końcu mieli środek lutego i wiele osób przyjechało tu ze swoimi dziećmi na ferie zimowe. Dwunasty, jadąc przez miasto, spotykał nawet całe grupy dzieci wraz z ich opiekunami. Nie tak daleko stąd zaczynały się góry i wielu wczasowiczów cieszyło się mniejszymi kosztami za cenę parominutowego dojazdu do stoków. Dzięki dużej liczbie osób w mieście, Dwunasty nie wyróżniał się i łatwo udało mu się wtopić w tłum turystów.  
***
Z samego rana najmłodszy zszedł na śniadanie. Zadowolił się kanapkami, sałatką oraz gorącą herbatą z miodem i cytryną. Wcześniej spakował trochę prowiantu na drogę do plecaka. Nie miał pojęcia ile czasu zajmie mu przeczesanie lasu.
Wychodząc z hotelu, niby przypadkiem, zatrzymał się koło kontuaru i zaczął niezobowiązującą rozmowę z recepcjonistką.
— Ładny mamy dzisiaj dzień, prawda? — zagadał.
— Dobry na zjazdy. W nocy napadało sporo śniegu — rzuciła radośnie.
— Zauważyłem.
Kobieta przyjrzała dokładnie się Dwunastemu. Zmrużyła oczy znad rogowych okularów.
— Pierwszy raz pan tutaj przyjechał?
— Aż tak to widać?
— Widać, widać. Gdyby potrzebował pan jakiejś pomocy, mogę polecić dobre wypożyczalnie sprzętu, albo zaznaczyć panu co lepsze szlaki.
— Właściwie jest coś, w czym mogłaby mi pani pomóc.
— Zamieniam się w słuch. — Oparła się łokciami o gładki blat.
— Słyszałem tę opowieść od znajomego i w sumie zastanawiam się, czy mnie nie oszukał. Mówił, że jak przyjechał tu z rok temu na wczasy, natrafił w okolicy podobno na ogromną burzę. Powiedział, że widział, jak podmuch wyrwał drzewo z korzeniami. A błyskawice były tak głośne, że aż bolały go uszy. On lubi wyolbrzymiać historie, więc z kolegami z pracy oczywiście mu nie uwierzyliśmy. Ale wie pani, w oczy mu nie powiemy, a w internecie nic nie dało się znaleźć.
— Rok temu, pan mówi? — Złapała się za wąski podbródek. — Hm… no tak. Była taka ogromna burza. Chyba jakoś w marcu. Tak, na pewno w marcu — dodała po chwili zastanowienia. — Jak piorun walnął w słup telegraficzny, to połowie miasta prąd wywaliło, mówię panu. Ale poza tym, to ja nic nie wiem.
— Rozumiem. Dziękuję i za to. — Uśmiechnął się w podzięce.
Kobieta pomachała mu na pożegnanie. Dwunasty wyszedł na zewnątrz. Miał nadzieję, że trop nagle nie urwie się. Trzynastym mógł okazać się przypadkowy turysta, a jeżeli rzeczywiście tak było, szanse na odnalezienie go znacznie malały.    
Jeszcze raz pojechał w miejsce, gdzie kończyła się ścieżka, ale czuł, że to daremny trud i w ten sposób do niczego nie dojdzie. To wydarzenie miało miejsce zbyt dawno temu, żeby mógł znaleźć jakieś widoczne ślady. Mimo to, pokręcił się trochę po lesie, co rusz spotykając wycieczkowiczy.
Niespodziewanie, idąc jedną z węższych odnóg szlaku, wiedziony przeczuciem, dotarł do wysokiego ogrodzenia. Siatka sięgała na ponad trzy metry, a za nią rosły niewiele niższe świerki, całkowicie zasłaniające teren wewnątrz. Dwunasty szedł wzdłuż płotu, aż w końcu wyszedł na leśną drogę, wyjeżdżoną kołami samochodów. Znalazł się przed wielką, mosiężną bramą. Według tabliczki na płocie, obiekt ukryty przed wzrokiem obcych był prywatnym ośrodkiem wypoczynkowym. Najmłodszy pociągnął za klamkę furtki znajdującej się obok, ale okazała się zamknięta, tak samo jak brama. Dwunasty zauważył kamerę zawieszoną wysoko na płocie, przyglądającą się mu elektronicznym okiem. Spojrzał jeszcze raz na ogrodzenie i spostrzegł ukryty panel, który okazał się być domofonem. Zadzwonił.
Po chwili odezwał się wysoki, kobiecy głos.
— Dzień dobry — powiedział uprzejmie Dwunasty. — Chciałbym dostać się do środka.
— Dzień dobry. Czy był pan umówiony?
— Umówiony? — zdziwił się. — Nie, nie byłem.
— W takim razie bardzo mi przykro, ale nie mogę pana wpuścić. Szczególnie dbamy o spokój naszych kuracjuszy i nie chcemy, by obcy zakłócali im spokój.
— A jak mogę się umówić? Byłbym zainteresowany waszym programem. Właściwie, chciałbym najpierw się rozejrzeć po obiekcie.
— Przykro mi, ale chwilowo nie mamy wolnych miejsc w ośrodku. — Kobieta poinformowała go mechanicznie, jakby powtarzała tę frazę wiele razy.
— A kiedy miejsce się zwolni?
— Niestety nie posiadam takich informacji.
— A kto może mi ich udzielić?
— Proszę zadzwonić pod adres podany na tabliczce. Wybrany konsultant powinien odpowiedzieć na wszystkie pańskie pytania.
— Dziękuję. Do widzenia.
Dwunasty został niezwykle zaintrygowany tym mocno chronionym obiektem. Spisał numer telefonu i natychmiast przesłał go jednemu ze swoich ludzi. Sam wrócił na pieszo do hotelu i czekał na jego odpowiedź.
Wiadomość przyszła na komputer Dwunastego późnym popołudniem. Okazało się, że tajemniczy obiekt był ośrodkiem leczniczym dla elementalistów, co tłumaczyłoby wszystkie zabezpieczenia. Magowie niezwykle dbali o to, żeby nie zostać wykrytymi przez ludzi. Gdyby nie desperacja Dwunastego, pewnie nigdy by tam nie trafił. Ta wiadomość niezwykle ucieszyła najmłodszego brata. Obecność magów w mieście znacznie zawęziła obszar jego poszukiwań. Podświadomie czuł, że odpowiedzi na temat wydarzeń z ubiegłego roku i tożsamości Trzynastego znajdzie właśnie w tamtym ośrodku.
Jedyne co musiał zrobić, to dostać się do środka. Telefon okazał się oczywiście ślepym zaułkiem. Elementaliści przekazywali sobie informacje o istnieniu ośrodka najczęściej pomiędzy sobą, ale okazało się, że jest również sposób, by załatwić Dwunastemu wejście bardziej oficjalną ścieżką postępowania. Wymagało to jednak czasu.
Wykonanie wszystkich formalności zajęło ponad dwa tygodnie i w tym czasie najmłodszy miał czas tylko dla siebie. Dwunasty zaszył się w górskiej chatce, z dala od ludzkości, udostępnionej mu przez jednego z popleczników. Uznał, że potrzebuje chwili spokoju na uporządkowanie wszystkich spraw. Powrót do natury zawsze przypominał mu o domu i pozwalał skupić się oraz wyciszyć. I tak nie miał w tym czasie innych opcji. Wreszcie miał okazję zdystansować się od wszystkich spraw, jednak myślami wciąż powracał do swojego śledztwa.
***
Pierwszego dnia, kiedy dostał wszystkie potrzebne uprawnienia, pojechał na miejsce. Tym razem, po okazaniu odpowiedniego certyfikatu, bez problemu został wpuszczony na teren ośrodka.
Z zewnątrz budynek wyglądał skromnie. Beżowa elewacja dwupiętrowego budynku nie miała żadnych ozdób, lecz wyglądała świeżo, jakby niedawno przeprowadzono tu remont. Pod oknami zasadzono kwitnące krzewy, zimową porą straszące bezlistnymi łodygami. Wejście przystosowano do osób niepełnosprawnych, bez problemu można dało się tam wjechać wózkiem, wszędzie postawiono odpowiednie barierki, a jedyne trzy schodki wybudowano wyjątkowo szerokie i łagodne.
Otoczenie ośrodka również wyglądało przyjemnie. Z jednej strony zaadaptowano trochę miejsca na parking, z drugiej poustawiano ławeczki wokół niewielkiej fontanny. Teraz stała pusta, ze względu na pogodę, ale Dwunasty założył, że musiała pięknie wyglądać w lecie. Miała trzy poziomy, a woda na ostatnim powinna wypływać z paszczy wyrzeźbionych delfinów. Dwunasty pokręcił głową i skarcił się w duchu za przywiązywanie zbyt dużej uwagi niepotrzebnym szczegółom i wreszcie przestąpił próg ośrodka.
Od początku udawał pacjenta zainteresowanego pobytem w ośrodku i z powodzeniem pytał o wszystkie interesujące go informacje, takie jak typy zabezpieczeń i rodzaje przebywających w ośrodku kuracjuszy.
Wnętrze utrzymano w jasnych barwach i wszędzie towarzyszyły temu duże przestrzenie. Dwunasty zwrócił się w kierunku recepcji, gdzie dowiedział się, w którym gabinecie powinien poszukać doktora, z którym umówił się na spotkanie. Okazało się, że doktorem jest pani doktor, co nie robiło mu właściwie żadnej różnicy, choć zdziwił się, przekraczając jej gabinet.
Lekarka wyglądała na osobę w średnim wieku i nosiła się elegancko. Kostium w kolorze gorzkiej czekolady ładnie podkreślał jej bujne kształty. Miała ciepłą barwę głosu i wydawała się prawdziwie zainteresowana zmyśloną przypadłością Dwunastego. Jako że była terapeutką, usiedli w przyjaźnie wyglądającym kącie jej gabinetu na wygodnych fotelach. Najmłodszy, po kilku słowach wstępu zaczął powoli przenosić rozmowę na interesujący go temat. 
— Mogłabyś opowiedzieć mi o wielkiej burzy, która miała miejsce rok temu? Wiem, że ma to związek z tym miejscem.
— Przepraszam, ale nie powinnam — odparła, kręcąc głową. Złote kosmyki jej włosów zafalowały.
— A może mogłabyś zrobić wyjątek? Ten jeden raz? — zapytał. Dwunasty sięgnął po dłoń lekarki i spojrzał jej głęboko w oczy. — Byłbym ci bardzo wdzięczny. To wiele dla mnie znaczy — powiedział łagodnym głosem, trzymając ją za miękką dłoń.
— Ja… tak mogłabym. Oczywiście. — Uśmiechnęła się i wszystkie jej obawy zniknęły. — Rok temu, na przełomie lutego i marca niedaleko naszej miejscowości zaczęły się dość spore opady deszczu. Nic szczególnie nadzwyczajnego. Czasem towarzyszyły temu burze.
— Tak, kontynuuj — zachęcił ją.
— Podczas — zmrużyła oczy, po czym pomasowała sobie skronie — podczas jednego z takich dni ośrodek został pozbawiony prądu. Pacjenci niektórych oddziałów nie mogą samowolnie opuszczać budynku. To negatywnie wpłynęłoby na ich terapię, rozumie pan.
Dwunasty pokiwał głową.
— Ale niestety przy awarii powstało spięcie i niektóre drzwi bezpieczeństwa zostały otwarte. Część naszych pacjentów wyszło poza specjalnie wydzielone miejsca w obiekcie i zaczął powstawać chaos. Jedni dopytywali o to, co się dzieje, szczególnie ci z oddziału dla seniorów, inni zaczęli wchodzić na sale innych pacjentów, czasem przy tym zachowując się nieodpowiednio. Oczywiście w miarę szybko opanowaliśmy większość takich sytuacji, ale wolimy w ogóle nie wspominać o tym incydencie. To mogłoby zaważyć na dobrej opinii ośrodka — dodała ciszej. — Doszło nawet do incydentu z kradzieżą leków przez dwóch uczestników terapii odwykowej.
— I to wszystko? Nie stało się wtedy nic bardziej niezwykłego? — dopytywał.
— Stało się. Niestety, trójka naszych pacjentów wymknęła się poza budynek. Ktoś poinformował o tym jednego z pielęgniarzy. Robiło się już późno, a co za tym idzie zimno i ciemno, więc jak najszybciej zebraliśmy grupę ochotników i wyruszyli na poszukiwania. Pomagali wtedy nawet wolontariusze i niektórzy odwiedzający. Ja nie wiem, co dokładnie się tam stało. Zostałam wtedy w budynku i opiekowałam się innymi.
— Ale posiadasz jakieś informacje?
— Wiem tyle, że gdy wrócili po jakichś dwóch, może trzech godzinach, zrobiło się dość nieciekawie. W międzyczasie na dworze rozpętała się naprawdę mocna burza. Wszyscy zostali przemoczeni do suchej nitki. Udało im się odnaleźć jednego z pacjentów, ale pozostałe dwie… — Lekarka skrzywiła się i przyłożyła dłoń do czoła. — Wie pan, każde z nich było z innego oddziału, ale to dzieciaki, a niewiele ich tu mamy, więc musieli się znać. W tym wieku hormony buzują, zdarzają się przepychanki, a jeśli większość z nich jest elementalistami z niestabilną mocą… sam pan może sobie wyobrazić. Niestety jedna…  — powiedziała drżącym głosem — jedna z nich zmarła na skutek poparzeń. Magia ognia w rękach kogoś tak… — Pokręciła głową, nie kończąc zdania. — Nie chciałby pan tego zobaczyć. Drugą, sprawczynię, odnaleziono dopiero kilka dni później, również martwą. Biedaczka, nie mogła poradzić sobie z tym, co zrobiła. Oparzyła się tak dotkliwie — kobieta zacisnęła zęby, jakby ten widok stanął jej przed oczami — eh.
— A co z tym chłopakiem?
— On był najstarszy z trójki. Prawie nic mu się nie stało, prócz małych obrażeń, ale uzdrowiciele szybko się nim zajęli. Nie powiedział ani słowa o tamtych zdarzeniach, ani temu, kto go znalazł, ani później.
— Co się z nim potem stało?
— Parę dni po wszystkim zabrali go rodzice, jakieś szychy. — Machnęła dłonią. — Ale nie było przeciwskazań. On przebywał u nas tylko chwilowo, na otwartym oddziale. Leczył się po jakiejś kontuzji. Wie pan, rehabilitacja, zabiegi lecznicze, takie rzeczy.
— Rozumiem. A mogłaby mi pani powiedzieć o nim coś więcej? Jego dane? Miejsce zamieszkania?
— Ja nie wiem — zaprzeczyła. — Nie zajmowałam się nim osobiście. Widywałam go tylko czasem na korytarzu. Wołali na niego chyba Tancerz, albo jakoś podobnie, bo zrobił coś sobie na jakimś konkursie tanecznym. — Zatrzymała się na chwilę, jakby zastanawiała, czy może coś powiedzieć. W końcu zdecydowała się i kontynuowała. — Wie pan, coś panu powiem. Jak go potem zobaczyłam, to wydawał się jakiś inny. Dziwnie tak patrzył. Ale ja się nie dziwię, jak bym widziała to co on, to też bym pewnie zachowywała się inaczej.
— Na pewno nie ma pani żadnych informacji, które pomogłyby mi go poszukać?
— Niestety. Nie mam dostępu do kart nieswoich pacjentów. Są dobrze chronione. Ale może niech pan poszuka po szkołach? On powinien się jeszcze uczyć. Tak mi się przynajmniej zdaje.
— Tak pani sądzi?
— Na pewno. To raczej nie powinno być trudne, w końcu są tylko cztery.
— Dziękuję za radę. A teraz, mam dla pani specjalne zadanie. Proszę mocno się skupić.
— Zamieniam się w słuch.
— Musi pani zapomnieć o tej rozmowie.
— Zapomnieć? — spytała z niedowierzaniem.
— Tak. O wszystkim, o czym mi pani opowiedziała. Nie chciałaby mieć pani przecież kłopotów? Gdyby ktoś dowiedział się o tym, mogłoby się dla pani to źle skończyć.
— Racja. Muszę o tym zapomnieć. Ale w takim razie o czym rozmawialiśmy przez cały ten czas?
— Pytałem o opcje kuracji w ośrodku. Poleciła mi pani kilka różnych wersji. Obiecałem, że się zastanowię, ale nie wydawałem się pani przekonany do programu.
— Tak, tak było. Chyba ceny musiały panu nie odpowiadać.
 — Ma pani absolutną rację. Ale niech się pani nie martwi. Jest pani pewna, że dam sobie radę i życzyła mi pani powodzenia.
— Powodzenia.
Dwunasty wstał z fotela i pożegnał się z lekarką, która wyglądała na mocno skonfundowaną. Szybko opuścił teren ośrodka. Poczynił właśnie największe postępy od czasu rozmowy z Czechem. Znalazł się właśnie o krok bliżej do znalezienia Trzynastego. Musiał jedynie znaleźć tego chłopaka. A pani doktor podsunęła mu nawet ciekawą propozycję.
+++
Witam wszystkich czytelników po przerwie. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o „Zbudzonych”.
Pierwszy rozdział w tym roku i oczywiście powracamy do Dwunastego. Co tu dużo mówić, nasz człowiek—szczęściarz dowiedział się paru ciekawych informacji. Jego małe śledztwo wreszcie nabrało rozpędu. 
Powracam do cotygodniowych publikacji. Nie wiem jeszcze dokładnie w jaki dzień pojawi się kolejny rozdział, ale myślę, że w ciągu dwóch—trzech tygodni wszystko powinno się unormować.
Jak zwykle zachęcam do komentowania i pozdrawiam, Maxine.

9 komentarzy:

  1. Widzę, ze trzynasty faktycznie nie próżnuje. Średnio udaje mu sie udawanie zwykłego turysty, choc chyba kobietę z hotelu przekonał ;). Widac, ze ma większa moc niz przeciętny elementarzysta, skoro ta lekarka tak łatwo dała mu się zwieść, choc chyba próbowała walczyć. Ale ciekawe info mu powiedziała, dziwny dosyc ten chłopak, czy to on był prowodyrem całej akcji, tej burzy, ucieczki? Tak sobie mysle, zd moze my juz go znamy? Ze to na przykład I? Ale byłoby śmiesznie xd ale chyba nie... Jednak i tak podejrzewam, ze trzynasty bedzie w tej samej szkole co Lena xD. Jesli chodzi o błędy, w wypowiedziach lekarki czasem zgrzytało coś stylistycznie,z interpunkcja było lepiej, ale był błąd ortograficzny, gdzieś W opisie było jakiś, a powinno byc jakichs- dla przykładu "jakis chłopiec",ale "jakichś chłopców" ;). Zapraszam na zapiski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, jak szybko skomentowałaś. x.x
      Dwunasty to Dwunasty, z nim zawsze coś się dzieje. Chłopina nie ma ani chwili spokoju. Taka już jego rola.
      Niestety nie mogę potwierdzić ani obalić żadnej z twoich teorii. :P
      Postaram się poprawić błędy, ale to już jutro, ze świeżą głową. Z tym "jaki(ch)ś" zawsze się zastanawiałam. Dzięki za wytłumaczenie. :)

      Usuń
    2. Od jutra mam mało czasu przez dobrych kilka(nascie) dni :D.
      A, zapomniałam napisac,ze tak wlasciwie to trzynasty jest najmłodszy, a wiec nie powinnaś nazywać tak dwunastego

      Usuń
    3. A, takie buty.
      Ja wiem, że technicznie Dwunasty już nie jest najmłodszy, ale Trzynasty nie jest jeszcze "oficjalnie" w zakonie, wiec nie traktuję tego jako błąd.Zresztą, pisanie "prawie najmłodszy" albo "przedostatni" brzmiałoby raczej kiepsko i Dwunasty zostanie "najmłodszym" przynajmniej do spotkania prawdziwego "najmłodszego". (Ale to poplątanie brzmi. XD)

      Usuń
  2. Jestem dopiero po drobnej części tejstu, więc dam znać później. Na razie wiem jednak tyle, że Twoja Lena diametralnie różni się od mojej (z cordragon.blogspot.com).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie nową czytelniczkę. :) Mam nadzieję, że moja pisanina ci się spodoba.
      Z ciekawości zajrzałam do ciebie, ale skończyłam na razie na prologu, więc nie mam jak tego sprawdzić. :P
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Wybacz mało treściwe komentarze. Skomentuję lepiej (?) całość. Fascynuje mnie postać Szóstego. I Twoje opisy.

      Usuń
    3. Krótko skomentowałam już dwa posty, nad resztą pracuję.
      PS Coś nie tak z linkiem do prologu w spisie treści.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    4. Spokojnie, nie musisz komentować wszystkich rozdziałów, jest ich całkiem sporo, więc może się odechcieć.
      Hm... dziwne, coś musiało stać się z linkiem, kiedy ostatnio edytowałam post. Postaram się to zaraz naprawić, ale reszty rozdziałów nie mogę na razie tykać, dopóki oceniające nie skończą swojej roboty.

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.