Po przyjeździe do
Krakowa Dwunasty natychmiast zwołał zebranie wszystkich swoich kontaktów w
kraju. W ciągu kilku dni dowiedział się o całym postępie podlegających mu ludzi.
Nie otrzymał zbyt wiele, ale każda informacja miała dla niego ogromną wartość. Najmłodszy
zrewidował wszystkie pozyskane wiadomości i wybrał z nich dwa najbardziej
prawdopodobne scenariusze dotyczące możliwej lokalizacji Trzynastego. Jeden z
nich potwierdzał zeznanie Czecha i to właśnie jemu Dwunasty postanowił najpierw
poświęcić czas.
Miasto opuścił już
następnego dnia. Jechał pożyczonym samochodem, kierując się za pomocą
urządzenia GPS i przez całą drogę zastanawiał się, na jaki ślad mógłby
natrafić. Nie wierzył oczywiście, że na miejscu spotka Trzynastego. Wyznaczona
przez jego pomocnika lokalizacja znajdowała się na odludziu, pomiędzy miastami.
Dwunasty liczył jednak, że uda mu się znaleźć wystarczająco dużą wskazówkę,
żeby mógł zacząć prowadzić bardziej zawężone poszukiwania. Po ponad
dwugodzinnej jeździe wreszcie udało mu się dotrzeć na miejsce.
Zatrzymał auto na
poboczu i wysiadł. Chmury przybrały szarą barwę i choć dopiero jakiś czas temu
mięła piętnasta, powoli zaczynało robić się ciemno. Otoczenie wydawało mu się
być dziwnie znajome. Szybko zrozumiał, że właśnie tę okolicę zobaczył w wizji
staruszki, choć oczywiście patrzył na nią teraz z zupełnie innej perspektywy.
Podświadomie czuł, że nie jest jeszcze dokładnie na miejscu. Kilka kroków
dalej, po drugiej stronie jezdni, zauważył zjazd w polną drogę. Ciągnęła się w
górę aż po horyzont. Dookoła otaczały go ośnieżone pola.
Wszedł na polną
drogę, zasypaną cienką warstewką śniegu. Im wyżej się wspinał, tym mocniejszą
czuł pustkę i bezsilność. Sam właściwie nie miał pojęcia dlaczego. Wiatr
szarpał poły jego płaszcza, mroził zaczerwienione policzki. Mężczyzna naciągnął
czapkę mocniej na uszy. Im dalej zapuszczał się w drogę, tym głębiej zapadał
się w śnieg. Mimo to, cały czas brnął przed siebie. Nie miał powodu, by się
zatrzymywać. Każdy kolejny krok przybliżał go do celu, aż końcu wdrapał się na
najwyższy punkt wzgórza.
Dwunasty poczuł wibrującą
energię emanującą z otoczenia. Był zdumiony, że po tak długim czasie mógł
jeszcze wyczuć szczątki mocy. Kilkanaście metrów dalej, w głąb pola, dostrzegł
pozbawione drobnych krzewów miejsce. Skierował się w jego kierunku. Okazało się,
że trafił na ścieżkę zasypaną śniegiem. Kiedy odsunął stamtąd białą pierzynę,
odkrył pustą i czarną połać gleby. Spalony okrąg ziemi, całkiem sporych
rozmiarów, był dobrze widoczny na ścieżce. Dwunasty miał pewność, że właśnie
tutaj dokonało się narodzenie wybawiciela. Praktycznie czuł obecność magii,
identycznego rodzaju, jakim on sam dysponował. Poza braćmi nikt nie miał
możliwości z niej korzystać.
Jak okiem sięgnąć
widział jedynie pola. Niekończące się pola i nic więcej. Dopiero, gdy przyjrzał
się bliżej, zauważył majaczące w oddali miasto, częściowo ukryte za lasem. Właśnie
tam prowadziła ścieżka. Uznał, że warto to zbadać.
Wrócił do swojego
auta i pojechał tam. Niedługo później znalazł się mniej więcej w miejscu, przy
którym kończyła się ścieżka. Niestety nie odkrył tam nic wartego uwagi. Droga
wychodziła prosto z lasu, lecz dookoła nie zauważył żadnego śladu żadnej
cywilizacji. Domy kończyły się parę kilometrów wcześniej. Wszedł do lasu. Okazało
się, że dróżka w pewnym miejscu krzyżowała się ze szlakiem dla zwiedzających.
Dwunasty poczuł się, jakby trafił na ślepy zaułek. W zadziwiającym tempie
zrobiło się zimno i ciemno. Najmłodszy nie miał innego wyjścia, jak znaleźć
jakiś nocleg i zacząć ponowne poszukiwania kolejnego dnia z samego rana. Miał
przeczucie, że jest na dobrej drodze. Potrzebował po prostu więcej czasu.
Niezbyt długo
zajęło mu znalezienie pokoju. Miejscowość miała kilka hoteli i nawet parę ośrodków
wczasowych. Dwunasty zatrzymał się w małym hoteliku, niedaleko od lasu.
Ostatecznie uznał, że wyszło to jego sprawie na dobre, bo będzie miał okazję
podpytać miejscowych. Jeśli burza była wtedy tak ogromna, jak opowiadał Czech,
ludzie nie mogli tak szybko o niej zapomnieć.
Po dwupiętrowym hotelu
kręciło się pełno ludzi, w końcu mieli środek lutego i wiele osób przyjechało
tu ze swoimi dziećmi na ferie zimowe. Dwunasty, jadąc przez miasto, spotykał
nawet całe grupy dzieci wraz z ich opiekunami. Nie tak daleko stąd zaczynały
się góry i wielu wczasowiczów cieszyło się mniejszymi kosztami za cenę
parominutowego dojazdu do stoków. Dzięki dużej liczbie osób w mieście, Dwunasty
nie wyróżniał się i łatwo udało mu się wtopić w tłum turystów.
***
Z samego rana najmłodszy
zszedł na śniadanie. Zadowolił się kanapkami, sałatką oraz gorącą herbatą z
miodem i cytryną. Wcześniej spakował trochę prowiantu na drogę do plecaka. Nie
miał pojęcia ile czasu zajmie mu przeczesanie lasu.
Wychodząc z hotelu,
niby przypadkiem, zatrzymał się koło kontuaru i zaczął niezobowiązującą rozmowę
z recepcjonistką.
— Ładny mamy
dzisiaj dzień, prawda? — zagadał.
— Dobry na zjazdy.
W nocy napadało sporo śniegu — rzuciła radośnie.
— Zauważyłem.
Kobieta przyjrzała
dokładnie się Dwunastemu. Zmrużyła oczy znad rogowych okularów.
— Pierwszy raz pan
tutaj przyjechał?
— Aż tak to widać?
— Widać, widać.
Gdyby potrzebował pan jakiejś pomocy, mogę polecić dobre wypożyczalnie sprzętu,
albo zaznaczyć panu co lepsze szlaki.
— Właściwie jest
coś, w czym mogłaby mi pani pomóc.
— Zamieniam się w
słuch. — Oparła się łokciami o gładki blat.
— Słyszałem tę
opowieść od znajomego i w sumie zastanawiam się, czy mnie nie oszukał. Mówił,
że jak przyjechał tu z rok temu na wczasy, natrafił w okolicy podobno na
ogromną burzę. Powiedział, że widział, jak podmuch wyrwał drzewo z korzeniami.
A błyskawice były tak głośne, że aż bolały go uszy. On lubi wyolbrzymiać
historie, więc z kolegami z pracy oczywiście mu nie uwierzyliśmy. Ale wie pani,
w oczy mu nie powiemy, a w internecie nic nie dało się znaleźć.
— Rok temu, pan
mówi? — Złapała się za wąski podbródek. — Hm… no tak. Była taka ogromna burza. Chyba
jakoś w marcu. Tak, na pewno w marcu — dodała po chwili zastanowienia. — Jak
piorun walnął w słup telegraficzny, to połowie miasta prąd wywaliło, mówię
panu. Ale poza tym, to ja nic nie wiem.
— Rozumiem.
Dziękuję i za to. — Uśmiechnął się w podzięce.
Kobieta pomachała
mu na pożegnanie. Dwunasty wyszedł na zewnątrz. Miał nadzieję, że trop nagle
nie urwie się. Trzynastym mógł okazać się przypadkowy turysta, a jeżeli rzeczywiście
tak było, szanse na odnalezienie go znacznie malały.
Jeszcze raz
pojechał w miejsce, gdzie kończyła się ścieżka, ale czuł, że to daremny trud i
w ten sposób do niczego nie dojdzie. To wydarzenie miało miejsce zbyt dawno
temu, żeby mógł znaleźć jakieś widoczne ślady. Mimo to, pokręcił się trochę po
lesie, co rusz spotykając wycieczkowiczy.
Niespodziewanie,
idąc jedną z węższych odnóg szlaku, wiedziony przeczuciem, dotarł do wysokiego
ogrodzenia. Siatka sięgała na ponad trzy metry, a za nią rosły niewiele niższe
świerki, całkowicie zasłaniające teren wewnątrz. Dwunasty szedł wzdłuż płotu,
aż w końcu wyszedł na leśną drogę, wyjeżdżoną kołami samochodów. Znalazł się
przed wielką, mosiężną bramą. Według tabliczki na płocie, obiekt ukryty przed
wzrokiem obcych był prywatnym ośrodkiem wypoczynkowym. Najmłodszy pociągnął za
klamkę furtki znajdującej się obok, ale okazała się zamknięta, tak samo jak
brama. Dwunasty zauważył kamerę zawieszoną wysoko na płocie, przyglądającą się
mu elektronicznym okiem. Spojrzał jeszcze raz na ogrodzenie i spostrzegł ukryty
panel, który okazał się być domofonem. Zadzwonił.
Po chwili odezwał
się wysoki, kobiecy głos.
— Dzień dobry —
powiedział uprzejmie Dwunasty. — Chciałbym dostać się do środka.
— Dzień dobry. Czy
był pan umówiony?
— Umówiony? —
zdziwił się. — Nie, nie byłem.
— W takim razie
bardzo mi przykro, ale nie mogę pana wpuścić. Szczególnie dbamy o spokój naszych
kuracjuszy i nie chcemy, by obcy zakłócali im spokój.
— A jak mogę się
umówić? Byłbym zainteresowany waszym programem. Właściwie, chciałbym najpierw
się rozejrzeć po obiekcie.
— Przykro mi, ale
chwilowo nie mamy wolnych miejsc w ośrodku. — Kobieta poinformowała go
mechanicznie, jakby powtarzała tę frazę wiele razy.
— A kiedy miejsce
się zwolni?
— Niestety nie
posiadam takich informacji.
— A kto może mi ich
udzielić?
— Proszę zadzwonić
pod adres podany na tabliczce. Wybrany konsultant powinien odpowiedzieć na
wszystkie pańskie pytania.
— Dziękuję. Do
widzenia.
Dwunasty został
niezwykle zaintrygowany tym mocno chronionym obiektem. Spisał numer telefonu i
natychmiast przesłał go jednemu ze swoich ludzi. Sam wrócił na pieszo do hotelu
i czekał na jego odpowiedź.
Wiadomość przyszła
na komputer Dwunastego późnym popołudniem. Okazało się, że tajemniczy obiekt
był ośrodkiem leczniczym dla elementalistów, co tłumaczyłoby wszystkie
zabezpieczenia. Magowie niezwykle dbali o to, żeby nie zostać wykrytymi przez
ludzi. Gdyby nie desperacja Dwunastego, pewnie nigdy by tam nie trafił. Ta
wiadomość niezwykle ucieszyła najmłodszego brata. Obecność magów w mieście
znacznie zawęziła obszar jego poszukiwań. Podświadomie czuł, że odpowiedzi na
temat wydarzeń z ubiegłego roku i tożsamości Trzynastego znajdzie właśnie w
tamtym ośrodku.
Jedyne co musiał
zrobić, to dostać się do środka. Telefon okazał się oczywiście ślepym zaułkiem.
Elementaliści przekazywali sobie informacje o istnieniu ośrodka najczęściej
pomiędzy sobą, ale okazało się, że jest również sposób, by załatwić Dwunastemu
wejście bardziej oficjalną ścieżką postępowania. Wymagało to jednak czasu.
Wykonanie
wszystkich formalności zajęło ponad dwa tygodnie i w tym czasie najmłodszy miał
czas tylko dla siebie. Dwunasty zaszył się w górskiej chatce, z dala od
ludzkości, udostępnionej mu przez jednego z popleczników. Uznał, że potrzebuje
chwili spokoju na uporządkowanie wszystkich spraw. Powrót do natury zawsze
przypominał mu o domu i pozwalał skupić się oraz wyciszyć. I tak nie miał w tym
czasie innych opcji. Wreszcie miał okazję zdystansować się od wszystkich spraw,
jednak myślami wciąż powracał do swojego śledztwa.
***
Pierwszego dnia,
kiedy dostał wszystkie potrzebne uprawnienia, pojechał na miejsce. Tym razem,
po okazaniu odpowiedniego certyfikatu, bez problemu został wpuszczony na teren
ośrodka.
Z zewnątrz budynek
wyglądał skromnie. Beżowa elewacja dwupiętrowego budynku nie miała żadnych
ozdób, lecz wyglądała świeżo, jakby niedawno przeprowadzono tu remont. Pod
oknami zasadzono kwitnące krzewy, zimową porą straszące bezlistnymi łodygami.
Wejście przystosowano do osób niepełnosprawnych, bez problemu można dało się
tam wjechać wózkiem, wszędzie postawiono odpowiednie barierki, a jedyne trzy
schodki wybudowano wyjątkowo szerokie i łagodne.
Otoczenie ośrodka
również wyglądało przyjemnie. Z jednej strony zaadaptowano trochę miejsca na
parking, z drugiej poustawiano ławeczki wokół niewielkiej fontanny. Teraz stała
pusta, ze względu na pogodę, ale Dwunasty założył, że musiała pięknie wyglądać
w lecie. Miała trzy poziomy, a woda na ostatnim powinna wypływać z paszczy
wyrzeźbionych delfinów. Dwunasty pokręcił głową i skarcił się w duchu za
przywiązywanie zbyt dużej uwagi niepotrzebnym szczegółom i wreszcie przestąpił
próg ośrodka.
Od początku udawał
pacjenta zainteresowanego pobytem w ośrodku i z powodzeniem pytał o wszystkie
interesujące go informacje, takie jak typy zabezpieczeń i rodzaje
przebywających w ośrodku kuracjuszy.
Wnętrze utrzymano w
jasnych barwach i wszędzie towarzyszyły temu duże przestrzenie. Dwunasty
zwrócił się w kierunku recepcji, gdzie dowiedział się, w którym gabinecie
powinien poszukać doktora, z którym umówił się na spotkanie. Okazało się, że
doktorem jest pani doktor, co nie robiło mu właściwie żadnej różnicy, choć
zdziwił się, przekraczając jej gabinet.
Lekarka wyglądała
na osobę w średnim wieku i nosiła się elegancko. Kostium w kolorze gorzkiej
czekolady ładnie podkreślał jej bujne kształty. Miała ciepłą barwę głosu i wydawała
się prawdziwie zainteresowana zmyśloną przypadłością Dwunastego. Jako że była
terapeutką, usiedli w przyjaźnie wyglądającym kącie jej gabinetu na wygodnych
fotelach. Najmłodszy, po kilku słowach wstępu zaczął powoli przenosić rozmowę
na interesujący go temat.
— Mogłabyś opowiedzieć
mi o wielkiej burzy, która miała miejsce rok temu? Wiem, że ma to związek z tym
miejscem.
— Przepraszam, ale
nie powinnam — odparła, kręcąc głową. Złote kosmyki jej włosów zafalowały.
— A może mogłabyś
zrobić wyjątek? Ten jeden raz? — zapytał. Dwunasty sięgnął po dłoń lekarki i
spojrzał jej głęboko w oczy. — Byłbym ci bardzo wdzięczny. To wiele dla mnie
znaczy — powiedział łagodnym głosem, trzymając ją za miękką dłoń.
— Ja… tak mogłabym.
Oczywiście. — Uśmiechnęła się i wszystkie jej obawy zniknęły. — Rok temu, na
przełomie lutego i marca niedaleko naszej miejscowości zaczęły się dość spore
opady deszczu. Nic szczególnie nadzwyczajnego. Czasem towarzyszyły temu burze.
— Tak, kontynuuj —
zachęcił ją.
— Podczas —
zmrużyła oczy, po czym pomasowała sobie skronie — podczas jednego z takich dni
ośrodek został pozbawiony prądu. Pacjenci niektórych oddziałów nie mogą
samowolnie opuszczać budynku. To negatywnie wpłynęłoby na ich terapię, rozumie
pan.
Dwunasty pokiwał
głową.
— Ale niestety przy
awarii powstało spięcie i niektóre drzwi bezpieczeństwa zostały otwarte. Część
naszych pacjentów wyszło poza specjalnie wydzielone miejsca w obiekcie i zaczął
powstawać chaos. Jedni dopytywali o to, co się dzieje, szczególnie ci z
oddziału dla seniorów, inni zaczęli wchodzić na sale innych pacjentów, czasem
przy tym zachowując się nieodpowiednio. Oczywiście w miarę szybko opanowaliśmy
większość takich sytuacji, ale wolimy w ogóle nie wspominać o tym incydencie. To
mogłoby zaważyć na dobrej opinii ośrodka — dodała ciszej. — Doszło nawet do
incydentu z kradzieżą leków przez dwóch uczestników terapii odwykowej.
— I to wszystko?
Nie stało się wtedy nic bardziej niezwykłego? — dopytywał.
— Stało się.
Niestety, trójka naszych pacjentów wymknęła się poza budynek. Ktoś poinformował
o tym jednego z pielęgniarzy. Robiło się już późno, a co za tym idzie zimno i
ciemno, więc jak najszybciej zebraliśmy grupę ochotników i wyruszyli na
poszukiwania. Pomagali wtedy nawet wolontariusze i niektórzy odwiedzający. Ja
nie wiem, co dokładnie się tam stało. Zostałam wtedy w budynku i opiekowałam się
innymi.
— Ale posiadasz jakieś
informacje?
— Wiem tyle, że gdy
wrócili po jakichś dwóch, może trzech godzinach, zrobiło się dość nieciekawie.
W międzyczasie na dworze rozpętała się naprawdę mocna burza. Wszyscy zostali
przemoczeni do suchej nitki. Udało im się odnaleźć jednego z pacjentów, ale
pozostałe dwie… — Lekarka skrzywiła się i przyłożyła dłoń do czoła. — Wie pan,
każde z nich było z innego oddziału, ale to dzieciaki, a niewiele ich tu mamy,
więc musieli się znać. W tym wieku hormony buzują, zdarzają się przepychanki, a
jeśli większość z nich jest elementalistami z niestabilną mocą… sam pan może
sobie wyobrazić. Niestety jedna… —
powiedziała drżącym głosem — jedna z nich zmarła na skutek poparzeń. Magia
ognia w rękach kogoś tak… — Pokręciła głową, nie kończąc zdania. — Nie chciałby
pan tego zobaczyć. Drugą, sprawczynię, odnaleziono dopiero kilka dni później,
również martwą. Biedaczka, nie mogła poradzić sobie z tym, co zrobiła. Oparzyła
się tak dotkliwie — kobieta zacisnęła zęby, jakby ten widok stanął jej przed
oczami — eh.
— A co z tym
chłopakiem?
— On był najstarszy
z trójki. Prawie nic mu się nie stało, prócz małych obrażeń, ale uzdrowiciele
szybko się nim zajęli. Nie powiedział ani słowa o tamtych zdarzeniach, ani
temu, kto go znalazł, ani później.
— Co się z nim potem
stało?
— Parę dni po
wszystkim zabrali go rodzice, jakieś szychy. — Machnęła dłonią. — Ale nie było
przeciwskazań. On przebywał u nas tylko chwilowo, na otwartym oddziale. Leczył
się po jakiejś kontuzji. Wie pan, rehabilitacja, zabiegi lecznicze, takie
rzeczy.
— Rozumiem. A
mogłaby mi pani powiedzieć o nim coś więcej? Jego dane? Miejsce zamieszkania?
— Ja nie wiem — zaprzeczyła.
— Nie zajmowałam się nim osobiście. Widywałam go tylko czasem na korytarzu.
Wołali na niego chyba Tancerz, albo jakoś podobnie, bo zrobił coś sobie na
jakimś konkursie tanecznym. — Zatrzymała się na chwilę, jakby zastanawiała, czy
może coś powiedzieć. W końcu zdecydowała się i kontynuowała. — Wie pan, coś
panu powiem. Jak go potem zobaczyłam, to wydawał się jakiś inny. Dziwnie tak
patrzył. Ale ja się nie dziwię, jak bym widziała to co on, to też bym pewnie
zachowywała się inaczej.
— Na pewno nie ma
pani żadnych informacji, które pomogłyby mi go poszukać?
— Niestety. Nie mam
dostępu do kart nieswoich pacjentów. Są dobrze chronione. Ale może niech pan
poszuka po szkołach? On powinien się jeszcze uczyć. Tak mi się przynajmniej zdaje.
— Tak pani sądzi?
— Na pewno. To
raczej nie powinno być trudne, w końcu są tylko cztery.
— Dziękuję za radę.
A teraz, mam dla pani specjalne zadanie. Proszę mocno się skupić.
— Zamieniam się w
słuch.
— Musi pani
zapomnieć o tej rozmowie.
— Zapomnieć? —
spytała z niedowierzaniem.
— Tak. O wszystkim,
o czym mi pani opowiedziała. Nie chciałaby mieć pani przecież kłopotów? Gdyby
ktoś dowiedział się o tym, mogłoby się dla pani to źle skończyć.
— Racja. Muszę o
tym zapomnieć. Ale w takim razie o czym rozmawialiśmy przez cały ten czas?
— Pytałem o opcje
kuracji w ośrodku. Poleciła mi pani kilka różnych wersji. Obiecałem, że się
zastanowię, ale nie wydawałem się pani przekonany do programu.
— Tak, tak było.
Chyba ceny musiały panu nie odpowiadać.
— Ma pani absolutną rację. Ale niech się pani
nie martwi. Jest pani pewna, że dam sobie radę i życzyła mi pani powodzenia.
— Powodzenia.
Dwunasty wstał z
fotela i pożegnał się z lekarką, która wyglądała na mocno skonfundowaną. Szybko
opuścił teren ośrodka. Poczynił właśnie największe postępy od czasu rozmowy z
Czechem. Znalazł się właśnie o krok bliżej do znalezienia Trzynastego. Musiał jedynie
znaleźć tego chłopaka. A pani doktor podsunęła mu nawet ciekawą propozycję.
+++
Witam
wszystkich czytelników po przerwie. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o
„Zbudzonych”.
Pierwszy
rozdział w tym roku i oczywiście powracamy do Dwunastego. Co tu dużo mówić,
nasz człowiek—szczęściarz dowiedział się paru ciekawych informacji. Jego małe
śledztwo wreszcie nabrało rozpędu.
Powracam
do cotygodniowych publikacji. Nie wiem jeszcze dokładnie w jaki dzień pojawi
się kolejny rozdział, ale myślę, że w ciągu dwóch—trzech tygodni wszystko
powinno się unormować.
Jak
zwykle zachęcam do komentowania i pozdrawiam, Maxine.
Widzę, ze trzynasty faktycznie nie próżnuje. Średnio udaje mu sie udawanie zwykłego turysty, choc chyba kobietę z hotelu przekonał ;). Widac, ze ma większa moc niz przeciętny elementarzysta, skoro ta lekarka tak łatwo dała mu się zwieść, choc chyba próbowała walczyć. Ale ciekawe info mu powiedziała, dziwny dosyc ten chłopak, czy to on był prowodyrem całej akcji, tej burzy, ucieczki? Tak sobie mysle, zd moze my juz go znamy? Ze to na przykład I? Ale byłoby śmiesznie xd ale chyba nie... Jednak i tak podejrzewam, ze trzynasty bedzie w tej samej szkole co Lena xD. Jesli chodzi o błędy, w wypowiedziach lekarki czasem zgrzytało coś stylistycznie,z interpunkcja było lepiej, ale był błąd ortograficzny, gdzieś W opisie było jakiś, a powinno byc jakichs- dla przykładu "jakis chłopiec",ale "jakichś chłopców" ;). Zapraszam na zapiski :)
OdpowiedzUsuńWow, jak szybko skomentowałaś. x.x
UsuńDwunasty to Dwunasty, z nim zawsze coś się dzieje. Chłopina nie ma ani chwili spokoju. Taka już jego rola.
Niestety nie mogę potwierdzić ani obalić żadnej z twoich teorii. :P
Postaram się poprawić błędy, ale to już jutro, ze świeżą głową. Z tym "jaki(ch)ś" zawsze się zastanawiałam. Dzięki za wytłumaczenie. :)
Od jutra mam mało czasu przez dobrych kilka(nascie) dni :D.
UsuńA, zapomniałam napisac,ze tak wlasciwie to trzynasty jest najmłodszy, a wiec nie powinnaś nazywać tak dwunastego
A, takie buty.
UsuńJa wiem, że technicznie Dwunasty już nie jest najmłodszy, ale Trzynasty nie jest jeszcze "oficjalnie" w zakonie, wiec nie traktuję tego jako błąd.Zresztą, pisanie "prawie najmłodszy" albo "przedostatni" brzmiałoby raczej kiepsko i Dwunasty zostanie "najmłodszym" przynajmniej do spotkania prawdziwego "najmłodszego". (Ale to poplątanie brzmi. XD)
Jestem dopiero po drobnej części tejstu, więc dam znać później. Na razie wiem jednak tyle, że Twoja Lena diametralnie różni się od mojej (z cordragon.blogspot.com).
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie nową czytelniczkę. :) Mam nadzieję, że moja pisanina ci się spodoba.
UsuńZ ciekawości zajrzałam do ciebie, ale skończyłam na razie na prologu, więc nie mam jak tego sprawdzić. :P
Pozdrawiam.
Wybacz mało treściwe komentarze. Skomentuję lepiej (?) całość. Fascynuje mnie postać Szóstego. I Twoje opisy.
UsuńKrótko skomentowałam już dwa posty, nad resztą pracuję.
UsuńPS Coś nie tak z linkiem do prologu w spisie treści.
Pozdrawiam. :)
Spokojnie, nie musisz komentować wszystkich rozdziałów, jest ich całkiem sporo, więc może się odechcieć.
UsuńHm... dziwne, coś musiało stać się z linkiem, kiedy ostatnio edytowałam post. Postaram się to zaraz naprawić, ale reszty rozdziałów nie mogę na razie tykać, dopóki oceniające nie skończą swojej roboty.