Słowem wstępu:
Serdecznie
witam wszystkich czytelników, zarówno starych jak i nowych.
W
związku z tym, że prolog wyszedł mi długości normalnego
rozdziału i nie każdy chce poświęcić tyle czasu na zorientowanie
się w tekście, postanowiłam opublikować najpierw zapowiedź. Jest
to wycięty fragment prologu, mający na celu pokazanie wam mojego
stylu i zachęcić do opowiadania.
Od
wersji finalnej różnić się będzie narracją — prolog zostanie
napisany w czasie przeszłym i trzeciej osobie liczby pojedynczej
przez wzgląd na mnogość narratorów w nim występujących,
natomiast reszta opowiadania tak, jak ten fragment — w czasie
teraźniejszym i pierwszej osobie liczby pojedynczej.
Pełna
wersja prologu pojawi się w listopadzie, ale nie znam jeszcze
dokładnej daty.
Osoby,
które są pewne, że będą kontynuować przygodę ze „Zbudzonymi”
i nie chcą tracić czasu na czytanie tego samego dwa razy, mogą
spokojnie odpuścić zapowiedź. Całą resztę serdecznie zapraszam
do lektury. Mam nadzieję, że fragment wam się spodoba i zachęcam
do wyrażania swoich opinii w komentarzach.
Maxine
…..........................................................................................................................
Podkład muzyczny - burza:
Kolejny
grzmot wstrząsa niebem, rozświetlając noc, a lodowaty deszcz
systematycznie wbija się w moją przemoczoną koszulkę i nagie
przedramiona.
Biegnę
przez gęstwiny lasu, dotkliwie raniąc skórę ostrymi gałęziami,
lecz nie zważam na to. Brnę przed siebie na oślep. Muszę się
stąd jak najszybciej wydostać. Jak najdalej. Byle tylko przed nim
uciec.
Zahaczam
nogą o wystający korzeń i upadam na ziemię z impetem, boleśnie
wykręcając sobie kostkę. Cierpienie otrzeźwia mnie. Zaczynam
nasłuchiwać. Tylko szum deszczu i grzmoty. Zagrożenie minęło.
Podnoszę
się bardzo, bardzo powoli, krzywiąc się i sycząc z bólu. Jestem
cała w błotnistej, lepkiej mazi — mieszaninie igliwia, zgniłych
liści i czarnej ziemi. Próbuję zetrzeć wierzchem skostniałej
dłoni breję z twarzy, lecz tylko bardziej ją rozmazuję.
Idę
z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Otoczenie widzę tylko przez
te krótkie chwile, kiedy pojawiają się pioruny. Gdy znikają,
świat pogrąża się w mroku, nie pozwalając mi przyspieszyć.
Dlaczego musiałam odbiec tak daleko? Gdzie Flora i Ian? Czy są
bezpieczni?
Każdy
kolejny krok boli, lecz nie przestaję posuwać się do przodu. Nic
innego mi nie pozostało. Nawet gdybym chciała, sama nie dałabym
rady wrócić do sanatorium. Droga powrotna jest zbyt długa i
zdradliwa. Poza tym całkowicie straciłam rozeznanie w terenie.
Wszystko wygląda tak samo. Każde rozświetlane na sekundę drzewo,
każdy przybierający koszmarne kształty krzak. Ciemne chmury
pokrywające niebo nie pozwalają dojrzeć gwiazd. Pomogą mi —
powtarzam w myślach. — Ian kupi jakieś opatrunki w mieście i
wszystko będzie w porządku. Muszę tylko dostać się na tę
piekielną ścieżkę i ich znaleźć.
Wykrzykuję
imiona przyjaciół i wytężam wzrok, lecz wszystko idzie na marne.
W pobliżu nie dostrzegam nikogo. Jestem zdana tylko na siebie. Kiedy
opuszczają mnie resztki adrenaliny, jej miejsce zajmuje strach i
zwątpienie.
Drżę.
Moim jedynym pragnieniem jest kubek gorącej herbaty. Zimno. Tak
strasznie zimno. Nie potrafię powstrzymać szczękania zębami i
prawie nie czuję palców u stóp w przemoczonych na wylot trampkach.
Gdybym tylko miała w sobie choć pozostałości magii. Tylko
odrobinę. Ten jeden raz.
Z
nadzieją składam dłonie w szczelną kulę, po czym skupiam się na
ich wnętrzach. Iskierka, potrzebna mi tylko iskierka. No dalej!
— Szlag!
— krzyczę ze złością po nieudanej próbie, uderzając pięścią
w pień drzewa. Bezużyteczne ciało!!!
Zaczynam
dyszeć, wyczerpana. Gdyby udało mi się dotrzeć do ścieżki,
byłabym uratowana. Ale błąkam się już tak długo, że zdaje się
to wiecznością, a zewsząd otacza mnie tylko ten upiorny las. Jak
mogłam sądzić, że ten plan się uda? Jak mogłam być taka
głupia?! Nie mam szans na wydostanie się stąd.
Mam
wrażenie, jakby moje ciało mogło w każdej chwili eksplodować.
Nogi trzęsą się i powoli odmawiają posłuszeństwa. Jestem pewna,
że zaraz upadnę. W ostatniej chwili łapię się szorstkiego pnia
i, wymacawszy dłonią podłoże, siadam na ziemi, opierając się
plecami o korę. Rozmasowuję napięte łydki i ramiona pokryte
świeżymi zadrapaniami. Ostrożnie sprawdzam kostkę — spuchnięta.
Fenomenalnie. Wprost fenomenalnie.
Odliczam
w myślach kolejne minuty i, choć bardzo chcę zamknąć powieki,
uważnie patroluję wzrokiem otoczenie. Ubranie całkowicie już
przemokło i nie daję ani grama ciepła. Jeśli zaraz nie wstanę,
już tu zostanę. A gdyby tak zostać? — podstępna myśl
gnieździ się w mojej głowie. Odpuścić? — kuszące. Dostanę
hipotermii, to pewne. Rano turyści znajdą mojego żałosnego,
zsiniałego trupa. Koniec tego cyrku. Zamiast pojechać nad morze z
Florą, pojadę do kostnicy... Flora! O nie, nie zrobię jej tego.
Ani mamie. Ani Ianowi. Nie ma szans.
Sztywne
kończyny ledwie ze mną współpracują. Zgrabiałe palce nie chcą
zacisnąć się na znalezionym w krzakach kiju. Stopy wrastają w
ziemię, nie pozwalając zrobić kroku. Wyprostowanie się przynosi
fizyczny ból, jakby kręgosłup miał zaraz trzasnąć niczym sucha
gałązka. Dopiero po kilkunastu krokach wracam do pozycji całkowicie
wyprostowanej.
Uparcie
prę naprzód, choć wydaje mi się, jakbym wlokła za sobą tonę
kamieni i cały czas kręciła się w kółko. Uda mi się. Musi
się udać.
Po
kilku minutach człapania zaczynam dostrzegać jaśniejsze kształty
przed sobą. Koniec lasu? Ian i Flora! Może... może też
znaleźli wyjście? Przyspieszam najbardziej, jak mogę. Im
bliżej podchodzę do źródła światła, tym roślinność zdaje
się rosnąć rzadziej. I gdy zostaje mi tylko kilka kroków do
otwartego terenu, nagle czuję, że tracę grunt pod nogami. Spadam
bezwładnie w dół wypełnionego deszczówką rowu.
Tępy
ból w tyle czaszki kompletnie obezwładnia, lodowata woda otacza mnie z każdej strony. Przewracam się na brzuch i wyciągam ręce do
ściany koryta, próbując się jej uczepić. Bezskutecznie. Ryję
tylko pionowe ślady palcami w błocie. Nogi ślizgają się po dnie.
Przykładam
policzek do ziemi, łapiąc spazmatyczne oddechy. Już nie...
mogę... nie... Nie mogę... Ktokolwiek... Może..?
Ostatkiem
sił wrzeszczę:
— Pomocy!
Ktokolwiek! Pomocy! — Każde kolejne słowo wydobywa się z moich
ust coraz ciszej. — Przepraszam, Floro, p... — szepczę i zamykam
oczy.
Czekam na całość. Zapowiada sie b. dobrze :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zawiodę. :)
UsuńCzekałem czekałem i się doczekałem, skoro zapowiedź jest tak dobra to prolog wynagrodzi mi długi okres czekania. Sądziłem, że stara wersja opowiadani była dobra i lepsza być nie może, sądząc po udostępnionym materiale może być i będzie.
OdpowiedzUsuńNAJWIĘKSZY FAN
Dziękuję za miłe słowa. :) Obyś tylko nie zapeszył, fanie. :P
UsuńSpokojnie, zresztą dla mnie to i tak zawsze będzie najlepsze opowiadanie ever.
UsuńNAJWIĘKSZY FAN
No bosko się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że ci się podoba. :)
UsuńZaczyna się naprawdę intrygująco, ale więcej nic nie powiem, bo nie lubię oceniać tylko po prologu. Nie mniej, na pewno chętnie zajrzę do kolejnego rozdziału. Fajnie się czytało i jestem ciekawa, co będzie dalej! A raczej przed, bo miałam wrażenie, że w prologu są opisywane wydarzenia przyszłe!
OdpowiedzUsuńWeny, czasu i sprawnego kompa
Pozdrawiam
Rolaka
http://granica-olimpu.blogspot.com/
i zapraszam do siebie
Fajnie, że ci się spodobało i mam nadzieję, że kolejne odsłony również trafią w twój gust.
UsuńMogę powiedzieć tyle, że wydarzenia z całego, długiego prologu są jak najbardziej "przed" innymi wydarzeniami. Ale nic więcej nie zdradzę. ;)
A kiedy wstawisz następną część? :p
OdpowiedzUsuńCześć. :)
UsuńBlog pewnie wygląda na opuszczony, ale ja o opowiadaniu nie zapomniałam. XD Niestety nie mogę podać konkretnej daty, kiedy opublikuję kolejną część.
Cały prolog jest już niemal gotowy, ale chcę mieć dwa kolejne rozdziały w zapasie, dlatego tak odkładałam wstawianie pierwszej odsłony. Kiedy będę mieć już gotowy rozdział pierwszy i drugi, opublikuję prolog. Mam nadzieję, że będzie to przed końcem października. :)
Mam nadzieję, że taka odpowiedź choć trochę cię usatysfakcjonowała. :)