17 listopada 2015

Rozdział XIV



Daniel rozejrzał się po zgromadzonych. Lwowscy wyglądali, jak gdyby miał ogłosić wprowadzenie stanu wojennego albo czegoś jeszcze gorszego. Poczuł się głupio, że narobił niepotrzebnego zamieszania. Zorientował się, że wciąż stał, trzymając za pozłacaną klamkę, jakby w każdej chwili miał zacząć uciekać. Puścił ją i zrobił krok przed siebie.
Lena, jej ojciec i dziadek zatrzymali się wpół kroku, wyglądając przy tym groteskowo, jak manekiny na wystawie sklepowej. Nikt od wejścia mężczyzny się nie odezwał. Niezręczną ciszę, dopiero po chwili, przerwała Antonina.
— Jesteś Daniel, mentor Ifryta, tak? — zapytała, lustrując jego postać od stóp do głów.
— Tak, przepraszam za zamieszanie. Głupio wyszło. — Ognisty potargał swoją rudą czuprynę, jeszcze mokrą od śniegu i wyszczerzył zęby w nerwowym uśmiechu.
— Danielu, zechcesz nam powiedzieć dlaczego przyjechałeś za późno?
— E… za późno na uroczystość. — Daniel powiedział wesoło, ale czuł zażenowanie całą tą sytuacją.
Antonina spojrzała na niego z powątpiewaniem, unosząc przy tym jedną brew, jednak nic nie powiedziała. Pozostali otrząsnęli się z odrętwienia, jakby całe napięcie skumulowane w sali balowej uszło wraz z tymi słowami. Najnowsi członkowie magicznej społeczności wreszcie zasiedli przy stole suto zastawionym jedzeniem, tuż obok nestorki rodu.
— Przyjechałem odebrać Olgę i Karola, ale miałem nadzieję zdążyć na rytuał. — Daniel zbliżył się do głowy rodziny Lwowskich i skłonił. 
— Słyszałam o twoim udziale w uratowaniu Leny. I o twoim późniejszym wkładzie w tę sprawę. Dziękuję ci za to z całego serca. — Antonina ujęła dłoń Daniela i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. — Mam u ciebie dług wdzięczności, młody człowieku. Gdybyś kiedyś czegoś potrzebował, zwróć się do mnie. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że nie rzucam słów na wiatr.
Daniel już chciał zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Uznał, że nie powinien odrzucać takiej propozycji. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie los.
— Dziękuję. Obiecuję, że nie nadwyrężę pani oferty.
— Jeśli już tu jesteś, nie masz innego wyjścia, jak zostać moim gościem honorowym. Gdyby nie ty, nie byłoby nas tutaj. Czuj się jak u siebie. — Antonina wskazała mu puste krzesło. — Usiądź z nami, uczta dopiero co się zaczęła. Pewnie jesteś głodny po podróży.
— Jasne, głodny jak wilk — odparł Daniel i ruszył w stronę stolików.
Zajął miejsce obok Ifryta, który obdarzył go szerokim uśmiechem i zaraz szepnął coś na ucho. Twarz Daniela na moment przybrała kolor purpury, ale zreflektował się i żeby odwrócić od siebie uwagę, pacnął swojego adepta w tył głowy.
— Ej! — krzyknął Ifryt. — Za co?
— Jeszcze się pytasz? — Daniel pokręcił głową. — Lepiej podaj mi żeberka.
— Dobra, już dobra. — Ifryt wyciągnął się w kierunku półmiska. — Sztywniak — szepnął.
— Mówiłeś coś? — Daniel spojrzał na chłopaka z ukosa.
— Absolutnie nic — odparł Ifryt, podając mentorowi jedzenie. W tym samym czasie puścił oczko Teodorze, która zamaskowała śmiech pokasływaniem.
Rozmowę postanowiła przejąć Antonina, która zauważyła, że Lena przyglądała się swoim rękom z większym zaangażowaniem niż kurczakowi na talerzu.
— I jak Leno, podoba ci się twoja przemiana?
— Czuję, jakby łaziło po mnie tysiące mrówek, ale kurde, to naprawdę było… magiczne.
Antonina chyba pierwszy raz zobaczyła u Leny tak szeroki i szczery uśmiech.
— Dokładnie — wtrącił entuzjastycznie Cyprian. — Nawet nie wyobrażałem sobie takiej mocy, takiej energii przepływającej przez moje ciało. To trochę tak, jakbym hm… nawet nie wiem jak to opisać. Kompletnie oderwane od rzeczywistości.
— Lepiej bym tego nie ujęła, tatku — zgodziła się Lena. — Teraz żałuję, że tak długo z tym zwlekałam. Tyle tygodni takiej totalnie obezwładniającej bezradności. Wiecie, jakbym stała za brudną szybą i oglądała zza niej świat po drugiej stronie. A teraz? Wszystko jest takie wyraźne.
— Masz całkowitą rację, wnusiu — odezwał się niespodziewanie Franciszek i odłożył widelec na pozłacany talerz. — Nawet korzonki jakby mniej mi dokuczają.
— To zasługa gorącej energii ognia — rzekła Antonina. — Praktycznie nigdy nie marznę, a wiesz doskonale, bracie, jakie to częste w naszym wieku.
— Nigdy nie myślałem, że spotka mnie jeszcze tyle dobrego. — Złapał dłoń siostry.   
— Ja też, braciszku, ja też — odparła Antonina, oddając uścisk pomarszczonej dłoni i uśmiechając się.
Uczta zakończyła się późnym wieczorem. Ifryt razem z Danielem zabawiali wszystkich sztuczkami z ogniem. Magowie śmiali się i żartowali w najlepsze.
Lena całkowicie przestała odczuwać, że jest wśród obcych. Przez pierwsze dni pobytu w rezydencji miała wrażenie, jakby ktoś usadził ją przy jednym stole z przypadkowymi ludźmi i powiedział: „To teraz twoja rodzina”. Było jej niezręcznie mówić do tych wszystkich ludzi per „ciociu, wujku, kuzynie”. Przez ten krótki czas zdążyła jednak poznać ich poczucie humoru, gesty i zachowania. Zauważyła tyle podobieństw między nimi, a sobą, że przestali być obcymi miniętymi na ulicy. Nabrali wyraźnych kształtów, a co najważniejsze, przyjęli ją i jej bliskich jak swoich. Oczywiście nie wszyscy, ale zdecydowanie ci najważniejsi.  
***
Gdy się obudziła, gardło miała wyschnięte na wiór. Naraz wypiła pół szklanki wody, stojącej na etażerce przy łóżku. Pewnie znowu spałam z otwartymi ustami — pomyślała. Ku własnemu zdziwieniu, zapamiętała sen. Zazwyczaj jej się to nie zdarzało, a na pewno nie z tak wyraźnymi szczegółami. Normalnie marzenia senne ulatywały z głowy Leny zaraz po wstaniu z łóżka. Ten jednak uparcie powracał do niej w myślach podczas wędrówki do łazienki, krótkiego prysznica, a nawet mycia zębów. 
Stała pośrodku niekończących się pól, przykrytych białą pierzyną śniegu. Była noc, piękna w swym bezchmurnym niebie i błyszczących gwiazdach. Jedynym źródłem światła okazał się cieniutki sierp księżyca. Wydawał jej się znacznie większy niż zazwyczaj i napełniał ją irracjonalnym niepokojem. Stała boso w swojej różowej koszuli nocnej. Mroźne, bezwietrzne powietrze atakowało ją z każdej strony, lecz nie odczuwała chłodu. Wewnętrzny ogień nie pozwalał jej zmarznąć. Wiedziała, że czekała na kogoś, że nie powinna znaleźć się tutaj sama. Zaczęła nawoływać. Wołała i wołała, nie mogąc przestać. Musiała tu zostać, nie ważne jak długo. Musiała zaczekać.
Wtedy właśnie ze snu wyrwał ją dźwięk budzika. Przez pierwsze kilka sekund po przebudzeniu Lwowska wciąż czuła potrzebę krzyku. 
Szykując się do śniadania, Lena przyjrzała się sobie. Na początku nie zauważyła żadnej zmiany. Dopiero gdy popatrzyła uważniej, dojrzała mocniejszy niż dotychczas błysk w oczach. Jakby cała radość i energia emanowały właśnie z nich. No fajnie, teraz ludzie będą myśleć, że się czegoś naćpałam — zaśmiała się w duchu i wróciła do rozczesywania kasztanowych pasm.    
Przy śniadaniu dowiedziała się, że Antonina namówiła Daniela, Olgę i Karola na zostanie w rezydencji do niedzieli. Podobno mieli pomóc we wprowadzeniu świeżo upieczonych elementalistów w nowe otoczenie. Lena ucieszyła się, bo chciała podziękować ognistemu za uratowanie życia, ale wczorajszego dnia z powodu ekscytacji po prostu wypadło jej to z głowy.
Zaraz po odniesieniu naczyń do kuchni, rozpoczęła poszukiwania mężczyzny. Odnalazła Daniela siedzącego w salonie z Ifrytem, oglądającego coś w telewizji.
— Mogę cię porwać na minutkę? — zagaiła.
— Jasne — odpowiedział Daniel, zaskoczony nagłym zainteresowaniem ze strony dziewczyny.
Wyszli z salonu na korytarz.
— Przejdziemy się? — zaproponowała. — Chciałabym o czymś porozmawiać.
Daniel kiwnął głową na zgodę i ruszyli przed siebie bez wyraźnego celu.
— Niezłego nam narobiłeś wczoraj stracha. Pomyślałam, że stało się coś strasznego. Miałeś taką poważną minę.
— Wiem, naprawdę mi głupio, że was nastraszyłem. Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że mogę wywołać taką sensację. Ale chyba nie o tym chciałaś porozmawiać? — Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie. 
— Nie, nie o tym. Po pierwsze, chciałam cię przeprosić.
— Niby za co? — Ognisty szczerze się zdziwił.
— Za bycie zołzą. Tam, w szpitalu.
— Dawno i nieprawda. — Daniel machnął lekceważąco ręką. — Już o tym zapomniałem.
— To mi ulżyło. Wolałabym, żeby między nami nie zrobiły się żadne kwasy.
— Luz.
— Chciałam ci też osobiście podziękować za uratowanie życia. Mojego i moich przyjaciół. Karol opowiedział mi, co zrobiłeś.
— Na pewno podkoloryzował. Zawsze stawia ludzi w lepszym świetle.
— Powiedział, że cię poparzyłam i to dość poważnie. — Spojrzała w błękitne oczy Daniela, próbując wyczytać z nich prawdę, jednak jej plan spalił na panewce.
Wzrok Koterskiego pozostał nieodgadniony przez całą ich rozmowę.
— To nie twoja wina. Poza tym, ty też nie wyszłaś stamtąd bez szwanku. — Wskazał dłonią odsłonięte przedramię Leny.
Odruchowo przejechała palcami po podłużnej, poszarpanej linii.
— Wielu ludzi ma blizny. To nic wielkiego. — Wzruszyła ramionami.
— No właśnie. Więc nie martw się o moje.
— No dobrze. Jest jeszcze coś…
— Matko, chyba pierwszy raz tak długo ze mną rozmawiasz i już czegoś chcesz — powiedział poważnie.
— Ja… nie… — zaczęła Lena, czując się co najmniej głupio.
Daniel głośno się roześmiał.
— Żartowałem. Mów śmiało.
— Też mi żart. — Lena obruszyła się i przez chwilę robiła minę obrażonego dziecka. — No dobra. Nie wierzę, że to mówię. — Wzięła głęboki oddech. — Pomyślałam, że mógłbyś nas, to znaczy mnie, tatę i dziadka czegoś nauczyć. No wiesz, bo jesteś nauczycielem. Ifryt mówił, że jesteś w tym dobry. Znaczy w magii, no i w uczeniu też. Skoro jeszcze nie wyjeżdżasz. Mógłbyś?
— Z wielką chęcią — odparł poważnie, jednak wyraźnie powstrzymując kąciki ust od uśmiechu.
— Wspaniale. To ja lepiej pójdę powiedzieć tacie. Jest w bibliotece. To tam. — Wskazała na drugą stronę rezydencji. 
— Może cię odprowadzę?
— Nie ma potrzeby. — Uśmiechnęła się szeroko i dziarsko ruszyła przed siebie. W połowie drogi odwróciła się i pomachała.
Daniel odmachał Lenie, która sekundę później zniknęła w korytarzu.
— Eh… Nawet nie ustaliliśmy, kiedy będzie ta lekcja — powiedział do siebie i westchnął.
***
Podczas drugiego śniadania Lena i jej ojciec rozmawiali z Danielem. Po chwili, słysząc o czym rozmawiają, dosiadła się również Olga. 
— Teraz, kiedy już jesteście pełnoprawnymi magami, przydałoby się, żebyście wreszcie wyrobili nowe dowody osobiste — powiedział Daniel, między kolejnymi łykami herbaty z cytryną.
— Najpierw powinniście udać się do najbliższego instytutu, żeby zrobić badania kontrolne. Ja nie mam tu odpowiedniego sprzętu — dodała Olga. — Musimy upewnić się, że przeszliście rytuał bez żadnych komplikacji.
— Chwila, chwila. Jakie badania kontrolne? Czuję się znakomicie. — Ojciec Leny natychmiast zaprotestował.
— Są zupełnie bezbolesne — wtrąciła szybko uzdrowicielka. — I obowiązkowe — dodała, widząc wciąż niezadowoloną minę Cypriana.
— Nie da rady tego jakoś obejść? — spytał Lwowski.
— W żadnym razie — odpowiedziała ostro Olga. — Niektóre z otrzymanych informacji zostaną na stałe wpisane do waszych identyfikatorów, a zarazem do systemu.
— Czyli nie mam wyjścia. — Podparł głowę o rękę, wypuszczając przy tym głośno powietrze.
— To jak? Mam zadzwonić do instytutu i zapisać was na wizytę?
— E… — zająknął się Cyprian.
— Oczywiście — odezwała się Lena. — Jak najszybciej.
— Leno.
— Tato — odpowiedziała mu takim samym, urażonym tonem. — Musimy wiedzieć, że z tobą i dziadkiem wszystko w porządku. Im szybciej to załatwimy, tym prędzej będziemy mieć to z głowy.
— Mówisz, jakby ciebie to nie dotyczyło.
— Wiem, że mnie też to dotyczy, ale ja w porównaniu do ciebie, nie boję się lekarzy — rzuciła z przekąsem.
Skończyła właśnie obierać pomarańczę i włożyła jedną cząstkę do ust. Na szczęście okazała się zadziwiająco słodka, więc dziewczyna nie musiała się krzywić. Teraz już bez obaw zaczęła pochłaniać kolejne. Po jadalni rozszedł się przyjemny zapach owocu.
— Wcale tak nie jest. Co ty opowiadasz? — odparł obruszony.
— A pamiętasz co wymyślałeś, jak ostatnio miałeś iść do…
— No dobra, dobra — przerwał córce.  — Pójdziemy na te badania.
— W porządku — rzekła Olga. — Zadzwonię do znajomego. Może uda się was gdzieś wcisnąć.
— Będziemy wdzięczni — powiedziała Lena z uśmiechem.
Uzdrowicielka wyszła z pomieszczenia. Lena i Cyprian zostali sami z Danielem. Dopiero teraz coś dotarło do nastolatki.
— Jak daleko znajduje się ten instytut?
— Ze dwie godziny jazdy stąd. — Daniel stwierdził po chwili zastanowienia. — Dlaczego właściwie pytasz?
— Być może mam problem z jazdą samochodem. — Odwróciła wzrok od mężczyzny i utkwiła go na drzwiach do jadalni.
Korzystając z okazji, Cyprian zabrał z talerzyka córki połowę owocu.
— Hm… rzeczywiście coś o tym słyszałem. Ale zaraz — ożywił się. — Może wcale nie musielibyśmy opuszczać rezydencji — rzucił Daniel z szelmowskim uśmiechem.
— Sugerujesz wizytę domową? — zasugerował Cyprian.
— Coś znacznie lepszego.
— Co masz na myśli? — zapytała Lena.
— Moglibyśmy się stąd przeteleportować — oświadczył ognisty, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
— Co?! Możemy się teleportować? I nikt mi o tym nie powiedział? — Cyprian wytrzeszczył oczy.
Lena wyglądała podobnie.
— Pewnie po prostu nie było okazji. Potrafimy robić to jedynie przez specjalne kamienie teleportacyjne. Tak się składa, że jeden jest tutaj w rezydencji, a drugi w instytucie. Sądzę, że nie powinno być problemu z skorzystaniem z nich. O ile tylko pani Antonina się zgodzi.
Do pokoju wróciła Olga z dobrymi nowinami.
— Udało mi się was umówić jeszcze na dzisiaj. Mój znajomy zgodził się zostać chwilę po swojej zmianie. Możecie do niego wpaść o piętnastej. Zaraz zapiszę wam wszystkie potrzebne informacje.
— W takim razie lecę zapytać Antoninę o zgodę. — Cyprian wstał gwałtownie i szybkim krokiem oddalił się w stronę gabinetu nestorki rodu.
Wrócił, gdy Lena ledwie zdążyła obrać kolejną pomarańczę i podzielić ją na mniejsze części.
— I jak? — spytał Daniel.
— Mamy zielone światło.
— Mamy wziąć ze sobą coś szczególnego? — wtrąciła Lena.
— Wasze zwykłe dowody powinny wystarczyć. Antonina już wcześniej załatwiła kwestię waszego pokrewieństwa. A co do ubioru, nie musicie nawet brać kurtek. Nawet na minutę nie wyjdziemy poza budynek.
— Widzimy się o piętnastej w… właściwie gdzie jest ten kamień? — zastanowił się Cyprian.
— Zapytam Ifryta. On powinien wiedzieć — rzucił Daniel.
— Czyli wszystko mamy ustalone — ucieszył się Cyprian i ponownie opuścił jadalnię.
Chyba nawet zapomniał o celu wycieczki, ekscytując się możliwością teleportacji. Lena wcale mu się nie dziwiła. Jeszcze wczoraj pomimo całej wiedzy o magii, taki sposób transportu zdawał się tak samo niemożliwy jak zawsze. Teraz nie tylko o tym wiedzieli, ale mieli też przekonać się o tym na własnej skórze.
***
Tak jak ustalili wcześniej, o ustalonej godzinie wszyscy zainteresowani zebrali się pod drzwiami do piwnicy. Ifryt podjął się zadania zaprowadzenia ich na miejsce. Zeszli w głąb budynku. Temperatura okazała się o parę stopni niższa w porównaniu z wyższymi częściami budynku, ale nie na tyle, by poczuć gęsią skórkę.
Wreszcie stanęli przed metalowymi drzwiami. Ifryt wyjął z kieszeni pęk kluczy i po kolei zaczął otwierać wszystkie trzy zamki. Na koniec przyłożył prawą dłoń do specjalnego wyżłobienia, a wokół niej w metalu pojawiły się jaśniejące żyłki. Teraz bez problemu otworzył drzwi.
— Środki ostrożności — wyjaśnił Ifryt. — Głupio byłoby, gdyby każdy mógł tu sobie wejść i wyjść niepostrzeżenie, co? Niezła pożywka dla złodziei. Na szczęście to cudeńko może otworzyć tylko Lwowski. Chociaż… dynamit też powinien załatwić sprawę.
— Czy ty kiedykolwiek przestajesz gadać bzdury? — spytała sarkastycznie Lena.
— Prawdopodobnie nie. — Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i skłonił się teatralnie. — Zapraszam.
Lena, jej ojciec i dziadek, a także Daniel weszli do środka. Pomieszczenie nie wydawało się zbyt duże. Nie miało okien, a jedynym źródłem światła były dwie żarówki. Znajdował się tutaj tylko jeden przedmiot. Ponad dwumetrowy, z jednej strony zupełnie płaski kamień. Gdyby Lena nie wiedziała co to jest, mogłaby wziąć go za lustro, gdyż odbicie, które zapewniał wyglądało idealne.
— I to wszystko? To jest ten cały teleport? — zauważyła sceptycznie.
— Może nie wygląda nazbyt ekstrawagancko, ale mogę zaręczyć, że działa wyśmienicie. — Ifryt stwierdził głosem eksperta.
— No dobra, to jak mamy zamiar go użyć?
— Przeprowadzę was — oznajmił Daniel. — Przechodząc przez portal trzeba dokładnie wiedzieć, gdzie chce się udać. Wy nigdy nie byliście w budynku instytutu, więc samodzielnie nie macie szans się tam dostać. Ale niczym się nie martwcie. Wystarczy, że złapiecie mnie za rękę i podążycie za mną. Starajcie się na niczym nie skupiać, po prostu zrobicie krok do przodu i będziecie po drugiej stronie. Zrozumieliście?
— To chyba nic trudnego — rzucił optymistycznie Cyprian.
— No dobrze, to kto pierwszy?
— Może ja? — odezwał się Franciszek. — Jak się nie uda, mam najmniej do stracenia. — Zaśmiał się z typową dla starego palacza chrypką.
Daniel przyłożył prawą dłoń do powierzchni kamienia. Przez chwilę nic się nie działo, ale później odbicie zaczęło falować, aż w końcu zmieniło się wizerunek zupełnie innego pokoju. Franciszek przełknął głośno ślinę, po czym wziął Daniela za rękę. Ten zrobił krok do przodu. Połowa jego ciała przepadła w kamieniu, a zaraz i podążający za nim staruszek zniknął pozostałym z pola widzenia. Parę sekund później Daniel wrócił i zabrał ze sobą Cypriana. Ostatnia miała iść Lena.
Rudzielec wystąpił z teleportu jedną nogą, uśmiechnął się do niej zadziornie i wyciągnął rękę. Złapała ją pewnie i podążyła za nim. Przez chwilę poczuła się dziwnie, jakby znalazła się głęboko pod wodą. Za mrugnięciem oka była jednak po drugiej stronie teleportu. Zrobiło jej się niedobrze, aż zakryła dłonią usta i na chwilę zatkały się jej uszy, ale poza tym wszystko wydawało się być w porządku. Rozglądała się dookoła z szeroko otwartymi oczami. Obok niej stali pozostali, czekający aż minie jej szok.
— I jak? Nie było chyba tak źle. — Daniel poklepał ją po ramieniu.
— Byłoby lepiej, gdybym nie miała ochoty zwrócić śniadania, ale przeżyję.  Mogłeś nas uprzedzić.
— Tylko niepotrzebnie byście się denerwowali. Obiecuję, następnym razem pójdzie wam lepiej.
— Trzymam cię za słowo.
— Co to za miejsce? — Cyprian rozejrzał się.
W linii stały jeszcze dwa teleporty, oprócz tego, którym przybyli. Pomieszczenie nowocześnie umeblowano. W rzędzie stały ławeczki, do ściany przytwierdzono podłużne metalowe szafki. Przypominało Lenie szatnię.
— Pokój teleportacyjny. Ludzie o wiele częściej się tutaj teleportują, niż wchodzą głównym wejściem. To jedno z niewielu miejsc, gdzie teleportów jest więcej aniżeli jeden. Są bardzo rzadkie. No, ale dosyć tego gadania. Pora ruszać, bo nie wyrobimy się ze wszystkim.
Dopiero teraz Lena zauważyła dwóch strażników w czarnych uniformach, stojących przy drzwiach wyjściowych. Miała niemal pewność, że wcześniej ich tam nie było. Przed dalszą drogą podróżni musieli wpisać się do księgi odwiedzin i przejść przez bramkę, podobną tym znajdującym się na lotniskach, którą udało im się otworzyć jedynie dzięki identyfikatorowi Daniela. Piszczała za każdym razem, gdy któreś z nich przechodziło. Strażnicy przez cały czas przyglądali im się w milczeniu. Daniel posłał im niezręczny uśmiech.
Z piwnicy można dało wydostać się windą albo schodami. Wybrali windę, ze względu na Franciszka i jego problemy z kolanami. Wysiedli na drugim piętrze.
— O co chodziło z tą ochroną? — zapytał Cyprian.
— To nic takiego, zwykłe względy bezpieczeństwa. Teleporty mają tę wadę, że nie da się kontrolować, kto postanowi przejść na drugą stronę. Można zablokować ich działanie, ale wtedy nie przejdzie nikt, a wówczas nie byłoby z nich żadnego pożytku.
— Racja. Głupie pytanie.
— Wcale nie takie głupie, panie Cyprianie. Może pan pytać o co tylko pan chce. To normalne, że nie wiecie jeszcze masy rzeczy o magicznym świecie.
Zgodnie ze wskazówkami Olgi, Daniel prowadził ich przez jasne korytarze pełne identycznych drzwi. Od środka budynek prezentował się jak zwykły biurowiec. Pracownicy kręcili z papierami czy też rozmawiali ze sobą. Co jakiś czas mijał ich również patrol ochrony. Wow, ci wszyscy ludzie to elementaliści? Wyglądają tak zwyczajnie — zastanowiła się Lena. Po drodze załatwili sprawy techniczne przy zwykłym okienku. Następnie, po kilku minutach dreptania, w końcu dotarli na miejsce.
— To tutaj. Pokój trzysta trzeci.
— No to idę — powiedział Franciszek i zniknął za białymi drzwiami.
Reszta usiadła na ławeczce stojącej na przeciwległej ścianie.
— Myślicie, że wszystko z nami w porządku? — zaczął Cyprian.
— Na pewno, tato. Nie masz się o co martwić
— Pańska córka ma rację. Zresztą, niedługo się przekonamy — rzucił Daniel, spoglądając w stronę drzwi.
Franciszek wyszedł po dwudziestu minutach. Na pytanie syna, jak go badali, tylko wzruszył ramionami i zagonił go do gabinetu. Cyprian przełknął głośno ślinę i ostatni raz spojrzał na rodzinę przed wejściem.
— Życzcie mi powodzenia — rzucił.
— To nic takiego, prawda, dziadku? — zapytała Lena, kiedy tylko jej ojciec zniknął za drzwiami.
— E tam. W moim wieku, kiedy przychodnię odwiedzam jak kawiarnię, nic mnie już nie rusza. 
— Ale nie kłuli cię niczym?
— Jak pójdziesz, to się dowiesz. — Staruszek uśmiechnął się tajemniczo i więcej już nie odezwał.
Ojciec wyszedł nawet szybciej niż dziadek i Lena nie miała innego wyjścia jak wejść do środka.
Pomieszczenie wyglądało jak zwykły gabinet lekarski. Nawet zapach okazał się podobny, chemikalia z metaliczną nutą.
— Dzień dobry.
— Dobry. Jestem doktor Gąsowski. Usiądź — polecił, wskazując na metalowe krzesełko na siedzeniu obłożone zielonym, skóropodobnym materiałem. — Najpierw zadam ci kilka prostych pytań. Odpowiadaj szczerze.
— Nie miałam żadnego innego zamiaru.
Wydawał się być w podobnym do Olgi wieku. Może znają się ze szkoły — przeszło Lenie przez myśl. Wyglądał przyjaźnie z szerokim uśmiechem i pogodnym wzrokiem. Był całkiem sporych rozmiarów, przez co skojarzył się nastolatce z misiem. Nawet włosy miał odpowiednio skręcone, choć niestety ze sporym ubytkiem na środku głowy. 
— Nawet nie wiesz, jak często ludzie oszukują lekarzy. No dobrze. — odchrząknął. Położył na biurku nowy arkusz.
— Rytuał przeszłaś wczoraj?
— Tak, razem z ojcem i dziadkiem
— Jak oceniłabyś dzisiaj swoje samopoczucie w skali od jednego do dziesięciu?
— Hm… siedem? Może osiem. W każdym razie całkiem dobrze.
Doktor zapisał następne dane na kartce.
— Nie odczuwałaś od wczoraj żadnego dyskomfortu albo niepożądanych objawów?
— Chodzi o ból głowy czy coś takiego?
— Tak.
— To nie. Wszystko jest okej — odpowiedziała pewnie.
— Żadnych niecodziennych zdarzeń? Oczywiście rozumiem, że przeszłaś wczoraj coś niesamowitego i teraz wszystko jest niecodzienne, ale postaraj się zastanowić.
— Oprócz tego, o czym wszyscy dookoła mi opowiadali to chyba nie. Jeśli nie liczyć tego głupiego snu. Ale to nic takiego.
— Snu? Możesz mi coś więcej o nim opowiedzieć? Dlaczego wydał ci się ważny?
— Zazwyczaj nie pamiętam swoich snów, ale ten mogłabym opowiedzieć panu ze szczegółami.
— Rozumiem. To może być zwykły przypadek, ale nie martw się. Gdyby coś było nie tak, wyniki badań na pewno to wykażą. Myślę, że to na tyle z pytań. Zmierzę ci teraz ciśnienie, a później sprawdzimy wzrok.
— Nic, czego bym już nie robiła.
Po wykonaniu obu testów, które Lena zdała śpiewająco, nadszedł czas na bardziej zaawansowane badania. Doktor zaprowadził ją do drugiego pokoju, do którego drzwi wcześniej nie zauważyła, i tam kontynuowali.
 Pierwsze badanie wymagało od niej zdjęcia wszystkich metalowe rzeczy, co okazało się zadziwiająco trudne, bo nawet w głupich spodniach guziki miały takie elementy. Przebrała się za kotarą w jednorazową koszulę, wykonaną z jakiegoś papieropodobnego materiału. Potem Lena położyła się na specjalnym łóżku, podobnym do tuby. Miało zeskanować przepływającą energię i sprawdzić czy nie tworzą się żadne zatory, czy moc równomiernie rozchodzi się po całym ciele i ocenić jej ilość. Cały proces trwał może z dziesięć minut, ale Lenie strasznie się dłużyło, bo nie mogła się w tym czasie ruszać.
Następnie lekarz nałożył jej na głowę urządzenie przypominające hełm z odchodzącymi od niego z każdej strony kablami. Okazało się dość ciężkie, ale na szczęście cały proces nie trwał na tyle długo, by Lena mogła zmęczyć się noszeniem go. Właśnie ono miało rozwikłać sprawę snu dziewczyny.
Później doktor polecił jej złapać oburącz kryształ podłączony do jakichś przewodów z kolei przymocowanych do komputera. Miała skumulować w nim całą swoją moc, a później wchłonąć ją z powrotem. To badanie miało za zadanie sprawdzić jej zdolności absorpcji energii.
Ostatnim badaniem okazało się zwykłe pobranie krwi. Na czas wbijania igły Lena odwróciła wzrok, ale nim się obejrzała, było już po wszystkim.
Dowiedziała się, że wyniki badań będą gotowe w przeciągu tygodnia i jak tylko się to stanie, zostaną o tym poinformowani telefonicznie. Lena podziękowała doktorowi Gąsowskiemu i wyszła do reszty rodziny.
Do rezydencji wrócili tą samą drogą, którą przybyli. Tak, jak zapowiadał Daniel, kolejna teleportacja stała się mniej drażniąca w skutkach.
***
Pierwsza lekcja magii rozpoczęła się wieczorem, tuż po kolacji. Zainteresowani zostali w jadalni, siadając w zwartej grupie. Cyprian zabrał ze sobą nawet notes w obawie, że później zapomni słowa nauczyciela. Daniel na początek postanowił oszczędzić im praktyki, więc nie było potrzeby, żeby przenosili się w inne miejsce.
— Muszę przyznać, że trochę się denerwuję — uśmiechnął się Daniel. — Pierwszy raz będę uczył kogoś starszego od siebie.
— Eh… jak ktoś czegoś nie umie, to taki sam, czy młody czy stary — stwierdził Franciszek. — Może dłużej mi zejdzie na próbowaniu, ale poza tym chęci najbardziej się liczą.
— Zaczynaj — ponaglił Cyprian. — Już się nie mogę doczekać, aż coś poczarujemy.
— Oj, panie Lwowski. Zanim pozwolę wam wypuścić chociaż płomyczek, jeszcze trochę pomęczę was teorią.
— Jak trzeba, to trzeba — zgodził się, choć z mniejszym entuzjazmem niż poprzednio.  
— A więc — odchrząknął. — Po pierwsze, każdy z was musi już na wstępie zrozumieć, że opanowanie żywiołu nie będzie łatwe. Zwykle magowie uczą się tego od dziecka i poświęcają temu wiele lat. Nie spodziewajcie się zawrotnych wyników od razu. Zrozumiano?
— Jasne jak słońce — odparł Cyprian.
Dziadek skinął tylko głową, a Lena wcale nie zmieniła pozycji.  
— Po drugie, magia ognia często ma swoje odbicie w uczuciach. Gniew może dać wam złudne poczucie potęgi, ale nie należy się temu poddawać. Ogień jest bardzo zmienny i taka sytuacja szybko może odwrócić się przeciwko wam. Nauczenie się korzystania z pomocy emocji w pełni jest  niezwykle trudne i zajmuje wiele czasu. Na razie postarajcie się wiec trzymać je na wodzy.
— Ale chyba nie da rady całkiem się odciąć? Zawsze będą nam towarzyszyć.
— Może nie wyraziłem się dość jasno. Pewnie, że emocje będą miały odbicie w waszej magii. Chodzi raczej o to, by nie polegać na nich jako na paliwie doładowującym wasze naturalne zdolności. Tyczy się to właśnie w szczególności magów ognia.
— Teraz rozumiem. No cóż, postaram się. Jak wyjdzie, się okaże — rzekł Cyprian.
— Po trzecie. Nie starajcie się ścigać. Każde z was jest inne i w różnym czasie uda wam się osiągnąć podobne efekty. Szkoda, że nie będę mógł wam poświęcić więcej czasu. Wolałbym pracować z każdym z was osobno, ale musimy poradzić sobie z tym co mamy.
— Po czwarte i ostatnie na dziś. Nie próbujcie na razie robić żadnych głupot. Puszczania kul ognia z palców albo czegoś podobnego. Ifryt na pewno będzie was do tego namawiał. — Daniel zatrzymał spojrzenie na Lenie. — To najgorsza rzecz jaką możecie teraz zrobić. Więcej przyniesiecie tym szkody niż pożytku. Do wszystkiego dojdziemy po kolei. Gdybyście użyli mocy przez przypadek, natychmiast mnie o tym powiadomcie.
— Tak zrobię — odparła szybko Lena, wciąż mając w pamięci tamtą sytuację ze szpitala. Nie miała ochoty na powtórkę.
— Na koniec mam dla was zadanie. Z pewnością od wczorajszego dnia zaczęliście czuć w waszym ciele wibracje, coś na podobieństwo mrowienia albo swędzenia.
Lwowscy skinęli w odpowiedzi.
— To właśnie za sprawą energii przepływającej przez wasze ciało. Nie martwcie się, niedługo powinniście przestać to zauważać. Na razie jednak możemy wykorzystać to na waszą korzyść.
— W jaki sposób? — zapytał Franciszek.
— Chciałbym, żebyście przy pomocy tych wibracji znaleźli swoją iskrę. Energia przepływa przez całe wasze ciało, ale iskra zatrzymuje większość jej w sobie i jej okolicach. Zazwyczaj znajduje się w niedaleko serca. — Daniel przyłożył dłoń do klatki piersiowej. — W tym miejscu temperatura waszego ciała jest minimalnie wyższa. Tutaj też uczucie dyskomfortu powinno być najsilniejsze.
— W jakim sensie mamy ją znaleźć? — dopytał Cyprian. — To dość niejasne. Wydaje mi się, że wiem gdzie jest. — Przyłożył palec wskazujący i serdeczny tuż pod sercem.
— W takim razie ty masz tę część już za sobą. Franciszku, Leno, a jak z waszymi iskrami?
— Nie jestem pewna. Powinnam to czuć?
— Tak — rzucił Daniel.
— To nie wiem.
— Ja też — powiedział smutno dziadek.
— Później spróbujcie skupić waszą energię właśnie w jej bliskim obszarze. Przejdziemy dalej dopiero wtedy, kiedy ją znajdziecie i ujarzmicie. Nie spieszcie się. Pamiętajcie, każdy jest inny. Te same efekty przyjdą w różnym czasie.
— Marne pocieszenie. — Lena spojrzała zazdrośnie w stronę ojca, który wyraźnie cieszył się swoimi postępami.
— Na razie to tyle — zarządził Koterski. — Dajcie mi znać, kiedy odszukacie iskrę. Dopiero wtedy ruszymy dalej. 
Lena cały wieczór spędziła na szukaniu iskry. Siedziała na łóżku po turecku i próbowała śledzić ruchy energii we własnym ciele. Jak na złość, ta zdawała ukrywać się przed dziewczyną. Gdy Lenie wydawało się, że jest bliska odnalezienia źródła swojej mocy, to zdawało się przygasać i niknąć, po czy musiała szukać od nowa. Co za złośliwstwo — stwierdziła w myślach. No nic, może jutro — uznała w końcu i położyła się, zmęczona dniem pełnym wrażeń.  
+++
Witam, moi drodzy czytelnicy. 
Rozdział przybył z jednodniowym poślizgiem i przykro mi, że musieliście czekać. Muszę przyznać, że to nie moja wina, lecz internetu, który wczoraj bez żadnego powodu nie chciał działać. Dlatego zastanawiam się, czy po prostu nie wstawiać rozdziałów wcześniej z ustaloną datą publikacji, żeby coś takiego nie zdarzało się w przyszłości. 
Znów przekroczyłam swój limit słów. Wyszło trochę ponad cztery tysiące, ale ustaliłam, że ostatnia scena nie może zostać przeniesiona do kolejnego i tak już zostało. Mam nadzieję, że ściana tekstu was nie zanudzi. Zmieniliśmy trochę otoczenie, ale nie miałam już siły na dokładniejsze opisywanie instytutu. Wtedy ten rozdział byłby jeszcze dłuższy. Do końca tej „księgi” jeszcze będzie tyle opisów, że nie powinniście narzekać. 
No właśnie, w spisie treści podzieliłam rozdziały na części i księgi. Od początku miałam zamiar by ta opowieść nie była opowiedziana jedynie z perspektywy Leny i w ten sposób chciałam to bardziej podkreślić. Po zakończeniu tej  „księgi”, pojawi się więcej rozdziałów z punktu widzenia innych postaci. Dałam tego przedsmak już w rozdziale drugim i po trochę w innych. Bez obaw, Lena wciąż będzie miała swoje pięć minut i nawet znacznie więcej.  
Cóż, mam nadzieję, że wam się podobało. Jak zwykle zachęcam was do komentowania. Pozdrawiam, Maxine.

2 komentarze:

  1. O, nowy rozdział, bardzo się cieszę xD widać, że Lenka diamterlanie zmieniła podejście do magii. I dobrze. Aczkolwiek lepiej będzie, jeśli nie zapomni, jak bardzo niebezpieczna może być moc, nad którą nie umie się zapanować... Ale chyba jej to juz nie grozi. Wizyta w Instytucie była niby formalnością, ale jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś złego im wyjdzie w tych wynikach... Cieszę się, że nasza rodzinka zaczęła pracować nad swoimi umiejętnosciami, choć dośc nietypowo - muszą znaleźć s swoim ciele tę iskrę, a najwyraźniej nie jest to aż takie oczywiste... Hm, zobaczymy, mam nadzieję,że jednak się szybko im to wszytskim uda, nie tylko jednemu. NO i zastanawiam sie tez, jak to będzie z reszta swiata, tzn. z ludźmi, których trójka bohaterów zostawili... czy Lenka i bliźniacy pójdą juz niedługo do szkoły dla elementarzystów? chyba powinii.... no nic, pozostaje mi czekać z niecierpliwościa na dalszy ciąg, to pewnie otrzymam odpowiedź na przynajmniej część swoich pytań. xD Zapraszam na świeżo dodany rozdział u mnie, zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest, choć z lekkim poślizgiem. Tak, Lena jest, powiedziałabym, na razie na porytualnym haju, jakkolwiek by to nie brzmiało. Magia to ciężka sprawa, nigdy nie wiadomo, co z niej wyniknie. Praca nad nowymi mocami była nieunikniona. Lwowscy muszą wiedzieć co robić, inaczej cała uroczystość nie miałaby sensu.
      Co do reszty, na rozwinięcie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, ale obiecuję, że nie za długo. Postaram się nie pogubić żadnych wątków. Jak mi to wyjdzie, zobaczymy.

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.