Dwunasty opuścił
samolot w godzinach szczytu. Zatłoczony terminal oraz ludzie chodzący bez ładu
i składu zdawali się denerwować go bardziej niż zazwyczaj. Być może dlatego, że
przez połowę lotu odsłuchiwał na słuchawkach rozmówki i audycje po czesku.
Przestawienie się na inny język nigdy nie sprawiało mu problemów, ale minęło
sporo czasu, od kiedy ostatni raz używał akurat tego. Zaśmiał się w duchu na
myśl, że w końcu jego miłość do wszystkiego co związane z kulturą słowiańską w
końcu do czegoś się przydała.
Była dopiero
pierwsza połowa lutego i powoli zaczynało się ściemniać. Dwunasty wyszedł na
ulicę i odetchnął pełną piersią. Powietrze wydawało się zupełnie inne niż w
stronach, z których przybył. Co prawda przepełnione zapachem dymu z kominów,
ale jednak orzeźwiające w swojej mroźnej aurze. Praga, mimo zalegającego
wszędzie już brudnego śniegu, oczarowała Dwunastego tak samo, jak wtedy, gdy
zatrzymał się tu po raz pierwszy. Mocniej owinął szkarłatny szal wokół szyi,
ukrył w nim połowę twarzy i czym prędzej rozejrzał się w poszukiwaniu postoju
taksówek.
Pomyślnie natrafił
na zaradnego taksówkarza, który zawiózł go do hotelu bocznymi drogami, tak że
nie musieli stać w korkach. Po podaniu kierowcy adresu ten nie odezwał się już
ani słowem, a podczas jazdy towarzyszył im tylko czeski program informacyjny
puszczany w radiu. Najmłodszemu bratu bardzo to odpowiadało, bo z jednej strony
nie musiał prowadzić bezsensownej rozmowy, a z drugiej uaktualnił swoją wiedzę
na temat ostatnich wydarzeń z kraju.
Zaraz po
zameldowaniu się w hotelu i odnalezieniu właściwego pokoju, Dwunasty poczuł
ulgę. Ledwo odstawił swoją walizkę oraz odłożył płaszcz na wieszak, rzucił się
na podwójne łóżko i zamknął przemęczone od sztucznego światła oczy. Zmęczenie
dało mu się we znaki bardziej niż ostatnimi czasy. Choć lubił podróżować
samolotem i oglądać świat z góry, jakby był miniaturowym modelem prawdziwej Ziemi,
długie loty go męczyły. Sam aspekt ciśnięcia się w małej przestrzeni z dwustoma
innymi osobami skutecznie odbierał mu siły. Postanowił odpocząć, a później
zamówić obiad do pokoju, tak, by nie musieć już spędzać czasu w hotelowej
restauracji.
Wieczór spędził na
wędrówce po uliczkach Pragi. Najmłodszy brat zakonu odzyskał już większość sił
i stwierdził, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Uwielbiał podziwiać
tamtejszą architekturę, a i od jego ostatniego pobytu całkiem sporo się
zmieniło. Tym razem w komplecie do jodełkowego płaszcza dodatkowo włożył
rękawiczki i kapelusz. Jeszcze nie przyzwyczaił się do zimowego klimatu Czech i
nawet dodatkowe elementy garderoby nie uchroniły go przed zmarznięciem.
Podczas swojej
nocnej wędrówki na chwilę przystanął na Moście Karola i wpatrywał w Wełtawę.
Strzepnął śnieg z kamiennej balustrady i dotknął nagiego kamienia. Trwająca od
wieków konstrukcja w zrozumiały tylko dla niego sposób, wywołała w Dwunastym
poczucie bezpieczeństwa. Jeśli ona potrafiła przetrwać tak długo, to i on
powinien wytrwać jeszcze przez jakiś czas, a przynajmniej do odnalezienia
trzynastego brata.
Swoją przechadzkę
zakończył odwiedzinami muzeum Alfonsa Muchy. Patrzenie na wykreowane przez tego
artystę obrazy i plakaty zawsze wprawiały Dwunastego w zachwyt. Wiele by dał,
aby móc poznać ich autora osobiście. Mnogość szczegółów, kwiatowe motywy i
wyraźne kontury postaci. Kobiety pędzla Muchy wręcz promieniowały pięknem.
Dwunasty mógł rozprawiać o sztuce godzinami.
Żałował, że od tak
dawna nie stworzył niczego własnego. Wypalenie towarzyszyło mu od długiego
czasu. Pomimo tego, że świat wciąż potrafił go oczarować swoim pięknem, a
zarazem przerazić swoją brutalnością, nie potrafił przenieść żadnego z tych
uczuć na płótno.
Podróż po mieście
wprawiła go w melancholijny nastrój. Zwieńczeniem tego dnia okazała się długa,
gorąca kąpiel, która pomogła Dwunastemu rozgrzać zziębnięte mięśnie przed snem.
Przy zasypianiu towarzyszyły mu wspomnienia minionych lat, teraz już odległe
niczym inne życia, zbyt obce, by mógł nazywać je własnymi. Wytarte w pamięci
szczątki dawnych wydarzeń, niczym pojedyncze puzzle, powracały, by torturować
go niepasującymi do niczego fragmentami. Gnieździły się pomiędzy szarością
kolejnych dni i nie dawały o sobie zapomnieć. Ostatecznie Dwunasty, zmęczony
przewracaniem się na łóżku, łyknął tabletkę nasenną i dopiero wtedy zasnął.
***
Budząc się rankiem,
nie pamiętał żadnego ze swoich snów. Po południu miał spotkać się z mężczyzną,
który podobno posiadał kluczowe informacje w sprawie odnalezienia trzynastego
brata. Dwunasty powoli zaczynał się męczyć kolejnymi fałszywymi tropami, ale
nie mógł świadomie zaprzepaścić szansy na dotarcie do choćby najmniejszej wskazówki.
Umówione spotkanie
miało odbyć się w następnego dnia o osiemnastej w browarze restauracyjnym U
Fleka. Dzięki temu Dwunasty miał praktycznie cały dzień tylko dla siebie.
Dobrze go wykorzystał, przechadzając się po mieście i zaglądając do co
ciekawszych miejsc.
Kiedy przyszedł na
miejsce spotkania pięć minut przed umówionym czasem, jego informator już
siedział na miejscu. Przywołał Dwunastego do stolika od razu, jak tylko
rozpoznał go w tłumie. Brat przywitał się z Miroslavem Svobodą szybkim
uściskiem dłoni i zajął miejsce naprzeciwko niego. Na drewnianym stoliku stał
prawie pusty kufel piwa. Dwunasty zamówił dwa kolejne, dla siebie i swojego
towarzysza.
— Dziękuję, że
zechciałeś się ze mną spotkać — powiedział Dwunasty po czesku, jak tylko
kelnerka odeszła od nich z pustą tacą.
W jego słowach
wciąż dało się wyczuć cień obcego akcentu, choć starał się brzmieć naturalnie i
pewnie. Uważnie przyglądał się swojemu informatorowi. Czech był potężnym
mężczyzną w średnim wieku z sumiastym wąsem i pokaźnym piwnym brzuchem.
— To zaszczyt
zobaczyć cię osobiście — odparł Miroslav, unikając kontaktu wzrokowego. Obracał
swój pełny kufel w grubych dłoniach.
— W takim razie
może nie zwlekajmy i od razu przejdziemy do interesów — zaproponował Dwunasty,
widząc jego niepewność.
— Oczywiście —
odpowiedział natychmiast mężczyzna, po czym odchrząknął. — Już kawałek czasu
będzie, jak mój brat Pavel, kierowca ciężarówki, widział na niebie ogromną
burzę.
Dwunasty upił łyk
ciemnego lagera w czasie opowieści. Przez chwile rozkoszował się jego gorzkim
smakiem.
— Kontynuuj —
zachęcił Miroslava.
— Mówił, że
strasznie błyskało, okropnie po prostu. A wichura to nawet drzewa wtedy
połamała. No i właśnie przez takie połamane drzewo musiał zjechać z trasy w
jakąś lokalną drogę. Powiedział mi w sekrecie, że jak jechał, to zobaczył z
daleka, jak między polami uderza ogromny piorun. Prosto w jeden punkt uderzył,
jasność nastąpiła i nagle wszystko zniknęło — ciągnął z przejęciem. — Chciał
wyjść z kabiny, zobaczyć z bliska, ale tylko drzwi otworzył i taki prąd go
przeszedł, że włosy mu dęba stanęły i czym prędzej z powrotem je zatrzasnął, i
odjechał stamtąd jak najdalej.
— Ciekawe rzeczy
opowiadasz, ale czy prawdziwe? Nie mogłeś wziąć swojego brata na to spotkanie?
— zapytał łagodnie Dwunasty i dopił resztę piwa.
— Nie mogłem. —
Miroslav pokręcił bezradnie głową. — Biedak zachorował ze trzy miesiące
później, ledwo z łóżka wstaje. Ale, wszystko co mówię, to prawda.
— No dobrze. Powiedz
mi w takim razie, gdzie doszło do tego incydentu?
— W Polsce to było.
Tak, tu niedaleko, w którymś z przygranicznych terenów. Więcej nie wiem. Prawdę mówię — powtórzył żarliwie,
przyciskając dłoń do szerokiej piersi.
— Dobrze, wierzę
ci. — Dwunasty dotknął uspokajająco dłoni mężczyzny. — A teraz poproszę cię,
abyś coś dla mnie zrobił.
— Wszystko —
powiedział gorliwie Czech.
— Spójrz mi w oczy.
— Miroslav podniósł wzrok prosto na Dwunastego.
Momentalnie poczuł
dziwny uścisk w skroni i nachylił się nad stolikiem. Kiedy Czech wrócił do
wyprostowanej pozycji, okazało się, że jest sam. Zastanawiał się, po co
właściwie tu przyszedł. Jego piwo wciąż stało w nienaruszonym stanie, więc
wypił je pospiesznie i postanowił wrócić do domu. Sięgnął do kieszeni po
telefon, kiedy zobaczył, że w ma tam kopertę. Nie została podpisana. Otworzył
ją dyskretnie i odkrył, że jest pełna pieniędzy. Schował ją głęboko i po zapłaceniu
rachunku, wyszedł z knajpy zdezorientowany.
Dwunasty obserwował
go z drugiego końca ulicy, jak zmierzał do domu i co chwilę łapał się za klapę
płaszcza, jakby coś sprawdzał. Najmłodszy brat uśmiechnął się pod nosem i
wolnym krokiem udał się w stronę hotelu.
Zastanawiał się, co
mogło łączyć opowieść Miroslava Svobody z obecnością trzynastego brata. Czyżby
on wywołał tę burzę? Czy możliwe było, żeby posiadał taką moc? A może to po
prostu niezwiązane ze sprawą wydarzenia? Zwykły przypadek lub podstępne działanie
natury? Dwunastemu nie pozostało nic innego, jak w najbliższym czasie to
sprawdzić.
Szedł wąską, ciemną
uliczką, kiedy nagle zza kamienicy wyłoniło się trzech mężczyzn. Wyglądali na
pijanych, a kiedy minęli go, poczuł od nich smród alkoholu. Jeden z nich,
najwyższy z całej trójki, otaksował Dwunastego wzrokiem w czasie popijania
trunku ze szklanej butelki. Brat nie zajmował sobie nimi głowy, aż przestał
słyszeć ich oddalające się kroki. Jeden z nich niespodziewanie krzyknął.
— Panie, pomóż!
Dwunasty
natychmiast się odwrócił i zobaczył, że jeden z mężczyzn leżał na bruku, a
dwóch próbowało go podnieść, bezskutecznie.
Mógł odejść, zostawić ich, bandę pijaków. Widział w oddali swój hotel,
tylko parę kroków od niego. Po co miał się nimi przejmować? Postąpił jednak
krok w ich stronę, a potem kolejny i następny, sam właściwie nie wiedząc,
dlaczego to robi. Nachylił się nad mężczyzną i podał mu rękę.
Pijak złapał ją z
zadziwiającą siłą i uczepił się jego jak kleszcz. Dwunasty stracił przez to na
chwilę równowagę na śliskiej kostce brukowej i zamachnął się wolną ręką. Wtedy
drugi z mężczyzn szybko ją pochwycił i we dwóch unieruchomili najmłodszego z
braci zakonu.
Dwunasty spróbował
się wyrwać, lecz poczuł, jak coś ostrego przebiło jego płaszcz i ukłuło nagą
skórę na plecach. Stanął spokojniej i w miarę możliwości bacznie obserwował
grupę. Najwyższy, który zdawał się być liderem grupy, zawiązał w tym czasie mu
usta jakąś szmatą. To właśnie on dźgnął Dwunastego od tyłu. Szedł teraz
przodem, co chwilę odwracając się za siebie i wyszczerzając zęby w okropnej
imitacji uśmiechu. Musieli cieszyć się z okazji napadnięcia bezbronnego
turysty. Na pewno nieprzypadkowo czatowali w pobliży hotelu.
Zaciągnęli go w
głąb ciemnego podwórka kamienicy. Przyszpilili do ściany i jeden z nich zaczął
przeszukiwać mu kieszenie. Wyciągnął skórzany portfel, zajrzał do środka i z
namaszczeniem schował go w połach własnego płaszcza. Przywódca w tym czasie
podciągnął rękaw płaszcza i zdjął Dwunastemu z ręki złoty zegarek. Sprawne
ruchy jego kościstych dłoni podpowiedziały bratu zakonu, że napastnik nie ma w
swoim organizmie ani grama alkoholu. Chwilę później potwierdził to gardłowy
śmiech mężczyzny, skierowany prosto w twarz brata. Jego oddech cuchnął
zgnilizną, ale na pewno nie żadnym trunkiem. Na szczęście napastnik odwrócił
się na chwilę od swoich towarzyszy. Zainteresowani nim, przestali na moment
patrzeć na swoją ofiarę. Brat tylko czekał na taką sposobność.
Wykorzystując
chwilę ich nieuwagi, Dwunasty uwolnił się z uścisku jednego z mężczyzn, a w
jego wolnej ręce natychmiast pojawiła się jaśniejąca błyskawica. Skierował ją w
stronę najwyższego napastnika i wystrzelił. Mężczyzna upadł od razu na ziemię
ze zdławionym krzykiem na ustach.
Pozostali, widząc zaistniałą sytuację, zaczęli uciekać z przerażeniem,
upuszczając przy tym swoje łupy. Dwunasty posłał w ich stronę kolejne
błyskawice. Padli równie szybko, co ich towarzysz.
Najmłodszy brat nie
mógł pozwolić im uciec, by mogli później o tym opowiedzieć. Nieważne, że byli
podrzędnymi pijakami czy złodziejami. Nie mógł pozostawić po sobie żadnego
śladu. Zakon mógłby mieć z tego powodu problemy. Użycie mocy jednak bardzo
nadszarpnęło jego siły. Zatoczył się i tylko oparcie o ścianę uratowało go
przed upadkiem. Musiał szybko znaleźć źródło energii, jeśli chciał doprowadzić
tę sprawę do końca. Przeklinał się w myślach. Gdyby tylko miał więcej czasu…
gdyby tylko stał spokojnie…
Postanowił wziąć
się w garść i rozejrzał po okolicy. Na szczęście nie zauważył nikogo w pobliżu,
ale obawiał się, że ktoś mógł zobaczyć całe zdarzenie z okna kamienicy. Jedynym
pocieszeniem zdawało się to, że na podwórku nie było żadnych włączonych źródeł
światła, a najbliższa lampa uliczna znajdowała się w pewnym oddaleniu. Właśnie,
lampa — przyszło mu na myśl. Ryzykował, ale czuł, że nie miał innego wyjścia.
Nigdy nie próbował czerpać energii prosto ze źródła prądu, ale pozostało mu
albo to, albo ucieczka z miejsca zdarzenia. Pozostawienie sparaliżowanych
napastników samym sobie i pozwolenie zwykłym ludziom na ich odkrycie nie wchodziło
w grę.
Siedząc na przy
ścianie, wygrzebał z kieszeni telefon, którego napastnicy nie zdążyli zabrać.
Skostniałymi palcami otworzył tylną klapkę i ścisnął w dłoni baterię. Poczuł,
jak powoli energia przepływa na niego. Było jej niewiele, ale na razie musiało
wystarczyć.
Wstał i otrzepał
się ze śniegu. Zabrał porzucony portfel oraz zegarek i włożył je z do kieszeni.
Nie mogły tu zostać żadne ślady jego obecności. Nachylił się nad jednym z
mężczyzn i sprawdził jego puls. Został jednak porażony ze zbyt dużą siłą.
Dwunasty spojrzał w gwieździste niebo i wypuścił głośno powietrze, po czym
zajrzał do pozostałych dwóch. Żyli, jednak leżeli sparaliżowani na skutek
porażenia. Musiał się nimi odpowiednio zająć, sprawić, żeby niczego nie
pamiętali z tej nocy. Tak też uczynił.
***
Z samego rana
uruchomił wszystkie swoje kontakty w Polsce. Nakazał informatorom skupić się na
wszystkich niespotykanych wydarzeniach ostatnich miesięcy Nie spodziewał się,
że jeszcze tam wróci, po tylu latach.
Na razie nie
przekazał reszcie braci wieści o poczynionych postępach. Miał zbyt mało
informacji, by wyszło z tego cokolwiek dla nich satysfakcjonującego. Zamiast
tego, zrobił krótki wpis w oficjalnym dzienniku na temat spotkania ze Svobodą.
Niczym nie wspomniał o wczorajszym incydencie, o którym miał nadzieję niedługo
zapomnieć. Opisał go jednak szczegółowo w swoim prywatnym notatniku, starając
się tym samym zdystansować od tamtego wydarzenia. Dla dobra zakonu — powtarzał,
krążąc niespokojnie po pokoju hotelowym. Dojrzał z okna tamtą uliczkę i
natychmiast zaciągnął zasłony.
Praga straciła cały
swój urok i Dwunasty czuł, jakby dusił się w smrodzie dymu, który jeszcze przed
dwoma dniami wydawał mu się zupełnie nieszkodliwy. Musiał stamtąd wyjechać jak
najszybciej.
Jeszcze tego samego
dnia kupił bilet na nocny pociąg do Krakowa.
+++
Cześć wszystkim po najdłuższej jak dotąd przerwie. Mam nadzieję, że nie
zapomnieliście do tej pory o tym opowiadaniu.
Tym razem znów towarzyszymy Dwunastemu w jego podróży w poszukiwaniu
trzynastego, ale nie martwcie się, wrócimy do Leny i reszty zgrai już za
tydzień.
Chciałabym, żeby ten rozdział wam się spodobał. Według mnie wyszedł całkiem
nieźle, ale chciałabym poznać też wasze zdanie na ten temat. Rozwinęłam trochę
postać naszego zakonnika i mam przeczucie, że zyskał na tym trochę charakteru.
W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i serdecznie
pozdrawiam, Maxine.
EDIT. Poprawiłam rozdział przy pomocy wskazówek Condawiramurs. Takiej
ilości przecinków dawno nie zjadłam. Czyżby obiad mi nie wystarczył?
Cześć, rozdział mi się podobał, widać, że się naprawdę przyłożyłaś do opisów i stworzenia tła, a nie zabrakło też akcji i kolejnych pytań. Faktycznie, Dwunasty zyskał trochę charakteru. Podobało mi się, że jest miłośnikiem sztuki. Praga to piękne miasto, zdecydowanie. Mam przeczucie, że być może Miroslav faktycznie wpadł na Trzynastego. Chyba byłoby dobrze. Ale nawet jeśli nie, to czuję, że Trzynasty niedługo spotka Lenkę i resztę. Ciekawe, w jakich dokładnie okolicznościach. Trochę zabrakło mi wyjaśnienia, co zrobił Dwunasty z napastnikami. Jakoś tak przeszłaś do ranka i dalszych wydarzeń, że nie załapałam na początku, że postanowiłaś nam tego nie wyjawiać. Może dlatego, że nie do końca dobrze to ujęłaś, dodając między zdania jedno z innym podmiotem: „Musiał się nimi odpowiednio zająć. Nie mogli niczego pamiętać. Tak też uczynił.”.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o akapity, w tym rozdziale są zapisane bezbłędnie, nie wiem, jak było wcześniej. Wiem jednak, że bardzo zależy Ci na poprawności, więc skorzystawszy z tego, że piszę na komputerze, to postanowiłam wypisać błędy interpunkcyjne i kilka innych, które znalazłam:
Przestawienie się na inny język nigdy nie sprawiało mu problemów, ale minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz używał akurat tego. – przecinek po „czasu”.
Powietrze wydawało się zupełnie inne niż w stronach z których przybył. – przecinek po „stronach”
Jeśli ona potrafiła przetrwać tak długo to i on powinien wytrwać jeszcze przez jakiś czas (…) – przecinek po „długo”.
Wiele by dał aby móc poznać ich autora osobiście. – Przecinek po „dał”
i mimo, że świat wciąż potrafił go oczarować swoim pięknem, i zarazem przerazić swoją brutalnością, nie potrafił przenieść żadnego z tych uczuć na płótno. – piszemy „mimo że”, a nie „mimo, że”, to wyjątek. Jeśli już, to przecinek przed „mimo”, choć nie w tym przypadku. No i lepiej brzmiałoby „a zarazem”.
Wytarte w pamięci szczątki dawnych wydarzeń jak pojedyncze puzzle wracały w najmniej spodziewanych momentach by torturować go niepasującymi do niczego fragmentami . Ostatecznie łyknął tabletkę nasenną i zasnął, rankiem nie pamiętając żadnego ze swoich snów. – przecinek po „momentach” i po „rankiem”. Dodatkowo zmieniłabym kolejność i napisała tak: „(…)wydarzeń wracały do niego jak pojedyncze kawałki puzzli”
UsuńW jego słowach wciąż dało się wyczuć cień obcego akcentu, choć starał się by jego głos brzmiał naturalnie i pewnie – „starał się brzmieć” byłoby najlepiej, gdyż eliminowałabyś powtórzenie „jego”. Ale jak już tak zostawiasz, to przecinek przed „by” jest niezbędny.
Już kawałek czasu będzie jak mój brat Pavel, kierowca ciężarówki, widział na niebie ogromną burzę. – przecinek po „będzie”. No i najlepiej byłoby „Minęło sporo czasu, odkąd”, ale wiem, że Czech mówił specyficznie, więc niech zostanie, jak jest ;)
Powiedział mi w sekrecie, że jak jechał, to zobaczył z daleka jak między polami uderza ogromny piorun. – przecinek po „daleka”
Ale wszystko co mówię to prawda. – przecinek po „wszystko” i „mówię”, bo to zdanie wtrącone
Dwunasty dotknął uspokajająco dłoni mężczyzny. — A teraz poproszę cię abyś coś dla mnie zrobił. – Przecinek po „cię”.
Zastanawiał się po co właściwie tu przyszedł. – przecinek po „się”
Otworzył ją dyskretnie i odkrył, ze jest pełna pieniędzy. – że.
Zastanawiał się co mogło łączyć opowieść Miroslava Svobody z obecnością trzynastego brata – przecinek po „się”.
Czy możliwe było żeby posiadał taką moc? A może to po prostu niezwiązane ze sprawą wydarzenie? – Przecinek po „było”. Ponadto „wydarzeniA”.
Dwunasty spróbował się wyrwać, lecz poczuł jak coś ostrego przebiło jego płaszcz i ukłuło nagą skórę na plecach. – przecinek po „poczuł”
Dwunasty zobaczył z jego ruchach coś, co powiedziało mu, że jest niebezpieczniejszy niż wygląda. Nie było w nich znać śladu obecności alkoholu. – „W jego ruchach” + przecinek po „niebezpieczniejszy” + powtórzenie słowa „być”.
Dwoje pozostałych widząc co się stało, zaczęli uciekać z przerażeniem, upuszczając swoje łupy. - Przecinek po „pozostałych” i „widząc”. Ponadto „dwóch pozostałych”, bo to mężczyźni.
Nie ważne, że byli podrzędnymi pijakami czy złodziejami. – nieważne
Poczuł jak powoli energia przepływa na niego. – przecinek po „poczuł”.
Zapraszam serdecznie na nowość na zapiski-condawiramurs.blogspot.com Jestem ciekawa Twojej opinii.
Cieszę się, że zauważyłaś moje starania odnośnie opisów. Szczerze mówiąc nigdy w Pradze nie byłam i bałam się, że zupełnie nie wyjdzie. Dwunasty zawsze wyglądał mi na takiego "konesera", więc postanowiłam to jakoś pokazać.
UsuńZ tymi zdaniami to było tak, że dodałam to środkowe właściwie na niecałe pół godziny przed publikacją i niespecjalnie je przemyślałam, bo bałam się, że akcje Dwunastego mogą zostać inaczej odebrane niż bym to sobie wyobrażała.
Uspokoiłaś mnie pisząc, że akapity są okej, naprawdę.
I strasznie dziękuję za wypisanie błędów. Nie spodziewałam się, że narobiłam ich aż tyle. I znowu to kwestia po części modyfikacji pewnych fragmentów na ostatnią chwilę, i też tego że rozdział wciąż jest świeży, bo teoretycznie skończyłam go w sobotę i nie odleżał wystarczająco długo. Czytałam ten rozdział dzisiaj ze trzy razy i za każdym widziałam mniej błędów. Zaraz zajrzę do teksu i je poprawię, żeby kolejni czytelnicy nie musieli się z nimi męczyć.
Co do twojego opowiadania, to rozdział siódmy przeczytałam już naprawdę dawno temu i bardzo mi się podobał, ale po prostu nie wiedziałam co napisać. Może wezmę się za siebie i sklecę ci później parę zdań.
Wreszcie mam czas! No kiedyś na pewno nadgonię, postaram sie też szczegółowiej niz dzisiaj komentowac rozdziały. Teraz wyszło ciekawiej od tych streszczeń, z którymi leciałas wcześniej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Asu.
Cześć, cieszę się, że teraz bardziej ci się podoba. Wzięłam sobie wcześniejsze rady do serca i postarałam się zrobić tym razem coś ciekawszego.
UsuńCo do nadrabiania przez ciebie rozdziałów. Ostatnio mój blog został oceniony i uznałam, że powinnam napisać parę rzeczy od nowa. Więc, jeśli mogłabyś się wstrzymać z tym jeszcze przez jakiś czas, to byłabym wdzięczna. Chciałabym, żebyś przeczytała już nową, lepszą wersję Zbudzonych. Co do zmian, to będę jeszcze informować na blogu.
Również pozdrawiam, M.