6 grudnia 2015

Rozdział XVI



Stała boso na śniegu wśród pustych pól. Skądś znała to miejsce. Czyżby już kiedyś je odwiedziła? Oczywiście, jak mogła zapomnieć. Przecież musi tu zaczekać na… Właśnie, na kogo? Nie znała imienia, miała jednak pewność, że przyjdzie. To było szalenie ważne. Tym razem miała jednak przeczucie, że nie powinna oczekiwać na nadejście tej osoby samotnie. Gdzie reszta? Gdzie strażnicy? Strażnicy, przybywajcie — krzyknęła z całej siły, lecz nikt się nie zjawił. Przybywajcie — powtórzyła długim zawodzeniem. Czyżby spali? Muszą się zbudzić, muszą oczekiwać wraz z nią nadejścia… nadejścia tej najważniejszej osoby. Spadkobiercy wielkiej mocy. Przybywajcie — zakrzyknęła ponownie. Przybywajcie — powtarzała w nieskończoność.
— Przybywajcie — szepnęła i zorientowała się, że już nie śpi.
To tylko sen, tylko sen — powtarzała w myślach Lena i otworzyła oczy.
Przed sobą zobaczyła sufit własnego pokoju i zwisającą z niego żółtą, ażurową lampę.
— Co za głupota — rzuciła w przestrzeń i opuściła bezwiednie ręce wzdłuż kołdry, wypuszczając przy tym głośno powietrze.
Podświetlany zegarek wskazywał siódmą dziesięć. Lena pomimo niewyspania wiedziała, że nie ma szansy na ponowne zaśnięcie. Głowa bolała ją tak, jakby ktoś napierał na nią z całej siły. Lena uznała, że musiała uderzyć się w głowę podczas snu albo odzywają się skutki wypadku. Kładąc stopy na włochatym dywanie, rozmasowała skronie i ból głowy odrobinę zelżał. Szybko owinęła się szczelniej grubym szalikiem i powędrowała w stronę łazienki. Nie pozostało jej nic innego jak wziąć prysznic i poczłapać na parter po kawę.
W kuchni spotkała Daniela, czytającego jakąś gazetę. Ojciec zdążył już pojechać do pracy, a reszta domowników najwyraźniej jeszcze spała. Lena obdarzyła mężczyznę zdziwionym spojrzeniem. Jak tylko zorientował się, że weszła, posłał jej szeroki uśmiech.
— Dzień dobry. Twój ojciec powiedział, że mogę dowolnie korzystać ze sprzętów — powiedział.
— Mam to gdzieś — rzuciła, przy czym końcówka —eś zmieniła się w ziewnięcie. Zasłoniła usta prawą dłonią. — Starczy też dla mnie? — Wskazała na bulgoczący ekspres do kawy.
— Tak sądzę.
Wyminęła go zgrabnie i udała się w kierunku lodówki. Wyciągnęła kilka jajek oraz szynkę i zabrała się do robienia jajecznicy, skutecznie unikając wzroku ognistego.
— Wiem, że się na mnie gniewasz, ale nie wiem dlaczego. Czy zrobiłem coś złego?
— Eee… żyjesz? — rzuciła sarkastycznie i wróciła do roztrzepywania jajek. — Cholera, wbiłam o jedno za dużo. Lubisz jajecznice?
— Jasne. —  Daniel ucieszył się na myśl o darmowej wyżerce, ale też z myślą, że tym gestem Lena okazuje mu wreszcie odrobinę sympatii.
Resztę czasu podczas robienia i jedzenia śniadania spędzili w ciszy, tylko od czasu do czasu na siebie spoglądając. Lena — podejrzliwie, Daniel — usprawiedliwiająco, choć nie miał pojęcia co takiego mógł zrobić nastolatce, że pałała do niego taką niechęcią.
***
Lena postanowiła, że tym razem odpuści sobie ćwiczenia od samego rana. Jeśli miało jej się udać, musiała znaleźć na to inny sposób. Na razie chciała po prostu zrelaksować się przez chwilę. Pulsowanie w głowie już ustało i mogła zacząć myśleć trzeźwo.
Po przeglądnięciu paru stron w internecie, zaczęła się nudzić. Wtedy wpadła na genialny pomysł. Powinna jakoś przeprosić Ulę za olewanie jej, a Lena posiadała przynajmniej jedną użyteczną w takich sytuacjach umiejętność. Pieczenie. Szybko wyszukała spośród segregatorów przepis na muffinki malinowe i popędziła z powrotem do kuchni sprawdzić, czy mają w domu wszystkie potrzebne składniki.
Okazało się, że mama Leny już nie spała i siedziała przy stole z wiśniowym ręcznikiem na głowie, pogryzając tost z dżemem.
— Cześć mamo.
— Hej, skarbie. Już na nogach? — zdziwiła się Jola. Wiedziała przecież, że jej córka nigdy nie należała do rannych ptaszków.
— Tak jakoś wyszło. Nie ma Daniela? — zapytała podejrzliwie, rozglądając się po pomieszczeniu.
— Miał coś do załatwienia na mieście i wyszedł jakieś pięć minut temu.
— Okej — rzuciła Lena i zmieniła temat. — Mamy jeszcze te mrożone maliny, które kupiliśmy przed naszym wyjazdem?
— Nie mamy — poinformowała ją matka ze znaczącym uśmiechem. — Masz zamiar coś piec? Znam ten błysk w oku.
— Tak, chciałam coś zanieść Uli. Malinowe babeczki, jej ulubione.
— A mogłabyś tak przy okazji zrobić trochę dla nas?
— Myślałam, że już nie spytasz — zaśmiała się Lena. — Chcesz coś ze sklepu? I tak muszę kupić parę rzeczy.
Nastolatka przejrzała zawartość lodówki i szafek. Brakowało jeszcze paru składników, w tym odpowiedniej mąki i olejku waniliowego. Lena chciała też trochę zaszaleć i udekorować babeczki, ale do tego musiała mieć ozdoby. Wszystkie zużyła na tort dla Sandry.
Poczuła ukłucie w żołądku. Przypomnienie sobie wydarzeń tamtego dnia wciąż nosiło ze sobą spory ładunek emocjonalny. Lena sama zdziwiła się, że tamto wspomnienie wciąż może być dla niej takie bolesne.
— Weź z kilo pomarańczy i może kawę. Przy takich obrotach jak dzisiaj, do jutra się skończy — zasugerowała Jolanta. Nie widziała zbolałego wyrazu twarzy córki, bo Lena stanęła do niej tyłem w poszukiwaniu siatki na zakupy.
— Dobrze — rzuciła Lena, starając się zachować neutralny ton i poszła do sypialni po torebkę.
Przez chwilę musiała po prostu się na czymś skupić. Najlepiej miłym. Wyjrzała przez okno i wpatrywała się w altankę za domem. Wiązało się z nią wystarczająco dużo pozytywnych emocji, by te negatywne po jakimś czasie zbledły.
Lena włożyła naszyjnik od Antoniny. W jakiś sposób ciężar kamienia pozwalał jej się oderwać od złych myśli. Dotknęła go opuszkami palców i pozwoliła, by maleńka iskierka energii przepłynęła z niego do jej ciała. Od razu poczuła się trochę lepiej. Teraz mogła zejść na dół.
Gdy ubierała w przedpokoju czarne kozaki, mama oparła się o futrynę kuchennych drzwi.
— Co wiesz o tym Danielu? Oprócz zawodu, oczywiście.
— Niewiele — rzuciła Lena. — Uczy Ifryta. Powiedział, że jest w porządku.
— Ifryt. Ten kuzyn, tak? — Jola wolała się upewnić.
Rozmowy telefoniczne od męża z ostatniego tygodnia i opowieści wczorajszego wieczora składały się głównie z imion. Jolanta nie miała nic przeciwko lepszemu poznaniu familii ze strony teścia i rozumiała entuzjazm opowiadanych przez niego historii z nią związanymi, ale wciąż ciężko było jej to przetrawić.
Lena skinęła głową.
— No dobrze.
— Czemu właściwie pytasz? — Dopytywała się Lena.
— To chyba normalne, że chcę wiedzieć, kogo przyjęłam pod swój dach. Poza tym, jest jakiś taki… no sama nie wiem.
Czyżbym nie tylko ja miała co do niego wątpliwości? Trzymanie wspólnego frontu z matką mogło znacznie poprawić jej sytuację.
— Chyba wiem o co ci chodzi, mamo. — Owinęła się szalikiem w musztardowym kolorze. — Idę.
— Papa — powiedziała Jolanta i odprowadziła wzrokiem córkę do wyjścia.
Lena wyszła z domu i od razu owiał ją lodowaty podmuch. Co prawda zauważyła pewną zmianę odkąd została elementalistką, polegającą na mniejszym marznięciu, ale przecież nie sprawiło to, że mogła wyjść w samej koszulce przy pięciostopniowym mrozie. 
Na początku wszystko wydawało się w porządku. Przedarła się przez śniegową breję do furtki, uważając, by nie wywinąć przy tym orła. Zamknęła ją z pewnym trudem i tym samym zamoczyła rękawiczki, przy czym nie omieszkała zakląć pod nosem.
Przeszła kilka kroków do skrzyżowania i spiorunowało ją uczucie strachu, gdy pędzący samochód przeciął ulicę tuż obok niej. Zatrzymała się z walącym sercem. Nie śmiała unieść oczu i cały czas patrzyła w szary chodnik, jakby udając, że coś jej upadło. O, nie. Tak nie może być. Nie mogę za każdym razem podskakiwać jak kretynka. To idiotyczne. Dlaczego mnie to spotkało? Po jej policzkach popłynęły strużki łez. Zobaczyła jak spadają na popękaną płytę chodnikową i zostawiają dwa ciemniejsze ślady. Zacisnęła pięści. Nie dam się. Jeśli się teraz poddam, tuż zawsze będę. Nie mogę tak żyć. Nie mogę bać się wyjść z domu. Powoli uniosła zaczerwieniony wzrok na ulicę. Ludzie chodzili tak jak zawsze, trochę zbyt pewnie, klucząc, by zawsze iść środkiem chodnika. Lena widziała w oddali szyld sklepu. Nie znajdował się daleko, musiała jedynie przejść przez ulicę i zejść odrobinę z głównej drogi. Wyznacz sobie cel, na początek mały, żebyś wiedziała, że dasz sobie radę. Tak mówił ten cholerny psycholog. Powoli, uda mi się.
Przejrzała się w miniaturowym lusterku, sprawdzając czy zrobione eyelinerem kreski nie rozmazały się od płaczu. Przetarła ubrudzoną od tuszu skórę rąbkiem chusteczki i stwierdziła, że lepiej nie będzie. Przejechała też po ustach nawilżającym balsamem, gdyż przypomniało jej się, że nie zrobiła tego przed wyjściem z domu, a miały skłonności do pękania w takich warunkach. Myślenie o tak przyziemnych rzeczach jak makijaż, zdawało pomagać jej się uspokoić. Wzięła głęboki oddech lodowatego powietrza, który zmroził jej wnętrzności. Teraz albo nigdy.
Zrobiła pierwszy krok, a potem następny. Trzymała się dalszej od ulicy strony chodnika, ale dała radę. Przy przejściu dla pieszych poczekała na większą ilość ludzi zanim przeszła. W tłumie czuła się bezpieczniej. Ostatecznie udało jej się dotrzeć na miejsce. Dopiero po minięciu przesuwnych drzwi supermarketu, odetchnęła pełną piersią.
 Zakupy zajęły jej sporo czasu. Przeglądanie dekoracji do ciasta zawsze nadmiernie ją pochłaniało. Wzięła też parę drobiazgów, których nie spodziewała się kupić. Nie zdziwiła się nawet sumą rachunku. Co jak co, ale wydawać to zawsze potrafiła. Stanie w kolejce również się przedłużyło, bo akurat przed nią skończyła się rolka z papierem do paragonów.
Lena uważała, aby nie napakować zbyt dużo do torby, którą miała nieść w lewej ręce. Wciąż miała ją słabą po zdjęciu gipsu i mogła nią unieść najwyżej połowę dawnego udźwigu. Powrót do domu okazał się powolny, ale już bez przestojów i palpitacji serca. 
***
Włożenie fartucha kucharskiego, przygotowywanie miejsca do pracy i rozkładanie potrzebnych składników ukoiło zszargane nerwy Leny. Do tego wszystkiego włączyła drugi program Polskiego Radia, żeby przyjemnie grało w tle.
Zrobiła dwie blaszki babeczek, jedną dla przyjaciółki, drugą dla rodziny. Do niektórych sztuk dodała płatków czekoladowych, inne miały w sobie maliny. Kuchnię zalał przyjemny zapach pieczonego ciasta. Gdy wypieki przestygły, zajęła się swoją ulubioną częścią pracy — dekorowaniem. 
Niektóre przyozdobiła lukrem w różnych kolorach i na to dodała posypkę. Reszta otrzymała na wierzchu przyozdobiony perełkami inicjał imienia domowników, tak, żeby nikt nie bił się o swoją porcję. Przy ostatniej wolnej z pierwszej blaszki zatrzymała się na moment i ostatecznie na wierzchu zostawiła pomarańczową literkę D. 
Babeczki dla Uli miały znacznie bardziej skomplikowane wzory. Lena starała się z całych sił, żeby wyglądały dobrze. Na jednej zrobiła kociołek z kolorowymi perełkami, przypominającymi barwny wywar, na drugiej pióro do pisania z białego lukru, na trzeciej miotłę z siedzącym na niej czarodziejem. Wyszedł trochę pokracznie, ale nie przejęła się tym. Inna została pokryta ciemną czekoladą z perłowymi gwiazdkami na wierzchu, a ostatnia, najbardziej wymagająca, nosiła ażurowy wzór złotego znicza.
Lena wiedziała, że Ula zrozumiałaby, gdyby powiedziała jej o magii. Pewnie skakałaby z radości i chciałaby, żeby Lwowska pokazała, jak jej używa.
Urszula Majchrzak w odróżnieniu od Leny uwielbiała fantasy, a już najbardziej w świcie serię „Harry’ego Pottera”. Jej mania zaczęła się w podstawówce i tak jej zostało. Ciągała Lenę na wszystkie części filmów do kina i uwielbiała cytować wersy z książki. Jako dzieciaki razem z resztą podwórkowych znajomych zwykły bawić się w czarodziei i biegać z patykami, wykrzykując przy tym zaklęcia.
Gdyby to Ula zamiast mnie okazała się elementalistką, wszystko byłoby znacznie łatwiejsze — westchnęła Lena, przypatrując się swojemu dziełu. Ona pokochałaby to od pierwszej sekundy. A wieść, że istnieje prawdziwa szkoła dla magów? Wskoczyłaby w pierwszy napotkany teleport. Dlaczego ze mną nie może być tak łatwo, co? Wszystkim żyłoby się wygodniej, gdybym się tak zachowywała od początku. — Oparła się na łokciu. — Tak bardzo chciałabym jej o wszystkim powiedzieć. Głupie zasady. Ciekawe jak niby mieliby to sprawdzić? Z drugiej strony, Antonina wydawała się dość zasadnicza, gdy o tym wspominała. Nie powinnam o niczym mówić Uli. Przynajmniej nie teraz.
Lena udała się w stronę schodów. Na strychu trzymali wszystkie większe pudełka, więc musiała się tam wybrać. Nie przepadała za nim, który przez lata stał się mocno zakurzonym miejscem i zawsze wywoływał u niej kichanie.
Już miała wejść na schody, gdy kątem oka zobaczyła Daniela, krążącego po salonie z telefonem przy uchu.
Może dowiem się czegoś ciekawego? — Zaryzykowała i cofnęła się.
Przystanęła pod ścianą i zaczęła nasłuchiwać. Rozmowa wyraźnie kierowała się ku końcowi.
— Pobędę tu do końca tygodnia — powiedział. — Tak. Masz rację. — Słuchał odpowiedzi z drugiej strony. — Są w porządku, naprawdę. — Okej, postaram się za bardzo nie wcinać. — Znów krótka przerwa. — Dzięki za przypomnienie — zaśmiał się.
Lena żałowała, że nie może usłyszeć rozmówcy po drugiej stronie.
— Już niedługo się zobaczymy — poinformował głębokim głosem swojego rozmówcę. — Ej, jak możesz? — oburzył się udawanie. — Pozdrów doktora. I… trzymaj się tam, okej? — powiedział niepewnie, czochrając włosy. — Do zobaczenia — zakończył ciepło i uśmiechnął się do siebie.
Rozłączył się i wsunął telefon o kieszeni ciemnych dżinsów. Lena widziała go w odbiciu lustra po drugiej stronie co znaczyło, że…
— Możesz już wyjść — powiedział głośno, z nutą rozbawienia w głosie.
Lena poczuła się głupio i przez sekundę chciała uciec, ale odrzuciła tę myśl i stanęła przy futrynie.
— Od dawna widziałeś, że tam stoję? — zapytała z poczuciem winy.
— Zauważyłem dopiero przy chowaniu komórki. Powinienem być  na ciebie zły. Kto podsłuchuje ludzi, czając się za drzwiami jak złodziej? — Pokręcił głową w niedowierzaniu.
— Przepraszam — bąknęła, patrząc w podłogę.
— Nie dałaś mi dokończyć. Ale rozumiem, czemu to zrobiłaś. Uważasz, że jestem podejrzany i chciałaś na to jakiś dowód. Nie mylę się?
— Ja wcale… No dobra, masz rację — rzuciła z mocą.
— I co wywnioskowałaś z tego, co usłyszałaś? Jestem złym tajnym agentem? Morderczym psychopatą?
— To brzmiało jak zwykła rozmowa. Z kimś dobrze ci znanym i na pewno ważnym.  Może dziewczyną, nie wiem. Chyba, że masz chłopaka?
— Nie mam chłopaka — rzucił rozbawiony Daniel, kręcąc głową. — Dziewczyny zresztą też — dodał już trochę smutniej.
— Nie moja sprawa. — Lena wzruszyła ramionami. — Zapytałeś, to odpowiedziałam.
— Zapomnę o tym pod warunkiem, że powiesz mi, jak dojść stąd do centrum handlowego.
— Okej. Najlepiej wziąć autobus. Przystanek jest… — Lena w końcu wytłumaczyła Danielowi, jak dotrzeć na miejsce i ucieszyła się, że mimo jej głupiego zachowania, nie miał do niej urazy.
Później zostawiła go samego. Szybko znalazła odpowiednie pudełko i wróciła do kuchni. Po drodze zobaczyła Daniela rozmawiającego z dziadkiem Franciszkiem On nie wydawał się mieć jakichkolwiek obiekcji względem pobytu Koterskiego w domu. Przeciwnie, z daleka wydawali się dobrze dogadywać. Lena jednak nie chciała zatrzymać się, ani chociaż zwolnić, żeby podtrzymać tę tezę. Próba użycia tej samej sztuczki na pewno nie przyniosłaby niczego dobrego.
***
Na szczęście dom Uli znajdował się na osiedlu przecinającym się z ulicą, na której mieszkała Lena, więc dotarcie na miejsce nie zajęło jej więcej niż dziesięć minut. Do tego znała boczną drogę, niewymagającą od niej kręcenia się koło ruchliwych alej.     
Zadzwoniła domofonem i spotkało ją niemałe zaskoczenie. Na początku nie poznała głosu w interkomie. Dopiero, gdy drzwi mieszkania Uli otworzyła Sandra, Lena doznała olśnienia. 
— Cześć, nie poznałam cię po głosie — przywitała się z dziewczyną.
Sandra odsunęła się od drzwi z uśmiechem, żeby zrobić Lwowskiej przejście.
— Nie szkodzi — odparła Sandra.
Lena zdjęła kurtkę i buty w ciasnym przedpokoju, i zaniosła pakunek na stół w kuchni.
— Pomagam Uli, kiedy jej rodzice są w pracy — poinformowała Sandra trochę nieśmiało.
— To bardzo miłe z twojej strony — zauważyła Lena.
— Bo ja wiem? Miałam dużo wolnego czasu, a po twoim wyjeździe zaczęłyśmy więcej gadać i tak jakoś wyszło.
— Naprawdę? — Lena szczerze się zdziwiła.
Otworzyła jedną z białych szafek kuchennych w poszukiwaniu talerzyka. Znała mieszkanie Uli jak własną kieszeń. Wyłożyła babeczki na błękitny, porcelanowy talerz.
— Kawaii! — pisnęła Sandra. — Sama dekorowałaś?
— Jasne. — Lena wypięła dumnie pierś. — Ula uwielbia Harry’ego Pottera.
— Wiem — powiedziała rozentuzjazmowana Sandra. — Czy to nie świetne? Kiedyś myślałam, że jest zupełnie inna, ale okazała się cudna.
— Masz rację. — Lwowska odparła jej ze sztucznym uśmiechem. — Jest u siebie w pokoju?
— Tak, otworzę ci drzwi — zaproponowała szybko Sandra, widząc, że Lena trzyma talerz w obu rękach.
Podążała za Sandrą, wpatrując się w tył głowy klasowej koleżanki. Błyszczące brązowe włosy do ramion podskakiwały odrobinę z każdym ruchem jej szczupłej sylwetki. Otworzyła drzwi sypialni Uli na oścież i Lena weszła do środka.
Ula wyglądała jak przed wypadkiem z jedną, nie tak drobną różnicą. Leżała na łóżku, przykryta kraciastym kocem spod którego rysowała się sylwetka gipsu. Na widok Leny uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła ramiona. Lena odstawiła talerzyk z babeczkami na komodzie i podeszła uścisnąć przyjaciółkę. Jej blond włosy jak zwykle pachniały ziołowym szamponem. Dobrze było poczuć, że niektóre rzeczy się nie zmieniają.
— Cześć, potworzyco —  powitała ją Ula. — Siadaj — klepnęła łóżko obok siebie — opowiadaj jak ci minął tamten tydzień. Tworzyłyśmy z Sandrą różne teorie, ale prawda na pewno jest o wiele lepsza.
— Przyniosłam ci coś — Lena wróciła się po muffinki.
Na twarzy przyjaciółki pojawił się jeszcze większy, o ile to możliwe, uśmiech.
— Powiedz, że są malinowe? — zapytała konspiracyjnie.
— Są. — Lena posłała jej oczko i podała talerz.
Ula dokładnie obejrzała wypieki.
— Aż szkoda jeść. — Zatarła ręce. — A może nie? Ten zawodnik i tak wygląda jak połamany. Tak jak ja. — Zaśmiała się. Chwyciła babeczkę z miotłą i ugryzła. — Mmm… pycha. Sandro, choć, weź jedną. — Przywołała gestem koleżankę.
Sandra nieśmiało wzięła tę z kociołkiem i podłożyła sobie drugą rękę pod brodę, by nie nakruszyć.   
— Naprawdę dobre — zawyrokowała.
— Cieszę się, że ci smakuje — odparła Lena.
Usiadła na łóżku, a Sandra kawałek dalej, na fotelu. Gdy skończyła jeść, stwierdziła:
— Pójdę zrobić herbaty. — I szybko zniknęła w korytarzu.
— Zżyłyście się ze sobą, co? — Zapytała Lena, gdy miała pewność, że dziewczyna ich nie usłyszy.
— Na to wychodzi — odparła Ula. — Szczerze, nigdy nie podejrzewałam, że tak wyjdzie, ale podoba mi się taki układ. Wygląda to trochę jakbym ją wykorzystywała czy coś, ale ona robi to wszystko z własnej woli. Niewiarygodne.
  Może dalej ma wyrzuty sumienia?
— Raczej nie. Powiedziałam jej o tamtej nocy. O tym, że udawałam, że muszę wracać. Było jej przykro, ale ostatecznie mi wybaczyła.
— Słyszałam, że dobrze się dogadujecie.
— Okazało się, że mamy tyle wspólnych tematów. Nigdy bym nie pomyślała. Życie lubi zaskakiwać.
— Najwyraźniej — odparła Lena bez entuzjazmu.
W tym czasie do pokoju wróciła Sandra z tacą. Odstawiła kubki najbliżej łóżka. Lena zabrała swój i upiła łyk.
— Wiem, że lubisz z sokiem — powiedziała Sandra.
— Dzięki. — Lena uśmiechnęła się i szybko wzięła kolejny.
Ula usadowiła się wygodniej między poduszkami, a Sandra z powrotem zajęła miejsce na fotelu pod oknem.
— No, opowiadaj jak tam było. Z SMS—ów ciężko to sobie zobrazować. Ta twoja ciotka ma rezydencję, tak?
— Tak. Jest ogromna i ma pełno złoconych wykończeni. Jest tam naprawdę pięknie. Zrobiłam parę fotek telefonem. Czekaj, pokażę ci. — Lena wyjęła telefon z kieszeni i odnalazła właściwy folder. Zbliżyła ekran do Uli.
— Ale odjazdowe — rzuciła przyjaciółka. — Twoja ciotka wygrała na loterii? To wszystko musiało kosztować kupę forsy.
— Ma bardzo dochodową firmę. Mieszka ze swoim synem i ludźmi, którzy pomagają jej doglądać domu. Na wyjeździe poznałam jeszcze innych członków rodziny. Przyjechali specjalnie dla nas. Jest Ifryt z ze swoją siostrą Teodorą, ich matka i… — Lena praktycznie opowiedziała dziewczynom cały swój pobyt u Antoniny.
Szczególnie uważała, by przypadkiem nie wspomnieć niczego o magii. Dziwnie czuła się cenzurując własne wypowiedzi, ale nie zauważyła, by któraś z dziewcząt odnotowała jej przestoje. Założyły pewnie, że po prostu zastanawia się o czym opowiadać. Było jej to zdecydowanie na rękę.
Po skończonej opowieści, Sandra spojrzała na zegarek stojący na biurku.
— Nie zauważyłam, że już tak późno. Muszę lecieć do domu. Papa Ulo, pa Leno.
— Cześć. — odpowiedziały jej równocześnie. 
Lena podejrzewała, że Sandra chce raczej dać jej czas na pogawędkę w cztery oczy, ale przecież równie dobrze mogła rzeczywiście spieszyć się, żeby ugotować obiad albo cokolwiek innego.
Kiedy zostały tylko we dwie, atmosfera się zmieniła. Lena chwyciła dłoń przyjaciółki. Ula popatrzyła na nią w zdziwieniu.
— Strasznie cię przepraszam. Byłam koszmarną przyjaciółką. Zostawiłam cię w takim momencie. Jestem podła. — Spuściła głowę ze wstydu.
— Lena, spoko. Rozumiem, że musiałaś tam pojechać. Ja na twoim miejscu zrobiłabym to samo.
— Na pewno nie. Nikt tak nie robi. Powinnam poczekać aż ci się polepszy.
— Przestań. Kiedy wyjeżdżałaś wciąż przebywałam w szpitalu. I tak nie mogłaś za wiele zrobić. Przecież nie potrafisz uleczyć złamania z przemieszczeniem, nie?
— Nie — odparła cicho Lwowska.
— No właśnie. Ważne, że jesteś tu teraz. I przyniosłaś mi takie pyszności.
— Nie wiem, jak możesz nie być zła.
— Bo cię znam. Wiem, że nie robisz rzeczy bez wyraźnej przyczyny. Jeśli wyjechałaś, na pewno miałaś dobry powód. Chodź — poklepała uda.
Lena położyła na nich głowę.
— Wiadomo kiedy zdejmą ci gips? — spytała, patrząc w błękitne oczy przyjaciółki.
— W przyszłym tygodniu, jeśli dobrze pójdzie. A później będę miała rehabilitację.
— Też dostałam parę ćwiczeń na rękę. Twoja też wyglądała tak chudo, po tym jak zdjęli ci gips?
— Nom, aż się wystraszyłam. — Zaśmiała się Ula. —  Jak u anorektyczki. Ale wygląda już lepiej.
— A co tam u Staszka? Trzyma się jakoś?
— Znosi to wszystko gorzej ode mnie. Pamięta najwięcej i myślę, że się obwinia, ale oczywiście mi tego nie powie. Staram się go pocieszać najlepiej jak mogę, ale wiesz jak jest.
Przez chwilę milczały, aż Lena postanowiła przerwać ciszę.
— Masz jakieś sny albo coś?
— Retrospekcje? Nie, czemu pytasz?
— Tak bez przyczyny. Byłam po prostu ciekawa.  — Lena spoglądała na zdjęcie na którym ona i Ula są przed domkiem na wsi jej dziadków. Obie stały ramię w ramię i spoglądały prosto w obiektyw. Miały po szesnaście lat. Wtedy wydawało się, że wszystko jest możliwe.
— Czasem, gdy się budzę, zdaje mi się, że widzę światła tej ciężarówki — powiedziała po chwili Ula.  — I wtedy czuję taki uścisk, jakby brakowało mi tchu.  — Miała w głosie smutek pomieszany ze złością. Lena zadrżała.
Przed wypadkiem nigdy nie słyszała tak poważniej Uli. Ta zmiana wydawała się dla niej aż nadto bolesna. Nie mogła sobie wyobrazić sobie co czuła Ula, mimo, że przecież teoretycznie przeżyły to samo. Pojawiło się tyle nieodkrytych obszarów między nimi, ale Lena bała się na nie wkraczać. Nie była pewno o co może pytać, a o co nie. Pamiętała, jak próbowała żartować w szpitalu i jak to się skończyło. Wypadek zmienił coś w ich relacjach, a Lena nie mogła zrozumieć co.
***
Wróciła do domu na kilka minut przed obiadem. Pomogła matce dokończyć sałatkę. Ojciec wrócił z pracy równo z wykładaniem porcji mięsa na talerze. Z uwagi na gościa, Jola wyjęła odświętne serwetki i szklanki. Jak to zwykle u nich w domu, podczas posiłku było głośno i rodzinnie.
Kiedyś jedli byle jak, ale któregoś dnia Tysia zaproponowała by jeść razem w salonie, bo zobaczyła, że robią tak u jednej z jej koleżanek i tak się przyjęło. Dawało to czas i możliwości na opowiedzenie wszystkiego, co zdarzyło się w pracy czy szkole i nadawało im swego rodzaju chwili odpoczynku w gronie rodzinnym. Nie zawsze się udawało ze względu na pracę Jolanty w gabinecie dentystycznym, ale Lwowscy przynajmniej starali się nie zapominać o reszcie domowników.
Obecność Daniela zaburzyła trochę rodzinne zwyczaje, choć trzeba mu było przyznać, że możliwie starał się wtapiać w tło i nie przeszkadzać.
Po obiedzie uświadomiona część rodziny, wyłączając bliźniaki, które Jola zaprowadziła do kolegów, zebrała się w salonie. Korzystając z nieobecności pani domu, postanowili omówić pewne nadnaturalne kwestie. 
— Myślę, że dobrze byłoby poruszyć parę zagadnień, dopóki nie ma Joli. — Cyprian zabrał głos.
— Na przykład? — spytała Lena.
— No nie wiem, coś o czym nie będziemy mogli na razie przy niej rozmawiać.
— Myślę, że już wiem, jak ścisnąć tę cholerę, iskrę. Dzięki rozmowie z panem Danielem wszystko mi się jakoś tak poukładało — poinformował ich Franciszek.
— Panie Franciszku, mówiłem już, że z tym panem to przesada. Z powodzeniem mógłby być pan moim dziadkiem.
— Eh — westchnął staruszek i machnął lekceważąco ręką — tak mi się powiedziało. Ale zasługujesz na tego pana, nie ma co. Dobrze tłumaczysz, nawet taki starzec, jak ja umie zrozumieć. — pochwalił Daniela, który uśmiechnął się. — A tobie wnusiu, jak idzie?
— Jakoś idzie. Jestem bliżej niż dalej — odparła wymijająco.
Nawet dziadek już to ogarnął, a ja nie? Masakra.
— Może mógłbym pomóc? Gdybyś powiedziała z czym masz problem… — zaczął Daniel.
— Dam sobie radę — przerwała mu.
— Cała Lenia. Zawsze chce wszystko robić sama. — Dziadek uśmiechnął się do niej.
Postanowiła tego nie skomentować
— A co z powiedzeniem o wszystkim pani Joli? — zapytał ostrożnie Daniel.
— Ciągle zastanawiam się, jak to zrobić — przyznał Cyprian, mnąc w dłoniach serwetkę.
— Rozumiem. Nie chciałem zabrzmieć, jakbym was poganiał. Pomyślałem tylko, że dopóki tu zostanę, będę mógł wam jakoś pomóc jej to wytłumaczyć.
— Dziękuję za twoje zaangażowanie, Danielu, ale myślę, że w tej sprawie musimy zrobić to całkowicie sami.
— Oczywiście. W takim razie nie będę się już wtrącał — powiedział przepraszająco. — Dalsze lekcje pozostawimy na czas, aż wszyscy znajdziecie się na takim samy poziomie, ale gdyby się to przeciągało, proponuję zacząć ostatecznie w czwartek, żebym mógł wam jeszcze coś przekazać. Do tego czasu mogę poopowiadać wam trochę o kwestiach teoretycznych czy czymkolwiek, co mogłoby was zainteresować   
— Znakomicie — ucieszył się Cyprian.
— Dam radę — zapewniła twardo Lena. — Nie będę was opóźniać.
— Wierzymy w ciebie, słońce — zwrócił się do niej ojciec. — Nie spiesz się. Wszystko przyjdzie w swoim czasie.
***
Od wtorkowego ranka Lena myślała jak ugryźć opanowanie swojej iskry. Ostatecznie nie wpadła na nic przełomowego, co tylko podniosło jej frustrację. Ostatecznie, zaczęła próbować każdej, nawet najgłupszej metody, byle tylko przyspieszyć proces.
Usiadła na puchatym dywanie po turecku, sposobem mnichów i zrównoważyła oddech. Wczuj się w swoje ciało, poczuj energię przepływającą przez nie. Poczuj jej rdzeń, to pulsujące drugie serce — powtarzała w myślach. Jedyne co poczuła, to swędzącą skórę i musiała się podrapać. A niech by to — zdenerwowała się. Znowu to samo. I w kółko, i w kółko to samo. Kiedy wreszcie będę mogła zacząć robić coś ciekawszego?! — zirytowała się i wyrzuciła ręce przed siebie.
Wiszący na fotelu fragment pasiastego swetra zajął się ogniem. Lena natychmiast poderwała się na równe nogi w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mogłaby ugasić pożar. Zabrała ze stolika nocnego szklankę z wodą i chlusnęła na odzież. Ogień syknął i został ugaszony, ale nieźle się wystraszyła. O, matko. Co ja zrobiłam?! Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Znowu to samo, dokładnie jak wtedy w szpitalu. Mówili, że coś takiego nie ma prawa się wydarzyć. Co jeśli, co jeśli…
Stop. Nie mogę tak myśleć. To nie ma żadnego związku. Muszę wziąć się w garść. Wezmę głęboki oddech i będzie lepiej. Może lepiej nie? Ale tu cuchnie — podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Zimne powietrze owiało ją i otrzeźwiło. Uspokoiła się.
Sweter nadawał się tylko do wyrzucenia, z wypaloną dziurą na ramieniu, więc zapakowała go w reklamówkę i od razu wyniosła do śmietnika przed domem. Pewnie mogłam zdusić ten ogień magią. Pewnie tak, ale skąd miałam wiedzieć, jak to zrobić? Najpierw znajdź iskrę, a potem reszta, bla, bla, bla. I co z tego wyszło, drogi Danielu? Nie powiem mu o tym, za żadne skarby. Uzna mnie tylko za jeszcze bardziej niekompetentną, a może i niebezpieczną. Co mówił tato, że Daniel ma nas chronić przed byciem niebezpiecznym? Świetnie mu idzie. — Monolog w jej głowie zakończył się po powrocie na górę. Na szczęście nieprzyjemny zapach już wywietrzał, ale za to zrobiło się przeraźliwie lodowato. W końcu był środek zimy. Postanowiła na razie zrobić sobie przerwę od ćwiczeń, a jeśli już, to będzie musiała znaleźć na to jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Podkręciła grzejnik i opuściła swój pokój. Nie miała ochoty w nim marznąć.
Na początku poszła oglądać telewizję do salonu, ale bliźniaki okupowały kanały z kreskówkami, więc po paru minutach dała sobie spokój. Kręciła się po kuchni bez celu, aż przyszedł jej do głowy kolejny pomysł. Strach ostatnio przejął kontrolę w jej życiu. Nie mogła mu na to pozwolić. Co prawda wymieniłaby jedno zimne pomieszczenie na drugie, ale włożyła na siebie kurtkę i postanowiła to ignorować.
Poszła do garażu, gdzie stał ich rodzinny samochód. Ojciec zabierał do pracy mniejsze auto, więc bordowe kombi stało nieużywane.
Jeśli mam kiedyś wyjść z domu bez lęku, nie mogę obawiać się tej kupy złomu — powiedziała do siebie pokrzepiająco. Odkryła, że sam widok auta nie sprawiał jej problemu. Mogła stać w jego pobliżu, dotykać go i oglądać. Weszła do środka, na miejsce pasażera, ale i to nie dało jej wystarczająco mocnego uczucia niepokoju, by chciała natychmiast z niego wyskoczyć.
Została jej jedna opcja. Wzięła zapasowe kluczyki z wieszaka. Nie miała co prawda prawa jazdy, ale wiedziała jak odpalić samochód. Nie zamierzała przecież nigdzie jechać.  
Odpaliła kombi. Poczuła drgania samochodu, usłyszała dźwięk silnika i już wiedziała. To właśnie to brzmienie w jakiś sposób doprowadzało ją do szału. Terkoczące, czasem nieregularne. I do tego te wibracje. Przeszedł ją okropny dreszcz wzdłuż kręgosłupa i natychmiast przekręciła kluczyk w stacyjce. To ty jesteś sprawcą. Łatwo z tobą nie będzie, ale wiesz co? Nie zamierzam się poddać. Teraz, gdy już częściowo odgadła co stoi za jej strachem, poczuła, że to właśnie jej szansa, by nad nim zapanować. Wiedziała, że nie zrobi tego w jeden dzień, ale sama świadomość, że może to pokonać, napędzała ją do działania.     
***
W okolicach południa pojawił się kurier z wynikami badań Lwowskich. Franciszek podpisał pokwitowanie i od razu poszedł powiedzieć Lenie i Danielowi. Cyprian wciąż siedział w pracy i postanowili nie otwierać jego koperty.
Papiery zawierały podstawowe informacje o ich stanie zdrowia i jakości działania magii w ich organizmach. Zarówno u Leny, jak u Franciszka wyniki mieściły się w normie, choć naukowe zdania i wykresy nie mówiły im nic więcej. Daniel przejrzał wyniki obojga i powiedział niewiele więcej, poza tym, że wszystko jest w porządku i nie mają o co się martwić.
Jedynie przy czytaniu ostatniej strony karty Leny, zmarszczył brwi.
— O co chodzi? Coś jest nie tak? — zapytała.
— Nie jestem lekarzem, ale wyniki twojego dodatkowego badania są dość niejasne.
— Co to znaczy?
— Nie mam pojęcia. Równie dobrze może chodzić o błąd w systemie albo cokolwiek innego. Myślę, że powinnaś zrobić dodatkowe testy, tak dla spokoju.
— Nie strasz mnie — rzuciła Lena. Nie zniosę kolejnych komplikacji.
— To pewnie nic. Po prostu wolałbym chuchać na zimne. Zadzwonić do doktora, żeby cię umówić?
— Pewnie. Wolę wiedzieć, jeśli coś jest nie tak.    
— Okej. Zapytam, czy uda się ciebie umówić najlepiej w najbliższym terminie.
— Dzięki za starania.
— Drobiazg. — Daniel uśmiechnął się. — W związku z otrzymanymi badaniami jest jeszcze jedna rzecz, którą powinniśmy zrobić.
— Mianowicie? — zapytał Franciszek.
— Teraz możecie pojechać do rady złożyć wnioski dotyczące otrzymania nowych dowodów osobistych.
— Zupełnie o tym zapomniałam — poinformowała Lena. — Chyba nie ma co z tym zwlekać, ale musimy poczekać na tatę.
— Jasna sprawa — zgodził się Daniel. — W tym czasie powiem wam, jakie dokumenty powinniście przyszykować.
— To do dzieła.
+++

Kawaii* - jap. coś ślicznego

Cześć, trochę minęło od ostatniego rozdziału, ale przybywam z nowym akurat w mikołajki. Jest trochę dłuższy, więc możecie to potraktować jako prezent ode mnie (albo karę dla niegrzecznych, jeśli nie lubicie takich długaśnych tekstów). 

Dzisiaj dość emocjonalnie i nawet jestem zadowolona z efektu. Mam nadzieję, że wy również docenicie moje starania. 
Przyznam się, że myślałam ostatnio nad swoim opowiadaniem i doszłam do wniosku, że gdybym zaczęła pisać je teraz, pewnie obcięłabym parę niepotrzebnych wątków. Cóż, na przyszłość będę już wiedzieć. 
Pozdrawiam was serdecznie i jak zwykle zachęcam do komentowania, wasza Maxine. 

2 komentarze:

  1. Podobało mi się. Niby wrócili do świata zewetrznego, ale tak jakby nie wrócili. Chy7ba i tak było więcej o magii niż o niemagii, że tak powiem xD. Mam nadzieje, ze niedlugo powiedzią Joli prawdę, chyba rodzinie można bez problemów, bo inaczej by ich do tego nie zachęcali? trochę szkoda, że Ula nie może się dowiedzieć, myślę, ze te tajemnice no i wypadek może zmienic niestety trochę relacje między dziewczynami. CHoć i tak całkiem fajnie ze sobą rozmawiały. LEna nie wie, gdzie jest jej iskra, ale jak się wkurzy, to robi zamieszanie. Chyba musi ktoś nauczyuć ją nad tym opanować, jakby zgodziła się na pomoc Daniela, byłoby o wiele lepiej. Z niecierpliwościa czekam na rozwinięcie akcji! Zauważyłam kilka błędów int, głównie brak przecinków przed "jak", w dialogu było też hgdzieś rehabilitacje" zamiast "rehabilitację" , no i coś Ci się pomieszało w zdaniu: "Czyżby nie ja mam co do niego wątpliwości? ".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że ci się podobało. Obawiałam się, że taka długość rozdziału może zmęczyć.
      Magia zawsze będzie obecna, tak czy inaczej, więc Lwowscy od tego nie uciekną.
      Tak, rodzina może powiedzieć o wszystkim Joli ze względu, że jej dzieci są magami. Gdyby chodziło o zwykłe narzeczeństwo czy coś, sprawa byłaby bardziej skomplikowana. Cyprian cały czas nie ma pojęcia jak jej to wytłumaczyć, ale zobaczymy czy coś z tego wyjdzie. Na razie nie mam jeszcze rozpisanych żadnych konkretnych scen z tym wątkiem i sama jestem ciekawa jak mi wyjdzie.
      Magia jest dość nieprzewidywalna i Lena musiała to dostrzec, a podążając za słowami "każdy sposób jest dobry" postanowiłam zrobić to w ten sposób.
      Dzięki za wytknięcie błędów. Przed południem sprawdziłam tekst na szybko i nic dziwnego, że parę rzeczy pominęłam. Postaram się wrzucić poprawki jutro, już ze świeżą głową. Tak, w tym zdaniu bezczelnie zeżarłam "tylko".
      Jak zwykle dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań.

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.