Tak, jak wcześniej ustalili,
zaczekali z udaniem się do budynku rady na przyjazd Cypriana, choć spotkali się
z nim przy kamienicy z teleportem, zamiast w domu, dla zaoszczędzenia czasu. Na
miejsce udało im się dotrzeć dwadzieścia minut przed zamknięciem odpowiedniego
okienka.
Musieli poruszać
się niezwykle szybko i Lena nie miała czasu na zwiedzanie. Udało jej się
jedynie zwrócić uwagę na częste patrole ochroniarzy. Zawsze chodzili we dwóch i
mocno wybijali na tle pastelowych wnętrz w swoich czarnych uniformach.
Ledwo udało im się
wypełnić wszystkie potrzebne formularze. Poza tym, dołączeniem odpowiednich
papierów i podpisaniem się, niczego więcej od nich nie oczekiwano. Otrzymali
zaświadczenie potwierdzające zgłoszenie z pieczątką okienka i mieli wrócić z
nim po gotowe dowody równo za dwa tygodnie we wskazanym, oczywiście innym,
okienku. Dostali również tymczasowe identyfikatory, pozwalające im na swobodne,
oczywiście w granicach rozsądku, poruszanie się po instytucji.
Budynek rady, a
przynajmniej część, którą odwiedzili, nie różniła się prawie niczym od
przeciętnego urzędu. Może wyglądał odrobinę bardziej elegancko. Przy
stanowiskach siedziały tak samo wyglądające panie i tylko fakt, że nie zniknęły
ze swoich miejsc na dziesięć minut przed końcem pracy, wyróżniał je od zwykłej
tego typu instytucji.
Daniel wytłumaczył
Lwowskim, że znajdują się na jednym z niższych pięter lewego skrzydła biurowca.
Gdyby mieli więcej czasu przed zamknięciem, chętnie by ich oprowadził po
ogromnym kompleksie, a tak, szybko musieli wracać.
Idąc z powrotem do
teleportu, Lena zobaczyła, za przesłoniętym do połowy żaluzjami oknem, wysoki
budynek. Chwilę wpatrywała się w niego, zanim skojarzyła czym był. To przecież Pałac Kultury i Nauki. Jesteśmy
w Warszawie? Tak to ja mogę podróżować.
***
Kolejny dzień
zaczął się spokojnie. Poza tym, Lena wciąż miała pewne wątpliwości względem
Daniela. Nie mogła znieść takich myśli. Ciągłe zastanawianie się nad motywami
mężczyzny, wierciło jej dziurę w głowie wystarczająco długo.
Kiedy tylko
usłyszała, jak Daniel powiedział jej dziadkowi, że wybiera się na spotkanie ze
znajomym, postanowiła wykorzystać tę szansę. Odczekała chwilę i ruszyła za nim.
Dowiem się co ukrywasz, choćbym miała
dostać zawału.
Lena podążała za
nim w pełnym skupieniu, tak, że dźwięki z ulicy wydawały jej się przytłumione.
Dodatkowo przed wyjściem zabrała ze sobą słuchawki, żeby muzyka choć trochę
zagłuszyła hałas pędzących aut. Prawdopodobnie nie było to najmądrzejsze
wyjście, ale nie zdążyła w tak krótkim czasie wykombinować niczego
lepszego.
Śledzenie nie
okazało się takie trudne, jak przypuszczała. Musiała po prostu iść za nim, zachowując
odpowiednią odległość. Daniel ani specjalnie nie rozglądał się, ani tym
bardziej nie odwracał, oprócz oczywiście miejsc, gdzie przechodził przez
jezdnię. Przez większość czasu jednak szedł prosto przed siebie i nawet, kiedy
została zatrzymana przez światła uliczne, udało jej się łatwo go dogonić, gdyż
musiał zatrzymać się parę metrów dalej. Jedyną wadą śledzenia Koterskiego
okazała się zawrotna prędkość, z jaką pokonywał kolejne kilometry. Wydawał
wcale się nie męczyć i z łatwością wymijał innych przechodniów. Lena natomiast
szła coraz wolniej i z coraz większą zadyszką. Sprawności fizycznej mu nie brakuje, to pewne.
Po pewnym czasie
zorientowała się, że Koterski idzie trasą, którą pokazała mu wcześniej. Miała
szczęście, że nie wybrał podróży autobusem, bo wtedy byłyby nici ze śledzenia.
Najwyraźniej Daniel lubił chodzić na pieszo, bo to, że nie sprawiało mu to
żadnego problemu, widziała gołym okiem. Może
jest biedakiem. Nauczyciele nie zarabiają chyba zbyt dużo. A co jeśli handluje
w szkole jakimiś magicznymi ziołami i idzie na spotkanie ze swoim dostawcą?
Cała podróż nie
zajęła więcej niż pół godziny, zanim stanął przed wejściem do centrum
handlowego. Od tej pory zaczęła się trudniejsza część.
Tutaj w każdej
chwili mógł zawrócić albo zobaczyć ją w szybie wystawowej. Lena związała włosy
w ciasny kok z tyłu głowy, starając się, żeby żadne kosmyki nie zostały luźne.
Złożyło się, że w jego obecności zawsze nosiła rozpuszczone włosy. Ucieszyła
się, że tym razem wzięła kurtkę zamiast płaszcza, który przemókł po wczorajszym
wyjściu do Uli, bo Daniel nigdy jej w nim nie widział i uznała, że dzięki temu
miała mniejsze szanse na to, że tak łatwo ją rozpozna. Z braku czasu również
nie zdążyła się też pomalować i nie miała swoich charakterystycznych, grubych
kresek o kształcie jaskółki na powiekach. Może
to nie techniki Jamesa Bonda, ale lepsze to niż nic.
Starała się nie
zgubić go w tłumie i uznała, że jego ponadprzeciętny wzrost oraz ruda czupryna
bardzo jej w tym pomogły. Daniel wyróżniał się i nawet kiedy na chwilę straciła
go z oczu, zaraz wypatrzyła go na ruchomych schodach.
Ta część śledzenia
okazała się o wiele bardziej męcząca niż Lena sądziła. Daniel zatrzymywał się
przy wielu witrynach, głównie jubilerskich i wodził wzrokiem po błyskotkach. A jeśli to złodziej? Wybiera się na zwiad, a
w nocy przejdzie do okradania tych wszystkich świecidełek? Kto wie, jakie
posiada zdolności magiczne? Może potrafi zmienić się w mgłę? To na pewno
ułatwiłoby mu pracę.
Raz nawet odwrócił
się i Lena pierwszy raz doceniła drzewka, które sadzono w donicach obok
ławeczek, bo gdyby nie zdążyła ukryć się za jednym z nich, byłaby zgubiona.
Jakaś matka z dzieckiem dziwnie się na nią popatrzyła, gdy nagle Lena śmignęła
im przed oczami, ale nastolatka nie miała czasu na tłumaczenie się obcym.
Daniel skierował
się w stronę niewielkiej kawiarenki, niedaleko jednego z wyjść kompleksu.
Miejsce okazało się niestety zbyt małe, by mogła za nim tam wejść i nie zostać
zauważoną. Zajęła punkt obserwacyjny po drugiej stronie od wejścia, chowając
się częściowo za kolejną rośliną. Usiadł przy jednym z najdalej położonych
stolików na rogu i zamówił dwie kawy, co
Lena wyczytała z ruchu jego warg. Żałowała, że nie może niczego usłyszeć z tej
odległości, ale za bardzo obawiała się, że Daniel ją wykryje, jeśli podejdzie
bliżej i tym samym niczego się nie dowie.
Zamówił
dwie kawy, nie jedną, więc nie będzie siedział tu sam. Hm… mówił, że nie ma
dziewczyny, więc dlaczego zatrzymał się akurat w takiej przytulnej kawiarni?
Randka w ciemno? Raczej nie. Nie wygląda na takiego, co nie jest w stanie
nikogo poderwać na żywo i musi posiłkować się internetem. Wręcz przeciwnie. O
matko, a może to żigolak? Uroku i charyzmy ma wystarczająco, warunki fizyczne też
niczego sobie. A jeśli czeka na klientkę?
Ledwie kelnerka
przyniosła zamówienie, do stolika przysiadł się mężczyzna. Przywitał się w dość
formalny sposób i szybko uścisnął dłoń Koterskiego. Ma może z czterdzieści lat, nie wiem, może trochę mniej. Ten wąs
postarza. Czyżby to jego alfons?
Przez chwilę
rozmawiali, popijając przy tym z filiżanek. Rozmowa przebiegała w raczej
neutralnej atmosferze, jakby rozmówcy udzielali się bez większego
zaangażowania. Na koniec wymienili się kopertami. Całe spotkanie mogło trwać
najwyżej piętnaście minut. Mężczyzna pożegnał się i wyszedł, nawet nie
oglądając się za siebie. Daniel natomiast schował kopertę do swojej skórzanej
torby, bez której nigdzie się nie ruszał, i w spokoju dopił resztę kawy.
Zapłacił rachunek z czarującym uśmiechem na ustach i wyszedł z kawiarenki. No jasne. Jest płatnym zabójcą, a nie żadnym
żigolakiem. Jakby się zastanowić, to ma jakąś taką mroczno—tajemniczą aurę. Na
pewno ustalali szczegóły zlecenia. Co innego mogłoby być w tej kopercie, jak
nie pieniądze? W co ja się wpakowałam?
Później poszedł do
księgarni, gdzie spędził dobre dwadzieścia minut i wyszedł z trzema książkami,
zadowolony jak nigdy. Poradniki
kryminalne? A może chce załatwić kogoś z klubu książki i chce się wkręcić na
spotkanie? Albo przygotowuje grunt pod znajomość, żeby łatwiej podejść do
niczego niespodziewającej się ofiary.
Następnie zaszedł
do sklepu papierniczego, ale przez pozaklejaną plakatami szybę nie widziała czy
coś kupił. Taśmę do zaklejenia ust
ofierze, sznurek do związania? Wstąpił też na chwilę do sklepu ze
skórzanymi rzeczami, przymierzył kilka par pantofli i ostatecznie nic tam nie
kupił. Na pewno chciał kupić buty w innym
rozmiarze, żeby policjanci nie doszli do niego po odciskach podeszw.
Przez chwilę stał nawet przed witryną z
eleganckimi garniturami i sukniami. Jego uwagę zdawała się przykuwać jedna z
nich. Biała, wyszywana brylancikami, o kroju staromodnych sukien balowych. Lena
nie mogła zobaczyć jego twarzy, więc równie dobrze mógł patrzeć na coś innego. Czyżby miał wkręcić się na jakieś przyjęcie
i tam dokonać zabójstwa? Jeśli zobaczę nagłówek w gazecie mówiący: „Tajemnicze
morderstwo na przyjęciu u burmistrza”, będę wiedziała, że to ty, Koterski.
Po chwili przeszedł
parę kroków przed siebie, rozejrzał się na rozwidleniu i niespodziewanie
odwrócił. Lena nie była na to przygotowana. Zamarła, udając, że przygląda się
wystawie akcesoriów wędkarskich. Kątem oka zobaczyła, jak Daniel macha w jej
kierunku z uśmiechniętą miną. Krzyknął nawet, co prawda niezbyt głośno, ale
wystarczająco, by mogła go usłyszeć i za drugim razem, chcąc nie chcąc, musiała
się odwrócić. Jej przykrywka została spalona.
Podszedł do niej,
wciąż zadowolony, a może nawet bardziej, gdyż nie pomylił się i nie wyszedł na
głupka, wołając do obcej dziewczyny.
Lena postarała się
przybrać równie uśmiechniętą i zaskoczoną minę co on, ale miała pewność, że
wygląda sztucznie. Jestem w dupie. Teraz
na pewno znajdą mnie w jakimś rowie.
— Leno! Co za
przypadek, że cię spotkałem.
— Tak! Niemożliwe,
że też tu jesteś. Dopiero co weszłam, a ty? — Przełknęła ślinę. Cholera, on wie. A jeśli miał
wątpliwości, to na pewno właśnie minęły.
— Kręcę się już
trochę. To całkiem spore miejsce — zauważył, rozglądając się dookoła. — Nie
odwiedziłem pewnie nawet połowy.
— Jest całkiem
spoko — przyznała.
— Mam sporo czasu,
mógłbym pomóc ci nieść cokolwiek, co masz zamiar kupić. Chyba, że spotykasz się
z kimś?
— Eee… nie. Pewnie,
możesz mi towarzyszyć. — Uśmiechnęła się. Olanie go wzbudziłoby pewnie jeszcze
więcej podejrzeń. — Czemu nie — rzuciła na koniec i ruszyli przed siebie.
— Idziemy do
jakiegoś konkretnego sklepu? — zapytał.
— Raczej nie.
Szukam jakiegoś drobiazgu dla koleżanki. A ty? Chcesz jeszcze gdzieś zajrzeć?
Nie chcę odciągać cię od twojego celu. Czy
ja powiedziałam celu? Och, nie.
— Myślę, że mam już
wszystko, co chciałem.
— Okej. Na pewno
dasz radę? Faceci zazwyczaj uciekają od zakupów, gdzie pieprz rośnie.
— Tak, to prawda —
potwierdził rozbawionym głosem. — Ale dam sobie radę.
Lena weszła do
jednego ze swoich ulubionych sklepów z biżuterią. Myszkowanie wśród gablotek
zajęło jej całkiem sporo czasu, choć nie zamierzała niczego kupić. Chciała po
prostu uwiarygodnić swoją wersję i przy okazji dać się zapisać na kamerach z
monitoringu. Daniel z braku lepszego zajęcia również zaczął oglądać towar.
Oczywiście Lwowska dwa razy częściej spoglądała na niego niż na pierścionki.
Ostatecznie Daniel
kupił wisiorek, a Lena wyszła z niczym. Gdy opuścili sklep, spojrzała na
telefon.
— Już tak późno? —
rzuciła, niby zdziwiona. — Miałam dzisiaj gotować. Chodź, zajdziemy jeszcze do
delikatesów i wracamy.
— Ale niczego nie
kupiłaś — zauważył.
— Innym razem.
Pewnie i tak powinnam zaczekać z tym na jakieś promocje.
Daniel nie
skomentował tego w żaden sposób, tylko ruszył za Leną, która zdążyła się już
oddalić. Kiedy tylko zrównał z nią krok, przeszedł ją dreszcz.
Muszę
zagadać. Gdybym nic nie powiedziała, to wyglądałoby zbyt podejrzane.
— Widziałam za to,
że ty coś wziąłeś — spróbowała zagadać. — Dla twojej nie–dziewczyny?
Daniel zaśmiał się
w głos.
— Nie. To dla mojej
kuzynki.
— Masz kuzynkę? —
palnęła głupio.
— Oczywiście, że
mam. Tak samo jak wujków, dziadków i rodziców. Wydawało ci się, że kiedy nie
jestem z tobą, wchodzę do czarnej dziury i znikam?
— Przepraszam, to
musiało źle zabrzmieć.
— Nie gniewam się.
Tylko pomyśl czasem, zanim coś chlapniesz. Nie wszyscy mają poczucie humoru.
— Zapamiętam —
odparła potulnie.
W niedługim czasie
dotarli do delikatesów. Lena kupiła tylko najważniejsze składniki do obiadu,
byle nie przedłużać ich wyprawy jeszcze bardziej szukaniem jakiś drobiazgów. Po
wyjściu ze sklepu spożywczego Daniel uparł się, by nieść zakupy.
Osiemnastolatka nie czuła się na siłach, żeby się kłócić. Cała ta wyprawa
okazała się być o wiele bardziej konfundująca niż przypuszczała.
O dziwo, przez
fakt, że całą możliwą uwagę skupiła na nim, droga powrotna okazała się całkiem
znośna. Lena uznała, że mimo tego całego szpiegowania, wątpliwości względem
niego i szalonych spiskowych teorii, które wysnuła, czuła się całkiem dobrze w
jego obecności. Takiej opcji nie zakładała.
***
Gdy przyszli na
miejsce, okazało się, że dom stał pusty. Lena poszła przebrać się do pokoju i
zaraz wróciła do kuchni, żeby przygotować posiłek. Daniel nie zamierzał opuszczać
pomieszczenia, Lwowska jednak nie zamierzała go wyganiać. Wciąż ciągnęła
taktykę, polegającą na dowiedzeniu się o nim możliwie jak najwięcej, Zaczęła
więc, jak gdyby nigdy nic, kroić warzywa na sałatkę, tylko od czasu do czasu,
rzucając na niego okiem. Ognisty zajął się czytaniem jakiegoś komputerowego
pisemka, które kupił w drodze powrotnej i wydawał się całkowicie pochłonięty
lekturą.
Po pewnym czasie
odłożył je na szafkę, a Lena stwierdziła, że ta cisza zbytnio ją denerwuje,
żeby się nie odezwać.
— Załatwiłeś mi tę
wizytę lekarską?
— Tak, zapomniałem
ci powiedzieć. Umówiłem cię na jutro rano. Pójdę z tobą i pokażę ci gdzie jest
gabinet.
— Ostatnio myślę,
że jesteś jak przyklejona do mojej nogi huba — wyrwało się jej.
— Jestem pasożytem?
— zapytał zaskoczony i może trochę rozbawiony.
— Mniej więcej.
— Aż tak mnie nie
znosisz?
— Nie do końca. To
raczej coś jak przeczucie. — Nie potrafiła tego wyjaśnić. Ale się wkopałam.
— Intuicja
ognistych. Elementaliści tego żywiołu często mają takie przeczucia. Nie zawsze
się sprawdzają, szczególnie na początku. Łatwo się pogubić.
— Próbujesz mi
wmówić, że uroiłam sobie niechęć do ciebie?
— Niczego nie
sugeruję. Mówię tylko, że to się zdarza. Jak wszystkim. Zły osąd, tyle. Może
gdybyś powiedziała coś więcej o tym, co cię we mnie drażni, jakoś byśmy to
rozpracowali?
Lena przez chwilę
nie odpowiadała, jakby zastanawiając się czy może podzielić się z nim swoimi
spostrzeżeniami. Tak czy siak, już po
mnie. A jeśli ma rację? Jeśli wcale nie jest płatnym zabójcą, a ja robię z
siebie idiotkę? Samo pomyślenie o takiej możliwości jest absurdalne. Czy
popadłam już w paranoję? No dobra, raz kozie śmierć. Obym tylko nie została tą
kozą już teraz.
— Jesteś dziwny. Po
prostu dziwny. Nie znasz ani mnie ani mojej rodziny, a jednak pchasz się tu z
butami i tą „niby” — odłożyła nóż, żeby zrobić palcami cudzysłów — chęcią
pomocy. Po prostu tego nie kupuję. — Wyrzuciła z siebie. — Do tego jeszcze te
sny. Denerwują mnie.
— Jakie znowu sny?
— A, to nic
takiego. Po prostu to strasznie męczące. Praktycznie nic nie robię, tylko stoję
i wrzeszczę jak głupia. Właściwie dlaczego ci to mówię? Jesteś jakimś kolesiem,
który wbił mi się do domu, zadaje mnóstwo pytań i zdaje się bardziej
interesować nami bardziej, niż nakazuje zdrowy rozsądek.
— Jak tak o tym
mówisz, to rzeczywiście może zabrzmieć podejrzanie. — Daniel nagle się
roześmiał. — Nie patrzyłem na to z tej strony.
— No widzisz —
powiedziała z triumfem w głosie.
— Szczerze, to nie
do końca jestem taki bezinteresowny. — Daniel poczochrał swoją rudą czuprynę
tak, że przypominała teraz bardziej ptasie gniazdo niż włosy. — Zainteresowałem
się tobą — rzucił i natychmiast zrozumiał jak głupio to zabrzmiało. — Nie
romantycznie czy coś, w żadnym razie. Naukowo. Twój przypadek jest dość
odosobniony. Nie miałem na myśli, że nie traktuję cię jak osoby, ani też, że
coś jest z tobą nie tak.
Lena patrzyła na
niego z coraz większym powątpiewaniem.
— Ja pier… —
zaczął, ale nie dokończył i zamiast tego pacnął się w czoło. Przeciągnął dłonią
po całej twarzy, jakby dając sobie czas na zastanowienie. — Coraz bardziej się
pogrążam, prawda?
— Mniej więcej.
— Cholera. —
Przetarł ręką prawe oko. — Zacznę od początku, okej?
Robi
się coraz dziwniej. Zresztą, co mi szkodzi? Wzruszyła ramionami.
— Wszystko zaczęło
się od tego nocnego wezwania i twojego wypadku. Jak już wiesz, pomogłem cię
wyciągnąć z tamtego auta. Mniej więcej od tamtej chwili jakoś bardziej zaczął
mnie obchodzić twój los, bez żadnego większego powodu. Po prostu chyba czułem
się odpowiedzialny za twój stan. Wiem, że to absurdalne, ale tak było.
Lena powróciła do
krojenia kapusty pekińskiej w paski.
— Zainteresowałem
się twoim stanem po części również ze względów historycznych. Jak wiesz, uczę
tego przedmiotu. Mam szczególne upodobanie w niezwykłych wypadkach i osobach.
Trochę pogrzebałem wtedy o podobnych przypadkach. Nie znalazłem ich zbyt wielu
w archiwach. Do tego pochodzisz z Lwowskich, tych Lwowskich, którzy podnieśli
się z popiołów, by stać się jedną z najważniejszych rodzin w kraju.
Lena słuchała w
ciszy. Nie chciała przerywać Danielowi, widziała, że nie jest tu łatwo o tym
opowiadać. Czyżby Lwowscy naprawdę są
takimi szychami? Myślałam, że może opowiadali te wszystkie rzeczy dla dobrego
wrażenia. Ludzie w końcu lubią koloryzować. Ale on mówi o nich jak o jakiś
bohaterach. Czyżby coś mi umknęło?
— Filip, to znaczy,
twój były doktor, to mój dobry znajomy. Trochę o tobie rozmawialiśmy, a potem
poszedłem do ciebie na salę. Chciałem mieć swój udział w twoim życiu, nie wiem,
poczuć się ważny, czy coś. Dlatego założyłem, że pójdziesz do szkoły. Wtedy
mógłbym zostać twoim mentorem, naprawdę cię czegoś nauczyć.
O
kurde, niezły potok myśli. Nie myślałam, że weźmie to tak mocno do siebie. To
krępujące, że mówi o tym tak otwarcie. Ale chyba tego oczekiwałam, prawda? Robi
to dla mnie, uzewnętrznia się? Tylko po to, żebym mu zaufała? Płatni zabójcy
chyba nie stosują takich technik manipulacji. Na pewno nie, co ja wymyślam.
Powinnam dać mu szansę.
Daniel wciąż
kontynuował swoją opowieść.
— Do tego okazałaś
się całkiem w porządku, twój ojciec i reszta rodziny również. Znałem już
wcześniej Ifryta, w końcu jestem jego mentorem i wiem, że to dobry chłopak.
Dlaczego nie miałbym chcieć pomóc jego kuzynce? A i jeszcze ta przemowa twojej
ciotki po rytuale. Antonina Lwowska doceniła mnie i nawet nagrodziła. To raczej
niecodzienne.
— Przepraszam, jeśli wzięłaś mnie po prostu za
dziwnego prześladowcę. Nie chciałem, że tak się to potoczyło — zakończył ze
smutkiem.
Podniósł głowę i
pierwszy raz podczas tego długiego monologu odważył się spojrzeć jej w oczy.
Zażenowanie wprost wylewało się z nich. Widziała, że było mu głupio i nie czuł
się dobrze, opowiadając jej o tym wszystkim. Postanowiła docenić ten gest.
— Może to źle, ale
o dziwo ci wierzę — powiedziała Lena. Już dawno przestała zajmować się sałatką
i przysiadła, by wysłuchać go do końca. — Kiedy już przestałeś gadać od rzeczy.
— A więc zakopiesz
topór wojenny? Możemy zacząć od nowa? — spytał z nadzieją.
— Jasne. Ale nie
myśl, że od razu mi przejdę z twoją obecnością do porządku dziennego.
— Tylko do końca
tygodnia. Potem muszę wracać do szkoły. W końcu mam jeszcze innych uczniów.
— Tak, pewnie, że
masz. Jeszcze takiej sklerozy nie mam. — Uśmiechnęła się do niego, choć raz bez
cienia podejrzliwości.
***
W czwartek, zaraz
po śniadaniu, Lena udała się z Danielem przez teleport do instytutu. Sesja
miała odbyć się w innym pokoju niż ostatnio, ale układem zdawał się być podobny
do wcześniejszego. Tak samo jak tamten, miał drugie drzwi prowadzące do
pomieszczenia z bardziej wyspecjalizowanymi sprzętami. Doktor zaprowadził ją do
przyrządu, przypominającego tamten wcześniejszy, gdy badali jej głowę.
Usiadła na wysokim
fotelu, a doktor nałożył jej na głowę urządzenie. Na początku nie odczuła
żadnej zmiany, potem ciepło przechodzące przez jej głowę i jakby przechodzące
fale elektryczne, ale nie było to ani niekomfortowe, ani bolesne. Po prostu
dziwne, gdy widziała doktora wpatrującego się w monitory po drugiej stronie
sali, ze świadomością, że ogląda jej fale mózgowe. Badanie zakończyło się po
dwudziestu minutach, ale doktor postanowił przeprowadzić jeszcze jeden test,
zanim uznał, że wszystko jest w porządku.
Podłączył jakieś
dodatkowe przewody do urządzenia. Zanim zaczął badanie, dał Lenie gorzki
roztwór do wypicia. Skrzywiła się, ale połknęła całość znajdującą się w
przezroczystym, plastikowym kubku. Potem podał Lenie jakieś wielokątne
kryształy do ręki i przypiął rzepami, tak, żeby przypadkiem ich nie upuściła.
Poczuła, jak robiła się senna, a na koniec przez ciało Leny przeszedł strumień
energii. Jej powieki powoli zamknęły się, oddech zwolnił i po jakimś czasie
zasnęła.
Znów
znalazła się w miejscu swoich ostatnich snów. Zaśnieżonym pustkowiu. Tym razem
coś się jednak nie zgadzało. W oddali majaczył jakiś kształt, jakby budynek. Po
raz pierwszy również padał deszcz, a całe niebo zakryły ciemne chmury. Zdawały
kierować się w stronę tamtej budowli. Rozległy się grzmoty błyskawic, a po
chwili jedna z nich trafiła prosto w majaczący w oddali dach.
Zaczęła
wrzeszczeć:
—
Przybywajcie! Przybywajcie strażnicy. Oto miejsce, gdzie spotkacie swego
księcia. Przybywajcie, by go chronić! Nadchodzi! Musicie się zjawić!
Przybywajcie, przybywajcie…
Nagle nieprzyjemne
uczucie, jakby szybkie wypłynięcie spod wody, wyrwało ją ze snu. Gdzie jestem? Co się stało? Rozejrzała
się dookoła. Wciąż znajdowała się w gabinecie lekarza, który stał tuż obok i
spoglądał na nią z niepokojem. Dlaczego
nie pozwolił mi zobaczyć? Skąd mam wiedzieć, gdzie mają iść? Chwila, nie. O
czym ja myślę? To znów tylko sen. Nie ma żadnych strażników.
— Leno? Leno?! —
Zobaczyła twarz Koterskiego zaraz przed sobą. Nie widziała, skąd się tam wziął.
— Daniel? Co ty tu…
— Krzyczałaś.
Myślałem, że coś się stało.
— Już wszystko w
porządku — poinformował go doktor. — Niech pan lepiej przyniesie jej wody.
Daniel wyszedł, a
doktor w tym czasie poodpinał Lenę ze wszystkich przewodów.
— Panie doktorze,
co mi jest? Co to było?
— Przykro mi, ale
nie mogę ci teraz powiedzieć. Sam nie jestem pewien. Poczekamy na wyniki i
wszystko stanie się jasne, ale musisz jeszcze trochę poczekać.
— Wolałabym
wiedzieć już teraz.
— Dostaniesz
wieści, jak tylko sam je dostanę. Obiecuję.
Lena wyszła na
zewnątrz i usiadła w poczekalni. Daniel zdążył wrócić z wodą.
— Nic ci nie jest?
Wyglądasz blado. — Przyjrzał się jej badawczo i mogła zobaczyć, że był
zaniepokojony. Na pewno nie oczekiwał takiego obrotu spraw.
— Sama nie wiem. To
postępuje, te sny. Jak klatki filmowe, za każdym razem odrobinę do przodu. O co
tu chodzi? — rzuciła roztrzęsiona. — Będę je miała już zawsze?
— Nie martw się —
odparł uspokajająco. — Jeśli tylko będzie szansa, pomogę ci.
Widziała, że mówił
całkowicie szczerze.
— Poczekaj tu
chwilę. Zajrzę do doktora, może coś mi powie.
— Mnie nie chciał.
Daniel puścił jej
oczko.
— Nie masz mojego
uroku.
Zniknął na dobre
dziesięć minut, zanim wrócił. Powiedział, że nie dowiedział się niczego
ponadto, ale Lena miała pewność, że coś przed nią ukrywa. Cały czas marszczył
brwi, jakby się głęboko zastanawiał. Jeśli
chce utrzymać moje zaufanie, dlaczego nic mi nie mówi? Czyżby to było aż tak
straszne?
***
Po południu,
zgodnie z obietnicą Daniela, Lwowscy uprzątnęli garaż i przygotowywali się do
kolejnej lekcji. Lena, jako że jeszcze nie opanowała pierwszej umiejętności,
nie mogła czynnie w niej uczestniczyć, ale mimo to przyszła i z
zainteresowaniem oglądała poczynania reszty. Daniel nie miał serca jej odmówić,
wiedząc jak przeżyła pobyt w instytucie.
Cyprian i
Franciszek stanęli naprzeciwko nauczyciela.
— Okej. Dzisiaj
zaczniemy od czegoś prostego. To wasza pierwsza lekcja praktyki i chciałbym,
żebyście dali z siebie wszystko.
— Będę się starać z
całych sił — poinformował Cyprian, pełen werwy i chęci do nauki.
— Najpierw
spróbujcie się zrelaksować. Stańcie pewnie, na lekko ugiętych nogach.
Wyprostujcie plecy. Na tyle, na ile pan może, panie Franciszku, to ma być
przyjemność, nie tortura. — Gdy upewnił się, że wykonali polecenie,
kontynuował.
— A teraz
oddychajcie głęboko. Wdech, wydech. Nosem wdychamy powietrze, ustami wydychamy.
Powoli i dokładnie, wdech, wydech.
— Świetnie panu
idzie, panie Cyprianie. Oby tak dalej — pochwalił Daniel. — Dobrze, teraz
oczyśćcie umysł. Zapomnijcie o przeszłości i przyszłości. Jesteście tylko
tutaj, w tej chwili. Skupiacie się tylko na jednym zadaniu. Cały czas
oddychajcie głęboko.
— Zamknijcie oczy.
Poczujcie energię przepływającą przez wasze ciało. A teraz wyciągnijcie przed
siebie swoją dominującą rękę. Odwróćcie ją wnętrzem dłoni do góry. Doskonale.
Energia zbiera się w waszej dłoni, przepływa waszymi nerwami. Skupcie ją tam.
Czujecie? Jeśli tak, skińcie głowami.
Mężczyźni skinęli.
— Wspaniale. Teraz
najłatwiejsza część waszego zadania. Wyobraźcie sobie płomyczek, nie większy od
ziarenka fasoli, unoszący się nad waszą dłonią. Poczujcie jego ciepło,
ogrzewające wasze palce, zobaczcie oczami wyobraźni jego wygląd. Zmienną
strukturę, ciepłą barwę, zmieniającą się od żółci aż do krwistej czerwieni.
Poczujcie jego ciężar. Widzicie go? Dobrze.
— Wypchnijcie
cząstkę energii poza swoje ciało, tak wcześniej wydychaliście powietrze.
Czujecie, jak przenika przez wasze komórki i wydostaje się przez pory? Skupcie
ją na wnętrzu waszej dłoni. Kiedy już się tam znajdzie, zacznijcie ją formować
w płomyczek, który wcześniej sobie zwizualizowaliście. Musicie uwierzyć, że tam
jest. Dokładnie taki, jaki chcecie, żeby był. Czujecie jego ciepło? Postarajcie
się pozostać skupieni. Gwałtowny ruch może zniweczyć całą waszą pracę.
Jesteście gotowi? Jeśli tak, otwórzcie oczy i zobaczcie. Ja już widzę, komu się
udało.
Franciszek otworzył
oczy i spojrzał na swoją dłoń. Zobaczył w niej jedynie bladą poświatę, ale na
pewno nie płomyk. Zrezygnowany pozwolił jej całkowicie zniknąć i opuścił rękę.
Cyprian poczekał
odrobinę dłużej i jego wysiłek się opłacił. Zaledwie tuż nad jego wyciągniętą
dłonią lewitował malutki płomyczek wielkości ziarna kukurydzy. Zniknął jednak
prawie natychmiast, gdyż mężczyzna nie mógł powstrzymać uśmiechu i to go
rozproszyło.
— Udało mi się —
rzucił uradowany, mimo, że płomyka już nie było.
— Widziałem.
Świetnie wam poszło. Wam obu. Jak na pierwszy raz, powinniście być z siebie
dumni. Prawda, Leno? — zapytał Daniel, próbując wciągnąć ją w rozmowę.
Lecz Lwowska nie
odpowiedziała. Dopiero wtedy odwrócili się do Leny, gdyż do tej pory stali
odwróceni do niej plecami.
Dziewczyna wciąż
miała zamknięte oczy, choć wcale nie powinna z nimi ćwiczyć. Ale nie to było
najważniejsze. Nad jej wyciągniętą prawą dłonią falował jaśniejący płomyk o
kształcie przypominającym serce. I to zdecydowanie większy niż ziarno fasoli.
+++
Hej wszystkim.
Dzisiejszy rozdział trochę krótszy niż poprzedni. Przeniosłam ostatni
fragment szesnastego rozdziału na początek tego, bo chciałam trochę lepiej zbalansować
ich długość. Dodałam parę nowych zdań, żebyście nie musieli się męczyć z
identycznym tekstem.
Dziś skupiłam się na relacji Lena—Daniel. Mam nadzieję, że nie poniosłam w
tym punkcie porażki. Nawet zabawnie pisało mi się niektóre fragmenty. Co ciekawe,
taki rozdział, skupiający się jedynie na tych dwóch postaciach nie był przeze
mnie zaplanowany, ale chciałam wprowadzić trochę lżejszych tonów do opowiadania
po wszystkich grobowych tonach. Mam nadzieję, że choć raz uśmiechnęliście się
przy czytaniu. Jeśli nie, trudno. W przyszłości postaram się bardziej.
„Miszczem” dowcipów nigdy nie byłam.
Jak zwykle, mam
nadzieję, że wam się podobało i zachęcam do komentowania.
Lena ma lekka obsesje na punkcie Daniela. Jej coraz to nowsze pomysły podczas śledzenia chłopaka nalrawdę mnie rozwalał. Zastanawiam sie, od ktorego momentu był świadomy szpiega xD hah. Tak sie spodziewałam, ze coś bedzie nie tak z dalszymi badaniami dziewczyny, ale chyba rylko w tych ścisłe magicznych kwestiach...moze to miec cos wspólnego nie tylko ze snami, najwyrazniej niosącymi głębsze przesłanie, ale i z tym ze Lenie udało sie wyczarować największy ogień, mimo ze hipotetycznie w ogole nie powinna jeszcze ćwiczyć. Nie wiem, czy to jest równoznaczne z tym, ze naśle odkryła w sobie iskrę, czy moze traktować to jako kolejny niepojący objaw... W kazdym razie wyraznie widac, ze Lena nie jest zwykła czarownicą. Z niecieprliwoscia czekam na cd :) z, założyłam ostatnio Ocenialnie - konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com i poszukuję ludzi do załogi. Moze jestes zainteresowana? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTsa, Lena dość przekombinowała, śledząc Daniela, ale takie było założenie i sądząc po twoim komentarzu, wyszło chyba nie tak źle. Cóż, Daniel głupi nie jest, do tego wyczulona intuicja ognistych też dała swoje, więc można się domyślić jak to było.
UsuńNie chcę za wiele zdradzać co do reszty twojego komentarza, ale idziesz w miarę dobrym kierunku.
Co do ocenialni, na pewno chętnie wpadnę i zobaczę jak to wygląda. A nuż mi się spodoba?
Chciałabym aby Daniel i Lena byli razem i coś czuję, że tak będzie <3
OdpowiedzUsuń