4 lutego 2016

Rozdział XXI część I



Z samego rana Lena ostatni raz dołożyła kilka kolejnych rzeczy do walizki. Wydawała się tak przepełniona, jakby miała niedługo wybuchnąć, ale Lena nie miała zielonego pojęcia, co powinna ze sobą zabrać, więc ostatecznie zaczęła wrzucać wszystko jak leci. Wiedziała oczywiście, że w każdej chwili mogłaby wpaść z wizytą i zabrać potrzebne rzeczy, ale wciąż nie czuła dobrze, podróżując. Jedno co dobre przyszło ze szkoły z internatem, to tyle, że nie będę musiała do niej dojeżdżać — pomyślała, wciskając kolejną bluzkę z boku torby.
Daniel w tym czasie udał się do budynku rady i zdał pełny raport odnośnie tygodnia spędzonego u Lwowskich. Urzędnik poinformował go, że już niedługo przydzielą reszcie rodziny odpowiedniego kuratora, który dbałby o dalszą edukację pozostałych w domu członków rodziny. Ognisty zaznaczył bowiem, że Lena przenosi się do placówki, w której pracował i osobiście zajmie się jej wprowadzeniem. Z prawnego puntu widzenia nie było ku temu przeciwwskazań, a przyjmujący go urzędnik skomentował ten fakt tylko wzruszeniem ramionami. Niedługo później Koterski wrócił do domu Lwowskich po Lenę. 
Kiedy przyjechał na miejsce, w przedpokoju stały już spakowane torby. Usłyszał Lwowskich, żegnających się w salonie. Postanowił poczekać na miejscu i nie przeszkadzać w rodzinnych chwilach. Chwilę później na korytarz wyszła Lena, a za nią Tysia, która przytuliła się ostatni raz. Siostry roześmiały się, kiedy minęły się z przybiciem pożegnalnej piątki. Męskie grono stało w progu i podziwiało całą scenę z daleka.
Nastolatka zaczęła ubierać się i zbierać do drogi. Został jej już tylko szalik, kiedy z góry zeszła Jolanta i mocno oplotła ramionami córkę.
— Trzymaj się tam. — Jola powiedziała cicho, ściskając Lenę. — I nie narób żadnych kłopotów.
— Nie narobię — odparła Lena.
— Powodzenia — powiedział dziadek.
— Pa, pa — rzuciła Lena i wyszła przez drzwi.
Daniel podążał za nią, obładowany torbami jak wielbłąd. Odwróciła się i na koniec pomachała z uśmiechem rodzinie zebranej za oknem. Gdy tylko dwójka ognistych przeszła za płot i zniknęła z pola widzenia Lwowskich, Lena szybko przetarła oczy wierzchem dłoni. Daniel nie miał zamiaru w żaden sposób tego skomentować.
Do kamienicy z teleportem doszli całkiem szybko, biorąc pod uwagę ilość niesionych przez nich kilogramów. Przez większość czasu Daniel trajkotał o szkole. Lena z chęcią przysłuchiwała się jego wywodom i starała się z nich jak najwięcej wyciągnąć.
— To naprawdę duży kompleks budynków. Zobaczysz, jeden dzień to zwyczajnie za mało, żebym ci wszystko pokazał.
— Na pewno nie jest aż taki duży. — Lwowska uniosła jedną brew. — A nawet jeśli, to przecież nie muszę wszystkiego zobaczyć od razu.
— Ach, chciałbym pokazać ci całość. Później nie będzie już takiego efektu. Poza tym, to właściwie ostatni dzwonek. Od jutra zaczynają się lekcje i większość miejsc będzie załadowanych uczniami.
— Ilu tak właściwie jest tych uczniów? Cały czas mówisz o tym, jaka ta szkoła jest ogromna i w ogóle, ale może być przecież wielka i pusta jednocześnie.
— O nie, pusta to raczej zupełne przeciwieństwo, tego co zobaczysz. Hm… nie znam dokładnych liczb, ale jakoś koło siedmiuset osób, może trochę mniej, może więcej.
— Wow, rzeczywiście całkiem sporo.
— Mówiłem — powiedział z uśmiechem i zatrzymał się przy przejściu dla pieszych. Dopiero, gdy upewnił się, że nawet z daleka nie jadą żadne auta, ruszył przez pasy. Widział, jak Lena niepewnie zachowuje się na ulicy.
— Wiadomo już, jak to będzie wyglądało ze strony administracyjnej? — spytała.
— Całą papierologią zajmiemy się tuż po przyjeździe. Wszystkie formularze czekają już w sekretariacie, gotowe do podpisania. Postaramy się przydzielić cię do odpowiedniej klasy, znaleźć pokój, takie podstawowe sprawy. Brak niektórych podręczników rozwiążemy tymczasowo kserówkami. Dobrze, że twoja szkoła miała większość takich samych podręczników jak u nas.
— Ta, z wyjątkiem tych magicznych.
— Nie da się ukryć — przyznał radośnie.
Przez chwilę szli w milczeniu. Mijali zgrabnie przechodniów, a Lena starała się za wszelką cenę nie skupiać o dźwięku przejeżdżających obok niej samochodów. Ostatecznie uznała, że nieprzyjemne wyobrażenia najlepiej przegoni rozmową.
— Myślisz, że sobie poradzę? No wiesz, zupełnie nie mam pojęcia o świecie magów.
— Na pewno, choć  na początku zajmie ci trochę czasu przystosowanie się do panujących u nas warunków. Ale nic się nie martw. Rozmawiałem o tobie i twojej niecodziennej sytuacji z dyrektorem. Będziemy musieli wypracować dla ciebie jakiś dodatkowy grafik, dołożyć jakieś zajęcia uzupełniające albo coś podobnego — wyjaśnił. — To samo z ocenami z przedmiotów magicznych. Nauczyciele będą musieli brać pod uwagę twój brak doświadczenia i wiedzy. Oczywiście masz obowiązek nadrobić zaległy materiał na bieżąco, ale będą wyczuleni, żeby nie oceniać cię na równi z innymi uczniami. Pewnie nazbierasz sobie przez to wrogów, ale nie widzę innego wyjścia, przynajmniej na ten rok szkolny.
— No to mnie pocieszyłeś — odparła sarkastycznie. — A co z praktyką? Nie ma szans, żebym na lekcjach z używaniem magii cokolwiek zdziałała. Do tej pory nawet nie ujarzmiłam iskry. To bez sensu, żebym próbowała czegoś więcej — stwierdziła zrezygnowanym tonem.
— Spokojnie, z tym też sobie jakoś poradzimy. Jako twój mentor zobowiązuję się doprowadzić cię do znośnego poziomu w posługiwaniu się magią do końca twojej edukacji.
— Ambitnie. Będzie cud, jeżeli nie puszczę tej szkoły z dymem.
— Bez przesady. Powiedziałem „znośnego”. Ale nie liczę na mniej, pamiętaj, zero obijania się — rzucił dosadnym tonem. — Dodatkowo, niedługo powinny przyjść wyniki twoich badań i to powinno znacznie ułatwić nam obranie kierunku przy ćwiczeniach.
— Sadzisz, że coś jest ze mną nie tak? To co się dzieje, nie jest normalne. Widziałam, jak na mnie patrzyliście z ojcem. Jakbym była bombą, która ma wybuchnąć.
— Nie będę kłamać, może być różnie. Możesz być bombą, ale równie dobrze nie musisz. I tego się trzymajmy. — Daniel powiedział z nadzieją w głosie.
— Łatwo ci mówić. To nie ty tracisz kontrolę, tylko ja.
— Po prostu staram się myśleć pozytywnie. O, jesteśmy na miejscu — rzucił. — Panie przodem.
Lena przytrzymała Danielowi drzwi, żeby mógł przejść z torbami. Przywitali się ze strażnikami i wpisali na listę. Oprócz nich nie było nikogo, więc nie musieli czekać na swoją kolej. Daniel odsapnął chwilę, zanim zwizualizował sobie pokój teleportacyjny w szkole. Najpierw przeszedł sam, z walizkami, a potem wrócił po Lenę.
— Gotowa na przygodę? — zapytał, puszczając do niej oczko i wyciągnął rękę.
Chwyciła ją pewnie i już po chwili znalazła się po drugiej stronie. 
***
Lena rozejrzała się dookoła. Znalazła się w odmalowanym na biało pokoju bez okien, a jedynie z parą metalowych drzwi. Pod ścianą stała długa ławka. Jedynym źródłem światła okazała się świetlówka, bzycząca pod sufitem.
— Gdzie jesteśmy? — spytała nastolatka.
— Przed samym wejściem do szkoły. Kojarzysz portiernie przed szpitalami? To coś podobnego.
— Aaa… czyli nie jesteśmy jeszcze na terenie szkoły.
— Można by tak powiedzieć. Względy bezpieczeństwa. — Daniel podszedł do wyjścia i wyjął z kieszeni legitymację. Wsunął ją do czytnika wbudowanego w drzwi. Przez chwilę dało się słyszeć buczący dźwięk, ognisty chwycił w tym czasie za klamkę i otworzył je. — Bez legitymacji nie przejdziesz — pomachał jej kawałkiem plastiku przed nosem. — Postaramy ci się ją wyrobić jak najszybciej, ale do tego czasu staraj się zawsze podróżować z kimś. — Daniel stanął na progu i chwilę zaczekał, aż usłyszał pojedyncze piknięcie.
— Okej. — Lena sięgnęła po torbę i ruszyła za nim.
Trafiła do kolejnego pomieszczenia, zajmowanego przez stróża. Wyglądało jak każda kanciapa, z biurkiem, małym telewizorkiem i resztą niezwykle ważnych narzędzi. 
— Uszanowanie, panie Danielu. Zabrał pan gościa? — powiedział siedzący w fotelu mężczyzna w stroju ochroniarza. Miał całkiem sporych rozmiarów piwny brzuch i sterczące na wszystkie strony, łysiejące na środku mysie włosy.
— Witam, panie Marianie. To nasza nowa uczennica — odparł dumnie Daniel.
— Ach, w takim razie witam w naszych skromnych progach, em… — Ciężko podniósł się na nogi.
— Leno. Nazywam się Lena Lwowska.
— Miło mi poznać. — Mężczyzna uścisnął dłoń nastolatki swoją potężną łapą. — Wpiszcie się i możecie iść. Zadzwonię do sekretariatu, że już jesteście. Powinni przysłać kogoś do pomocy z dźwiganiem.
— Nie ma potrzeby. — Daniel machnął ręką tuż po wpisaniu się na listę. — Poradzimy sobie sami.
— Jak pan uważa. Do zobaczenia.
— Do zobaczenia — odparli chórem ogniści i wyszli na zewnątrz.
Znaleźli się w miejscu otoczonym z obu stron lasem. Gąszcz oddzielała jedynie oprószona śniegiem droga i odśnieżony chodnik. Znaleźli się tuż przed niezwykle wysokim i mocnym ogrodzeniem. Bramę ozdobiono czteroramienną gwiazdą z której wychodziły promienie przypominające cztery żywioły. Daniel otworzył kartą bramkę i wpuścił Lenę pierwszą. Z daleka dojrzała część murów szkoły i choć sypiący, lepki śnieg utrudniał widoczność, wysoki na dwa piętra główny budynek prezentował się bez zarzutu.
— No to w drogę — rzucił i tym samym wyrwał nastolatkę z zamyślenia.
Dojście na miejsce nie zajęło im dużo czasu, choć głowa Leny obracała się na wszystkie możliwe dla jej szyi strony. Pod drodze spotkali też dwóch kolejnych strażników patrolujących teren. Daniel zamienił z nimi kilka słów i ogniści ruszyli dalej. Zaraz po wyjściu z lasu i przejściu na bardziej otwartą przestrzeń, Lenie wyrwało się długie „wow”.
— Mówiłem, że się nie zawiedziesz. — Daniel powiedział z wyraźną satysfakcją.
— Ogromne. Wszystko jest ogromne — rzuciła, rozglądając się dookoła.
Droga skręcała lewo, w stronę parkingu, zajętego w większości przez samochody i choć Lena nie przyglądała się im, wystarczyła chwila, by stwierdzić, że starszych roczników było raczej niewiele. Chodnik natomiast zmienił się w prostokątny plac przed głównym budynkiem. Na środku wydzielono okrągłą połać ziemi porastającej kwiatami i krzewami, teraz przysypaną śniegiem. Dookoła niej poustawiano ławeczki.
Lena stanęła przed wejściem do głównego budynku, wybudowanego z czerwonej cegły. Żeby dostać się do środka, należało pokonać szerokie schody z murowaną poręczą. Wejście zadaszono, a konstrukcję podtrzymywały łączące się z balustradą dwa filary. Dwuskrzydłowe drzwi wykonano z bukowego drewna. Wyrzeźbiono na nich motyw podobny temu na bramie, lecz z większą ilością szczegółów. Lena pociągnęła za klamkę. Ustąpiły z trudem.
Nastolatka z przedsionka weszła do przestronnego holu. Stukot jej kozaków odbijał się od kamiennej podłogi. Ułożono z niej mozaikę, przedstawiającą kręgi łączących się ze sobą żywiołów. Daniel stuknął Lwowską w ramię, co wyrwało ją z zamyślenia.
— Chodź. Pomieszczenia administracyjne są po lewej — oznajmił i ruszył we wskazaną stronę.
Dziewczyna niechętnie poszła za nim. Ognisty przed wejściem do sekretariatu zapukał krótko. Siedząca za biurkiem tęga kobieta powitała go ciepło, tak samo Lenę.
— W czasie, kiedy będziesz zajmować się papierkową robotą, ja zaniosę twoje bagaże do siebie. Nie ma sensu taszczyć się z nimi po całej szkole. Pani Jasia wszystko ci wytłumaczy. — Daniel poinformował Lenę i zniknął.  
Nastolatka wypełniała podsuwane przez sekretarkę kolejne formularze i ani się obejrzała, ognisty znów pojawił się w pomieszczeniu.
— Co jeszcze zostało? — zapytał.
— Z mojej strony to już wszystko — zakomunikowała pani Jasia. — Ale musicie iść jeszcze do księgowości i skonsultować się co do wyboru klasy i zakwaterowania.
— No to idziemy.
Lena chodziła od pokoju do pokoju, wypełniając coraz to inne papierzyska. W końcu dotarli do gabinetu jednego z zastępców dyrektora, gdzie mieli przydzielić Lwowską do klasy.
Szczupły mężczyzna, siedzący na skórzanym fotelu, przeglądał księgi.
— Druga klasa, druga klasa — powtarzał cicho pod nosem, kartkując kolejne segregatory. — Hm… w waszym roczniku był wyż. Twoje umiejętności są znikome, więc klasy A do C odpadają na starcie. Szkoda, tamte nie są aż tak przepełnione. W swojej starej szkole chodziłaś do technikum gastronomicznego, tak? — spytał, patrząc na nastolatkę spod rogowych okularów.
— Tak. Mieliśmy rozszerzoną biologię i chemię — odparła pewnie Lena.
— Rozumiem. Myślę, że w takim razie została nam jedna opcja. Klasa F. Jest już co prawda komplet, ale myślę, że jedna osoba więcej nie zrobi dużej różnicy.
— Chodzi tam twój kuzyn i Karol — poinformował Daniel.
— Naprawdę? To super. Będę miała znajome twarze.
— W takim razie klasa F — powiedział mężczyzna i zaczął wypisywać jakieś druki. Jedną z kopii podał Lenie i kazał donieść z powrotem do sekretariatu.
Ogniści opuścili gabinet.
— Co teraz? — zapytała nastolatka.
— Teraz znajdziemy ci pokój. Chodź, pójdziemy do pana Stasia. On zajmuje się akademikiem. Najlepiej będzie wiedział, gdzie cię przydzielić.
— Pan Staś?
— To nasz woźny. Właściwie główny woźny. Rezyduje w kanciapie w akademiku. Wszystkie sprawy związane z zakwaterowaniem, usterki, wymiany i podobne załatwia się u niego. Ma też pieczę nad magazynem. Potrzebujesz żarówki, półki, przedłużacza, czegokolwiek — idziesz do pana Stasia.
— Zapamiętam.
Dwójka wyszła z budynku jednym z bocznych wyjść. Naprzeciwko znajdował się akademik, zbudowany z tej samej cegły, co główny budynek. Przypominał Lenie wielkością blok, z tym, że miał jedynie dwa wejścia. Ogniści weszli tym pierwszym. Daniel zaprowadził Lenę prosto do gabinetu woźnego, pomijając na razie zwiedzanie.
Pan Stanisław siedział wygodnie w fotelu i oglądał powtórkę meczu w telewizji, kiedy go odwiedzili. Chudy, siwy mężczyzna przywitał ich szerokim uśmiechem, częściowo ukrytym pod białą brodą.
— Co cię do mnie sprowadza, Danielu? Pewnie kwaterunek dla nowej uczennicy, nie mylę się?
— Widzę, że wieści szybko się rozchodzą.
— Kim bym był, gdybym nie orientował się w takich rzeczach? No dobrze, przejdźmy do mojego biura. — Wstał z fotela, mocno opierając się o podłokietniki. Chwycił za drewnianą laskę i ruszył w kierunku drugich drzwi. Ogniści podążyli za nim.
Weszli do małego pokoiku, w większości zawalonego papierami, a całe dwie ściany zajmowały półki i szafki. Woźny wyjął z szuflady biurka wielką książkę i odłożył ją na stole bez otwierania.
— Jesteś drugoklasistką, prawda? — spytał, uważnie przyglądając się szarymi, obramowanymi siateczką zmarszczek, oczami Lenie.
— Zgadza się — odpowiedziała.
— Myślę, że możemy mieć problem.
— Na pewno mamy jakiś wolne pokoje — odparł ognisty.
— Mieć mamy, ale nie wydaje mi się, żeby spodobały się pannie Lwowskiej.
— To znaczy? — zdziwił się Daniel.
— Na drugim piętrze mamy tylko dwa miejsca. Oba u chłopaków.
— Nie mam zamiaru mieszkać z chłopakami — rzuciła szybko nastolatka.
— Tak myślałem. Hm… moglibyśmy znaleźć ci coś na innych piętrach, u młodszych albo starszych uczniów. Problem w tym, że nie mają obowiązku przyjąć cię pod swój dach, a całkowicie wolnych pokoi niestety nie posiadamy.
— To gdzie będę spać?
— Nie martw się, coś wykombinujemy. Prawda, panie Stasiu?
— Ma się rozumieć. Nie ma powodu do obaw, ptaszyno.
— Większość uczniów jeszcze nie przyjechała, więc nie mamy ich jak spytać. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby wywieszenie ogłoszenia. Może ktoś się zgłosi — zaproponował Koterski.
— A jak nie? Będę spała w schowku na miotły?
— Nie przesadzaj. Coś wymyślimy. — Daniel zmarszczył czoło. Chodził w kółko, starając się wymyślić coś więcej. — Już wiem. Zadzwonię do mojej kuzynki. Może zgodzi się przenocować cię przez parę dni, do czasu, aż ktoś cię przygarnie.
— Kuzynki? Tej, o której kiedyś wspominałeś?
— Tak, dokładnie tej. Ma w pokoju taki rozkładany fotel. Przez parę dni wytrzymasz, co?
— Chyba nie mam innego wyjścia. Ale co będzie jak się nie zgodzi?
— Zgodzi się, zgodzi. Przekonam ją, zobaczysz. — Daniel wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer. W oczekiwaniu na połączenie wyszedł z pomieszczenia.
Lena i pan Stanisław zostali sami.
— I jak ci się tu podoba? — zagaił staruszek.
— Jest naprawdę ładnie. Wszystko jest takie przestronne i zadbane.
— Zobaczysz co będzie, jak ściągnie tu cała dzieciarnia. — Woźny machnął kościstą ręką. — Za nic mają ciszę i spokój. Ale to dobrze, taka domena młodych.
— Długo pan tu pracuje?
— Będzie już kilkanaście lat. — Wyjął z szuflady małą metalową puszkę, wyjął z niej landrynkę i wpakował do ust. — Cukiereczka?
— Chętnie. — Lena sięgnęła do pudełka i wyjęła czerwony cukierek.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, zanim wrócił Daniel. Lena od razu zapytała:
— I jak? Zgodziła się.
— Tak, ale tylko na parę dni.
— Dobre i to. Jaki jest numerek pokoju? — zapytał woźny.
— Hm… Sto trzydzieści dziewięć. — powiedział Daniel.
— Dobrze, wpiszę cię jako lokator tymczasowy. Zaraz wypiszę ci odpowiedni papier. A tymczasem… — zwrócił się w stronę wypełnionej kluczami gablotki i, nie ruszając się z miejsca, ruchem dłoni otworzył ją. Dwa klucze z odpowiednią zawieszką przelewitowały przez pomieszczenie i z brzdęknięciem opadły na biurko. — Proszę.
Lena ostrożnie wzięła przedmiot do ręki, jakby bała się, że zaraz odfrunie i schowała go do torebki.
— Widać żeś zielona w magii jak trawa na wiosnę. — Roześmiał się woźny. — Chodźcie, znajdziemy ci jakąś pościel. — Założył na siebie płaszcz i narzucił na wierzch szary szalik.
Wyszli na zewnątrz tylnym wyjściem, znajdującym się tuż za kanciapą woźnego. Przeszli do stojącego zaraz obok niższego budynku i weszli od tyłu.
 Pan Staś poruszał się o lasce, choć Lenie zdawało się, że jest mu zupełnie niepotrzebna. Jego chód wydawał się jej niezwykle lekki, jakby ledwie dotykał podłogi. Gwizdał wesołą melodię, prowadząc dwójkę ognistych po swoim królestwie. Magazyn wyglądał, no cóż, jak magazyn. Rzędy wysokich, metalowych półek zapełnionych najróżniejszymi artykułami. Wszystkie sektory były wydzielone i opisane na bokach półek. Nastolatka na wejściu dostała wózek, podobny do takich, jakie są w marketach. Lena, idąc za woźnym, zauważyła „artykuły papiernicze”, „środki czystości”, „narzędzia” i o wiele, wiele więcej niewartych uwagi podpisów. Wszystko ułożono w dziwnej dla Leny kolejności, nie kierując się żadnym znanym jej systemem. Mimo to, pan Staś, klucząc między półkami, doskonale wiedział, gdzie ma się udać.
Zatrzymali się na dziale „tekstyliów”, przy półkach z „bielizną pościelową”. Pan Staś pozwolił jej wybrać dla siebie poszewki, a Daniel w tym czasie ściągnął z najwyższej półki kołdrę i dwie poduszki. Potem ogniści pożegnali się z woźnym i wyszli na zewnątrz.
— Idź do sekretariatu dołączyć resztę papierów, a ja zaniosę te graty do pokoju. Kuzynka powiedziała, że wolałaby, żebyś nie wchodziła tam, zanim nie przyjedzie. Wspominała coś o bałaganie. — Wzruszył ramionami. — Jak skończysz, zaczekaj na mnie w holu. Pokażę ci resztę budynków.
— Jasne. Nie ma sprawy.
Lena wróciła tym samym bocznym wejściem, którym wyszli z Danielem. Tym razem była sama, więc nie musiała martwić się poganiania Koterskiego. W spokoju mogła rozejrzeć się dookoła, a jej uwagę przyciągnęły niezwykle szerokie schody prowadzące na piętro. Poręcze wykonano z ciemnego drewna i podobnie jak w rezydencji, zostały wyrzeźbione w nich kształty, tym razem przypominające płomienie, wodę, podmuchy wiatru lub skały. Nastolatka tak mocno zapatrzyła się na wysokie ściany, pokryte zdjęciami absolwentów, że nie zauważyła pędzącej w jej strony osoby i nie zdążyła uskoczyć jej z drogi. Poczuła jedynie mocne uderzenie w lewy bark i zdążyła w pełnym oburzenia tonie krzyknąć na intruza.
Po podłodze posypały się książki, a niektóre luźne kartki sfrunęły wolno na dół, zaśmiecając wszystko wokół.
— Mój reportaż! — krzyknął przerażony mężczyzna, lecz szybko zorientował się, co zrobił i zobaczył wściekłą minę Lwowskiej. — Przepraszam. Najmocniej przepraszam. Spieszyłem się i zagapiłem. — Poprawił przekrzywione na nosie okulary w mocnych, czarnych oprawach.
— Mógłby uważać pan, jak chodzi. — Lena zlustrowała go wzrokiem. Był prawie tak wysoki jak Daniel, ale lepiej zbudowany, a jego średniej długości broda i długie, związane z tyłu w kucyk włosy nadawały mu jakiegoś artystycznego wyglądu. — Nie sądziłam, że mają w tej szkole tak zakręconych profesorów. Uczy pan sztuki?   
Mężczyzna, zbierający porozrzucane kartki z ziemi, na te słowa roześmiał się głośno, a jego rechot rozniósł się echem po wysokim sklepieniu budynku. Lena stała z przekrzywioną głową, nie mając pojęcia, co powiedziała nie tak.
— Wzięłaś mnie za belfra, a to dobre — powiedział wciąż rozbawiony.
— Nie jesteś nauczycielem? Wyglądasz tak…
— Tylko nie mów staro. Dość już się o tym nasłuchałem.
— Chciałam raczej powiedzieć dojrzale. To chyba przez tę brodę. Może jakbyś ją trochę skrócił…
Mężczyzna odruchowo pogłaskał się po czarnym zaroście.
— Wolałbym nie, dodaje mi powagi. — Spojrzał przeciągle po swojej rozmówczyni. — Nie widziałem cię wcześniej. Przyjechałaś do kogoś czy się przenosisz?
— Jestem nowa. Lena Lwowska. — Podała rękę nieznajomemu.
— Maksymilian Mielcarz, miło mi poznać. — Przyjrzał się jej badawczo. — Lwowska — powtórzył za dziewczyną. — To ciebie znaleźli ostatnio w tym wypadku, nie mylę się?
— Tak. Myślę, że o mnie chodzi — przyznała Lena zgodnie z prawdą.
— To doprawdy świetna wiadomość, że udało mi się ciebie poznać. Taki przypadek. Szukałem właśnie tematu do nowego wydania gazety. Byłbym zaszczycony, gdybyś zgodziła się na wywiad.
— Ja? Na wywiad? Raczej nie miałabym za wiele do opowiadania. — Lena pokręciła głową.
— Wręcz przeciwnie. To świetny materiał na pierwszą stronę.
— Właściwie to czemu nie? Tylko proszę, bez żadnych osobistych pytań.
— Och, będą tylko takie — odparł poważnie, ale widząc zmarszczone brwi nastolatki, podniósł ręce w obronnym geście i dodał: — Żartowałem. Oczywiście, że żartowałem, jakżeby inaczej. 
Lena pomogła mu pozbierać resztę luźnych kartek.
— Wpadnij do siedziby gazety, jak znajdziesz czas. Poznam cię z ekipą.
— Przykro mi, ale nie znam jeszcze układu budynku. Raczej ciężko byłoby mi cię znaleźć. Albo cokolwiek innego.
— Hm… W takim razie ja znajdę ciebie. Wiesz już do jakiej klasy cię przydzielono?
— Do drugiej F.
— F? No nic, złapię cię na jakiejś przerwie. To pewne. A teraz wybacz, ale muszę już lecieć. Do zobaczenia.
— Do zobaczenia — odpowiedziała Lena. Może nie powinnam się godzić na ten wywiad? Z drugiej strony, wydawał się być miły i w ogóle. Poszła do sekretariatu oddać resztę dokumentów. Okazało się, że Daniel już tam czekał.
— Nie chciałem ci przeszkadzać w nawiązywaniu nowych znajomości.
— Wpadł na mnie przypadkiem. — Lena oddała papiery sekretarce, która właśnie odebrała telefon.
— Tak, jest tutaj. Teraz? Dobrze. Przekażę. — Sekretarka zakończyła krótką rozmowę i zwróciła się do Daniela. — Dyrektor chce cię widzieć w jakiejś ważnej sprawie.
— Ale miałem oprowadzić Lenę. Sama od razu się zgubi.
— Dyrektor powiedział, że wysłał za ciebie zastępstwo do oprowadzenia nowej uczennicy. Nic się nie martw.
— Dasz sobie radę? — zwrócił się do nastolatki.
— Jasne. Idź. Raczej nikt mnie stąd nie porwie.
— No dobrze. Widzimy się później. Jak skończę to zadzwonię i postaram się dołączyć.
— Okej — odparła Lena.
Daniel wyszedł z sekretariatu i Lena została sama z sekretarką. Poprosiła przy okazji kobietę o kopię planu lekcji, a potem usiadła na jednym z krzeseł i czekała na nowego oprowadzacza.
Po paru długich minutach drzwi sekretariatu ponownie się otworzyły, a na twarzy Leny pojawiła się konsternacja. 
+++
Cześć wszystkim. Z góry przepraszam za opóźnienie. Rozdział byłby wcześniej, ale potem zaczęłam dopisywać i wiadomo jak takie historie się kończą.
Zgodnie z jednogłośnym wynikiem ankiety podzieliłam rozdział na dwie części. Dziękuję wszystkim, którzy postanowili oddać swój głos. <3 br="">
A co do samego rozdziału. Mrożących krew w żyłach momentów jeszcze nie było, ale mam nadzieję, że i tak wam się podobało. Ocenę pozostawiam Wam i jak zwykle, zachęcam do komentowania oraz dzielenia się swoimi przemyśleniami o rozdziale. 
Pozdrawiam, Maxine.

3 komentarze:

  1. Podobało mi się, jakżeby inaczej. Początkowo miałam jednak zastrzeżeń co do dwoch spraw. Jedne, a mianowicie te związane z wynikami lekarskimi, wyjaśniłaś. Ale... Nie napisałaś nic o Jolancie. Tzn. Najwyraźniej jakoś ogarnęła, ze jej rodzina należy do elementarzystow, ale zabrakło mi na ten temat jakiejś dłuższej wzmianki... Zastanawiam skę takze, dlaczego młodsze rodzeństwo Leny nie idzie do szkoły, to chyba dla ich dobra by było? Jesli chodzi o sama placówke edukacyjna, to juz mi się podobają opisy, jestem tak samo zaintrygowana tym wszystkim jak Lena. Odnoszę wrazenie, ze ta kuzynka nke jest zbyt miła, ciekawe, gdzie koniec końców wyładuje dziewczyna. Ale jeszcze ciekawsze, któż to ja bedzie oprowadzał? Raczej nie koleś z broda, moze ktos, kogo znała z poprzedniego zycia??? Stasiek jet fajny xd i teraz zaczynam jednak troche żałować, ze głosowałam na podzielenie notki, bo jestem mega niecierpliwa xD. Zapraszam Cie na rozdział dwunasty na zapiski-Condawiramurs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, wreszcie miałam chwilę, żeby odpowiedzieć. Tak więc:
      Wątek Jolanty niestety wymknął mi się spod kontroli i będzie miał miejsce głównie „poza sceną”. Nie zrezygnuję z niego zupełnie, ale będzie miał marginalną rolę w opowiadaniu. Po prostu wkrótce pojawi się wiele nowych rzeczy i nie wyrobiłabym ze wszystkim. Z czegoś musiałam zrezygnować, niestety. Miałam to załatwić do końca pierwszej księgi, ale nie wyszło.
      Druga sprawa: Bliźniaki nie pójdą do szkoły, bo nie przeszły rytuału i nie są „naprawdę” magami. Cyprian najpierw musi się przekonać, że magia jest w 100% bezpieczna i dopiero wtedy coś się w tej sprawie ruszy. Prawdopodobnie pośle bliźniaki do magicznej podstawówki za parę miesięcy, od nowego roku szkolnego. Do tego czasu będą pobierać teoretyczne nauki razem z ojcem i dziadkiem w domu, pod opieką wyznaczonego kuratora.
      Cieszę się, że podoba ci się szkoła. Jaka jest kuzynka i gdzie trafi Lena niedługo się okaże, tu niczego nie zdradzę, tak samo jak na pytanie o "przewodnika".
      Ja też żałuję, że podzieliłam, bo muszę pisać od nowa. Ale kto wie, może tym razem pójdzie mi lepiej?
      Dzięki za powiadomienie o nowości na zapiskach. Mam teraz masę czytelniczych rzeczy do nadrobienia. Jak tylko ogarnę się z czasem, na pewno zajrzę. :)

      Usuń
  2. Hej! Na http://wspolnymi-silami.blogspot.com/ pojawiła się ocena twojego bloga! Zapraszamy. <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.