7 marca 2016

Rozdział XXI część II


W progu stanęła niezwykle wysoka, do tego strasznie chuda i ubrana jak gotka, dziewczyna. Wygląda jak zjawa — pomyślała Lena, patrząc na trupiobladą twarz swojej nowej przewodniczki.
— To ty jesteś Lena? — Nieznajoma spytała z wyraźną chrypą w głosie.
— Tak — odparła Lwowska, przełykając ślinę.
— W takim razie radziłabym ci wstać i iść za mną — rzuciła wyniośle. — Niestety, choć bardzo bym tego chciała, nie mamy całego dnia do naszej dyspozycji.
Lena zebrała resztę swoich rzeczy z krzesła i wyszła za dziewczyną. Kiedy stanęły w holu, ta szybko odwróciła się i wyciągnęła rękę w stronę głowy Leny. Lwowska szybko zrobiła unik i uraczyła ją wystraszonym wzrokiem.
— Spokojnie, nie zamierzam cię pożreć — zapewniła, rozciągając wąskie, pomalowane bordową pomadką wargi w uśmiechu. — Chciałam tylko dotknąć twoich włosów. Naturalne?
— Tak — przyznała Lena zgodnie z prawdą, wciąż nie do końca rozumiejąc, co się stało.
— Piękne. Moje są niestety farbowane. — Złapała kosmyk swoich sięgających do pośladków prostych włosów. Były czarne, lecz w świetle Lena zauważyła ich niebieskawy połysk.
— Och, przepraszam. Gdzie moje maniery? Nazywam się Eryka Wolańska, szalenie miło mi cię poznać. — Uśmiech gotki niespodziewanie poszerzył się jeszcze bardziej, ukazując szereg białych zębów. Eryka ponownie wyciągnęła w stronę Lwowskiej rękę.
— Lena. Lwowska — odparła niepewnie, nie mając pojęcia, dlaczego nastawienie jej przewodniczki tak szybko uległo zmianie. Uścisnęła niezwykle kościstą i zimną dłoń nowej towarzyszki. Poczuła dreszcze, ale postarała uśmiechnąć się najszczerzej, jak potrafiła.
— Może nie jestem ognistą, ale mogę wyczuć twoje obawy na kilometr — powiedziała Eryka. — Złagodzić trochę twój stres?
— Co? — odparła Lena, zdziwiona propozycją.
— Nie to nie, chciałam tylko pomóc. — Wolańska wzruszyła szczupłymi ramionami.
— Nie, nie, nie — natychmiast Lena się poprawiła. — Ja nawet nie wiem, o co chodzi. Mogłabyś mi wytłumaczyć?
— Nie wiesz? — Towarzyszka Leny uniosła w górę wąskie brwi. — To dość niecodzienne. No dobrze. — Eryka odchrząknęła. — Jako elementalistka wody — zaczęła. — Wiesz kim jest elementalista, prawda? — zapytała, lustrując Lwowską wzrokiem.
— Bez przesady. — Lena odparła urażonym tonem. — Inaczej by mnie tu nie było.
— Wolałam się po prostu upewnić. No dobrze, jako elementalistka wody mogę łagodzić nastroje innych osób magią. Wystarczy, że cię dotknę, a będziesz spokojna niczym leniwy strumyk.
— Chyba już kiedyś przeżyłam coś podobnego. — Przypomniała sobie Lena.
— W takim razie wiesz więcej, niż ci się zdaje.
— W takim razie jednak podziękuję za tę ofertę — uznała Lena. — Chciałabym przeżywać to wszystko — rozejrzała się po wnętrzu budynku — na pełnych obrotach.
— Jeśli tego chcesz. Właśnie, co chciałabyś najpierw obejrzeć? Naszą wspaniałą bibliotekę, cuchnącą niepranymi skarpetkami salę gimnastyczną, a może zatłoczony akademik? A może schowek na miotły w dogodnym do obściskiwania się z chłopakami miejscu?
— Może być to pierwsze — odpowiedziała Lena, dość zszokowana ostatnią propozycją.
— W takim razie, chodźmy do piwnicy — zarządziła Eryka entuzjastycznie.
— Do piwnicy? To tam macie bibliotekę?
— Oczywiście. — Wolańska odparła głosem pełnym niezrozumienia dla wątpliwości Leny. — Gdzie indziej miałaby być?
Udały się za ogromne schody, które wcześniej przyciągnęły uwagę Leny. Po ich lewej stronie, w drewnie, mieściły się dwuskrzydłowe drzwi. Wyrzeźbiono na nich kilka wzorów, ułożonych pionowo, jeden pod drugim: między innymi otwartą książkę, dłonie trzymające nieregularną kulę, znak oznaczający łazienkę, coś, co przypominało Lenie otwartą szafę, piecyk i inne, którym Lwowska nie miała czasu lepiej się przyjrzeć. Eryka nacisnęła klamkę i ruchem dłoni wskazała Lenie, by za nią podążała. Ta jednak najpierw przeciągnęła palcami po rycinach i dopiero wtedy ruszyła za przewodniczką.
Po pokonaniu kilku schodów, znalazły się w odmalowanym na beżowo korytarzu bez okien, oświetlonym jedynie przez żarówki. Po obu stronach wisiały oprawione w antyramy projekty. Lena zauważyła, że prawie wszystkie miały związek z biologią, a najczęściej były to zdjęcia roślin, skał lub zwierząt wraz z opisami. Plakatów traktujących o magii nie dojrzała.
Kilka kroków później, po lewej, zobaczyła pierwsze drzwi z wyrzeźbionym na nich znakiem WC. Po prawej za to drzwi były podwójne i miały wyrzeźbioną szafę, taką samą, jak tę na drzwiach, którymi tu weszły.
— To legenda — powiedziała Wolańska, przyglądając się Lenie. — Wszystkie drzwi w budynku są tak oznaczone. Nie widzę możliwości, żebyś się tutaj zgubiła. A gdybyś się nie domyśliła, te po prawej prowadzą do szatni. Każdy ma swoją szafkę i wieszak na ubrania. Nie znajduje się tam nic ciekawego, więc nie widzę sensu by je teraz otwierać.
— Masz do niej klucze? Do innych pomieszczeń też?
— A jak wyobrażałaś sobie oprowadzanie cię po szkole bez nich? To byłoby dość bezcelowe, nie uważasz?
— Po prostu nie pomyślałam, że mogliby dać jakiemuś uczniowi klucze do całej szkoły.
— Na szczęście nie jestem jakimś uczniem. — Eryka odpowiedziała, akcentując dwa ostatnie słowa.
— Więc jesteś przewodniczącą samorządu albo coś w tym stylu?
— Powiedziałabym, że obecnie wręcz przeciwnie. Ale nie rozwodźmy się nad niepotrzebnymi tematami. Jest coś, co chciałabyś wiedzieć o szkole, budynku, uczniach? Pytaj o cokolwiek. — Przeszły dalej. Na wprost korytarza znajdowały się kolejne drzwi, a on sam skręcał w prawo. — I tak musimy się tu kręcić. Nie widzę przeszkód, by choć jedna z nas przeżyła ten czas w miarę produktywnie.
— Okej. Daj mi chwilę. — odparła Lena. — To co tutaj jest? — Lena wskazała na pierwsze drzwi, nie mogąc chwilowo wymyślić niczego lepszego.
— To twoje pytanie? Księgą oznaczone są klasy, a dalej jest gabinet uzdrowicielki — wyjaśniła Eryka znudzonym głosem.
— Olgi? — Lena ożywiła się.
— Tak, a co? Coś cię boli?
— Wszystko okej. — Lwowska pokręciła głową. — Możemy tam zajrzeć? Chciałabym się przywitać.
— Nie mam nic przeciwko. W końcu to część zwiedzania.
Lena podeszła do drzwi z wyrzeźbionymi dłońmi i zapukała dwukrotnie. Odpowiedział jej znajomy, męski głos. Karol — pomyślała i weszła do środka.
Chłopak musiał najwidoczniej zajmować się inwentaryzacją, bo siedział na podłodze w otoczeniu masy buteleczek, pudełeczek, kamyków, słoiczków i reszty rzeczy, których Lena nie potrafiła nazwać, a które wyglądały na różnego rodzaju przyrządy lekarskie. Widząc wchodzące dziewczyny, zerwał się na nogi i otrzepał lniany fartuch.
— Cześć — rzuciła Lena radośnie i rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie zauważyła jednak Olgi. — Jesteś sam?
— Cześć. — Skrzypnik przywitał się. — Tak, nauczyciele mają teraz jakieś spotkanie.
— No tak, w końcu Daniel też gdzieś zniknął, a miał mnie przecież oprowadzać — zauważyła Lena.
— Przeniosłaś się do nas? To świetnie. — Ziemny ucieszył się.
— Tak jakoś wyszło. Jesteśmy w tej samej klasie.
— To super. Nie będziesz sama. Niech tylko Ifryt się dowie. — Karol wyszczerzył się jeszcze szerzej, ale przygryzł wargę jak tylko zorientował się, że Eryka wciąż stała w drzwiach, oparta o framugę. — Przyszłaś z koleżanką?
— Eryka pokazuje mi szkołę — wyjaśniła Lena. — W sumie dopiero zaczęłyśmy, ale chciałam najpierw wpaść do was i się przywitać.
— To bardzo miło z twojej strony. — Powiedział Karol i nagle zaburczało mu w brzuchu. Na jego szczupłe policzki wstąpił cień rumieńca. Zakłopotany, zaczął przemieszczać się w stronę ogromnego biurka Olgi i zbierać z niego porozrzucane przedmioty. — Em… wiesz co? Chętnie bym jeszcze pogadał, ale że jest pora obiadowa to… — tłumaczył.
— Jasne, nie będę zawracać ci głowy — stwierdziła Lena, przerywając jego monolog.
— Nie, nie zawracasz, w żadnym razie. — Pomachał ręką na znak sprzeciwu. — Po prostu…
— Jesteś głodny. Okej, rozumiem. W sumie ja też — dopowiedziała po chwili. — Może pójdziemy razem?
— Pewnie, nie mam nic przeciwko. — Karol rozpromienił się.
— To nie będzie problem? — Lena spytała swojej przewodniczki.
— Właściwie, to też bym coś przekąsiła — odparła Eryka.
— W takim razie załatwione.
Karol zabrał kurtkę i cała trójka wyszła na korytarz. Nie wracali jednak tą samą drogą, ale szli wzdłuż korytarza, który zakręcał w prawo zaraz za drzwiami do gabinetu uzdrowicielki. Po drodze Eryka pokazała Lenie drzwi do sali szpitalnej, wspomnianego wcześniej składzika i na końcu te prowadzące do biblioteki, którą jednak ominęli i udali się schodami na górę. Okazało się, że drzwi wychodziły na chodnik naprzeciwko stołówki, a niekończącymi się rzędami okiem dziewięciopiętrowego akademika. Przeszli na drugą stronę i udali się prosto do tego pierwszego.
Budynek był piętrowy i urządzony w stylu starych barów mlecznych, z tą różnicą, że tutaj nie znalezionoby prawdopodobnie niczego starego. Wyglądał na niedawno odnowiony. Lena podążała za dwójką znajomych po ułożonych w szachownicę płytkach. Wszędzie dookoła poustawiano czteroosobowe stoliki, a pod ścianami dostawiono długie ławy. Piętro okazało się tylko częściowe, a wejścia na nie znajdowały się po obu stronach budynku. Górę odgrodzono metalową balustradą.
Lena zobaczyła, że na razie nie pojawiło się zbyt wielu uczniów. Zajęto może jedną czwartą stolików na parterze. Niektórzy na chwilę odrywali wzrok od talerzy, aby zorientować się, kto przyszedł. Inni siedzieli grupami i dyskutowali, nie zawracając sobie głowy nowo przybyłymi.
Lwowska, idąc za przykładem Karola i Eryki, zabrała z jednego ze stołów sztućce i tacę, po czym zaczęła wybierać sobie coś do jedzenia ze specjalnie ustawionych ław. Wszystko było ciepłe i pachniało wprost wybornie, więc Lena długo zastanawiała się nad wyborem. Ostatecznie skomponowała sobie dwudaniowy obiad, a na deser wzięła dwa kawałki ciast.
— Idziemy na górę? — zaproponowała Eryka. — Będziesz miała dobry widok.
— Chętnie — zgodziła się Lena i po chwili cała trójka wspinała się na górę.
Zajęli miejsce tuż obok balustrady, tak że Lena dokładnie widziała całe pomieszczenie z góry, a przez ogromne okna mogła zobaczyć główny budynek szkolny i kawałek placu przed nim.
— Rzeczywiście niezły widok — przyznała.
— Ciesz się nim, bo jak zjedzie się reszta uczniów, to nie ma szans, żebyś trafiła na to miejsce ponownie.
— Szkoda. Ale może uda mi się kiedyś tu jeszcze wcisnąć. Nie macie chyba wyznaczonych miejsc?
— Niby nie, ale wiesz jak jest. Ludzie się przyzwyczajają, mają swoje ulubione miejscówki.
— W sumie racja — odpowiedziała między kolejnymi kęsami mięsa. — Całkiem dobrze tu gotują  — pochwaliła.
— Nasze kucharki są najlepsze. W gimnazjum, do którego chodziłem, jedzenie zazwyczaj było niedoprawione, więc musieliśmy przynosić z Przemkiem własne przyprawy.
— To jakiś twój kolega?
— Tak, właściwie to najlepszy przyjaciel. Jeszcze nie wrócił z domu. Przedstawię was sobie jutro. Tak się składa, że on też chodzi z nami do klasy.
— Ekstra. Na początku bałam się, że będę czuła się tu samotna, ale chyba mi na to nie pozwolicie.
— Pewnie, że nie.
— A ty do jakiej chodzisz klasy? Wcześniej nie miałam okazji zapytać — zwróciła się do Eryki.
— Do trzeciej C.
— Jesteś starsza. W sumie to ma sens. — Lena rzuciła bez namysłu.
— Nie mam pojęcia o co ci chodzi, ale raczej wolałabym nie pytać.
— Na początku wydawałaś się dość… zdystansowana. — Lena chciała użyć słowa straszna, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
— Jeśli tak twierdzisz. — Eryka nabrała sałatki na widelec i powoli przeżywając, zjadła.
Lena zauważyła, że na jej tacy nie ma ani grama mięsa.
— Jesteś wegetarianką?
— Tak, ale nie martw się, nie będę przeciągać cię na zieloną stronę mocy — odparła Eryka, patrząc na wypełniony kotlecikami talerz Leny. — To nic ideologicznego. Po prostu nigdy nie przepadałam za zwierzakami. — Przy ostatnim słowie zrobiła ręką w powietrzu cudzysłów.
— Ale desery lubisz?
— Jak najbardziej.
— W takim razie polubimy się — zakomunikowała Lena.
— A ty, Karolu?
— Hm…? — uniósł głowę znad ziemniaków.
— Lubisz desery?
— A kto nie lubi? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
Lena westchnęła.
— W takim razie będę musiała dowiedzieć się, gdzie mają tu piekarnik.
— Możesz użyć tego w akademiku. Na każdym piętrze są dwie kuchnie, w razie, gdyby ktoś chciał sam gotować. Ale w większości świecą pustkami. Komu chciałoby się samemu robić jedzenie, kiedy mamy taki wybór w stołówce — powiedział ziemny.
— Chyba już wiem, jaki będzie nasz następny przystanek — powiedziała Lena.
— Niech zgadnę. Kuchnia? — spytała Eryka.
— Dokładnie.
Dziewczyny pożegnały się z Karolem, który po dżentelmeńsku zaoferował się w odniesieniu talerzy i wyszły na dwór.
Odbiły w prawo od stołówki i zaczęły iść w stronę akademika. Budynek był tak długi, że sięgał do samego końca działki. Tak samo jak resztę, wybudowano go z czerwonej cegły.
— Domyślam się, że nie ma tu windy?
— Zdziwiłabyś się. Może i sam budynek pochodzi z końca dziewiętnastego wieku, ale kilka lat temu przeprowadzono tu gruntowny remont i winda jest. Czasem co prawda, są jakieś spięcia w instalacji i nie działa, ale czym byłoby życie bez odrobiny emocji?
Lena powstrzymała się od odpowiedzi i podążyła bez słowa za Eryką przez pierwsze drzwi, te same, którymi przeszła wcześniej z Danielem do pana Stasia. Rzeczywiście, w rogu była winda, której poprzednim razem ognista nie zauważyła.
— Na którym piętrze mieszkasz? — spytała Eryka, kiedy już weszły do windy.
— Em… szczerze to nie wiem.
— Numer pokoju?
Lena wygrzebała z torebki klucz z zawieszką.
— Trzysta osiemdziesiąt dwa A.
Eryka nacisnęła guzik z czwórką i winda ruszyła, a wnętrzności Leny podskoczyły do góry.
— Masz własny pokój?
— To tymczasowe. — Lwowska pokręciła głową. — Będę pomieszkiwać u takiej jednej dziewczyny. Potem gdzieś się przeniosę, o ile ktoś mnie przygarnie. Daniel powiedział, że wywiesi ogłoszenia.
— To dość nieciekawa sytuacja. Ludzie nie są zbyt skorzy do przygarniania nowych osób. Może i nawet bym cię wzięła, ale sama mieszkam w jedynce, więc to żadne rozwiązanie.
Winda zapowiedziała czwarte piętro i drzwi się otworzyły. Dziewczyny wyszły z niej i ruszyły długim korytarzem.
— Na pewno ktoś się zgłosi. Musi, bo inaczej zamieszkam w jakiejś klasie, a tego wolałabym jednak nie robić.
— Niektóry nauczyciele mieszkają w pokojach za swoimi gabinetami i nigdy nie słyszałam, żeby któryś z nich narzekał — stwierdziła Eryka.
— Naprawdę? To dość dziwne, nie? Mieszkać w szkole?
— Jakby się nad tym zastanowić, to to wcale nie jest dziwne. — Eryka jęknęła. — Mogłyśmy wejść drugim wejściem. Byłoby bliżej. Kuchnie są zaraz obok klatek schodowych.
— Przynajmniej poznam trochę wystrój korytarza.
— Tu nie ma co oglądać. Wszystkie drzwi są takie same. Podłoga to zwykły kamień, a ściany odmalowali na ten okropny beż. Co za bezguście — zawyrokowała Eryka.
— No może troszeczkę — zgodziła się Lena, rozglądając się dookoła.
Dziewczyny minęły drzwi prowadzące do nowego pokoju Leny. Eryka odwróciła się w ich stronę.
— Na pewno nie chcesz go obejrzeć?
— Daniel mówił, że jego kuzynka musi tam najpierw posprzątać, czy coś.
— Kuzynka Daniela? Masz na myśli Blankę? To z nią będziesz mieszkać? — spytała, wyraźnie zdziwiona.
— Znacie się?
— Można by tak powiedzieć. Mamy WF o tej samej porze, więc czasem pomagamy razem w bibliotece.
— I jaka jest?
— W porządku.
— Tylko tyle?
— A co? Miałam ci powiedzieć, że włóczy się w nocy korytarzami i wysysa krew dziewic? A nie, to akurat ja. — Zaśmiała się gardłowo.
— Przezabawne.
— Czasem planujemy razem przejęcie świata. Ostatnio nawet wymyśliłyśmy jak pozbyć się niewygodnych świadków naszego przedsięwzięcia bez rzucania na nas żadnych podejrzeń. Chirurgiczna robota. Ale nie dzieli się ze mną wszystkimi swoimi zbrodniami.
Lena uniosła w górę jedną brew.
— Jest dość tajemnicza. Właściwie to nigdy nie byłam w jej pokoju. — Eryka zmrużyła oczy, udając zamyślenie. — Może trzyma tam swoje nieludzkie eksperymenty? Zawsze podejrzewałam ją o bycie reptilianką. Ten pusty...
— Wiesz, co? Żałuję, że spytałam. — Lena westchnęła głęboko. — To gdzie ta kuchnia?
— Tuż przed tobą. — Eryka wskazała Lenie podwójne drzwi pomieszczenia.
Znajdowało się na rogu, więc miało okna na dwóch ścianach, poza tym wydawało się dość przestronne, zapewne dzięki jasnym meblom. Nikogo nie było w środku, więc Lena mogła oddać się myszkowaniu. Dotykała kolejno sprzętów i rzucała co chwilę uwagi:
— Silikonowe foremki. Będą idealne do babeczek — zachwycała się, krążąc wśród szafek. — Mają nawet patelnię grillową. O! I tą do naleśników też. Czy to nie cudownie?
— Tak, oczywiście. To cudowna wiadomość — odpowiadała za każdym razem Eryka.
Kuchnia w akademiku okazała się w pełni urządzona i całkowicie wyposażona w najróżniejsze sprzęty kuchenne. Lena napotkała całe komplety garnków, pokrywek, misek, mikserów, wag i całej reszty.
— I mogę dowolnie używać tego wszystkiego?
— Możesz, o ile niczego nie zniszczysz.
— A w życiu! Sprzęt trzeba szanować.
— W takim razie, bierz co chcesz.
Cały czas relacjonowała znalezienie kolejnych skarbów Eryce, która z minuty na minutę wydawała się coraz bardziej znudzona, lecz nie poganiała Lwowskiej, widząc, że dziewczyna jest w swoim żywiole. Jednak Lena doskonale zdawała sobie sprawę z jej wyrazu twarzy i próbowała załagodzić sytuację.
— Zaraz pójdziemy. Tylko zobaczę...
Lena powtarzała „zaraz pójdziemy”, jeszcze trzy razy, zanim Eryka dobitnie odpowiedziała jej, że zaraz to ona pójdzie sama i Lena będzie mogła zostać w kuchni na zawsze, a tym razem zwiedzać będą inni, i to nie wyposażenie, ale jej kości. Dopiero wtedy Lwowska zostawiła w spokoju komplet do dekorowania i razem wyszły z pomieszczenia.
— Coś czuję, że spędzę tu więcej czasu niż na lekcjach.
— Radziłabym ci jednak lepsze zarządzanie czasem. Słyszałam, że masz wiele do nadrobienia.
— Niestety. A w ogóle jak to jest, że wszyscy wszystko o mnie wiedzą? To dość… krępujące.
— Wśród magów wieści szybko się rozchodzą, przywykniesz. Szczególnie w szkole, szczególnie jeśli chodzi o rodzinę jednego z najważniejszych rodów i szczególnie, jeśli okoliczności dołączenia do tej rodziny okazały się dość niecodzienne.
— I po co ja w ogóle pytałam? — Lena pokręciła głową.
Dziewczyny nagle usłyszały huk.
— Co do diabła? — rzuciła Eryka i wychyliła się na korytarz.
Lena poszła w jej ślady i wyjrzała zza rogu. Okazało się, że to Daniel wyszedł z jednego z pokojów i trzasnął drzwiami. Szedł w innym kierunku niż dziewczyny, więc ich nie zauważył i zniknął na klatce schodowej.
— Ciekawe, co się stało? — powiedziała Lena.
— Nie mam pojęcia, ale najwyraźniej wychodził z twojego nowego pokoju.
— Jeśli okaże się, że jednak będę musiała spać w schowku na miotły, to chyba wrócę do domu.
— Na pewno to nie miało nic wspólnego z twoim wprowadzeniem się — odparła Eryka, jednak jej ton nie pokrywał się z treścią odpowiedzi.
— Pocieszyłaś mnie, nie ma co — westchnęła Lena.
— Może powinnyśmy gdzieś pójść, dokończyć zwiedzanie?
— Pewnie masz rację, ale jednak wolałabym wiedzieć, czy to miało jakiś związek ze mną. Wiesz co, chyba powinnam zadzwonić do Daniela.
— I co mu powiesz, że podsłuchiwałaś?
— Nie, że widziałam jak wychodził z mojego przyszłego pokoju. Już kiedyś mu nakłamałam i za dobrze się to nie skończyło. Wolę nie robić powtórki z rozrywki.
— Jak uważasz — Eryka wzruszyła ramionami.
Lena wybrała numer Daniela i czekała. Odebrał po trzecim sygnale.
— Coś się stało? — zapytał, zdziwiony. — Miałyście zwiedzać szkołę. Twoja przewodniczka ci nie odpowiada?
— Nie, jest w porządku, tylko…
— Tak?
— Poszłyśmy oglądać kuchnię na tym piętrze, na którym mieszka twoja kuzynka i tak jakby widziałyśmy cię, jak wychodziłeś od niej zły. To ma coś wspólnego z moim nocowaniem u niej? Zaczęłam się martwić i wiesz…
— Nic się nie martw. Wszystko jest tak, jak ustaliliśmy. Po prostu zapomniałem jednej z twoich toreb i chciałem po nią wrócić. Zrobił się przeciąg i drzwi trzasnęły. Nic więcej.
— Spoko, nie musisz się tłumaczyć. Czyli wszystko okej?
— Wszystko okej. A i możesz zostać tam, gdzie jesteś. Zaraz wrócę z walizką i pójdziemy do twojego nowego pokoju razem. Może być?
— Świetnie. Powiem tylko Eryce, że może już iść.
— Do zobaczenia — rzucił na koniec i się rozłączył.
Eryka przyglądała się Lenie w skupieniu.
— I co?
— To ponoć nic takiego. Przeciąg czy coś.
— Akurat. Kto w lutym otwiera okna?
— Najwyraźniej moja nowa współlokatorka.
— Wietrzy smrodek trupa z szafy?
— Nie pomagasz. Jak chcesz, to możesz iść. Daniel zaraz wróci i pójdziemy do tego strasznego pokoju.
— No dobrze. Zostawię ci tylko swój numer. W razie, gdybyś czegoś potrzebowała, zgubiła się czy coś, możesz do mnie zadzwonić. — Wyrwała kawałek kartki z notatnika i z zapisanym już numerem, podała Lenie.
— Dzięki. Za oprowadzanie i w ogóle.
— Nie ma sprawy. I tak nieczęsto mam okazję z kimś pogadać.
— A to co miało znaczyć?
— Nic ważnego. Cześć. — Eryka natychmiast oddaliła się, co, zważając na jej horrendalnie długie nogi, zajęło jej naprawdę niewiele czasu i pomachała Lenie spod windy, a potem całkiem zniknęła.
Lena usiadła na jednej z długich, drewnianych ławeczek ustawionych pod ścianą i czekała na Daniela. Jacy oni są wszyscy dziwni. Pierwszy był ten zakręcony brodacz, Maks. Potem Eryka, wyglądająca i zachowująca się jak upiór, teraz ta Blanka, która wietrzy bagienny aromat z pokoju. W co ja się najlepszego wpakowałam? Jej rozmyślania przerwało nagle zawołanie Daniela. Rzeczywiście niósł w lewej ręce walizkę. Lena podeszła pod drzwi pokoju.
— Długo ci to zajęło — powiedziała.
— Jedna z uczennic mnie zagadała po drodze.
— Taki jesteś tu popularny?
— Nie da się ukryć. — Wyszczerzył równe zęby w uśmiechu. — To jak? Wchodzisz? — dodał, patrząc na sosnowe drzwi.
— Chyba nie mam innego wyjścia. — Lena odprała z krótkim westchnieniem i nacisnęła klamkę.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a ona zobaczyła przed sobą kolejne. Kwadratowe pomieszczenie miało jeszcze dwoje drzwi po bokach, jedno opisane jako A, drugie jako B. W rogu stała niska szafka z siedziskiem, a nad nią kilka wieszaków. Obok ustawiono blat z kilkoma szufladami. Oprócz pojedynczej lampy wiszącej pod sufitem, nic więcej tu nie było.
— Naprzeciwko masz łazienkę. Twój tymczasowy pokój jest po lewej.
Lena otworzyła kolejne drzwi i przepuściła Daniela z walizka przodem, a potem przestąpiła próg swojego tymczasowego lokum, zamykając od razu za sobą drzwi.
Daniel odstawił walizkę z resztą rzeczy Lwowskiej pod ścianą, tuż obok obitego szarym materiałem szerokiego fotela. Leżały już na nim kołdra i pościel wcześniej wybrane przez Lenę. Nastolatka dotknęła oparcia mebla.
— Więc to tu będę spać? — spytała.
— Dokładnie. Może to nie wodne łóżko, ale na parę nocy powinno wystarczyć — zapewnił Daniel.
Lena rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, ale nigdzie nie zauważyła swojej nowej współlokatorki.
— Gdzie twoja kuzynka? — zwróciła się do ognistego.
— Pewnie wyszła gdzieś na chwilę.
— Nie widziałam nikogo wychodzącego z pokoju, a siedziałam na korytarzu cały ten czas.
— No to nie wiem — pokręcił głową. — Może jest w łazience? Poprawia fryzurę czy coś?
Lena wzruszyła ramionami, ale gdzieś w środku ścisnęło ją uczucie niepokoju. Chyba nie uciekła przede mną przez okno? — pomyślała, podchodząc do niego i oglądając widok. Rozciągał się na bok głównego budynku i kawałek pokrytego śniegiem boiska, otoczonego trzema rzędami długich ławek.
— Niezły widok — rzuciła, odwracając się w stronę Daniela.
— Nie najgorszy, ale mogłaś trafić na okna od strony lasu. Tam dopiero jest widok, szczególnie z wyższych pięter.
— Jak widać, nie można mieć wszystkiego — odparła i przeszła dalej, dotykając kolejno mebli.
Wszystkie należały do tego samego, podstawowego, kompletu w kolorze sosny, pasującego do paneli. Lena przejechała dłonią po gładkiej i zimnej powierzchni biurka. Stało po prawej stronie okna. Po lewej zaś znajdowało się piętrowe łóżko ze wstawioną na dole komodą. Lwowska rozejrzała się pustych, śnieżnobiałych ścianach. Ani jednego obrazu, zdjęcia. Nawet plakatu. Jak w celi mnicha— uznała.
Prostokątne pomieszczenie miało przyzwoitą wielkość, jak na jedną rezydującą w nim osobę. Poza tym, pokój wyglądał raczej na niezamieszkany. Jedynym śladem obecności jego mieszkanki okazała się być bordowa pościel w kratę i kilka książek poustawianych na półce.
— Twoja kuzynka lubi minimalizm, co?
— Mniej więcej.
Lena poczuła aromat kwiatowego odświeżacza powietrza. Neutralizuje zapach trupa, co? — przeszło jej przez myśl. A niech cię, Eryka! Musiałaś zacząć o tym gadać? — Potrząsnęła kasztanową czupryną.
— Wszystko okej? — Daniel zapytał, widząc jej reakcję.
— Jasne. Wszystko w porządku. Pomyślałam tylko, że strasznie tu czysto. Naprawdę twoja kuzynka tu sprzątała, zaraz po przyjeździe?
— Tak, jak przyniosłem tu twoją pościel, biegała akurat ze ścierką. Powiedziała, że chce abyś dobrze się tu czuła.
— Naprawdę tak powiedziała? — Lena zmrużyła oczy.
— Mogła użyć trochę innych słów. A właśnie. — Stuknął palcem wskazującym w brodę, po czym podszedł do szafy i otworzył jedne z drzwiczek. — Zrobiła ci trochę miejsca na ciuchy i inne rzeczy. — Przeciągnął ręką przed wolnymi półkami. Cała część trzydrzwiowej szafy była pusta.
— To miłe z jej strony. Nie musiała. W końcu i tak niedługo mnie tu nie będzie.
— Oby — rzucił cicho, bardziej do siebie niż do Leny.
— Słucham? — spytała, niepewna, czy dobrze usłyszała.
— Powiedziałem „oby”. No wiesz, nie ma sensu, żebyście się tu cisnęły razem. Zawsze to jedna osoba więcej w kolejce do łazienki i w ogóle. Wy dziewczyny potraficie spędzać tam szalenie dużo czasu.
— Pewnie masz rację — powiedziała niepewnie Lena, wciąż rozglądając się po nowym miejscu. W końcu z powrotem zatrzymała spojrzenie na fotelu. Całe to zwiedzanie, choć mogło nie sprawiać takiego wrażenia, nieźle ją zmęczyło. Dodatkowe kilogramy zawsze stanowiły dla niej większe obciążenie. Z chęcią by się położyła, chociaż na chwilę.
— Pomóc ci go rozłożyć? — Daniel zapytał, widząc spojrzenie dziewczyny. — Blanka mówiła, że ciężko chodzi.
— Jeśli to nie problem — zgodziła się i Koterski zajął się swoją robotą. Fotel zatrzeszczał przeraźliwie, jakby za chwilę miał się rozpaść, ale szczęśliwym trafem nic takiego się nie stało.
Lena odłożyła chwilowo swoją pościel na łóżko współlokatorki i zaczęła po kolei zakładać poszewki na poduszki. Zauważyła leżącą na pościeli parę cienkich, skórzanych rękawiczek w beżowym kolorze. Ładne — stwierdziła. — Dziewczyna musi mieć styl. Może jednak jakoś się dogadamy? Zbyt szybko...
— Zrobione — rzucił Daniel i wyrwał ją tym samym z myśli.
Już wspólnie dokończyli ubieranie poszwy na kołdrę. Nie obyło się bez śmiechu, gdy Daniel koniecznie chciał złapać nie ten róg materiału, lecz Lena wciąż zastanawiała się nad tajemniczym zniknięciem współlokatorki. Przecież nie mogła ot tak wyjść. I do tej pory nie wróciła, a jesteśmy tu już z dwadzieścia minut, jak nie dłużej. Cholera, kim jesteś, Blanko? I dlaczego cię tu nie ma?
Ledwie Lena zdążyła pomyśleć te słowa, usłyszała pojedyncze stuknięcie, a potem drzwi się otworzyły i do pokoju weszła dziewczyna. Ogniści wciąż trzymali nieposkładaną pościel, a Lwowska wręcz zastygła, jak tylko zobaczyła ruch za sobą. Szybko jednak opamiętała się, odebrała Danielowi kołdrę i odłożyła na rozłożonym już fotelu.
— Nie przeszkodziłam w niczym? — Nieznajoma spytała jednostajnym tonem, tak, że ledwo można było uznać to za pytanie.
— Nie, jasne, że nie. W końcu to twój pokój. — Daniel zaśmiał się krótko, choć Lena nie miała pojęcia, co go rozbawiło.
Dziewczyna trzymała w rękach tacę z trzema parującymi kubkami. Przeszła przez pokój niepewnym krokiem i odstawiła ją na biurku. Lena mimowolnie śledziła każdy jej ruch. Wydała się jej zwyczajna. Przeraźliwie zwyczajna w beżowym, o dwa numery za dużym golfie, sięgającym jej do połowy ud i złotych oprawkach okularów. I to jest ta straszna, trzymająca zwłoki w szafie Blanka? Eryka mnie podpuściła. Przecież ona jest zupełnie normalna — odetchnęła z ulgą.
— Przyniosłam herbatę. Pomyślałam, że będzie chciało wam się pić.
— Super. Dzięki — odparł szybko Daniel i zabrał czerwony kubek z tacy.
Lena spojrzała na nich, stojących obok siebie i wymieniających między sobą tajne spojrzenia. Co prawda, mało podobna do Daniela, może z wyjątkiem koloru włosów, ale to nie ma przecież nic do rzeczy. Jeśli jest choć w połowie cierpliwa jak on, na pewno jakoś przeżyjemy.
— Leno? Leno?!
Głos Daniela znów wyrwał ją z rozmyślań. Szybko pokiwała głową, żeby dać mu do zrozumienia, że wróciła na ziemię.
— Chciałbym przedstawić ci moją kuzynkę, Blankę — oznajmił. — Blanko, to jest Lena.
— Cześć — rzuciła przyjaźnie Lena. — Miło mi cię poznać — powiedziała, uśmiechając się przy tym szeroko. Wyciągnęła dłoń przed siebie.
— Mnie też miło ciebie poznać. — Blanka odparła z kamienną twarzą. Spojrzała w skupieniu na dłoń Leny, a potem gdzieś przed siebie i znów na Lenę, ale ostatecznie nie uścisnęła dłoni Lwowskiej, tylko schowała swoją do kieszeni jeansów.
Nastała niezręczna cisza, a ręka Leny wisiała jeszcze przez moment, zanim ta nie zorientowała się, że Blanka nie odda gestu.
— Pyszna herbata. To jakiś nowy smak. Co to za mieszanka? — rzucił Daniel, próbując jakoś odwrócić uwagę od zaistniałej sytuacji.
Blanka spojrzała w jego stronę i odpowiedziała na pytanie:
— Czarna herbata z syropem malinowym, rozmarynem, grejpfrutem i szczyptą czerwonego pieprzu.
— Naprawdę dobra — powtórzył i dopił resztę. — To ja chyba was zostawię, dobrze? — Podrapał się po karku. — Mam jeszcze coś do załatwienia. Na pewno dacie sobie radę — dodał pocieszająco.
— Tak, na pewno — odparła Lena bez przekonania.
— Świetnie. To widzimy się na kolacji w stołówce? Jest o osiemnastej.
— Przyjdziemy — zapewniła Lena, choć oczywiście nie miała pojęcia o planach Blanki, ale nie miała pojęcia, co innego powiedzieć.
— Będę na piętrze. Na razie — rzucił na koniec i zniknął w przedsionku, zamykając za sobą drzwi.
Lena poczuła się niepewnie. Zazwyczaj dobrze radziła sobie w takich sytuacjach, ale teraz nie miała pojęcia, co powiedzieć. Nie zaczęły w końcu najlepiej.
Nie zwracając większej uwagi na Lenę, Blanka zajęła się strategicznym przełykaniem kolejnych łyków herbaty. Lwowska postanowiła iść za jej przykładem. Ostatecznie aromatyczny napój skończył się im obu, więc Lena uznała, że po prostu zacznie rozmawiać o czymkolwiek. Nie znosiła niezręcznej ciszy.
— Więc jesteś kuzynką Daniela, tak?
— Tak. — Blanka odparła krótko.
— I masz tyle samo lat, co ja?
— Chodzę do drugiej F.
— Naprawdę? — Lena uniosła brwi w zaskoczonym wyrazie twarzy. — Ja też — rzuciła z uśmiechem. — Cóż za przypadek!
Blanka za to w żaden sposób nie odpowiedziała.
— Wiesz, nie masz nic przeciwko, żebym na razie się za tobą włóczyła? — spytała niepewnie. — Żeby poznać klasy i w ogóle. Nie będę ci przeszkadzać, to tylko na parę pierwszych dni — dodała szybko. — Jak już zapamiętam rozkład, to dam ci spokój.
— Dobrze.
— Nie jesteś zbyt rozmowna, co?
— Niespecjalnie.
Lena chciała już coś odpowiedzieć, ale Blanka po raz pierwszy raz ją zaskoczyła. Do tej pory zachowywała się dość pasywnie. Teraz jednak sama powiedziała coś, niepytana wcześniej.
— Co powiesz na to, żeby każda zajęła się od teraz sobą?
— Mnie pasuje — odparła Lena, dość zdziwiona bezpośredniością współlokatorki. — Muszę się jeszcze rozpakować, przygotować na jutro i zadzwonić do taty, więc…
Blanka przerwała jej.
— Gdybyś czegoś potrzebowała, możesz zapytać, ale wolałabym, gdybyś radziła sobie sama. A, i nie dotykaj moich rzeczy, dobrze? — Współlokatorka spojrzała morderczo spod szkieł swoich okularów.
— P… pewnie. — Lena odpowiedziała szybko. — Dzięki za te półki — dodała po chwili, ale Blanka już wdrapała się na górę swojego łóżka z laptopem i założyła na głowę słuchawki.
Lena, wciąż zmęczona, postanowiła na chwilę się położyć. Narzuciła koc na wierzch pościeli i ułożyła się bokiem, twarzą do ściany. Nie chciała wpatrywać się w swoją tymczasową współlokatorkę, a wiedziała, że prędzej czy później jej wzrok skupiłby się na niej.
Może i ta dziewczyna nie była straszna, ale wydawała się Lenie dość wyniosła z tym grobowym spojrzeniem i minimalną ekspresją. To pewnie nic. Może jest zła za tę akcję z Danielem? W końcu wkopał ją w to przygarnięcie mnie. Chociaż nie wyglądała na obrażoną na niego, wydawali się rozmawiać normalnie. Wtuliła się mocniej w poduszkę. Więc pewnie jest po prostu niezadowolona z mojej obecności i dlatego tak mnie olała. Nie będzie tak źle. Ziewnęła. Jak tylko przekona się, że nie sprawiam jej żadnych kłopotów, na pewno odpuści i jeszcze pogadamy. Nie chcę robić sobie wrogów już na starcie. Szczególnie, jeśli mam z nimi mieszkać. Znów ziewnęła. O, kurde. Najlepiej bym poszła spać. Tylko na moment. Chyba… zaraz… Zamknęła oczy.
Znów stała pośrodku znanego, nieskończonego pola. Grzmiało, a z nieba lał się deszcz. Całe niebo zostało zasnute czarnymi chmurami, wokół niej zrobiło się mgliście. Lena wpatrywała się w pustkę, aż dojrzała wyłaniający się z mgły budynek. Znajomy budynek. Jej nowa szkoła, była o tym przekonana. Postanowiła iść w jego stronę, mając nadzieję, że spotka kogoś, kto pomoże rozwikłać jej tę zagadkę. Deszcz całkowicie przemoczył jej koszulę, lecz wewnętrzny ogień nie pozwalał jej zmarznąć. Szła i szła, jednak zdawało jej się, że wcale nie zbliża się do celu. Odwróciła się, by zobaczyć drogę, którą przeszła. Gdy z powrotem spojrzała w kierunku budynku, okazało się, że znajdował się tylko kilka metrów od niej. W jednym z okien dojrzała sylwetkę, a potem para błyszczących oczu spojrzała prosto na nią. Zamarła. Z nieba, prosto w dach budynku uderzył ogromny piorun i wszystko zalała jasność.
Rozwarła powieki, głośno łapiąc powietrze. Jej bluzka była mokra od potu. Przetarła czoło i odrzuciła koc. Znowu to samo. Wszędzie dookoła panowała ciemność, ale Lena słyszała ciągły, stukający dźwięk. Co? Która jest godzina? Nie zdążyła jednak sięgnąć do telefonu, bo przez niezasłonięte okno zobaczyła błyskawicę przecinającą niebo. Padało. Błysk rzucił nieco chwilowego światła i Lena zobaczyła, że Blanka siedziała na łóżku, owinięta kołdrą. Lena pomyślała, że rozmowa może odciągnęłaby ją od myśli o śnie.
— Też się obudziłaś? — rzuciła w przestrzeń.
— Krzyczałaś. — Blanka cicho odparła po chwili.
— Naprawdę? Ja… Przepraszam za to. Nie kontroluję tego.
— Nieważne. — Dziewczyna powiedziała lekceważąco.
— Często macie tu burze? — Lena odezwała się ponownie. — Nigdy nie widziałam ich w zimie.
— Dość często.
— Dlaczego mnie nie obudziłaś? To znaczy wcześniej. Miałyśmy iść na kolację z Danielem. O cholera i miałam zadzwonić do taty. — Lena sprawdziła godzinę. Było kilka minut po trzeciej w nocy.
— Wyglądałaś, jakbyś potrzebowała snu.
— Dzięki za komplement.
— Lepiej wracaj do spania. Masz przed sobą pracowity dzień.
— Jasne. Dobranoc.
Blanka znów nie odpowiedziała. Lena jeszcze przez chwilę wpatrywała się w cień jej sylwetki, a potem odwróciła się z powrotem do ściany i spróbowała zasnąć. Z marnym skutkiem. Wciąż przed oczami miała budynek ze snu, tak bardzo przypominający szkołę. Szalejąca za oknem burza nadawała temu obrazowi tylko prawdziwości. Lena wzdrygnęła się. A jeśli te sny to coś więcej niż tylko moja wyobraźnia?
+++
Witam wszystkich po dość długiej przerwie.  
Kto śledzi bloga, ten wie, że ostatnio działo się trochę rzeczy. Mam jednak nadzieję, że rozdział was nie zawiedzie. 
Muszę jednak o czymś wspomnieć. Będzie to ostatni rozdział napisany przeze mnie tą metodą. Po otrzymanej ostatnio ocenie uznałam, że opowiadanie wymaga gruntownego przerobienia i nie widzę innego rozwiązania, jak napisanie go od nowa. Pewnie nie wszyscy będą z tego zadowoleni, ale znów biorę "urlop" na wyegzekwowanie tego planu. W ciągu kilku dni pojawi się notka wyjaśniająca ze szczegółami, jak potoczy się przyszłość opowiadania. 
A mówiąc w skrócie dla tych, którzy nie lubią czytać pobocznych notek: Zrobię sobie dwu-trzy tygodniową przerwę w której zacznę poprawiać rozdziały, a potem będę wypuszczać je od nowa. Sama historia praktycznie się nie zmieni, zostawię nawet niektóre sceny prawie niezmienione, ale jest parę zmian, których nie mogę zrobić bez zaczęcia od nowa. Głównie jeśli chodzi o bohaterów, bo to oni są tutaj sprawcami całego zamieszania. Postaram się jednak przebudować całość tak, żebyście nie nudzili się, czytając na dobrą sprawę "to samo".
Mam nadzieję, że postanowicie zostać ze mną i kontynuować lekturę "Zbudzonych". Mam nadzieję, że tym razem pójdzie mi lepiej niż za pierwszym razem.


Pozdrawiam, Maxine.

2 komentarze:

  1. nie spodziewałam sie, że przewodniczką Leny okaże się akurat taka, a nie inna dziewczyna. Nieco ekscentryczna, ale naprawdę w porządku. Podobało mi się, że w zwiedzaniu nie tylko pokazałaś całkiem spory kawałek szkoły, ale i przechwyciłaś kilka informacji na temat magii, np. to, że ci od wody potafą uspakajać ludzi. Miłe. trochę creepy, że bibliotekę mają w podziemiach, no ale. Niezręczne wydało mi się nieco natknięcie na Karola. Nagle bohatgerowie zaczęli zachowywać się sztywno, to, jak ustatali, że pójdą razem na obiad, brzmiało jak wymuszona rozmowa czterdziestolatków w pracy. Wcześniej było o wiele bardziej naturalnie.
    Jeśli chodzi o drugą część postu - nie rozumiem za grosz zachopwania kuzynki Daniela. Dlaczego tak niemiło traktuje Lenę? Coś tutaj jest mocno nie tak. zabrakło mi opisu "zwykłej" dziewczyny, wspomniałaś właściwie jedynie o ubraniu, trochę szkoda. ale zachowanie opisałaś dobrze. nie rozumiem jej... Cyba nie może być za bardzo lubiana w szkole... Zaintrygował mnie bardzo sen Leny, to faktycznie chyba musi być prawda, a nie jedynie mary senne. pwnie na związek z bracmi i dwunastym. Jeśli chodzi o błędy "zapomniano by", nie "zapomnianoby", "uraczyła ją spojrzeniem", nie "wzrokiem".
    Teraz pozostaje mi nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na nową wersję opowiadania. Zapraszam w międzyczasie na zapiski :) no i czekam na maila :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam, żeby było troszkę ciekawiej niż,kiedy robiłby to Daniel.A Eryka pasowała mi tutaj o wiele lepiej. Co do przemycania - mam nadzieję w nowej wersji robić to częściej. Biblioteka w piwnicy nie jest aż taka straszna, bo od strony gabinetów są małe okienka, budynek ma w końcu podwyższone fundamenty. :)
      Co do niezręczności. Hm... Karol nie przepada za obecnością nieznanych mu osób i z jego strony powinno być niezręcznie, ale u Leny już nie. Spróbuję nad tym pokombinować.
      Kuzynka, uznałam, że skoro do tej pory wszyscy skakali nad Leną, to przyda się mała odmiana i Blanka nie będzie zbytnio interesować się Leną. W końcu jakaś obca dziewczyna wbiła jej do pokoju ot tak. Ale Lena jest uparta i chce, żeby wszyscy ją lubili, więc na pewno popracuje nad ich relacją. Postaram się wtrącić parę linijek jej opisu przy okazji poprawek.
      Co do snu, cóż chyba za długo pozostawaliśmy w nieświadomości co to może być i pomyślałam, że lepiej byłoby poczynić pewne postępy, bo na wyniki trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
      Postaram się, żeby nowa wersja była lepsza. :)

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.