Daniel rozejrzał się po zgromadzonych. Lwowscy wyglądali, jak gdyby
miał ogłosić wprowadzenie stanu wojennego albo czegoś jeszcze gorszego. Poczuł
się głupio, że narobił niepotrzebnego zamieszania. Zorientował się, że wciąż
stał, trzymając za pozłacaną klamkę, jakby w każdej chwili miał zacząć uciekać.
Puścił ją i zrobił krok przed siebie.
Lena, jej ojciec i dziadek zatrzymali się wpół kroku, wyglądając przy
tym groteskowo, jak manekiny na wystawie sklepowej. Nikt od wejścia mężczyzny
się nie odezwał. Niezręczną ciszę, dopiero po chwili, przerwała Antonina.
— Jesteś Daniel, mentor Ifryta, tak? — zapytała, lustrując jego postać
od stóp do głów.
— Tak, przepraszam za zamieszanie. Głupio wyszło. — Ognisty potargał
swoją rudą czuprynę, jeszcze mokrą od śniegu i wyszczerzył zęby w nerwowym
uśmiechu.
— Danielu, zechcesz nam powiedzieć dlaczego przyjechałeś za późno?
— E… za późno na uroczystość. — Daniel powiedział wesoło, ale czuł
zażenowanie całą tą sytuacją.
Antonina spojrzała na niego z powątpiewaniem, unosząc przy tym jedną
brew, jednak nic nie powiedziała. Pozostali otrząsnęli się z odrętwienia, jakby
całe napięcie skumulowane w sali balowej uszło wraz z tymi słowami. Najnowsi
członkowie magicznej społeczności wreszcie zasiedli przy stole suto zastawionym
jedzeniem, tuż obok nestorki rodu.
— Przyjechałem odebrać Olgę i Karola, ale miałem nadzieję zdążyć na
rytuał. — Daniel zbliżył się do głowy rodziny Lwowskich i skłonił.
— Słyszałam o twoim udziale w uratowaniu Leny. I o twoim późniejszym
wkładzie w tę sprawę. Dziękuję ci za to z całego serca. — Antonina ujęła dłoń
Daniela i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. — Mam u ciebie dług
wdzięczności, młody człowieku. Gdybyś kiedyś czegoś potrzebował, zwróć się do
mnie. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że nie rzucam słów na wiatr.
Daniel już chciał zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się.
Uznał, że nie powinien odrzucać takiej propozycji. Nigdy nie wiadomo, co
przyniesie los.
— Dziękuję. Obiecuję, że nie nadwyrężę pani oferty.
— Jeśli już tu jesteś, nie masz innego wyjścia, jak zostać moim
gościem honorowym. Gdyby nie ty, nie byłoby nas tutaj. Czuj się jak u siebie. —
Antonina wskazała mu puste krzesło. — Usiądź z nami, uczta dopiero co się zaczęła.
Pewnie jesteś głodny po podróży.
— Jasne, głodny jak wilk — odparł Daniel i ruszył w stronę stolików.
Zajął miejsce obok Ifryta, który obdarzył go szerokim uśmiechem i
zaraz szepnął coś na ucho. Twarz Daniela na moment przybrała kolor purpury, ale
zreflektował się i żeby odwrócić od siebie uwagę, pacnął swojego adepta w tył
głowy.
— Ej! — krzyknął Ifryt. — Za co?
— Jeszcze się pytasz? — Daniel pokręcił głową. — Lepiej podaj mi
żeberka.
— Dobra, już dobra. — Ifryt wyciągnął się w kierunku półmiska. —
Sztywniak — szepnął.
— Mówiłeś coś? — Daniel spojrzał na chłopaka z ukosa.
— Absolutnie nic — odparł Ifryt, podając mentorowi jedzenie. W tym
samym czasie puścił oczko Teodorze, która zamaskowała śmiech pokasływaniem.
Rozmowę postanowiła przejąć Antonina, która zauważyła, że Lena
przyglądała się swoim rękom z większym zaangażowaniem niż kurczakowi na
talerzu.
— I jak Leno, podoba ci się twoja przemiana?
— Czuję, jakby łaziło po mnie tysiące mrówek, ale kurde, to naprawdę
było… magiczne.
Antonina chyba pierwszy raz zobaczyła u Leny tak szeroki i szczery
uśmiech.
— Dokładnie — wtrącił entuzjastycznie Cyprian. — Nawet nie wyobrażałem
sobie takiej mocy, takiej energii przepływającej przez moje ciało. To trochę
tak, jakbym hm… nawet nie wiem jak to opisać. Kompletnie oderwane od
rzeczywistości.
— Lepiej bym tego nie ujęła, tatku — zgodziła się Lena. — Teraz
żałuję, że tak długo z tym zwlekałam. Tyle tygodni takiej totalnie
obezwładniającej bezradności. Wiecie, jakbym stała za brudną szybą i oglądała
zza niej świat po drugiej stronie. A teraz? Wszystko jest takie wyraźne.
— Masz całkowitą rację, wnusiu — odezwał się niespodziewanie
Franciszek i odłożył widelec na pozłacany talerz. — Nawet korzonki jakby mniej
mi dokuczają.
— To zasługa gorącej energii ognia — rzekła Antonina. — Praktycznie
nigdy nie marznę, a wiesz doskonale, bracie, jakie to częste w naszym wieku.
— Nigdy nie myślałem, że spotka mnie jeszcze tyle dobrego. — Złapał
dłoń siostry.
— Ja też, braciszku, ja też — odparła Antonina, oddając uścisk
pomarszczonej dłoni i uśmiechając się.
Uczta zakończyła się późnym wieczorem. Ifryt razem z Danielem
zabawiali wszystkich sztuczkami z ogniem. Magowie śmiali się i żartowali w
najlepsze.
Lena całkowicie przestała odczuwać, że jest wśród obcych. Przez pierwsze
dni pobytu w rezydencji miała wrażenie, jakby ktoś usadził ją przy jednym stole
z przypadkowymi ludźmi i powiedział: „To teraz twoja rodzina”. Było jej
niezręcznie mówić do tych wszystkich ludzi per „ciociu, wujku, kuzynie”. Przez
ten krótki czas zdążyła jednak poznać ich poczucie humoru, gesty i zachowania.
Zauważyła tyle podobieństw między nimi, a sobą, że przestali być obcymi
miniętymi na ulicy. Nabrali wyraźnych kształtów, a co najważniejsze, przyjęli
ją i jej bliskich jak swoich. Oczywiście nie wszyscy, ale zdecydowanie ci
najważniejsi.
***
Gdy się obudziła, gardło miała wyschnięte na wiór. Naraz wypiła pół
szklanki wody, stojącej na etażerce przy łóżku. Pewnie znowu spałam z otwartymi ustami — pomyślała. Ku własnemu
zdziwieniu, zapamiętała sen. Zazwyczaj jej się to nie zdarzało, a na pewno nie
z tak wyraźnymi szczegółami. Normalnie marzenia senne ulatywały z głowy Leny
zaraz po wstaniu z łóżka. Ten jednak uparcie powracał do niej w myślach podczas
wędrówki do łazienki, krótkiego prysznica, a nawet mycia zębów.
Stała pośrodku niekończących się pól,
przykrytych białą pierzyną śniegu. Była noc, piękna w swym bezchmurnym niebie i
błyszczących gwiazdach. Jedynym źródłem światła okazał się cieniutki sierp
księżyca. Wydawał jej się znacznie większy niż zazwyczaj i napełniał ją
irracjonalnym niepokojem. Stała boso w swojej różowej koszuli nocnej. Mroźne,
bezwietrzne powietrze atakowało ją z każdej strony, lecz nie odczuwała chłodu.
Wewnętrzny ogień nie pozwalał jej zmarznąć. Wiedziała, że czekała na kogoś, że
nie powinna znaleźć się tutaj sama. Zaczęła nawoływać. Wołała i wołała, nie
mogąc przestać. Musiała tu zostać, nie ważne jak długo. Musiała zaczekać.
Wtedy właśnie ze snu wyrwał ją dźwięk budzika. Przez pierwsze kilka
sekund po przebudzeniu Lwowska wciąż czuła potrzebę krzyku.
Szykując się do śniadania, Lena przyjrzała się sobie. Na początku nie
zauważyła żadnej zmiany. Dopiero gdy popatrzyła uważniej, dojrzała mocniejszy
niż dotychczas błysk w oczach. Jakby cała radość i energia emanowały właśnie z
nich. No fajnie, teraz ludzie będą
myśleć, że się czegoś naćpałam — zaśmiała się w duchu i wróciła do
rozczesywania kasztanowych pasm.
Przy śniadaniu dowiedziała się, że Antonina namówiła Daniela, Olgę i
Karola na zostanie w rezydencji do niedzieli. Podobno mieli pomóc we
wprowadzeniu świeżo upieczonych elementalistów w nowe otoczenie. Lena ucieszyła
się, bo chciała podziękować ognistemu za uratowanie życia, ale wczorajszego
dnia z powodu ekscytacji po prostu wypadło jej to z głowy.
Zaraz po odniesieniu naczyń do kuchni, rozpoczęła poszukiwania
mężczyzny. Odnalazła Daniela siedzącego w salonie z Ifrytem, oglądającego coś w
telewizji.
— Mogę cię porwać na minutkę? — zagaiła.
— Jasne — odpowiedział Daniel, zaskoczony nagłym zainteresowaniem ze
strony dziewczyny.
Wyszli z salonu na korytarz.
— Przejdziemy się? — zaproponowała. — Chciałabym o czymś porozmawiać.
Daniel kiwnął głową na zgodę i ruszyli przed siebie bez wyraźnego
celu.
— Niezłego nam narobiłeś wczoraj stracha. Pomyślałam, że stało się coś
strasznego. Miałeś taką poważną minę.
— Wiem, naprawdę mi głupio, że was nastraszyłem. Zupełnie nie przyszło
mi do głowy, że mogę wywołać taką sensację. Ale chyba nie o tym chciałaś
porozmawiać? — Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie.
— Nie, nie o tym. Po pierwsze, chciałam cię przeprosić.
— Niby za co? — Ognisty szczerze się zdziwił.
— Za bycie zołzą. Tam, w szpitalu.
— Dawno i nieprawda. — Daniel machnął lekceważąco ręką. — Już o tym
zapomniałem.
— To mi ulżyło. Wolałabym, żeby między nami nie zrobiły się żadne
kwasy.
— Luz.
— Chciałam ci też osobiście podziękować za uratowanie życia. Mojego i
moich przyjaciół. Karol opowiedział mi, co zrobiłeś.
— Na pewno podkoloryzował. Zawsze stawia ludzi w lepszym świetle.
— Powiedział, że cię poparzyłam i to dość poważnie. — Spojrzała w
błękitne oczy Daniela, próbując wyczytać z nich prawdę, jednak jej plan spalił
na panewce.
Wzrok Koterskiego pozostał nieodgadniony przez całą ich rozmowę.
— To nie twoja wina. Poza tym, ty też nie wyszłaś stamtąd bez szwanku.
— Wskazał dłonią odsłonięte przedramię Leny.
Odruchowo przejechała palcami po podłużnej, poszarpanej linii.
— Wielu ludzi ma blizny. To nic wielkiego. — Wzruszyła ramionami.
— No właśnie. Więc nie martw się o moje.
— No dobrze. Jest jeszcze coś…
— Matko, chyba pierwszy raz tak długo ze mną rozmawiasz i już czegoś
chcesz — powiedział poważnie.
— Ja… nie… — zaczęła Lena, czując się co najmniej głupio.
Daniel głośno się roześmiał.
— Żartowałem. Mów śmiało.
— Też mi żart. — Lena obruszyła się i przez chwilę robiła minę
obrażonego dziecka. — No dobra. Nie wierzę, że to mówię. — Wzięła głęboki
oddech. — Pomyślałam, że mógłbyś nas, to znaczy mnie, tatę i dziadka czegoś
nauczyć. No wiesz, bo jesteś nauczycielem. Ifryt mówił, że jesteś w tym dobry.
Znaczy w magii, no i w uczeniu też. Skoro jeszcze nie wyjeżdżasz. Mógłbyś?
— Z wielką chęcią — odparł poważnie, jednak wyraźnie powstrzymując
kąciki ust od uśmiechu.
— Wspaniale. To ja lepiej pójdę powiedzieć tacie. Jest w bibliotece.
To tam. — Wskazała na drugą stronę rezydencji.
— Może cię odprowadzę?
— Nie ma potrzeby. — Uśmiechnęła się szeroko i dziarsko ruszyła przed
siebie. W połowie drogi odwróciła się i pomachała.
Daniel odmachał Lenie, która sekundę później zniknęła w korytarzu.
— Eh… Nawet nie ustaliliśmy, kiedy będzie ta lekcja — powiedział do
siebie i westchnął.
***
Podczas drugiego śniadania Lena i jej ojciec rozmawiali z Danielem. Po
chwili, słysząc o czym rozmawiają, dosiadła się również Olga.
— Teraz, kiedy już jesteście pełnoprawnymi magami, przydałoby się,
żebyście wreszcie wyrobili nowe dowody osobiste — powiedział Daniel, między
kolejnymi łykami herbaty z cytryną.
— Najpierw powinniście udać się do najbliższego instytutu, żeby zrobić
badania kontrolne. Ja nie mam tu odpowiedniego sprzętu — dodała Olga. — Musimy
upewnić się, że przeszliście rytuał bez żadnych komplikacji.
— Chwila, chwila. Jakie badania kontrolne? Czuję się znakomicie. —
Ojciec Leny natychmiast zaprotestował.
— Są zupełnie bezbolesne — wtrąciła szybko uzdrowicielka. — I
obowiązkowe — dodała, widząc wciąż niezadowoloną minę Cypriana.
— Nie da rady tego jakoś obejść? — spytał Lwowski.
— W żadnym razie — odpowiedziała ostro Olga. — Niektóre z otrzymanych
informacji zostaną na stałe wpisane do waszych identyfikatorów, a zarazem do
systemu.
— Czyli nie mam wyjścia. — Podparł głowę o rękę, wypuszczając przy tym
głośno powietrze.
— To jak? Mam zadzwonić do instytutu i zapisać was na wizytę?
— E… — zająknął się Cyprian.
— Oczywiście — odezwała się Lena. — Jak najszybciej.
— Leno.
— Tato — odpowiedziała mu takim samym, urażonym tonem. — Musimy
wiedzieć, że z tobą i dziadkiem wszystko w porządku. Im szybciej to załatwimy,
tym prędzej będziemy mieć to z głowy.
— Mówisz, jakby ciebie to nie dotyczyło.
— Wiem, że mnie też to dotyczy, ale ja w porównaniu do ciebie, nie
boję się lekarzy — rzuciła z przekąsem.
Skończyła właśnie obierać pomarańczę i włożyła jedną cząstkę do ust.
Na szczęście okazała się zadziwiająco słodka, więc dziewczyna nie musiała się
krzywić. Teraz już bez obaw zaczęła pochłaniać kolejne. Po jadalni rozszedł się
przyjemny zapach owocu.
— Wcale tak nie jest. Co ty opowiadasz? — odparł obruszony.
— A pamiętasz co wymyślałeś, jak ostatnio miałeś iść do…
— No dobra, dobra — przerwał córce.
— Pójdziemy na te badania.
— W porządku — rzekła Olga. — Zadzwonię do znajomego. Może uda się was
gdzieś wcisnąć.
— Będziemy wdzięczni — powiedziała Lena z uśmiechem.
Uzdrowicielka wyszła z pomieszczenia. Lena i Cyprian zostali sami z
Danielem. Dopiero teraz coś dotarło do nastolatki.
— Jak daleko znajduje się ten instytut?
— Ze dwie godziny jazdy stąd. — Daniel stwierdził po chwili
zastanowienia. — Dlaczego właściwie pytasz?
— Być może mam problem z jazdą samochodem. — Odwróciła wzrok od
mężczyzny i utkwiła go na drzwiach do jadalni.
Korzystając z okazji, Cyprian zabrał z talerzyka córki połowę owocu.
— Hm… rzeczywiście coś o tym słyszałem. Ale zaraz — ożywił się. — Może
wcale nie musielibyśmy opuszczać rezydencji — rzucił Daniel z szelmowskim
uśmiechem.
— Sugerujesz wizytę domową? — zasugerował Cyprian.
— Coś znacznie lepszego.
— Co masz na myśli? — zapytała Lena.
— Moglibyśmy się stąd przeteleportować — oświadczył ognisty, jakby to
była najnormalniejsza rzecz na świecie.
— Co?! Możemy się teleportować? I nikt mi o tym nie powiedział? —
Cyprian wytrzeszczył oczy.
Lena wyglądała podobnie.
— Pewnie po prostu nie było okazji. Potrafimy robić to jedynie przez
specjalne kamienie teleportacyjne. Tak się składa, że jeden jest tutaj w
rezydencji, a drugi w instytucie. Sądzę, że nie powinno być problemu z
skorzystaniem z nich. O ile tylko pani Antonina się zgodzi.
Do pokoju wróciła Olga z dobrymi nowinami.
— Udało mi się was umówić jeszcze na dzisiaj. Mój znajomy zgodził się
zostać chwilę po swojej zmianie. Możecie do niego wpaść o piętnastej. Zaraz
zapiszę wam wszystkie potrzebne informacje.
— W takim razie lecę zapytać Antoninę o zgodę. — Cyprian wstał
gwałtownie i szybkim krokiem oddalił się w stronę gabinetu nestorki rodu.
Wrócił, gdy Lena ledwie zdążyła obrać kolejną pomarańczę i podzielić
ją na mniejsze części.
— I jak? — spytał Daniel.
— Mamy zielone światło.
— Mamy wziąć ze sobą coś szczególnego? — wtrąciła Lena.
— Wasze zwykłe dowody powinny wystarczyć. Antonina już wcześniej załatwiła
kwestię waszego pokrewieństwa. A co do ubioru, nie musicie nawet brać kurtek.
Nawet na minutę nie wyjdziemy poza budynek.
— Widzimy się o piętnastej w… właściwie gdzie jest ten kamień? —
zastanowił się Cyprian.
— Zapytam Ifryta. On powinien wiedzieć — rzucił Daniel.
— Czyli wszystko mamy ustalone — ucieszył się Cyprian i ponownie
opuścił jadalnię.
Chyba nawet zapomniał o celu wycieczki, ekscytując się możliwością
teleportacji. Lena wcale mu się nie dziwiła. Jeszcze wczoraj pomimo całej
wiedzy o magii, taki sposób transportu zdawał się tak samo niemożliwy jak
zawsze. Teraz nie tylko o tym wiedzieli, ale mieli też przekonać się o tym na
własnej skórze.
***
Tak jak ustalili wcześniej, o ustalonej godzinie wszyscy
zainteresowani zebrali się pod drzwiami do piwnicy. Ifryt podjął się zadania
zaprowadzenia ich na miejsce. Zeszli w głąb budynku. Temperatura okazała się o
parę stopni niższa w porównaniu z wyższymi częściami budynku, ale nie na tyle,
by poczuć gęsią skórkę.
Wreszcie stanęli przed metalowymi drzwiami. Ifryt wyjął z kieszeni pęk
kluczy i po kolei zaczął otwierać wszystkie trzy zamki. Na koniec przyłożył
prawą dłoń do specjalnego wyżłobienia, a wokół niej w metalu pojawiły się
jaśniejące żyłki. Teraz bez problemu otworzył drzwi.
— Środki ostrożności — wyjaśnił Ifryt. — Głupio byłoby, gdyby każdy
mógł tu sobie wejść i wyjść niepostrzeżenie, co? Niezła pożywka dla złodziei.
Na szczęście to cudeńko może otworzyć tylko Lwowski. Chociaż… dynamit też
powinien załatwić sprawę.
— Czy ty kiedykolwiek przestajesz gadać bzdury? — spytała
sarkastycznie Lena.
— Prawdopodobnie nie. — Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i skłonił
się teatralnie. — Zapraszam.
Lena, jej ojciec i dziadek, a także Daniel weszli do środka.
Pomieszczenie nie wydawało się zbyt duże. Nie miało okien, a jedynym źródłem
światła były dwie żarówki. Znajdował się tutaj tylko jeden przedmiot. Ponad
dwumetrowy, z jednej strony zupełnie płaski kamień. Gdyby Lena nie wiedziała co
to jest, mogłaby wziąć go za lustro, gdyż odbicie, które zapewniał wyglądało
idealne.
— I to wszystko? To jest ten cały teleport? — zauważyła sceptycznie.
— Może nie wygląda nazbyt ekstrawagancko, ale mogę zaręczyć, że działa
wyśmienicie. — Ifryt stwierdził głosem eksperta.
— No dobra, to jak mamy zamiar go użyć?
— Przeprowadzę was — oznajmił Daniel. — Przechodząc przez portal
trzeba dokładnie wiedzieć, gdzie chce się udać. Wy nigdy nie byliście w budynku
instytutu, więc samodzielnie nie macie szans się tam dostać. Ale niczym się nie
martwcie. Wystarczy, że złapiecie mnie za rękę i podążycie za mną. Starajcie
się na niczym nie skupiać, po prostu zrobicie krok do przodu i będziecie po
drugiej stronie. Zrozumieliście?
— To chyba nic trudnego — rzucił optymistycznie Cyprian.
— No dobrze, to kto pierwszy?
— Może ja? — odezwał się Franciszek. — Jak się nie uda, mam najmniej
do stracenia. — Zaśmiał się z typową dla starego palacza chrypką.
Daniel przyłożył prawą dłoń do powierzchni kamienia. Przez chwilę nic
się nie działo, ale później odbicie zaczęło falować, aż w końcu zmieniło się
wizerunek zupełnie innego pokoju. Franciszek przełknął głośno ślinę, po czym
wziął Daniela za rękę. Ten zrobił krok do przodu. Połowa jego ciała przepadła w
kamieniu, a zaraz i podążający za nim staruszek zniknął pozostałym z pola
widzenia. Parę sekund później Daniel wrócił i zabrał ze sobą Cypriana. Ostatnia
miała iść Lena.
Rudzielec wystąpił z teleportu jedną nogą, uśmiechnął się do niej
zadziornie i wyciągnął rękę. Złapała ją pewnie i podążyła za nim. Przez chwilę
poczuła się dziwnie, jakby znalazła się głęboko pod wodą. Za mrugnięciem oka była
jednak po drugiej stronie teleportu. Zrobiło jej się niedobrze, aż zakryła
dłonią usta i na chwilę zatkały się jej uszy, ale poza tym wszystko wydawało
się być w porządku. Rozglądała się dookoła z szeroko otwartymi oczami. Obok
niej stali pozostali, czekający aż minie jej szok.
— I jak? Nie było chyba tak źle. — Daniel poklepał ją po ramieniu.
— Byłoby lepiej, gdybym nie miała ochoty zwrócić śniadania, ale
przeżyję. Mogłeś nas uprzedzić.
— Tylko niepotrzebnie byście się denerwowali. Obiecuję, następnym
razem pójdzie wam lepiej.
— Trzymam cię za słowo.
— Co to za miejsce? — Cyprian rozejrzał się.
W linii stały jeszcze dwa teleporty, oprócz tego, którym przybyli.
Pomieszczenie nowocześnie umeblowano. W rzędzie stały ławeczki, do ściany
przytwierdzono podłużne metalowe szafki. Przypominało Lenie szatnię.
— Pokój teleportacyjny. Ludzie o wiele częściej się tutaj teleportują,
niż wchodzą głównym wejściem. To jedno z niewielu miejsc, gdzie teleportów jest
więcej aniżeli jeden. Są bardzo rzadkie. No, ale dosyć tego gadania. Pora
ruszać, bo nie wyrobimy się ze wszystkim.
Dopiero teraz Lena zauważyła dwóch strażników w czarnych uniformach,
stojących przy drzwiach wyjściowych. Miała niemal pewność, że wcześniej ich tam
nie było. Przed dalszą drogą podróżni musieli wpisać się do księgi odwiedzin i
przejść przez bramkę, podobną tym znajdującym się na lotniskach, którą udało im
się otworzyć jedynie dzięki identyfikatorowi Daniela. Piszczała za każdym
razem, gdy któreś z nich przechodziło. Strażnicy przez cały czas przyglądali im
się w milczeniu. Daniel posłał im niezręczny uśmiech.
Z piwnicy można dało wydostać się windą albo schodami. Wybrali windę,
ze względu na Franciszka i jego problemy z kolanami. Wysiedli na drugim
piętrze.
— O co chodziło z tą ochroną? — zapytał Cyprian.
— To nic takiego, zwykłe względy bezpieczeństwa. Teleporty mają tę
wadę, że nie da się kontrolować, kto postanowi przejść na drugą stronę. Można
zablokować ich działanie, ale wtedy nie przejdzie nikt, a wówczas nie byłoby z
nich żadnego pożytku.
— Racja. Głupie pytanie.
— Wcale nie takie głupie, panie Cyprianie. Może pan pytać o co tylko
pan chce. To normalne, że nie wiecie jeszcze masy rzeczy o magicznym świecie.
Zgodnie ze wskazówkami Olgi, Daniel prowadził ich przez jasne
korytarze pełne identycznych drzwi. Od środka budynek prezentował się jak
zwykły biurowiec. Pracownicy kręcili z papierami czy też rozmawiali ze sobą. Co
jakiś czas mijał ich również patrol ochrony. Wow, ci wszyscy ludzie to elementaliści? Wyglądają tak zwyczajnie —
zastanowiła się Lena. Po drodze załatwili sprawy techniczne przy zwykłym
okienku. Następnie, po kilku minutach dreptania, w końcu dotarli na miejsce.
— To tutaj. Pokój trzysta trzeci.
— No to idę — powiedział Franciszek i zniknął za białymi drzwiami.
Reszta usiadła na ławeczce stojącej na przeciwległej ścianie.
— Myślicie, że wszystko z nami w porządku? — zaczął Cyprian.
— Na pewno, tato. Nie masz się o co martwić
— Pańska córka ma rację. Zresztą, niedługo się przekonamy — rzucił
Daniel, spoglądając w stronę drzwi.
Franciszek wyszedł po dwudziestu minutach. Na pytanie syna, jak go
badali, tylko wzruszył ramionami i zagonił go do gabinetu. Cyprian przełknął
głośno ślinę i ostatni raz spojrzał na rodzinę przed wejściem.
— Życzcie mi powodzenia — rzucił.
— To nic takiego, prawda, dziadku? — zapytała Lena, kiedy tylko jej
ojciec zniknął za drzwiami.
— E tam. W moim wieku, kiedy przychodnię odwiedzam jak kawiarnię, nic
mnie już nie rusza.
— Ale nie kłuli cię niczym?
— Jak pójdziesz, to się dowiesz. — Staruszek uśmiechnął się tajemniczo
i więcej już nie odezwał.
Ojciec wyszedł nawet szybciej niż dziadek i Lena nie miała innego
wyjścia jak wejść do środka.
Pomieszczenie wyglądało jak zwykły gabinet lekarski. Nawet zapach
okazał się podobny, chemikalia z metaliczną nutą.
— Dzień dobry.
— Dobry. Jestem doktor Gąsowski. Usiądź — polecił, wskazując na
metalowe krzesełko na siedzeniu obłożone zielonym, skóropodobnym materiałem. —
Najpierw zadam ci kilka prostych pytań. Odpowiadaj szczerze.
— Nie miałam żadnego innego zamiaru.
Wydawał się być w podobnym do Olgi wieku. Może znają się ze szkoły — przeszło Lenie przez myśl. Wyglądał
przyjaźnie z szerokim uśmiechem i pogodnym wzrokiem. Był całkiem sporych
rozmiarów, przez co skojarzył się nastolatce z misiem. Nawet włosy miał
odpowiednio skręcone, choć niestety ze sporym ubytkiem na środku głowy.
— Nawet nie wiesz, jak często ludzie oszukują lekarzy. No dobrze. —
odchrząknął. Położył na biurku nowy arkusz.
— Rytuał przeszłaś wczoraj?
— Tak, razem z ojcem i dziadkiem
— Jak oceniłabyś dzisiaj swoje samopoczucie w skali od jednego do
dziesięciu?
— Hm… siedem? Może osiem. W każdym razie całkiem dobrze.
Doktor zapisał następne dane na kartce.
— Nie odczuwałaś od wczoraj żadnego dyskomfortu albo niepożądanych
objawów?
— Chodzi o ból głowy czy coś takiego?
— Tak.
— To nie. Wszystko jest okej — odpowiedziała pewnie.
— Żadnych niecodziennych zdarzeń? Oczywiście rozumiem, że przeszłaś
wczoraj coś niesamowitego i teraz wszystko jest niecodzienne, ale postaraj się
zastanowić.
— Oprócz tego, o czym wszyscy dookoła mi opowiadali to chyba nie.
Jeśli nie liczyć tego głupiego snu. Ale to nic takiego.
— Snu? Możesz mi coś więcej o nim opowiedzieć? Dlaczego wydał ci się
ważny?
— Zazwyczaj nie pamiętam swoich snów, ale ten mogłabym opowiedzieć
panu ze szczegółami.
— Rozumiem. To może być zwykły przypadek, ale nie martw się. Gdyby coś
było nie tak, wyniki badań na pewno to wykażą. Myślę, że to na tyle z pytań.
Zmierzę ci teraz ciśnienie, a później sprawdzimy wzrok.
— Nic, czego bym już nie robiła.
Po wykonaniu obu testów, które Lena zdała śpiewająco, nadszedł czas na
bardziej zaawansowane badania. Doktor zaprowadził ją do drugiego pokoju, do
którego drzwi wcześniej nie zauważyła, i tam kontynuowali.
Pierwsze badanie wymagało od
niej zdjęcia wszystkich metalowe rzeczy, co okazało się zadziwiająco trudne, bo
nawet w głupich spodniach guziki miały takie elementy. Przebrała się za kotarą
w jednorazową koszulę, wykonaną z jakiegoś papieropodobnego materiału. Potem
Lena położyła się na specjalnym łóżku, podobnym do tuby. Miało zeskanować
przepływającą energię i sprawdzić czy nie tworzą się żadne zatory, czy moc
równomiernie rozchodzi się po całym ciele i ocenić jej ilość. Cały proces trwał
może z dziesięć minut, ale Lenie strasznie się dłużyło, bo nie mogła się w tym
czasie ruszać.
Następnie lekarz nałożył jej na głowę urządzenie przypominające hełm z
odchodzącymi od niego z każdej strony kablami. Okazało się dość ciężkie, ale na
szczęście cały proces nie trwał na tyle długo, by Lena mogła zmęczyć się
noszeniem go. Właśnie ono miało rozwikłać sprawę snu dziewczyny.
Później doktor polecił jej złapać oburącz kryształ podłączony do
jakichś przewodów z kolei przymocowanych do komputera. Miała skumulować w nim
całą swoją moc, a później wchłonąć ją z powrotem. To badanie miało za zadanie
sprawdzić jej zdolności absorpcji energii.
Ostatnim badaniem okazało się zwykłe pobranie krwi. Na czas wbijania
igły Lena odwróciła wzrok, ale nim się obejrzała, było już po wszystkim.
Dowiedziała się, że wyniki badań będą gotowe w przeciągu tygodnia i
jak tylko się to stanie, zostaną o tym poinformowani telefonicznie. Lena
podziękowała doktorowi Gąsowskiemu i wyszła do reszty rodziny.
Do rezydencji wrócili tą samą drogą, którą przybyli. Tak, jak
zapowiadał Daniel, kolejna teleportacja stała się mniej drażniąca w skutkach.
***
Pierwsza lekcja magii rozpoczęła się wieczorem, tuż po kolacji.
Zainteresowani zostali w jadalni, siadając w zwartej grupie. Cyprian zabrał ze
sobą nawet notes w obawie, że później zapomni słowa nauczyciela. Daniel na
początek postanowił oszczędzić im praktyki, więc nie było potrzeby, żeby
przenosili się w inne miejsce.
— Muszę przyznać, że trochę się denerwuję — uśmiechnął się Daniel. —
Pierwszy raz będę uczył kogoś starszego od siebie.
— Eh… jak ktoś czegoś nie umie, to taki sam, czy młody czy stary —
stwierdził Franciszek. — Może dłużej mi zejdzie na próbowaniu, ale poza tym
chęci najbardziej się liczą.
— Zaczynaj — ponaglił Cyprian. — Już się nie mogę doczekać, aż coś
poczarujemy.
— Oj, panie Lwowski. Zanim pozwolę wam wypuścić chociaż płomyczek,
jeszcze trochę pomęczę was teorią.
— Jak trzeba, to trzeba — zgodził się, choć z mniejszym entuzjazmem
niż poprzednio.
— A więc — odchrząknął. — Po pierwsze, każdy z was musi już na wstępie
zrozumieć, że opanowanie żywiołu nie będzie łatwe. Zwykle magowie uczą się tego
od dziecka i poświęcają temu wiele lat. Nie spodziewajcie się zawrotnych
wyników od razu. Zrozumiano?
— Jasne jak słońce — odparł Cyprian.
Dziadek skinął tylko głową, a Lena wcale nie zmieniła pozycji.
— Po drugie, magia ognia często ma swoje odbicie w uczuciach. Gniew
może dać wam złudne poczucie potęgi, ale nie należy się temu poddawać. Ogień
jest bardzo zmienny i taka sytuacja szybko może odwrócić się przeciwko wam.
Nauczenie się korzystania z pomocy emocji w pełni jest niezwykle trudne i zajmuje wiele czasu. Na
razie postarajcie się wiec trzymać je na wodzy.
— Ale chyba nie da rady całkiem się odciąć? Zawsze będą nam
towarzyszyć.
— Może nie wyraziłem się dość jasno. Pewnie, że emocje będą miały
odbicie w waszej magii. Chodzi raczej o to, by nie polegać na nich jako na
paliwie doładowującym wasze naturalne zdolności. Tyczy się to właśnie w
szczególności magów ognia.
— Teraz rozumiem. No cóż, postaram się. Jak wyjdzie, się okaże — rzekł
Cyprian.
— Po trzecie. Nie starajcie się ścigać. Każde z was jest inne i w
różnym czasie uda wam się osiągnąć podobne efekty. Szkoda, że nie będę mógł wam
poświęcić więcej czasu. Wolałbym pracować z każdym z was osobno, ale musimy
poradzić sobie z tym co mamy.
— Po czwarte i ostatnie na dziś. Nie próbujcie na razie robić żadnych
głupot. Puszczania kul ognia z palców albo czegoś podobnego. Ifryt na pewno
będzie was do tego namawiał. — Daniel zatrzymał spojrzenie na Lenie. — To
najgorsza rzecz jaką możecie teraz zrobić. Więcej przyniesiecie tym szkody niż
pożytku. Do wszystkiego dojdziemy po kolei. Gdybyście użyli mocy przez
przypadek, natychmiast mnie o tym powiadomcie.
— Tak zrobię — odparła szybko Lena, wciąż mając w pamięci tamtą
sytuację ze szpitala. Nie miała ochoty na powtórkę.
— Na koniec mam dla was zadanie. Z pewnością od wczorajszego dnia
zaczęliście czuć w waszym ciele wibracje, coś na podobieństwo mrowienia albo
swędzenia.
Lwowscy skinęli w odpowiedzi.
— To właśnie za sprawą energii przepływającej przez wasze ciało. Nie
martwcie się, niedługo powinniście przestać to zauważać. Na razie jednak możemy
wykorzystać to na waszą korzyść.
— W jaki sposób? — zapytał Franciszek.
— Chciałbym, żebyście przy pomocy tych wibracji znaleźli swoją iskrę.
Energia przepływa przez całe wasze ciało, ale iskra zatrzymuje większość jej w
sobie i jej okolicach. Zazwyczaj znajduje się w niedaleko serca. — Daniel
przyłożył dłoń do klatki piersiowej. — W tym miejscu temperatura waszego ciała
jest minimalnie wyższa. Tutaj też uczucie dyskomfortu powinno być
najsilniejsze.
— W jakim sensie mamy ją znaleźć? — dopytał Cyprian. — To dość
niejasne. Wydaje mi się, że wiem gdzie jest. — Przyłożył palec wskazujący i
serdeczny tuż pod sercem.
— W takim razie ty masz tę część już za sobą. Franciszku, Leno, a jak
z waszymi iskrami?
— Nie jestem pewna. Powinnam to czuć?
— Tak — rzucił Daniel.
— To nie wiem.
— Ja też — powiedział smutno dziadek.
— Później spróbujcie skupić waszą energię właśnie w jej bliskim
obszarze. Przejdziemy dalej dopiero wtedy, kiedy ją znajdziecie i ujarzmicie.
Nie spieszcie się. Pamiętajcie, każdy jest inny. Te same efekty przyjdą w
różnym czasie.
— Marne pocieszenie. — Lena spojrzała zazdrośnie w stronę ojca, który
wyraźnie cieszył się swoimi postępami.
— Na razie to tyle — zarządził Koterski. — Dajcie mi znać, kiedy
odszukacie iskrę. Dopiero wtedy ruszymy dalej.
Lena cały wieczór spędziła na szukaniu iskry. Siedziała na łóżku po
turecku i próbowała śledzić ruchy energii we własnym ciele. Jak na złość, ta
zdawała ukrywać się przed dziewczyną. Gdy Lenie wydawało się, że jest bliska
odnalezienia źródła swojej mocy, to zdawało się przygasać i niknąć, po czy
musiała szukać od nowa. Co za złośliwstwo
— stwierdziła w myślach. No nic, może
jutro — uznała w końcu i położyła się, zmęczona dniem pełnym wrażeń.
+++
Witam, moi drodzy czytelnicy.
Rozdział przybył z jednodniowym poślizgiem i przykro mi, że musieliście
czekać. Muszę przyznać, że to nie moja wina, lecz internetu, który wczoraj bez
żadnego powodu nie chciał działać. Dlatego zastanawiam się, czy po prostu nie
wstawiać rozdziałów wcześniej z ustaloną datą publikacji, żeby coś takiego nie
zdarzało się w przyszłości.
Znów przekroczyłam swój limit słów. Wyszło trochę ponad cztery tysiące, ale
ustaliłam, że ostatnia scena nie może zostać przeniesiona do kolejnego i tak
już zostało. Mam nadzieję, że ściana tekstu was nie zanudzi. Zmieniliśmy trochę
otoczenie, ale nie miałam już siły na dokładniejsze opisywanie instytutu. Wtedy
ten rozdział byłby jeszcze dłuższy. Do końca tej „księgi” jeszcze będzie tyle
opisów, że nie powinniście narzekać.
No właśnie, w spisie treści podzieliłam rozdziały na części i księgi. Od
początku miałam zamiar by ta opowieść nie była opowiedziana jedynie z
perspektywy Leny i w ten sposób chciałam to bardziej podkreślić. Po zakończeniu
tej „księgi”, pojawi się więcej rozdziałów z punktu widzenia innych
postaci. Dałam tego przedsmak już w rozdziale drugim i po trochę w innych. Bez
obaw, Lena wciąż będzie miała swoje pięć minut i nawet znacznie
więcej.
Cóż, mam nadzieję, że wam się podobało. Jak zwykle zachęcam was do
komentowania. Pozdrawiam, Maxine.
O, nowy rozdział, bardzo się cieszę xD widać, że Lenka diamterlanie zmieniła podejście do magii. I dobrze. Aczkolwiek lepiej będzie, jeśli nie zapomni, jak bardzo niebezpieczna może być moc, nad którą nie umie się zapanować... Ale chyba jej to juz nie grozi. Wizyta w Instytucie była niby formalnością, ale jakoś nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś złego im wyjdzie w tych wynikach... Cieszę się, że nasza rodzinka zaczęła pracować nad swoimi umiejętnosciami, choć dośc nietypowo - muszą znaleźć s swoim ciele tę iskrę, a najwyraźniej nie jest to aż takie oczywiste... Hm, zobaczymy, mam nadzieję,że jednak się szybko im to wszytskim uda, nie tylko jednemu. NO i zastanawiam sie tez, jak to będzie z reszta swiata, tzn. z ludźmi, których trójka bohaterów zostawili... czy Lenka i bliźniacy pójdą juz niedługo do szkoły dla elementarzystów? chyba powinii.... no nic, pozostaje mi czekać z niecierpliwościa na dalszy ciąg, to pewnie otrzymam odpowiedź na przynajmniej część swoich pytań. xD Zapraszam na świeżo dodany rozdział u mnie, zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńRozdział jest, choć z lekkim poślizgiem. Tak, Lena jest, powiedziałabym, na razie na porytualnym haju, jakkolwiek by to nie brzmiało. Magia to ciężka sprawa, nigdy nie wiadomo, co z niej wyniknie. Praca nad nowymi mocami była nieunikniona. Lwowscy muszą wiedzieć co robić, inaczej cała uroczystość nie miałaby sensu.
UsuńCo do reszty, na rozwinięcie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, ale obiecuję, że nie za długo. Postaram się nie pogubić żadnych wątków. Jak mi to wyjdzie, zobaczymy.