27 listopada 2015

Rozdział XV



Niedziela okazała się nad wyraz pracowitym dniem. Od rana Lena starała się znaleźć swoją iskrę. Z każdym kolejnym razem była bliżej celu, lecz wciąż miała dużo przed sobą.
Wściekła z powodu marnych efektów, po raz kolejny rzuciła poduszką przed siebie. Pech chciał, że trafiła w swojego ojca, który akurat otwierał drzwi do sypialni.
­­­­— Auć!
Usłyszała zduszony krzyk. Bordowa poducha trafiła Cypriana prosto w twarz i nadała mu takiego samego koloru jak ona. Lena patrzyła, jak się ześlizgiwała i ostatecznie opadła na dywan.
— Przepraszam, tatku, przepraszam! Nie miałam pojęcia, że wchodzisz. — Na pół wstrząśnięta, na pół rozbawiona z zastygłej w grymasie twarzy ojca, Lena zeszła z łóżka.
— Nic ci się nie stało? — Podeszła bliżej niego.
— Żyję — zakomunikował.
— Miałeś pukać — dodała po krótkim zastanowieniu i pokręciła głową w niezadowoleniu. — Inaczej by się to nie zdarzyło.
— Jak zawsze świetna w zwalaniu winy na innych — rzucił Cyprian z przekąsem.
— Mów co chcesz — zignorowała go. — Tato — jęknęła, rozciągając samogłoski — dlaczego tobie tak szybko się udało? — Opadła plecami na łóżko. 
— Co się udało?
— No znaleźć iskrę, a co innego? To jakaś katastrofa, zupełnie mi nie wychodzi.
— Starałaś się znaleźć iskrę i dlatego zrobiłaś tu taki bałagan? — Cyprian rozejrzał się po pokoju.
Oprócz tej poduszki, którą został trafiony, na podłodze leżały jeszcze dwie. Rzeźbiony fotel miał na sobie zawieszony krzywo sweter, a pod nim jeszcze jeden. Drobiazgi kosmetyczne walały się porozrzucane na toaletce, tak samo jak przewrócona puszka po coli.
— No tak, to znaczy nie. Przecież to nie jest bałagan.
Ojciec pokręcił tylko głową i przysiadł na łóżku obok córki.
— Minął dopiero jeden dzień. Słyszałaś Daniela, magowie uczą się tego znacznie dłużej niż przez jedno popołudnie. Daj sobie czas — powiedział spokojnie z nutą ciepła w głosie.
— Ale tobie wyszło.
— Miałem po prostu szczęście. Zobaczysz, tobie też wkrótce się uda. — Dał córce pstryczka w nos i podniósł się.
Ruszył w kierunku drzwi i już chwycił za klamkę, kiedy Lena zapytała:
— Właściwie po co przyszedłeś?
— Ach, no tak. Chciałem ci tylko przypomnieć, żebyś pomału zaczęła się pakować.
— Po co?
— Przecież wracamy dzisiaj do domu. W poniedziałek muszę iść do pracy. Praca — powtórzył — po tym wszystkim to brzmi bardziej surrealistycznie niż podróże w czasie.
— Możemy podróżować w czasie? — Lena zerwała się z łóżka.
— Tego nie wiem — uspokoił ją ojciec. — Ale mam zamiar sprawdzić to w najbliższym czasie. Wiedziałaś ile jest publikacji o magii? Tutejsza biblioteczka jest nimi dosłownie zawalona. Zajrzyj tam kiedyś.
— Wiesz, papo, że książki to nie moja działka. Ale chwila — nagle przypomniała sobie — właściwie miałam sprawdzić coś innego. Jeśli dzisiaj wyjeżdżamy, to może być ostatnia szansa.
— Mianowicie?
— Zauważyłeś, że na tym ogromnym stole w jadalni zrobiono dosłownie całą mapę kraju z tymi wszystkimi kropkami, oznaczeniami i innymi rzeczami.
— Hę? Kiedy to zauważyłaś?
— Podczas obrad. To chyba jedyny raz, kiedy nie zakryli go obrusem.
— W takim razie chodźmy go obejrzeć razem.
— A powrót do domu? — spytała Lena.
— Mamy jeszcze dużo na pakowanie.
Lena wraz z ojcem dotarli do jadalni, wtedy, kiedy akurat nikogo tam nie było. Razem zdjęli wyszywany różanym wzorem obrus, złożyli go i odłożyli na bok. Po odkryciu nagiego drewna z ust Cypriana wyrwało się ciche „wow”. Przejechał dłonią po lakierowanym blacie i podziwiał misterność jego wykonania. Wtedy do pokoju wszedł wuj Gerard wyraźnie zaskoczony tym, co akurat zobaczył.
— Co kombinujecie? — spytał swoim, jak zwykle, cichym głosem, stojąc tuż za Leną.
Dziewczyna natychmiast odwróciła się do źródła dźwięku ze spłoszoną miną.
— Wujku, przestraszyłeś mnie. — Przyłożyła dłoń do piersi. Dlaczego wszyscy w tym domu próbują mnie nastraszyć? Najpierw Ifryt, a teraz wuj. Chociaż nie, on na pewno nie zrobił tego specjalnie — pomyślała.
— Przepraszam, po prostu byłem ciekawy.
— Oglądamy mapę — odparł Cyprian. — Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? To jest świetne.
— E… tak jakoś. — Gerard uniósł nieznacznie ramiona, ale szybko je opuścił, jakby zeszło z niego całe powietrze.
— Nieważne. — Cyprian machnął ręką. — Nie będę ci miał tego za złe, jeśli trochę nam o tym poopowiadasz.
— Hm… no… no dobrze. — Mężczyzna zbliżył się do mebla i oparł na nim obie dłonie. — Od czego by tu..? O, już wiem.
— To jedziesz — ponaglił Cyprian.
Gerard poprawił swoje rogowe okulary i po odchrząknięciu, zaczął opowieść.
— Matka zamówiła go niedługo po objęciu miejsca w radzie, na takie uroczystości jak obrady rodu albo rozmowy biznesowe. Piękna robota, wykonywał go tylko jeden stolarz przez bite pół roku.
— No dobrze, ale może wspomnisz coś więcej o tych miejscach — Cyprian przesunął dłonią po gładkim blacie.
Od czasu dostania rodowego pierścienia praktycznie się z nim nie rozstawał, więc i teraz miał go na palcu. Czerwony kamień odbijał blask żarówek.
— Za dużo od tamtej pory się nie zmieniło, więc większość zaznaczonych miejsc jest aktualna. Oczywiście nie wszystkie, wiecie jak to bywa. Okej, tutaj mamy…
Gerard opowiedział Cyprianowi i Lenie o większości punktów na mapie. Wspomniał o domach wielkich rodów, które to Lena zauważyła już wcześniej i o radzie, i instytutach, a nawet szkołach. Lena nigdy nie pomyślałaby, że istnieje wyższa uczelnia dla elementalistów. Tak samo jak ośrodki zdrowia, koszary czy nawet więzienie. Oczywiście wszystko pod fasadą prywatnych firm i spółek, jak wyjaśnił im wuj. Niewiarygodne, miałam to wszystko pod samym nosem, większość ludzi ma, i nie zauważyłam. Przecież nawet się z tym specjalnie nie kryją. Jak ludzie mogą być tak ślepi i głusi?
— Te najjaśniejsze kropki to teleporty — wyjaśnił Gerard. — Każde województwo ma przynajmniej jeden na swoim terenie. Najczęściej w stolicy. A mówiąc województwo mam na myśli te sprzed reformy z dziewięćdziesiątego dziewiątego. Nie było sensu ich później przenosić.
— Patrz, tato, w naszym mieście też jest. — Lena wskazała na kropkę, znajdującą się dokładnie w miejscu, gdzie leżało jej rodzinne miasto.
— Rzeczywiście. To naprawdę świetna wiadomość. Będziemy mogli do was wpadać bez tłuczenia się samochodem albo pociągiem.  
— Nie musielibyście mnie usypiać w pociągu. Przeszłabym przez teleport i bum, jestem praktycznie w domu.
— No tak, ale trzeba by najpierw tam pojechać, żeby móc z niego skorzystać — wtrącił Gerard.
— Ale nie wszyscy. Wystarczy, że jedno z nas tam pojedzie i zabierze resztę z rezydencji. Co prawda bliźniaki i tak muszą podróżować na razie normalnie. Tato, możesz zabrać je ze sobą do Kielc, a potem przeprowadzisz mnie i dziadka przez teleport.
— Genialne. Tak właśnie zrobimy — zgodził się z entuzjazmem Cyprian.
—No to ja lecę się spakować. Pa wujku, pa tato.
— Pa — odpowiedzieli razem.
Lena jednak wcale nie miała zamiaru szykować się do wyjazdu. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Chciała poradzić się kogoś w kwestii szukania iskry. Nie chciała opuścić rezydencji bez kolejnej lekcji. Kto wie, kiedy będzie miała okazję do następnej. Posiadanie mocy i niepotrafienie z niej  korzystać wydawało jej się największą porażką. Gdyby chociaż znała podstawy, mogłaby ćwiczyć sama, ale bez przebrnięcia przez pierwszą przeszkodę Daniel na pewno nie dałby jej kolejnych wskazówek. Musiała znaleźć kogoś, kto pomógłby jej pokonać ten problem.
Usiadła na kanapie w salonie i pustym wzrokiem patrzyła w ekran. Nie ma mowy, żebym spytała Daniela. Wyjdę na pokrakę. Ifryt? Odpada. Antonina? W żadnym razie. Hm… do kogo by się zwrócić? zastanawiała się.
Jej rozważania przerwał Karol, który przyszedł do salonu i zaczął się po nim kręcić. Od czasu jego przyjazdu, Lena nie rozmawiała z nim za wiele. Wydawał jej się trochę wycofany, ale pewnie wiele z tego zawdzięczał obecności energicznego Ifryta.
— Cześć, Karol — zawołała.
— Eh, cześć — odparł zaskoczony.
— Co robisz? — spytała Lena, widząc, jak chłopak podnosi poduszki i przygląda się półkom.
— Szukam książki. Ifryt mi ją gdzieś schował.
— Na pewno? Nie zostawiłeś jej gdzieś przypadkiem?
— Nie, na pewno nie — rzucił Karol, przypatrując się grzbietom książek na jednym z regałów. — Widziałem go dzisiaj i miał ten swój uśmieszek.
— Uśmieszek?
— No ten, taki niby niewinny. Jak u knującego dziecka — wyjaśnił chłopak.
— Aaa, ten uśmieszek. Nigdy bym o tym nie pomyślała. I kiedy go ma, zawsze coś kombinuje?
— Zazwyczaj — poinformował ją.
— To jakaś ważna książka? — dopytywała się nastolatka. — Może sam ci ją później odda?
— Na pewno nie, jest na to zbyt złośliwy. Wypożyczyłem ją z biblioteki, więc sama rozumiesz, że muszę ją znaleźć przed dzisiejszym powrotem.
— No tak, wy też dzisiaj wracacie — powiedziała Lena, a po chwili zastanowienia dodała. — Jak ta książka wygląda? Może widziałam ją przypadkiem.
— Żółta, zeszytowy format, średniej grubości.
— Niestety, nie zauważyłam takiej. — Pokręciła głową. — Gdzie już byłeś? — Zainteresowała się. Chciała chociaż na chwilę odciągnąć myśli od swoich porażek.
— Właściwie to wszędzie  — rzucił zrezygnowanym tonem. — Została mi tylko kuchnia, jadalnia i biblioteka. — Na dźwięk ostatniego słowa Karol przybrał zamyśloną minę. — Na pewno jest w bibliotece.
— Czemu tak myślisz?
— Tam są całe tony książek. Ifryt pewnie myśli, że to zabawne. Zejdzie mi na to całe popołudnie.
— No to chodźmy, we dwoje na pewno szybciej ją znajdziemy — powiedziała Lena entuzjastycznie.
— We dwoje?
— Pomogę ci. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
— Jeśli chcesz, to chyba nie mam prawa się kłócić. — Karol uśmiechnął się słabo i zaczął iść w kierunku wyjścia.
 — Widocznie wszystkie drogi prowadzą do piekła — szepnęła Lena i podążyła za nim na miejsce.
Biblioteka okazała się być rzeczywiście przepełniona książkami. Znajdowały się nie tylko na sięgających prawie że do sufitu regałach, ale też na walały się na stołach, komodach, a niektóre nawet ułożone w stosikach na podłodze. Do tej pory Lena nie zdawała sobie sprawy, jak dużo z nich ma akurat żółte okładki. Wiele z egzemplarzy wyglądało na stare, wypłowiałe grzbiety odznaczały się na tle nowszych pozycji, lecz o wszystkie jednakowo zadbano, bo dziewczyna nie wyczuła specyficznego zapachu kurzu, od zawsze towarzyszącemu jej szkolnej wypożyczalni. 
— Dlaczego tak naprawdę zechciałaś mi pomóc? — Karol zapytał niespodziewanie, kiedy przechodzili od regału do regału.
— O co właściwie pytasz?
— Nic z tego nie masz, a poza tym słyszałem, że mieliście pierwszą lekcję magii. Nie powinnaś teraz ćwiczyć?
— Pewnie powinnam, ale szczerze mówiąc, zupełnie mi nie idzie. Daniel dał nam zadanie, znalezienie iskry, a ja, no cóż, nie mogę sobie z tym poradzić. Chciałam się po prostu na chwilę oderwać, a jeśli zrobię przy tym coś dobrego, tym lepiej.
— Może mógłbym jakoś pomóc? W ramach rewanżu?
— Mam! — krzyknęła nagle Lena, odwrócona do niego plecami.
— Co? — zapytał Karol zbity z tropu.
— Znalazłam. Twoją książkę. — Pomachała mu nią przed twarzą. — Tak myślę — dodała już mniej zadowolona i oddała ją w ręce ziemnego.
— Zadziwiające — odparł Karol, wertując strony w poszukiwaniu szkolnej pieczątki. — Dzięki, Leno.
— Nie ma sprawy — odparła z uśmiechem.
— Chyba nadeszła pora na rewanż.
— Chodź, usiądźmy gdzieś — zaproponowała.
Ogromne pomieszczenie podzielono na część z książkami oraz kącik czytelniczy. Okazał się bardzo przyjemnie urządzony, jak wszystko w rezydencji, w ciepłych barwach ze złotymi wzorami na tapecie i wyłożonym na środku puchatym dywanem w kolorze czerwonego wina. Znalazł się tu także niewielki kominek z umieszczonymi przy nim fotelami i ławą, a także dwie kanapy.
Na jednej ze ścian wisiał ogromny obraz oprawiony w pozłacaną ramę, przedstawiający rezydencję, prawdopodobnie niedługo po jej wybudowaniu, gdyż wszystko wyglądało jeszcze na nowe, a drzewka nie zdążyły należycie wyrosnąć.
Było tu miejsce na odpoczynek, ale pod oknem stały też dwa potężne, mahoniowe biurka z wieloma szufladami, wręcz stworzone do pracy. Lena wiedziała, że zarówno Antonina jak i Gerard mieli swoje gabinety i zastanawiała się, kto mógłby z nich korzystać.
Lena i Karol usiedli na jednej ze skórzanych kanap. Nie wyglądała na często używaną. Kolor w odcieniu gorzkiej czekolady jedynie miejscami spłowiał od wpadającego z wielkiego okna światła, ale poza tym, wydawała się idealna do takiego miejsca, miękka i głęboka, by móc się w niej wygodnie ułożyć.
— Jak do tej pory ci idzie? Jakieś postępy? — zapytał Karol, wcielając się w rolę nauczyciela.
— Jest lepiej niż wczoraj. Potrafię skupić się na niej przez mniej więcej pół minuty. Później mi ucieka.
— Jak na sam początek to naprawdę dobrze — pochwalił ja. — Pamiętam, jak strasznie mi nie wychodziło, kiedy zaczynałem. Zeszło mi chyba z tym z dwa miesiące, zanim udało mi się ją opanować. Dopiero później okazało się, że to dlatego, że jestem uzdrowicielem.
— A ma to jakieś znaczenie?
— U uzdolnionych magów iskra trochę inaczej się rozkłada. W mojej rodzinie nie było uzdrowicieli, dlatego nikt tego nie podejrzewał. Wydało się, gdy moja młodsza siostra rozbiła sobie kolano i przez przypadek ją uleczyłem — wyjaśnił.
— To nie każdy mag ziemi może leczyć?
— Nie, nie każdy. Każdy odłam magów ma dodatkową zdolność, którą posiadają tylko niektórzy z nich. Nazywamy ich uzdolnionymi. To właśnie spośród nich wywodzą się właśnie uzdrowiciele, czyściciele, zmienni czy znikający. Są też widzący. Oczywiście to nie tak, że od razu jesteś w tym dobra. Ale nie każdy może się tego nauczyć. Musisz mieć to w sobie.
— To naprawdę ciekawe. Ale nie sądzę, żebym miała jakieś specjalne zdolności — dorzuciła smutno.
— Gdybyś miała, raczej byś o nich wiedziała. Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Przepraszam, zupełnie zeszliśmy z tematu — zorientował się po chwili.
— Nic nie szkodzi. Dzięki temu dowiedziałam się naprawdę ciekawych rzeczy. Jesteś fajniejszy niż myślałam.
— Eh, dziękuję. — Karol podrapał się nerwowo po policzku, który przybrał kolor purpury.
Ostatecznie Lena nie dowiedziała się jak opanować swoją iskrę, bo niedługo później odwiedziła ich Olga i przerwała im rozmowę. Lwowska pożegnała się z obojgiem i jeszcze raz podziękowała za uratowanie życia. Obiecała też, że kiedyś na pewno ich odwiedzi, choć sama nie miała pewności czy spełni tę obietnicę, czy powiedziała tak tylko, żeby uszczęśliwić ziemnych. Koniec końców wróciła do punktu wyjścia.
***
Lena stała oparta o parapet i wpatrywała się w widok za oknem. Wszystko wciąż było pokryte cienką warstwą szarego śniegu. Nie mogła uwierzyć, że minął już tydzień i musiała wracać do domu. Nie dlatego, że nie chciała, po prostu zostało jeszcze tyle rzeczy, których nie odkryli.
Daniel podszedł do niej i również wbił wzrok w krajobraz.
— O czym myślisz? — zapytał.
— O wielu rzeczach  — odparła sucho. — O niczym. Właściwie to sama nie wiem.
— Nie chcesz się podzielić, to nie. Nie jestem nawet ciekawy. Po prostu wyglądałaś jakoś tak smutno.
— Naprawdę? Nie zdawałam sobie sprawy — powiedziała szczerze. — Wiele się zmieniło w ciągu ostatniego miesiąca. Wciąż ciężko mi to wszystko przetrawić.
— A niedługo zmieni się jeszcze więcej — stwierdził, a jego głosy w uszach Leny zabrzmiał tajemniczo.
— O co ci chodzi?
— Przenosiny do nowej szkoły, jeszcze w środku roku szkolnego… — zaczął Daniel, ale dziewczyna mu przerwała.
— Zaraz, o czym ty mówisz?
— To przecież logiczny krok. Myślałem, że jesteś tego świadoma.
— Najwyraźniej nie. Wydawało mi się, że to opcjonalne. Zostanie magiem to jedno, ale zostawienie wszystkiego i wyjazd do jakiejś szkoły z internatem na zadupiu, to zupełnie co innego — zdenerwowała się.
— Nikt cię do tego nie zmusi, zawsze pozostaje możliwość prywatnych lekcji. Ja tylko myślałem…
— Tak? — Spojrzała na niego oskarżycielsko.
— Myślałem, że będziesz chciała się przenieść. Wydawałaś się taka podekscytowana magią odkąd przeszłaś rytuał. Nawet nie przyszło mi na myśl, że chciałabyś po tym wszystkim wrócić do normalności.
— No to źle myślałeś. Wracam dzisiaj do domu, a po zakończeniu ferii również do szkoły. Mojej szkoły. — Z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz bardziej dosadny.
— Wcale nie zamierzałem naciskać. — Daniel wycofał się. — Po prostu przemyśl to jeszcze. Teraz muszę odwieźć Olgę i Karola. Pożegnałaś się już z nimi?
Dziewczyna skinęła głową w odpowiedzi.
Lena ani na chwilę nie oderwała wzroku od szarego nieba, by odprowadzić nim ognistego. Rzeczywistość znów miała powrócić. Ostatni tydzień był snem, ale teraz miała się obudzić. Pytaniem pozostało to, czy chciała.
Cholerny Daniel — rzuciła w myślach. Zawsze jak coś powie… Dobrze, że przynajmniej nie wspomniał o moich postępach. A raczej ich braku — westchnęła głośno.
Wróciła do swojej sypialni, żeby znów poćwiczyć. Na początku wydawało jej się, że robiła postępy, ale dość szybko przekonała się, że to tylko złudne wrażenie.
Później znów odwiedził ją ojciec, tym razem pukając przed wejściem.
— To znów ty, tato.
— Spodziewałaś się kogoś innego? — zapytał, konspiracyjnie poruszając brwiami.
— Nie, ale ciebie też nie.
— Ustaliliśmy, jak wrócimy do domu.
— No to zamieniam się w słuch.
— Razem z bliźniakami i Danielem pojedziemy do domu pociągiem, potem udamy się do tego teleportu w mieście i zabierzemy ciebie oraz dziadka. Nie ma potrzeby byście tłukli się razem z nami.
— Po co zabierasz ze sobą Daniela?
— Nie mam własnego dowodu magicznego. Nie przepuszczą mnie do teleportu. Poza tym, Daniel zostanie z nami do końca tygodnia. Przypilnuje, żebyśmy nie zrobili niczego głupiego i przy okazji jeszcze trochę nas podszkoli — wytłumaczył Cyprian.
— Ustaliliście to w tajemnicy przede mną? Czego on się tak czepia? Nie ma swojego życia, czy co? — Oburzyła się.
— Przecież ci o tym mówię. To żaden sekret. Skarbie, on chce tylko nam pomóc.
— No właśnie. To podejrzane.
— Co ty za głupoty opowiadasz — zaśmiał się tato.
— Jest zupełnie obcy — rzuciła, energicznie gestykulując.
— Nie taki znowu obcy. Dyskutowaliśmy o tym z Gerardem i on też uważa, że tak będzie lepiej. Poza tym, inaczej z urzędu przydzieliliby nam kogoś innego. To część procedury. Dopóki nie upewnią się, że nikomu nie zagrażamy, musimy być monitorowani. Dopiero wtedy będą mogli przyznać nam nowe dowody.
— W jaki niby sposób miałabym komukolwiek zagrażać? — Zmarszczyła brwi.
— Na pewno nie świadomie, słonko. Ale wypadki się zdarzają i Daniel może nam pomóc, żeby nic takiego nie musiało się wydarzyć.
 — Jasne — rzuciła lekceważąco. — To o której wyjeżdżacie? — Zmieniła temat, nie chcąc wdawać się w kłótnię.
Ojciec rzucił okiem na zegarek.
— Za dwie i pół godziny.
— Nie zapomnij się pożegnać. — Lena puściła ojcu oczko.
— To byłoby raczej trudne. — Cyprian rozejrzał się po pokoju. Na wierzchu walało się wiele ciuchów. — Lepiej zacznij się powoli pakować.
— Przecież właśnie zaczęłam — powiedziała bez entuzjazmu.
— No dobra, lecę teraz do bliźniaków. Nawet nie chcę wiedzieć, jaki one zrobiły bajzel w swoim pokoju.
— Ja widziałam, zadziwiająco nie tak duży jak w domu — pocieszyła rodziciela.
— Chociaż tyle dobrego.
— Tato?
— Tak?
— Wiesz już, jak powiemy mamie?
— Jeszcze nie — rzucił i wyszedł z pokoju.
***
Ojciec Leny, bliźniaki i Daniel opuścili rezydencję tuż po wystawnym obiedzie pożegnalnym. Lena uparła się, by pomagać pani Zosi przy deserze, czego skutkiem okazał się pięknie wyrośnięty sernik.  Antonina wygłosiła jedną ze swoich mów o wartości rodziny, według Leny, całkiem udaną. Później wszyscy wyszli na werandę i na pożegnanie machali odjeżdżającym na dworzec.
Po wszystkim Lena chciała wrócić do pokoju, żeby dokończyć pakowanie, ale zawołała ją Antonina.
— Poświęcisz mi chwilę, Leno?
— Oczywiście, o co chodzi?
— Chodź do mojego gabinetu. Nie będziemy rozmawiać na korytarzu.
Lena podążyła za wolnymi krokami ciotki. Stukot jej laski odbijał się od kamiennej podłogi holu. Antonina zasiadła za swoim ogromnym fotelem i wbiła spojrzenie złotych oczu w nastolatkę. O dziwo, nie było to nieprzyjemne odczucie.  
— Chciałabym ci tylko powiedzieć, że gdybyś kiedykolwiek czegokolwiek potrzebowała, zawsze możesz się do mnie zwrócić.
— Tak zrobię — odparła nastolatka.
— Nie zapominaj, że mam co do ciebie wielkie plany — rzekła Antonina.
— Pamiętam.
— Dobrze. — Staruszka uśmiechnęła się. — Byłabym bardzo uradowana, gdybyś postanowiła mnie odwiedzać. Nie raz w roku na święta — machnęła ręką — ale choć raz w miesiącu. Jest tyle rzeczy, których chciałabym cię nauczyć. Nie tylko o magii, ale też o życiu. Nawet, jeśli nie zostałabyś w przyszłości głową tej rodziny, to co mam ci do przekazania, na pewno ułatwiłoby ci prowadzenie własnego biznesu. Moim życzeniem byłoby także lepiej cię poznać. Do tej pory nie miałyśmy za dużo wspólnego czasu. Zrobisz to dla starej kobiety?
— Postaram się ciebie odwiedzać, ciociu. Obiecuję — odparła Lena.
— Pamiętaj, Leno. Obietnic nie należy łamać — rzekła Antonina, ale już bez wcześniejszej mocy i charyzmy w głosie.
— Nie zamierzam. — Dziewczyna powiedziała pewnie.
Podeszła i niespodziewanie uściskała Antoninę. Staruszka oddała uścisk, mocniej niżby osiemnastolatka się spodziewała.
Władcza postawa kobiety powoli przestała odstraszać Lenę. Zrozumiała, że pomimo licznej rodziny, nestorka rodu jest po prostu samotna i w ten sposób próbuje znaleźć kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Lena obiecała nie tylko ciotce, ale także i sobie, że na pewno niedługo ją jeszcze odwiedzi.
***
Lena wraz z dziadkiem i Ifrytem stali przed pokojem teleportacyjnym, otoczeni bagażami. Pięć minut wcześniej zadzwonił do niej ojciec z wiadomością, żeby się zbierali. Wyściskali więc wszystkich i ruszyli do piwnicy w oczekiwaniu na transport do domu.
Obraz teleportu zaczął się rozmazywać tak jak wcześniej i dosłownie trzy sekundy później, Lena policzyła, wyłoniła się z niego ręka, a potem reszta jej ojca.
— Eh, co za podróż — powiedział uradowany, ale zmęczenie odbiło się na jego głosie. — Podajcie najpierw torby.
Lena wręczyła ojcu bagaże, które on przenosił na drugą stronę ledwie robiąc krok, tak jakby oddawał je komuś po drugiej stronie. Lena domyśliła się, że Danielowi. Później Cyprian przeprowadził Franciszka.
— Trzymaj się, Leno — rzucił Ifryt na pożegnanie, lekko ściskając kuzynkę. — Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
— W takim razie, do zobaczenia — powiedziała Lena z uśmiechem i przeszła wraz z ojcem na drugą stronę.  
Pomieszczenie, które zobaczyła, okazało się zwykłym pokojem z przykurzoną tapetą na ścianach. Okazało się, że teleport umieszczono w zwykłym mieszkaniu starej kamienicy. Lena dowiedziała się, że wszyscy jej mieszkańcy byli elementalistami, więc na nikim nie robili wrażenia wychodzący stamtąd obcy ludzie. Teleportu pilnowało dwóch strażników, przed którymi należało się wcześniej wylegitymować, by uzyskać do niego dostęp.
Cała szóstka wyszła na świeże powietrze. Dom Lwowskich znajdował się na drugim końcu miasta. Lena, po raz pierwszy od tygodnia, znalazła się w mieście, wśród zwykłych przechodniów. I aut. Niepokój powrócił. Jestem teraz magiem, do cholery. Te durne samochody nie mają nade mną władzy. Nie mają — powtórzyła w myślach. To tylko kupy metalu. To nic takiego.
Jej rozważania przerwała Tysia.
— Leno? Leno?! Wszystko okej? — dopytywała zmartwiona dziewczynka, klepiąc siostrę po ramieniu.
— Pewnie, czemu miałoby nie być?
— Zostałaś w tyle — powiedziała Tysia, wskazując na idącym z przodu męskim gronie. — Chodź, bo nas zostawią. Nie lubię chodzić po ciemku.
— Jasne, masz rację. Chodźmy — zgodziła się Lena i wraz z młodszą siostrą dołączyły do reszty.
Cieszyła się, że wybrali powrót wieczorem. O tej porze ruch uliczny mocno się zmniejszył i nie czuła takiego dyskomfortu, jak tydzień temu, gdy szli na dworzec z rana. Mimo to, na każdym przejściu oglądała się dwa razy więcej niż było to konieczne i ani razu nie przeszła, gdy zauważyła zbliżający się samochód. Nigdy nie przypuszczała, że będzie tak ściśle przestrzegać zasad ruchu drogowego. Przed wypadkiem nie przywiązywała do tego większej uwagi i zdarzało jej się przechodzić w nieoznaczonych miejscach, albo przebiegać tuż przed autami. Teraz nawet nie wyobrażała sobie, by przejść na migającym świetle.
Z uwagi na daleką odległość do domu, Lwowscy zdecydowali się złapać autobus. Szczęście im dopisało i po piętnastu minutach od przybycia na przystanek, ten podjechał. Lena usiadła na samym środku i przez całą drogę jedną ręką ściskała rurkę, aż pobielały jej knykcie. Drugą trzymała ojca za rękę. Nigdy nie podejrzewała, że zrobi to jeszcze publicznie. W końcu już dawno skończyła pięć lat. Wszystko traciło znaczenie, gdy tylko autobus poskoczył na przejeździe kolejowym. Lena zamyknęła wtedy odruchowo oczy, jakby coś miało w nich uderzyć. Gdy tylko pojazd zatrzymał się na właściwym przystanku, nastolatka praktycznie z niego wyskoczyła, zapominając o swoim bagażu. Na szczęście wziął go Daniel.
Lwowscy dotarli do domu niewiele po dwudziestej pierwszej. Gdy tylko Lena przekroczyła metalową furtkę, poczuła spokój. Zobaczyła palące się światło w salonie i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo tęskniła.
 Bliźniaki wpadły do domu pierwsze i od progu wyściskały matkę, która przykucnęła, by móc je lepiej objąć. Reszta tymczasem zdjęła buty i kurtki w przedpokoju. Jolanta po buziaku z Cyprianem i uścisku z Leną, dostrzegła dodatkowego gościa.
— A pan kim właściwie jest? — spytała i poprawiła wiszące luźno blond kosmyki.
Miała na sobie zwykły podkoszulek i rozciągnięty sweter, i wyraźnie nie spodziewała się gościa. 
— Nazywam się Daniel Koterski. Miło mi panią poznać — powiedział jak zwykle z czarującym uśmiechem i pewnie uścisnął jej dłoń.
— Daniel to przyjaciel rodziny — wtrącił szybko Cyprian. — Ma coś do załatwienia na mieście. Zaproponowałem mu, żeby zatrzymał się u nas na trochę.
— W takim razie, rozgość się, Danielu. Leno, zaprowadź gościa do salonu. Zrobiłam herbaty, na pewno jesteście zziębnięci po podróży. Przyniosę dodatkowy kubek — rzuciła i udała się w kierunku kuchni. — Kochanie, pójdziesz ze mną? Weźmiesz ciasto.
— Jasne — rzucił Cyprian i szybko podążył za żoną.
— Chodźmy — powiedziała Lena i zaprowadziła Daniela do salonu.
Wkrótce potem dołączyli do nich małżonkowie.
Koterski rozejrzał się po salonie. Zdecydowanie mały jak na standardy rezydencji, tak samo przytulny, choć nawet w połowie nie tak ozdobny. Wypełniony zdecydowanie jaśniejszymi i nowocześniejszymi meblami i zdjęciami rodzinnymi. Na szklanym stoliku kawowym postawiono ogromny dzbanek z pięknie pachnącą herbatą, a obok tacę z ciastkami i przezroczyste talerzyki.
Ognisty wziął jeden i nałożył sobie kremówkę, którą prawie od razu zaczął pogryzać. W podróży nie mieli zbyt dużo czasu na jedzenie.
— A więc, Danielu. Wolno spytać czym się zajmujesz? — zapytała Jolanta.
— Jestem nauczycielem historii — odparł po chwili, starając się jak najszybciej przełknąć kawałek ciastka.
Ostatecznie jednak jego głos brzmiał na zduszony, a wokół ust zostało mu trochę cukru pudru. Szybko wytarł go wierzchem smukłej dłoni.
— Naprawdę? — zdziwiła się. — Mógłbyś dać parę korków Lenie. To zupełna noga z historii.
— Mamo! — oburzyła się Lena.
— No co? Taka prawda, słońce.
— Wiem, nie bardzo wyglądam — zaśmiał się Daniel.
— Wręcz przeciwnie, masz dość oldskulowy styl.  — Objęła wzrokiem jego brązową marynarkę z łatami na łokciach i baczki sięgające długością prawie do płatka ucha. — Od dawna uczysz?
— To mój pierwszy rok. Mam posadę w jednym z techników w okolicach Krakowa 
— Nie chcę być wścibska, ale na jak długo masz zamiar u nas zostać?
— Około tygodnia — wyjaśnił, po czym dodał sobie czasu na rozwinięcie, upijając łyk herbaty. — Zależy jak potoczą się sprawy. Pani mąż mówił, że nie będzie z tym problemu. Jeśli tak, mogę wynająć…
— Nie ma żadnego problemu — ucięła Jola. — Chciałam się tylko upewnić.
— Wystarczy mi kawałek kanapy. Postaram się nie przeszkadzać — zapewnił ognisty.
— W żadnym razie, pościelę ci w pokoju gościnnym — zarządziła Jolanta. — Jest co prawda niewielki, ale przynajmniej ma porządne łóżko.
— To bardzo miłe z pani strony.
— Skończ z tą panią. Przez to czuję się staro. Jestem Jola.
— No dobrze.
— Opowiadajcie lepiej, jak było na wyjeździe. Wiadomo, że przez telefon zawsze coś umknie.
Podróżnicy streścili Joli wydarzenia z ostatniego tygodnia, na razie zachowując jego nadnaturalne fragmenty na później. Uznali, że zrobią to, jutro, kiedy wszyscy będą wypoczęci i na spokojnie porozmawiają o tej kwestii.
Lena kładąc się do łóżka, dziwnie się czuła. Zdążyła przyzwyczaić się do ogromnego łoża w rezydencji. Jej własne łóżko przypominało jej o czasach, gdy wszystko było normalne. O czasach bez wypadku, bez magii. Nie poświęciła jednak dużo czasu na przemyślenia, bo gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, praktycznie od razu zasnęła.

+++

Hej, moi drodzy.
Po pierwsze, chciałam was przeprosić za to opóźnienie. Wiem, że zwlekałam z rozdziałem prawie cały tydzień, ale nie miałam serca i motywacji, żeby go wcześniej skończyć. Jesienna pogoda nigdy nie dodawała mi energii, a teraz nawet tylko bardziej przytłoczyła mnie swoją szarością.
Miałam poczucie, że piszę bez sensu, że opko jest słabe i po prawie pół roku publikowania praktycznie nic się nie zmieniło. Dobijał mnie mały odzew i liczba komentarzy. Cieszę się z każdego, który dostanę, ale na początku wyobrażałam sobie to wszystko trochę inaczej.
W związku z tym, mam pytanie. Wiecie może, jak mogłabym zainteresować ludzi swoim opowiadaniem oprócz spamienia ludziom w komentarzach? Wolałabym tego nie robić, bo czuję się wtedy jak intruz. Blog jest na  kilku spisach, został oceniony przez recenzownię, ale nawet wysoka ocena nic nie dała. Co prawda dostałam jeden komentarz wyrażający chęć czytania opka w przyszłości i jeden głos w ankiecie, ale to raczej niewiele.  Prawdę mówiąc, marzą mi się trzej stali komentatorzy. Tak wiele i tak niewiele zarazem.
W dzisiejszym rozdziale za dużo się nie podziało. Bywają i takie, bo jednak są potrzebne do popchnięcia fabuły do przodu. No i dostaliśmy trochę informacji o magach. Mam nadzieję, że ostatecznie wam się podoba.
Zastanawiałam się nad zrobieniem mapy na wzór tej z opisów i wrzuceniem jej później do zakładki extra. Teraz pytanie za sto punktów — z ogóle chcielibyście coś takiego?
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie, Maxine.

3 komentarze:

  1. O, Karol, polubilam go! Choc zamiast uczyc Lenę, to z nią gadał xD xD nie wiem, czy w koncu przeszli go cwiczenia szukania iskry? Ciesze sie, ze Lena czuje ja choc orzez chwile, mam nadzieje, ze niedługo znajdzie ją juz na stałe... Lewnie w najmniej oczekiwanym przez nią momencie. Trochę wspolcxuję jej tej fobii orzed samochodami. Naprawde liczę na to, ze zmaleje ona z cAsem. Ok, rozumiem, ze moze podróżować portalami, ale jesli na sam widok kołowego pojazdu tak reaguje, to łatwo nie bedzie. Spidziewalam się, ze Lena moze nie chcieć ot tak opuszczać szkoły. Ale cos mi mowi, ze prędzej czy pozniej ją zmieni. Mam taka nadzieje, bl bardzo chciałabym zobaczyć, jak uczą młodzież magii w Twoim świcie xD ake z pewnością musi wrócić do obecnej szkoły, wyjaśnić to i owo znajomym itd... Z niecieprliwoscia czekam na zderzenie ze światem zewnętrznym. No i zycze Lenie i Danielowi, zeby sie nie pozabijali w ciagu tego tygodnia. Ciekawe tez, jak na to wszytsko zareaguje matka ;).
    Jesli chodzi o popularność. Coz, wydaje mi się, ze najważniejsze jest to. Zeby samemu czytac blogi innych i je komentować. Czytam i komentuję duzo opowiadan, ktore lubię,większość autorów czyta i moje. I komentuje. Nigdy nie zgłosiła, swojego bloga do żadnego spisu, sama raczej tez nie szukam opowiadan na takowych. Wole czytac to, co ktos mi poleci, albo sama znajdę na blogach ludzi, ktorych opowiadania czytam. Zawsze tez zaglądam na opowiadania tych, ktorzy pojawia sie u mnie z komentarzem i jesli mi sie spodoba,to dołączam blog do mojej listy ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, co do mapy, chętnie bym ją zobaczyła, łatwiej byłoby sobie wyobrazic położenie wszelkich punktów i zobaczyć, jakie instytucje posiadają elementarzysci :)

      Usuń
    2. Fajnie, że polubiłaś Karola, bo trochę obawiałam się, że jest za mdły w porównaniu do reszty bohaterów. I nie, nie ćwiczyli, może powinnam to lepiej zaznaczyć.
      Nie chciałam, żeby Lena nie odczuła konsekwencji wypadku. Coś takiego to naprawdę wielka sprawa i nawet wydaje mi się, że wspominam o tym za rzadko. Ale Lena to uparty osioł i na pewno nie da się zdominować strachowi, choć takie rzeczy oczywiście trwają.
      Sytuacja ze szkołą wyjaśni się już niedługo, ale nie mogę zdradzić niczego więcej. Tak, relacja Leny i Daniela zrobiła się bardziej skomplikowana niż zakładałam, jednak spodobał mi się taki obrót spraw. Szczerze, nie jestem jeszcze do końca pewna jak rozwinąć sprawę ze "zwykłymi ludźmi". Mam pewne ramy, ale dałam sobie dużą dowolność w tej kwestii.
      Dzięki za rady odnośnie popularności. Chciałabym mieć więcej czytelników i twoje rady dały mi do myślenia. Mam kilka opowiadań które komentuję i cały czas szukam czegoś nowego do czytania, ale rzadko coś wpada mi w oko. Widziałam ostatnio parę interesujących tytułów, więc jest szansa, że gdzieś zostanę na dłużej. Pomyślę nad większą aktywnością i może coś z tego wyjdzie.
      Czyli zabieram się za mapę. To może trochę potrwać, bo nie mam jeszcze wszystkich miejsc umieszczonych "w przestrzeni", ale myślę, że coś takiego ułatwiłoby wiele i mnie, i czytelnikom.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.