13 grudnia 2015

Rozdział XVII



Tak, jak wcześniej ustalili, zaczekali z udaniem się do budynku rady na przyjazd Cypriana, choć spotkali się z nim przy kamienicy z teleportem, zamiast w domu, dla zaoszczędzenia czasu. Na miejsce udało im się dotrzeć dwadzieścia minut przed zamknięciem odpowiedniego okienka.
Musieli poruszać się niezwykle szybko i Lena nie miała czasu na zwiedzanie. Udało jej się jedynie zwrócić uwagę na częste patrole ochroniarzy. Zawsze chodzili we dwóch i mocno wybijali na tle pastelowych wnętrz w swoich czarnych uniformach.
Ledwo udało im się wypełnić wszystkie potrzebne formularze. Poza tym, dołączeniem odpowiednich papierów i podpisaniem się, niczego więcej od nich nie oczekiwano. Otrzymali zaświadczenie potwierdzające zgłoszenie z pieczątką okienka i mieli wrócić z nim po gotowe dowody równo za dwa tygodnie we wskazanym, oczywiście innym, okienku. Dostali również tymczasowe identyfikatory, pozwalające im na swobodne, oczywiście w granicach rozsądku, poruszanie się po instytucji.
Budynek rady, a przynajmniej część, którą odwiedzili, nie różniła się prawie niczym od przeciętnego urzędu. Może wyglądał odrobinę bardziej elegancko. Przy stanowiskach siedziały tak samo wyglądające panie i tylko fakt, że nie zniknęły ze swoich miejsc na dziesięć minut przed końcem pracy, wyróżniał je od zwykłej tego typu instytucji. 
Daniel wytłumaczył Lwowskim, że znajdują się na jednym z niższych pięter lewego skrzydła biurowca. Gdyby mieli więcej czasu przed zamknięciem, chętnie by ich oprowadził po ogromnym kompleksie, a tak, szybko musieli wracać. 
Idąc z powrotem do teleportu, Lena zobaczyła, za przesłoniętym do połowy żaluzjami oknem, wysoki budynek. Chwilę wpatrywała się w niego, zanim skojarzyła czym był. To przecież Pałac Kultury i Nauki. Jesteśmy w Warszawie? Tak to ja mogę podróżować.
***
Kolejny dzień zaczął się spokojnie. Poza tym, Lena wciąż miała pewne wątpliwości względem Daniela. Nie mogła znieść takich myśli. Ciągłe zastanawianie się nad motywami mężczyzny, wierciło jej dziurę w głowie wystarczająco długo. 
Kiedy tylko usłyszała, jak Daniel powiedział jej dziadkowi, że wybiera się na spotkanie ze znajomym, postanowiła wykorzystać tę szansę. Odczekała chwilę i ruszyła za nim. Dowiem się co ukrywasz, choćbym miała dostać zawału.
Lena podążała za nim w pełnym skupieniu, tak, że dźwięki z ulicy wydawały jej się przytłumione. Dodatkowo przed wyjściem zabrała ze sobą słuchawki, żeby muzyka choć trochę zagłuszyła hałas pędzących aut. Prawdopodobnie nie było to najmądrzejsze wyjście, ale nie zdążyła w tak krótkim czasie wykombinować niczego lepszego. 
Śledzenie nie okazało się takie trudne, jak przypuszczała. Musiała po prostu iść za nim, zachowując odpowiednią odległość. Daniel ani specjalnie nie rozglądał się, ani tym bardziej nie odwracał, oprócz oczywiście miejsc, gdzie przechodził przez jezdnię. Przez większość czasu jednak szedł prosto przed siebie i nawet, kiedy została zatrzymana przez światła uliczne, udało jej się łatwo go dogonić, gdyż musiał zatrzymać się parę metrów dalej. Jedyną wadą śledzenia Koterskiego okazała się zawrotna prędkość, z jaką pokonywał kolejne kilometry. Wydawał wcale się nie męczyć i z łatwością wymijał innych przechodniów. Lena natomiast szła coraz wolniej i z coraz większą zadyszką. Sprawności fizycznej mu nie brakuje, to pewne.
Po pewnym czasie zorientowała się, że Koterski idzie trasą, którą pokazała mu wcześniej. Miała szczęście, że nie wybrał podróży autobusem, bo wtedy byłyby nici ze śledzenia. Najwyraźniej Daniel lubił chodzić na pieszo, bo to, że nie sprawiało mu to żadnego problemu, widziała gołym okiem. Może jest biedakiem. Nauczyciele nie zarabiają chyba zbyt dużo. A co jeśli handluje w szkole jakimiś magicznymi ziołami i idzie na spotkanie ze swoim dostawcą?
Cała podróż nie zajęła więcej niż pół godziny, zanim stanął przed wejściem do centrum handlowego. Od tej pory zaczęła się trudniejsza część.
Tutaj w każdej chwili mógł zawrócić albo zobaczyć ją w szybie wystawowej. Lena związała włosy w ciasny kok z tyłu głowy, starając się, żeby żadne kosmyki nie zostały luźne. Złożyło się, że w jego obecności zawsze nosiła rozpuszczone włosy. Ucieszyła się, że tym razem wzięła kurtkę zamiast płaszcza, który przemókł po wczorajszym wyjściu do Uli, bo Daniel nigdy jej w nim nie widział i uznała, że dzięki temu miała mniejsze szanse na to, że tak łatwo ją rozpozna. Z braku czasu również nie zdążyła się też pomalować i nie miała swoich charakterystycznych, grubych kresek o kształcie jaskółki na powiekach. Może to nie techniki Jamesa Bonda, ale lepsze to niż nic.
Starała się nie zgubić go w tłumie i uznała, że jego ponadprzeciętny wzrost oraz ruda czupryna bardzo jej w tym pomogły. Daniel wyróżniał się i nawet kiedy na chwilę straciła go z oczu, zaraz wypatrzyła go na ruchomych schodach.
Ta część śledzenia okazała się o wiele bardziej męcząca niż Lena sądziła. Daniel zatrzymywał się przy wielu witrynach, głównie jubilerskich i wodził wzrokiem po błyskotkach. A jeśli to złodziej? Wybiera się na zwiad, a w nocy przejdzie do okradania tych wszystkich świecidełek? Kto wie, jakie posiada zdolności magiczne? Może potrafi zmienić się w mgłę? To na pewno ułatwiłoby mu pracę.
Raz nawet odwrócił się i Lena pierwszy raz doceniła drzewka, które sadzono w donicach obok ławeczek, bo gdyby nie zdążyła ukryć się za jednym z nich, byłaby zgubiona. Jakaś matka z dzieckiem dziwnie się na nią popatrzyła, gdy nagle Lena śmignęła im przed oczami, ale nastolatka nie miała czasu na tłumaczenie się obcym. 
Daniel skierował się w stronę niewielkiej kawiarenki, niedaleko jednego z wyjść kompleksu. Miejsce okazało się niestety zbyt małe, by mogła za nim tam wejść i nie zostać zauważoną. Zajęła punkt obserwacyjny po drugiej stronie od wejścia, chowając się częściowo za kolejną rośliną. Usiadł przy jednym z najdalej położonych stolików na  rogu i zamówił dwie kawy, co Lena wyczytała z ruchu jego warg. Żałowała, że nie może niczego usłyszeć z tej odległości, ale za bardzo obawiała się, że Daniel ją wykryje, jeśli podejdzie bliżej i tym samym niczego się nie dowie.
 Zamówił dwie kawy, nie jedną, więc nie będzie siedział tu sam. Hm… mówił, że nie ma dziewczyny, więc dlaczego zatrzymał się akurat w takiej przytulnej kawiarni? Randka w ciemno? Raczej nie. Nie wygląda na takiego, co nie jest w stanie nikogo poderwać na żywo i musi posiłkować się internetem. Wręcz przeciwnie. O matko, a może to żigolak? Uroku i charyzmy ma wystarczająco, warunki fizyczne też niczego sobie. A jeśli czeka na klientkę?
Ledwie kelnerka przyniosła zamówienie, do stolika przysiadł się mężczyzna. Przywitał się w dość formalny sposób i szybko uścisnął dłoń Koterskiego. Ma może z czterdzieści lat, nie wiem, może trochę mniej. Ten wąs postarza. Czyżby to jego alfons?
Przez chwilę rozmawiali, popijając przy tym z filiżanek. Rozmowa przebiegała w raczej neutralnej atmosferze, jakby rozmówcy udzielali się bez większego zaangażowania. Na koniec wymienili się kopertami. Całe spotkanie mogło trwać najwyżej piętnaście minut. Mężczyzna pożegnał się i wyszedł, nawet nie oglądając się za siebie. Daniel natomiast schował kopertę do swojej skórzanej torby, bez której nigdzie się nie ruszał, i w spokoju dopił resztę kawy. Zapłacił rachunek z czarującym uśmiechem na ustach i wyszedł z kawiarenki. No jasne. Jest płatnym zabójcą, a nie żadnym żigolakiem. Jakby się zastanowić, to ma jakąś taką mroczno—tajemniczą aurę. Na pewno ustalali szczegóły zlecenia. Co innego mogłoby być w tej kopercie, jak nie pieniądze? W co ja się wpakowałam?
Później poszedł do księgarni, gdzie spędził dobre dwadzieścia minut i wyszedł z trzema książkami, zadowolony jak nigdy. Poradniki kryminalne? A może chce załatwić kogoś z klubu książki i chce się wkręcić na spotkanie? Albo przygotowuje grunt pod znajomość, żeby łatwiej podejść do niczego niespodziewającej się ofiary.
Następnie zaszedł do sklepu papierniczego, ale przez pozaklejaną plakatami szybę nie widziała czy coś kupił. Taśmę do zaklejenia ust ofierze, sznurek do związania? Wstąpił też na chwilę do sklepu ze skórzanymi rzeczami, przymierzył kilka par pantofli i ostatecznie nic tam nie kupił. Na pewno chciał kupić buty w innym rozmiarze, żeby policjanci nie doszli do niego po odciskach podeszw.
 Przez chwilę stał nawet przed witryną z eleganckimi garniturami i sukniami. Jego uwagę zdawała się przykuwać jedna z nich. Biała, wyszywana brylancikami, o kroju staromodnych sukien balowych. Lena nie mogła zobaczyć jego twarzy, więc równie dobrze mógł patrzeć na coś innego. Czyżby miał wkręcić się na jakieś przyjęcie i tam dokonać zabójstwa? Jeśli zobaczę nagłówek w gazecie mówiący: „Tajemnicze morderstwo na przyjęciu u burmistrza”, będę wiedziała, że to ty, Koterski.
Po chwili przeszedł parę kroków przed siebie, rozejrzał się na rozwidleniu i niespodziewanie odwrócił. Lena nie była na to przygotowana. Zamarła, udając, że przygląda się wystawie akcesoriów wędkarskich. Kątem oka zobaczyła, jak Daniel macha w jej kierunku z uśmiechniętą miną. Krzyknął nawet, co prawda niezbyt głośno, ale wystarczająco, by mogła go usłyszeć i za drugim razem, chcąc nie chcąc, musiała się odwrócić. Jej przykrywka została spalona.
Podszedł do niej, wciąż zadowolony, a może nawet bardziej, gdyż nie pomylił się i nie wyszedł na głupka, wołając do obcej dziewczyny.
Lena postarała się przybrać równie uśmiechniętą i zaskoczoną minę co on, ale miała pewność, że wygląda sztucznie. Jestem w dupie. Teraz na pewno znajdą mnie w jakimś rowie.
— Leno! Co za przypadek, że cię spotkałem.
— Tak! Niemożliwe, że też tu jesteś. Dopiero co weszłam, a ty? — Przełknęła ślinę. Cholera, on wie. A jeśli miał wątpliwości, to na pewno właśnie minęły.
— Kręcę się już trochę. To całkiem spore miejsce — zauważył, rozglądając się dookoła. — Nie odwiedziłem pewnie nawet połowy.
— Jest całkiem spoko — przyznała.
— Mam sporo czasu, mógłbym pomóc ci nieść cokolwiek, co masz zamiar kupić. Chyba, że spotykasz się z kimś?
— Eee… nie. Pewnie, możesz mi towarzyszyć. — Uśmiechnęła się. Olanie go wzbudziłoby pewnie jeszcze więcej podejrzeń. — Czemu nie — rzuciła na koniec i ruszyli przed siebie.
— Idziemy do jakiegoś konkretnego sklepu? — zapytał.
— Raczej nie. Szukam jakiegoś drobiazgu dla koleżanki. A ty? Chcesz jeszcze gdzieś zajrzeć? Nie chcę odciągać cię od twojego celu. Czy ja powiedziałam celu? Och, nie.
— Myślę, że mam już wszystko, co chciałem.
— Okej. Na pewno dasz radę? Faceci zazwyczaj uciekają od zakupów, gdzie pieprz rośnie.
— Tak, to prawda — potwierdził rozbawionym głosem. — Ale dam sobie radę.
Lena weszła do jednego ze swoich ulubionych sklepów z biżuterią. Myszkowanie wśród gablotek zajęło jej całkiem sporo czasu, choć nie zamierzała niczego kupić. Chciała po prostu uwiarygodnić swoją wersję i przy okazji dać się zapisać na kamerach z monitoringu. Daniel z braku lepszego zajęcia również zaczął oglądać towar. Oczywiście Lwowska dwa razy częściej spoglądała na niego niż na pierścionki.
Ostatecznie Daniel kupił wisiorek, a Lena wyszła z niczym. Gdy opuścili sklep, spojrzała na telefon.
— Już tak późno? — rzuciła, niby zdziwiona. — Miałam dzisiaj gotować. Chodź, zajdziemy jeszcze do delikatesów i wracamy.
— Ale niczego nie kupiłaś — zauważył.
— Innym razem. Pewnie i tak powinnam zaczekać z tym na jakieś promocje.
Daniel nie skomentował tego w żaden sposób, tylko ruszył za Leną, która zdążyła się już oddalić. Kiedy tylko zrównał z nią krok, przeszedł ją dreszcz.
Muszę zagadać. Gdybym nic nie powiedziała, to wyglądałoby zbyt podejrzane.
— Widziałam za to, że ty coś wziąłeś — spróbowała zagadać. — Dla twojej nie–dziewczyny?
Daniel zaśmiał się w głos.
— Nie. To dla mojej kuzynki.
— Masz kuzynkę? — palnęła głupio.
— Oczywiście, że mam. Tak samo jak wujków, dziadków i rodziców. Wydawało ci się, że kiedy nie jestem z tobą, wchodzę do czarnej dziury i znikam?
— Przepraszam, to musiało źle zabrzmieć.
— Nie gniewam się. Tylko pomyśl czasem, zanim coś chlapniesz. Nie wszyscy mają poczucie humoru.
— Zapamiętam — odparła potulnie.
W niedługim czasie dotarli do delikatesów. Lena kupiła tylko najważniejsze składniki do obiadu, byle nie przedłużać ich wyprawy jeszcze bardziej szukaniem jakiś drobiazgów. Po wyjściu ze sklepu spożywczego Daniel uparł się, by nieść zakupy. Osiemnastolatka nie czuła się na siłach, żeby się kłócić. Cała ta wyprawa okazała się być o wiele bardziej konfundująca niż przypuszczała.
O dziwo, przez fakt, że całą możliwą uwagę skupiła na nim, droga powrotna okazała się całkiem znośna. Lena uznała, że mimo tego całego szpiegowania, wątpliwości względem niego i szalonych spiskowych teorii, które wysnuła, czuła się całkiem dobrze w jego obecności. Takiej opcji nie zakładała.
***
Gdy przyszli na miejsce, okazało się, że dom stał pusty. Lena poszła przebrać się do pokoju i zaraz wróciła do kuchni, żeby przygotować posiłek. Daniel nie zamierzał opuszczać pomieszczenia, Lwowska jednak nie zamierzała go wyganiać. Wciąż ciągnęła taktykę, polegającą na dowiedzeniu się o nim możliwie jak najwięcej, Zaczęła więc, jak gdyby nigdy nic, kroić warzywa na sałatkę, tylko od czasu do czasu, rzucając na niego okiem. Ognisty zajął się czytaniem jakiegoś komputerowego pisemka, które kupił w drodze powrotnej i wydawał się całkowicie pochłonięty lekturą.
Po pewnym czasie odłożył je na szafkę, a Lena stwierdziła, że ta cisza zbytnio ją denerwuje, żeby się nie odezwać.
— Załatwiłeś mi tę wizytę lekarską?
— Tak, zapomniałem ci powiedzieć. Umówiłem cię na jutro rano. Pójdę z tobą i pokażę ci gdzie jest gabinet.
— Ostatnio myślę, że jesteś jak przyklejona do mojej nogi huba — wyrwało się jej.
— Jestem pasożytem? — zapytał zaskoczony i może trochę rozbawiony.
— Mniej więcej.
— Aż tak mnie nie znosisz?
— Nie do końca. To raczej coś jak przeczucie. — Nie potrafiła tego wyjaśnić. Ale się wkopałam.
— Intuicja ognistych. Elementaliści tego żywiołu często mają takie przeczucia. Nie zawsze się sprawdzają, szczególnie na początku. Łatwo się pogubić.
— Próbujesz mi wmówić, że uroiłam sobie niechęć do ciebie?
— Niczego nie sugeruję. Mówię tylko, że to się zdarza. Jak wszystkim. Zły osąd, tyle. Może gdybyś powiedziała coś więcej o tym, co cię we mnie drażni, jakoś byśmy to rozpracowali?
Lena przez chwilę nie odpowiadała, jakby zastanawiając się czy może podzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami. Tak czy siak, już po mnie. A jeśli ma rację? Jeśli wcale nie jest płatnym zabójcą, a ja robię z siebie idiotkę? Samo pomyślenie o takiej możliwości jest absurdalne. Czy popadłam już w paranoję? No dobra, raz kozie śmierć. Obym tylko nie została tą kozą już teraz.
— Jesteś dziwny. Po prostu dziwny. Nie znasz ani mnie ani mojej rodziny, a jednak pchasz się tu z butami i tą „niby” — odłożyła nóż, żeby zrobić palcami cudzysłów — chęcią pomocy. Po prostu tego nie kupuję. — Wyrzuciła z siebie. — Do tego jeszcze te sny. Denerwują mnie.
— Jakie znowu sny?
— A, to nic takiego. Po prostu to strasznie męczące. Praktycznie nic nie robię, tylko stoję i wrzeszczę jak głupia. Właściwie dlaczego ci to mówię? Jesteś jakimś kolesiem, który wbił mi się do domu, zadaje mnóstwo pytań i zdaje się bardziej interesować nami bardziej, niż nakazuje zdrowy rozsądek.
— Jak tak o tym mówisz, to rzeczywiście może zabrzmieć podejrzanie. — Daniel nagle się roześmiał. — Nie patrzyłem na to z tej strony.
— No widzisz — powiedziała z triumfem w głosie.
— Szczerze, to nie do końca jestem taki bezinteresowny. — Daniel poczochrał swoją rudą czuprynę tak, że przypominała teraz bardziej ptasie gniazdo niż włosy. — Zainteresowałem się tobą — rzucił i natychmiast zrozumiał jak głupio to zabrzmiało. — Nie romantycznie czy coś, w żadnym razie. Naukowo. Twój przypadek jest dość odosobniony. Nie miałem na myśli, że nie traktuję cię jak osoby, ani też, że coś jest z tobą nie tak.
Lena patrzyła na niego z coraz większym powątpiewaniem.
— Ja pier… — zaczął, ale nie dokończył i zamiast tego pacnął się w czoło. Przeciągnął dłonią po całej twarzy, jakby dając sobie czas na zastanowienie. — Coraz bardziej się pogrążam, prawda?
— Mniej więcej.
— Cholera. — Przetarł ręką prawe oko. — Zacznę od początku, okej?
Robi się coraz dziwniej. Zresztą, co mi szkodzi? Wzruszyła ramionami.
— Wszystko zaczęło się od tego nocnego wezwania i twojego wypadku. Jak już wiesz, pomogłem cię wyciągnąć z tamtego auta. Mniej więcej od tamtej chwili jakoś bardziej zaczął mnie obchodzić twój los, bez żadnego większego powodu. Po prostu chyba czułem się odpowiedzialny za twój stan. Wiem, że to absurdalne, ale tak było.
Lena powróciła do krojenia kapusty pekińskiej w paski. 
— Zainteresowałem się twoim stanem po części również ze względów historycznych. Jak wiesz, uczę tego przedmiotu. Mam szczególne upodobanie w niezwykłych wypadkach i osobach. Trochę pogrzebałem wtedy o podobnych przypadkach. Nie znalazłem ich zbyt wielu w archiwach. Do tego pochodzisz z Lwowskich, tych Lwowskich, którzy podnieśli się z popiołów, by stać się jedną z najważniejszych rodzin w kraju.
Lena słuchała w ciszy. Nie chciała przerywać Danielowi, widziała, że nie jest tu łatwo o tym opowiadać. Czyżby Lwowscy naprawdę są takimi szychami? Myślałam, że może opowiadali te wszystkie rzeczy dla dobrego wrażenia. Ludzie w końcu lubią koloryzować. Ale on mówi o nich jak o jakiś bohaterach. Czyżby coś mi umknęło?
— Filip, to znaczy, twój były doktor, to mój dobry znajomy. Trochę o tobie rozmawialiśmy, a potem poszedłem do ciebie na salę. Chciałem mieć swój udział w twoim życiu, nie wiem, poczuć się ważny, czy coś. Dlatego założyłem, że pójdziesz do szkoły. Wtedy mógłbym zostać twoim mentorem, naprawdę cię czegoś nauczyć.
O kurde, niezły potok myśli. Nie myślałam, że weźmie to tak mocno do siebie. To krępujące, że mówi o tym tak otwarcie. Ale chyba tego oczekiwałam, prawda? Robi to dla mnie, uzewnętrznia się? Tylko po to, żebym mu zaufała? Płatni zabójcy chyba nie stosują takich technik manipulacji. Na pewno nie, co ja wymyślam. Powinnam dać mu szansę.
Daniel wciąż kontynuował swoją opowieść.
— Do tego okazałaś się całkiem w porządku, twój ojciec i reszta rodziny również. Znałem już wcześniej Ifryta, w końcu jestem jego mentorem i wiem, że to dobry chłopak. Dlaczego nie miałbym chcieć pomóc jego kuzynce? A i jeszcze ta przemowa twojej ciotki po rytuale. Antonina Lwowska doceniła mnie i nawet nagrodziła. To raczej niecodzienne.
  Przepraszam, jeśli wzięłaś mnie po prostu za dziwnego prześladowcę. Nie chciałem, że tak się to potoczyło — zakończył ze smutkiem.
Podniósł głowę i pierwszy raz podczas tego długiego monologu odważył się spojrzeć jej w oczy. Zażenowanie wprost wylewało się z nich. Widziała, że było mu głupio i nie czuł się dobrze, opowiadając jej o tym wszystkim. Postanowiła docenić ten gest.
— Może to źle, ale o dziwo ci wierzę — powiedziała Lena. Już dawno przestała zajmować się sałatką i przysiadła, by wysłuchać go do końca. — Kiedy już przestałeś gadać od rzeczy.
— A więc zakopiesz topór wojenny? Możemy zacząć od nowa? — spytał z nadzieją.
— Jasne. Ale nie myśl, że od razu mi przejdę z twoją obecnością do porządku dziennego.
— Tylko do końca tygodnia. Potem muszę wracać do szkoły. W końcu mam jeszcze innych uczniów.
— Tak, pewnie, że masz. Jeszcze takiej sklerozy nie mam. — Uśmiechnęła się do niego, choć raz bez cienia podejrzliwości.
***
W czwartek, zaraz po śniadaniu, Lena udała się z Danielem przez teleport do instytutu. Sesja miała odbyć się w innym pokoju niż ostatnio, ale układem zdawał się być podobny do wcześniejszego. Tak samo jak tamten, miał drugie drzwi prowadzące do pomieszczenia z bardziej wyspecjalizowanymi sprzętami. Doktor zaprowadził ją do przyrządu, przypominającego tamten wcześniejszy, gdy badali jej głowę.
Usiadła na wysokim fotelu, a doktor nałożył jej na głowę urządzenie. Na początku nie odczuła żadnej zmiany, potem ciepło przechodzące przez jej głowę i jakby przechodzące fale elektryczne, ale nie było to ani niekomfortowe, ani bolesne. Po prostu dziwne, gdy widziała doktora wpatrującego się w monitory po drugiej stronie sali, ze świadomością, że ogląda jej fale mózgowe. Badanie zakończyło się po dwudziestu minutach, ale doktor postanowił przeprowadzić jeszcze jeden test, zanim uznał, że wszystko jest w porządku.
Podłączył jakieś dodatkowe przewody do urządzenia. Zanim zaczął badanie, dał Lenie gorzki roztwór do wypicia. Skrzywiła się, ale połknęła całość znajdującą się w przezroczystym, plastikowym kubku. Potem podał Lenie jakieś wielokątne kryształy do ręki i przypiął rzepami, tak, żeby przypadkiem ich nie upuściła. Poczuła, jak robiła się senna, a na koniec przez ciało Leny przeszedł strumień energii. Jej powieki powoli zamknęły się, oddech zwolnił i po jakimś czasie zasnęła.
Znów znalazła się w miejscu swoich ostatnich snów. Zaśnieżonym pustkowiu. Tym razem coś się jednak nie zgadzało. W oddali majaczył jakiś kształt, jakby budynek. Po raz pierwszy również padał deszcz, a całe niebo zakryły ciemne chmury. Zdawały kierować się w stronę tamtej budowli. Rozległy się grzmoty błyskawic, a po chwili jedna z nich trafiła prosto w majaczący w oddali dach.
Zaczęła wrzeszczeć:
— Przybywajcie! Przybywajcie strażnicy. Oto miejsce, gdzie spotkacie swego księcia. Przybywajcie, by go chronić! Nadchodzi! Musicie się zjawić! Przybywajcie, przybywajcie…
Nagle nieprzyjemne uczucie, jakby szybkie wypłynięcie spod wody, wyrwało ją ze snu. Gdzie jestem? Co się stało? Rozejrzała się dookoła. Wciąż znajdowała się w gabinecie lekarza, który stał tuż obok i spoglądał na nią z niepokojem. Dlaczego nie pozwolił mi zobaczyć? Skąd mam wiedzieć, gdzie mają iść? Chwila, nie. O czym ja myślę? To znów tylko sen. Nie ma żadnych strażników.
— Leno? Leno?! — Zobaczyła twarz Koterskiego zaraz przed sobą. Nie widziała, skąd się tam wziął.
— Daniel? Co ty tu…
— Krzyczałaś. Myślałem, że coś się stało.
— Już wszystko w porządku — poinformował go doktor. — Niech pan lepiej przyniesie jej wody.
Daniel wyszedł, a doktor w tym czasie poodpinał Lenę ze wszystkich przewodów.
— Panie doktorze, co mi jest? Co to było?
— Przykro mi, ale nie mogę ci teraz powiedzieć. Sam nie jestem pewien. Poczekamy na wyniki i wszystko stanie się jasne, ale musisz jeszcze trochę poczekać.
— Wolałabym wiedzieć już teraz.
— Dostaniesz wieści, jak tylko sam je dostanę. Obiecuję.
Lena wyszła na zewnątrz i usiadła w poczekalni. Daniel zdążył wrócić z wodą.
— Nic ci nie jest? Wyglądasz blado. — Przyjrzał się jej badawczo i mogła zobaczyć, że był zaniepokojony. Na pewno nie oczekiwał takiego obrotu spraw.
— Sama nie wiem. To postępuje, te sny. Jak klatki filmowe, za każdym razem odrobinę do przodu. O co tu chodzi? — rzuciła roztrzęsiona. — Będę je miała już zawsze?
— Nie martw się — odparł uspokajająco. — Jeśli tylko będzie szansa, pomogę ci.
Widziała, że mówił całkowicie szczerze.
— Poczekaj tu chwilę. Zajrzę do doktora, może coś mi powie.
— Mnie nie chciał.
Daniel puścił jej oczko.
— Nie masz mojego uroku.
Zniknął na dobre dziesięć minut, zanim wrócił. Powiedział, że nie dowiedział się niczego ponadto, ale Lena miała pewność, że coś przed nią ukrywa. Cały czas marszczył brwi, jakby się głęboko zastanawiał. Jeśli chce utrzymać moje zaufanie, dlaczego nic mi nie mówi? Czyżby to było aż tak straszne?
***
Po południu, zgodnie z obietnicą Daniela, Lwowscy uprzątnęli garaż i przygotowywali się do kolejnej lekcji. Lena, jako że jeszcze nie opanowała pierwszej umiejętności, nie mogła czynnie w niej uczestniczyć, ale mimo to przyszła i z zainteresowaniem oglądała poczynania reszty. Daniel nie miał serca jej odmówić, wiedząc jak przeżyła pobyt w instytucie.
Cyprian i Franciszek stanęli naprzeciwko nauczyciela.
— Okej. Dzisiaj zaczniemy od czegoś prostego. To wasza pierwsza lekcja praktyki i chciałbym, żebyście dali z siebie wszystko.
— Będę się starać z całych sił — poinformował Cyprian, pełen werwy i chęci do nauki.
— Najpierw spróbujcie się zrelaksować. Stańcie pewnie, na lekko ugiętych nogach. Wyprostujcie plecy. Na tyle, na ile pan może, panie Franciszku, to ma być przyjemność, nie tortura. — Gdy upewnił się, że wykonali polecenie, kontynuował.
— A teraz oddychajcie głęboko. Wdech, wydech. Nosem wdychamy powietrze, ustami wydychamy. Powoli i dokładnie, wdech, wydech.
— Świetnie panu idzie, panie Cyprianie. Oby tak dalej — pochwalił Daniel. — Dobrze, teraz oczyśćcie umysł. Zapomnijcie o przeszłości i przyszłości. Jesteście tylko tutaj, w tej chwili. Skupiacie się tylko na jednym zadaniu. Cały czas oddychajcie głęboko.
— Zamknijcie oczy. Poczujcie energię przepływającą przez wasze ciało. A teraz wyciągnijcie przed siebie swoją dominującą rękę. Odwróćcie ją wnętrzem dłoni do góry. Doskonale. Energia zbiera się w waszej dłoni, przepływa waszymi nerwami. Skupcie ją tam. Czujecie? Jeśli tak, skińcie głowami.
Mężczyźni skinęli.
— Wspaniale. Teraz najłatwiejsza część waszego zadania. Wyobraźcie sobie płomyczek, nie większy od ziarenka fasoli, unoszący się nad waszą dłonią. Poczujcie jego ciepło, ogrzewające wasze palce, zobaczcie oczami wyobraźni jego wygląd. Zmienną strukturę, ciepłą barwę, zmieniającą się od żółci aż do krwistej czerwieni. Poczujcie jego ciężar. Widzicie go? Dobrze.
— Wypchnijcie cząstkę energii poza swoje ciało, tak wcześniej wydychaliście powietrze. Czujecie, jak przenika przez wasze komórki i wydostaje się przez pory? Skupcie ją na wnętrzu waszej dłoni. Kiedy już się tam znajdzie, zacznijcie ją formować w płomyczek, który wcześniej sobie zwizualizowaliście. Musicie uwierzyć, że tam jest. Dokładnie taki, jaki chcecie, żeby był. Czujecie jego ciepło? Postarajcie się pozostać skupieni. Gwałtowny ruch może zniweczyć całą waszą pracę. Jesteście gotowi? Jeśli tak, otwórzcie oczy i zobaczcie. Ja już widzę, komu się udało.
Franciszek otworzył oczy i spojrzał na swoją dłoń. Zobaczył w niej jedynie bladą poświatę, ale na pewno nie płomyk. Zrezygnowany pozwolił jej całkowicie zniknąć i opuścił rękę.
Cyprian poczekał odrobinę dłużej i jego wysiłek się opłacił. Zaledwie tuż nad jego wyciągniętą dłonią lewitował malutki płomyczek wielkości ziarna kukurydzy. Zniknął jednak prawie natychmiast, gdyż mężczyzna nie mógł powstrzymać uśmiechu i to go rozproszyło.
— Udało mi się — rzucił uradowany, mimo, że płomyka już nie było.
— Widziałem. Świetnie wam poszło. Wam obu. Jak na pierwszy raz, powinniście być z siebie dumni. Prawda, Leno? — zapytał Daniel, próbując wciągnąć ją w rozmowę.
Lecz Lwowska nie odpowiedziała. Dopiero wtedy odwrócili się do Leny, gdyż do tej pory stali odwróceni do niej plecami.
Dziewczyna wciąż miała zamknięte oczy, choć wcale nie powinna z nimi ćwiczyć. Ale nie to było najważniejsze. Nad jej wyciągniętą prawą dłonią falował jaśniejący płomyk o kształcie przypominającym serce. I to zdecydowanie większy niż ziarno fasoli.
+++
Hej wszystkim.
Dzisiejszy rozdział trochę krótszy niż poprzedni. Przeniosłam ostatni fragment szesnastego rozdziału na początek tego, bo chciałam trochę lepiej zbalansować ich długość. Dodałam parę nowych zdań, żebyście nie musieli się męczyć z identycznym tekstem.
Dziś skupiłam się na relacji Lena—Daniel. Mam nadzieję, że nie poniosłam w tym punkcie porażki. Nawet zabawnie pisało mi się niektóre fragmenty. Co ciekawe, taki rozdział, skupiający się jedynie na tych dwóch postaciach nie był przeze mnie zaplanowany, ale chciałam wprowadzić trochę lżejszych tonów do opowiadania po wszystkich grobowych tonach. Mam nadzieję, że choć raz uśmiechnęliście się przy czytaniu. Jeśli nie, trudno. W przyszłości postaram się bardziej. „Miszczem” dowcipów nigdy nie byłam.
Jak zwykle, mam nadzieję, że wam się podobało i zachęcam do komentowania. 

3 komentarze:

  1. Lena ma lekka obsesje na punkcie Daniela. Jej coraz to nowsze pomysły podczas śledzenia chłopaka nalrawdę mnie rozwalał. Zastanawiam sie, od ktorego momentu był świadomy szpiega xD hah. Tak sie spodziewałam, ze coś bedzie nie tak z dalszymi badaniami dziewczyny, ale chyba rylko w tych ścisłe magicznych kwestiach...moze to miec cos wspólnego nie tylko ze snami, najwyrazniej niosącymi głębsze przesłanie, ale i z tym ze Lenie udało sie wyczarować największy ogień, mimo ze hipotetycznie w ogole nie powinna jeszcze ćwiczyć. Nie wiem, czy to jest równoznaczne z tym, ze naśle odkryła w sobie iskrę, czy moze traktować to jako kolejny niepojący objaw... W kazdym razie wyraznie widac, ze Lena nie jest zwykła czarownicą. Z niecieprliwoscia czekam na cd :) z, założyłam ostatnio Ocenialnie - konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com i poszukuję ludzi do załogi. Moze jestes zainteresowana? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tsa, Lena dość przekombinowała, śledząc Daniela, ale takie było założenie i sądząc po twoim komentarzu, wyszło chyba nie tak źle. Cóż, Daniel głupi nie jest, do tego wyczulona intuicja ognistych też dała swoje, więc można się domyślić jak to było.
      Nie chcę za wiele zdradzać co do reszty twojego komentarza, ale idziesz w miarę dobrym kierunku.
      Co do ocenialni, na pewno chętnie wpadnę i zobaczę jak to wygląda. A nuż mi się spodoba?

      Usuń
  2. Chciałabym aby Daniel i Lena byli razem i coś czuję, że tak będzie <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz - proszę, skomentuj. Dla ciebie to niewiele, ale dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota. Zawsze z chęcią odpowiem na pytania i sugestie.